Stabilność dla naszych wrogów


Caroline Glick 2020-07-31


Od lat 1990 dominującym poglądem w społeczności ludzi zajmujących się bezpieczeństwem narodowym Izraela było przekonanie, że najwyższym priorytetem Izraela w stosunku do Palestyńczyków jest zachowywanie stabilności ich kierownictwa. Dotyczy to zarówno stosunków z kontrolowaną przez Fatah Autonomią Palestyńską w Judei i Samarii, jak i reżimu Hamasu w Gazie.

 

Przesłanką, na której opiera się ten pogląd, jest to, że mimo ich wrogości, jeśli te reżimy utracą panowanie, będzie to gorsze dla Izraela, który będzie wtedy musiał przejąć je wielkim kosztem ofiar w ludziach i w pozycji międzynarodowej. Innymi słowy, to jest albo Hamas i Fatah, albo Izraelskie Siły Obronne. A izraelski establishment bezpieczeństwa woli te pierwsze.


Dla utrzymania reżimu Fatahu przy władzy izraelscy generałowie i ich koledzy z think tanków od dawna naciskali na rząd, by zapewnił ich finansową zdolność do życia. W praktyce wymagało to, by Izrael zbierał cła i inne pośrednie podatki dla AP i przekazywał te fundusze, bez żadnych warunków, miesiąc po miesiącu. Fakt, że AP zawsze używa dużej części swojego budżetu do finansowania terroryzmu, nie miał większego znaczenia dla generałów i ich kolegów.  


W wypadku kontrolowanej przez Hamas Gazy utrzymanie terrorystycznego reżimu wymagało od Izraela pozwolenia AP na przekazywanie funduszy dla jej pracowników w Gazie, mimo że przez płacenie pensji AP skutecznie umożliwiała Hamasowi na poświęcanie funduszy wyłącznie na prowadzenie wojny przeciwko Izraelowi. Utrzymanie Hamasu przy władzy wymagało także od Izraela pozwolenia Katarowi na przewożenie całych ciężarówek gotówki do Gazy, by trzymać terrorystyczne państwo Hamasu na powierzchni.  


Siedząc bezpiecznie u władzy – dzięki Izraelowi - Fatah miał wolne ręce, by poświęcić swoją energię na prowadzenie na wielu frontach wojny przeciwko Izraelowi. Finansuje terrorystów – pieniędzmi z podatków zbieranych dla niego przez Izrael. Podżega do terroru w swoich mediach i za to także płaci z podatków przekazywanych przez Izrael. Płaci swoim siłom bezpieczeństwa i indoktrynuje swoją ludność, by dążyła do zniszczenia Izraela. Na wielką skalę prowadzi kradzież ziemi rządowej i zajmuje się nielegalnym budownictwem w Judei i Samarii, by zdławić żydowskie społeczności. A także Fatah-AP prowadzi wojnę dyplomatyczną przeciwko Izraelowi w Organizacji Narodów Zjednoczonych, w stolicach świata i coraz bardziej także w Międzynarodowym Trybunale Karnym.


Siedząc bezpiecznie u władzy Hamas buduje swoje siły. Rozwija więzi z Hezbollahem i ruchem Huti i wzmacnia swój klientowski związek tak z Iranem, jak z Turcją. I raz za razem dokonuje rakietowej ofensywy na Izrael, starając się zabijać i terroryzować izraelskich cywilów.  


Czy im się to podoba, czy nie, mieszkańcy Hamasstanu i Fatahlandu nie mają wyboru i muszą żyć pod jarzmem swoich reżimów. Dzięki Izraelowi – i ekspertom bezpieczeństwa nastawionym na stabilność – nie mają szansy na współzawodniczenie o władzę ani na rebelię.  


Izraelska społeczność odpowiedzialna za bezpieczeństwo nie jest sama w tym przywiązaniu do stabilności – nawet kosztem wzmacniania wroga. Ich amerykańscy koledzy siedzą w tej samej łodzi. Miejscem, w którym Amerykanie najbardziej stanowczo forsowali tę politykę w ostatnich latach, jest Liban. Po drugiej wojnie libańskiej w 2006 roku mimo bezpośredniej pomocy zarówno libańskiego rządu, jak Libańskich Sił Zbrojnych (LAF) dostarczanej Hezbollahowi w jego wojnie przeciwko Izraelowi, administracja Busha niezmiernie rozszerzyła cywilną i militarną pomoc USA dla libańskiego rządu i dla LAF. Obama jeszcze bardziej rozszerzył pakiety pomocowe. I mimo opozycji z niektórych kręgów administracji Trumpa, Pentagon nalega na utrzymanie tej pomocy.  


Bardzo podobnie do swoich izraelskich odpowiedników, wierchuszka aparatu bezpieczeństwa USA twierdzi, że mimo faktu, iż Hezbollah jest potężniejszą siłą militarną niż LAF i w rzeczywistości dominuje w kraju, i mimo faktu, że Hezbollah kontroluje libański rząd, zarówno rząd, jak LAF powinni być traktowani jako niezależne organizacje. Ich stabilność i związki z pomocą z USA mogą z czasem pomóc im w zdobyciu władzy we własnym kraju.  


Jest kilka problemów z tym poglądem. Głównym problemem jest to, że według obecnego system Hezbollah rządzi wszystkim i jak długo system nie zmieni się, Hezbollah będzie kontrolował rząd i LAF; niezależnie od tego, ile samolotów, noktowizorów, moździerzy i armat amerykańscy podatnicy kupią dla LAF i niezależnie od tego, jak wiele cywilnej pomocy kupią dla libańskiego rządu. Jedynym sposobem zmiany sytuacji jest zmiana systemu. A militarna i cywilna pomoc USA dla libańskiego rządu i dla LAF utrwala ten system.


Wojna domowa w Syrii z brutalną jasnością ujawniła kontrproduktywną naturę podzielanych preferencji izraelskich i amerykańskich elit bezpieczeństwa dla stabilności przedkładanej nade wszystko.


Przez dziesięciolecia zarówno izraelskie, jak amerykańskie władze wspierały reżim Assada w Syrii. Podobnie jak nadal twierdzą w sprawie Palestyńczyków i Libańczyków, eksperci upierali się, że tyrania Assada jest lepsza od alternatywy. To prawda, zarówno Hafez Assad, jak jego syn, Baszar Assad, sponsorowali terroryzm i pracowali nad bronią masowej zagłady. To prawda, że pod ich rządami Syria służyła i nadal służy jako rosyjski i irański satelita i centrum globalnego terroryzmu.


Długowieczność reżimu czyniła jednak, że wydawał się wiarygodny. Ponieważ przetrwał, amerykańscy i izraelscy eksperci bezpieczeństwa twierdzili, że był siłą stabilizującą. Także kiedy Assadowie ułatwiali, a często rozkazywali Hezbollahowi i innym grupom terroru, by atakowali izraelskie i amerykańskie cele, izraelskie i amerykańskie społeczności odpowiedzialne za bezpieczeństwo uparcie twierdziły, że Syria nie jest naprawdę zainteresowana chaosem, który powoduje. To było tylko wypuszczanie pary. Albo coś w tym stylu.  


Ponadto wierzyli, że w końcu Assadów można będzie ugłaskać i podpiszą kawałek papieru ze słowem “pokój” w zamian za szanse powrotu na Wzgórza Golan. A kiedy to się zdarzy, Syryjczycy rozwiążą siły terroru, które sami sponsorują i odwrócą się od Rosjan i Irańczyków.  


Z powodu duszącego uścisku, w jakim Assadowie od lat trzymają swoich obywateli, grupy opozycyjne były w zasadzie bezsilne i  niezdolne do dostarczenia wiarygodnej i użytecznej informacji Izraelowi i Stanom Zjednoczonym.  


A potem stało się coś nie do pomyślenia. Syryjski naród zbuntował się i nie było dłużej status quo.


Destabilizacja dynastii Assada nie zaszkodziła Izraelowi. Wzmocniła go. Assad nie mógł wspierać uderzeń Hezbollahu na Izrael, kiedy potrzebował ich w Syrii, by bronili go. Tak więc wojna domowa w Syrii zmniejszyła perspektywę uderzenia Hezbollahu na Izrael do bezprecedensowo niskiego poziomu.


A byli jeszcze sami Syryjczycy. Okazało się, że kiedy ludzie zaczęli powstawać przeciwko własnemu ciemiężcy, chętnie wyciągali ręce do Izraela. Choć Izrael zachowywał oficjalne stanowisko całkowitej bezstronności w sprawie wojny w Syrii i nie wyprawił żadnych sił za swoją granicę, sami Syryjczycy byli gotowi nagrodzić humanitarną pomoc Izraela ważną pomocą wywiadowczą.


Według wielu raportów i źródeł dzisiaj, dziewięć lat od wybuchu wojny, Syria jest dla izraelskiego wywiadu otwartą książką. A dzięki sprawności wywiadu izraelskiego w Syrii, Izrael zyskał bezprecedensową zdolność zbierania materiałów wywiadowczych w całym świecie arabskim i w Iranie.


To doprowadza nas do Libanu. Nie wydaje się, by Liban był na krawędzi wojny domowej, ale jest pośrodku ekonomicznego i społecznego upadku. Elektryczność jest obecnie dostarczana przez zaledwie dwie do trzech godzin dziennie. Waluta Libanu w zeszłym roku została zdewaluowana o 60 procent i jego notowania kredytowe są niższe niż Wenezueli. Kontrola Hezbollahu nad krajem wygnała arabskich inwestorów i wysuszyła strumień dolarów pomocowych z Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich.


Sankcje USA zakończyły finansowe wsparcie Hezbollahu przez Iran. Rządowa korupcja powstrzymała Międzynarodowy Fundusz Monetarny przed udzieleniem pożyczki. Libańskie banki bankrutują. Nawet Chiny nie chcą rzucać dobrych pieniędzy za złymi.


Wydaje się, że dzisiaj jest tylko jedna siła na świecie, która może uratować kontrolowany przez Hezbollah Liban przed zniszczeniem: Pentagon.


W zeszłym tygodniu generał Kenneth McKenzie, dowódca Centralnego Dowództwa Armii USA, wyraził zrozumienie dla podporzadkowania się rządu Libanu Hezbollahowi.  

 

“Hezbollah pozostaje problemem, pozostaje kwestią - powiedział McKenzie podczas konferencji prasowej online.


“Uznajemy, że tam jest. Bylibyśmy – ja byłbym ślepy, gdybym go tam nie widział. Uznajemy, że… miejscowi ludzie tam, w Libanie, muszą się do tego dostosować”. 


Innymi słowy, armia USA akceptuje kontrolę Hezbollahu nad libańskim rządem i armią. Podczas wizyty w Bejrucie kilka tygodni temu McKenzie wyraził nieustające poparcie Stanów Zjednoczonych dla jednego i drugiego.


Dla wyjaśnienia. Liban upada. Ale dzień po tym, jak rząd – i jego panowie z Hezbollahu – upadną, naród libański będzie nadal w Libanie, z pewnością w rozsypce i cierpiący, ale całkowicie żywy i szukający drogi do odbudowy.


Chociaż nasilają się doniesienia, że Iran chce, by Hezbollah zaatakował Izrael w odwecie za niedawne pożary i eksplozje w irańskich instalacjach jądrowych i rakietowych, jeśli Hezbollah zaatakuje Izrael, Libańczycy (którzy zaczynają głodować) nie staną u jego boku. Wręcz przeciwnie.

 

Podobnie jak w Syrii, destabilizacja lub upadek libańskiego rządu i Hezbollahu nie zaszkodzą Izraelowi (ani Stanom Zjednoczonym). Zaszkodzi to ich wrogom i otworzy zupełnie nowy zestaw okazji dla Izraela i dla Stanów Zjednoczonych, by pracować z libańskim narodem, który nie jest ich wrogiem, dla pożytku wszystkich, których ta sprawa dotyka. Taka współpraca nie wymaga obecności żołnierzy izraelskich ani amerykańskich w Libanie.


Co doprowadza nas do Palestyńczyków.


W zeszły weekend minister obrony, Benny Gantz, przedłużył o dodatkowe 45 dni zawieszenie izraelskich praw o zwalczaniu finansowania terroru w Judei i Samarii, które zawiesił w zeszłym miesiącu. Robiąc to Gantz dał AP zielone światło na kontynuowanie finansowania terrorystów i ich rodzin, i przekazywania płac dla terrorystów przez palestyńskie banki bez narażania ani AP, ani banków na finansowe sankcje i pociąganie do odpowiedzialności karnej. W odpowiedzi na oburzenie rodzin ofiar terroru Gantz twierdził, że działa na prośbę społeczności odpowiedzialnej za bezpieczeństwo.


Bowiem raz jeszcze, z perspektywy starej gwardii bezpieczeństwa najbardziej na świecie przerażającym zwrotem jest „upadek Autonomii Palestyńskiej”. Będą działać, by zapobiec temu, nawet jeśli oznacza to płacenie pensji palestyńskim terrorystom.  


Dzięki niewolniczemu oddaniu izraelskiej społeczności bezpieczeństwa dla stabilności ani Hamas, ani Fatah nie muszą martwić się o sprzeciwy społeczne. Zamiast zbuntować się przeciwko swoim panom z Fatahu i Hamasu (i zwrócić się ku Izraelowi), rozmaite palestyńskie frakcje utrzymują się przy życiu przez przyłączanie się do ataków swoich reżimów na Izrael. Jest to jedyna możliwość. Gdyby reżimy AP i Hamasu upadły, dynamika zmieniłaby się. I tak jak było w wypadku Syrii, zmieniłyby się wybory Palestyńczyków.


Chociaż łatwo zrozumieć urok stabilności, stosunki z reżimami wroga są z natury niestabilne i dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, nasz świat jest niestabilny. Nasi wrogowie albo upadają, albo są na krawędzi upadku. Ratowanie ich nie służy żadnemu izralskiemu interesowi. 


Stability for our enemies

JNS.Org, 26 lipca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Caroline Glick 

Znana dziennikarka izraelska, pracuje w „Jerusalem Post”. Urodzona w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukończyła studia z nauk społecznych. Emigrowała do Izraela w 1991 roku, wstępując natychmiast do IDF, w 1996 roku zakończyła karierę w wojsku w stopniu kapitana. Występuje często w izraelskiej telewizji, jest również zapraszana przez różne stacje telewizyjne w USA.