Więcej niż stracona okazja dla Palestyńczyków


Jonathan S. Tobin 2020-09-23

Przywódca Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, zwraca się do Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie szczegółów bliskowschodniego planu pokojowego przedstawionego przez Stany Zjednoczone 11 lutego 2020 roku. Zdjęcie: Eskinder Debebe/U.N. Photo.
Przywódca Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas, zwraca się do Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie szczegółów bliskowschodniego planu pokojowego przedstawionego przez Stany Zjednoczone 11 lutego 2020 roku. Zdjęcie: Eskinder Debebe/U.N. Photo.

Jeśli mieliście jakieś wątpliwości co do tego, czy rzeczywiście minęła era, w której świat arabski przyznawał Palestyńczykom prawo weta w sprawie pokoju na Bliskim Wschodzie, dramat w Kairze w tym tygodniu powinien je ostatecznie rozwiać. Podczas spotkania w egipskiej stolicy Liga Arabska, organ, który powstał w 1945 roku, by pomóc koordynować wojnę ze syjonizmem, pokazała wyraźnie, że wycofuje się ze stuletniej bitwy Palestyńczyków przeciwko idei państwa żydowskiego.

 

Odrzucenie przez Ligę Arabską starań Palestyńczyków o potępienie decyzji Zjednoczonych Emiratów Arabskich znormalizowania stosunków z Izraelem jest niemal takim kamieniem milowym jak porozumienie, do jakiego popchnęła administracja Trumpa. Autonomia Palestyńska i jej rywale z Hamasu wściekali się przeciwko decyzji ZEA jako “zdradzie”. Państwa arabskie jednak nie dają się dłużej wciągać w popieranie takiego bezsensownego konfliktu.  


Jak było do przewidzenia, Palestyńczycy reagują na porażkę nie przez wyciągnięcie wniosków z tego wydarzenia i przemyślenie swojego stanowiska. Zamiast tego podwajają negacjonizm i potępiają swoich wczorajszych sojuszników.


Nie są jednak jedynymi, którzy powinni ocenić, czy ich idee nie stały się przestarzałe. Amerykanie, którzy spędzili dziesięciolecia na próbach zmuszenia Izraela do umożliwienia rozwiązania w postaci dwóch państw, co miało zakończyć konflikt, także powinni zrozumieć, że porozumienie o normalizacji stosunków pokazuje, że ich założenia o chęci Palestyńczyków do zawarcia pokoju także zostały w końcu rozbite.

 

To znaczy, że ludzie establishmentu, którzy mają nadzieję na powrót do steru amerykańskiej polityki zagranicznej, jeśli były wiceprezydent, Joe Biden pokona w listopadzie Donalda Trumpa, także zrobiliby dobrze, gdyby na nowo przemyśleli swoje plany wskrzeszenia bliskowschodniej polityki byłego prezydenta, Baracka Obamy. Spektakl, jaki rozegrał się w Kairze, nie jest tylko potwierdzeniem uwieńczonych sukcesem starań Trumpa doprowadzenia do zbliżenia między Izraelem a Arabią Saudyjską. Jest to pobudka dla tych wszystkich, którzy jeszcze nie zrozumieli, że odpłynął statek z próbami przekonania Palestyńczyków, by wreszcie przyjęli “tak” jako odpowiedź  w sprawie pokoju. 


Pogoń za rozwiązaniem w postaci dwóch państw była centralna dla dyplomacji USA przez wiele administracji, zarówno republikańskich, jak demokratycznych. Także Trump, którego propozycja “Pokoju dla Dobrobytu” zmieniała akcent z nacisku na Izrael na podejście „z zewnątrz do środka”, w którym kraje arabskie przekonają/przekupią Palestyńczyków, by zrezygnowali z wojny z państwem żydowskim, miał jako cel dwa państwa.   


Palestyńczycy odrzucili wiele ofert niezależnego państwa, jakie przedstawiały byłe administracje i nie chcieli współpracować nawet ze staraniami Obamy, by przechylić dyplomatyczne boisko w ich kierunku. Tak więc ich odmowa współpracy z zespołem polityki zagranicznej Trumpa nie była niespodzianką.


Ale kleptokracja, która rządzi AP, i jej przywódca, Mahmoud Abbas, nie rozumieli wpływu faworyzującej Iran polityki Obamy na państwa arabskie, które bardziej obawiają się agresywnego, islamistycznego reżimu z Teheranu niż kiedykolwiek obawiały się syjonistów. To doprowadziło państwa arabskie do przyznania, że Izrael jest strategicznym sojusznikiem w ich dążeniach do odparcia Iranu zmierzającego do regionalnej hegemonii, jak również jest lukratywnym partnerem handlowym. To przyznanie doprowadziło nie tylko do bliższych, zakulisowych kontaktów Izraela z Arabią Saudyjską, ale do uwieńczonych powodzeniem starań Trumpa, by przekonać ZEA do decyzji o normalizacji stosunków z państwem żydowskim.  


I to doprowadziło do palestyńskiego fiaska w tym tygodniu, w którym ta sama Liga Arabska, która przegłosowała “trzy razy nie” w Chartumie po wojnie sześciodniowej 1967 roku – nie dla pokoju z Izraelem, nie dla uznania Izraela i nie dla negocjacji z Izraelem – powiedziała wyraźnie, że niepotrzebny jej jest palestyński ruch narodowy, który nie potrafi zawrzeć pokoju.


Gdyby Palestyńczycy byli bardziej zainteresowani własnymi interesami niż pokazywaniem ideologicznego sprzeciwu wobec prawomocności państwa żydowskiego – niezależnie od tego, gdzie nakreślone są jego granice – mogliby prowadzić przetargi z Trumpem. Mogli wykorzystać ofertę pomocy, na jaką były gotowe państwa arabskie w celu finansowania starań o pokój. To mogło dać im państwo, jak również szansę zamożnej przyszłości.


Pokój jednak nie interesował ich bardziej w roku 2020 niż w roku 2000, 2001 i 2008, kiedy odrzucali jeszcze hojniejsze oferty, ani przy żadnej okazji zawarcia pokoju, jaką stracili przez te lata. Dowcipna uwaga izraelskiego polityka, Abba Ebana, że Palestyńczycy “nigdy nie tracą okazji, by stracić okazję” nigdy nie była trafniejsza. Jedyną różnicą między dniem dzisiejszym a 1973 rokiem, kiedy Ebban wypowiedział te słowa, jest to, że obecnie mówią to państwa arabskie, nie zaś Izrael.


Palestyńczycy sądzą, że nadal mają sojuszników. Unie Europejska może być nieistotna dla spraw bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie, niemniej nadal może subsydiować korupcję w Ramallah. I Palestyńczycy mogą zawsze zwrócić się do Iranu i może także do Kataru, które pomagają finansować Hamas w Strefie Gazy. Ale skierowanie się ku radykałom tylko jeszcze bardziej zaszkodzi ich sprawie, którą większość świata arabskiego uważa obecnie za beznadziejnie oderwaną od rzeczywistości i nowoczesności.


Obecnie pytaniem jest, czy wybory prezydenckie w USA doprowadzą do powrotu polityki, która tak długo umożliwiała palestyński negacjonizm. Nie ulega wątpliwości, że zespół polityki zagranicznej Bidena będzie obsadzony ludźmi, którzy kurczowo trzymają się mitu, że Palestyńczycy chcą państwa obok Izraela, nie zaś państwa zamiast Izraela.


Niemniej najbardziej nawet oddani zwolennicy nacisków na Izrael, by uczynił samobójcze ustępstwa, muszą teraz uznać, że Palestyńczycy są niezdolni do zawarcia pokoju. Palestyńska tożsamość narodowa jest nadal nieodłącznie związana z daremną wojną ze syjonizmem, w której muszą uznać porażkę.


Zobaczymy, czy Demokraci tak samo ugrzęźli w przeszłości jak Palestyńczycy. Jeśli amerykańscy wyborcy dadzą im szansę, czy będą tak zaślepieni nienawiścią do Trumpa, że będą próbowali zniszczyć osiągnięty postęp? Jeśli tak, Arabowie i Izraelczycy, jak również Palestyńczycy, którzy wiedzą, że ich przywódcy zawiedli ich, będą tymi, którzy zapłacą cenę za taką głupotę.


More than a missed opportunity for Palestinians

JNS.Org, 9 września 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.