Wojna kulturowa lewicy niszczy zwyczajnych ludzi wraz z potężnymi


Jonathan S. Tobin 2020-07-18

Protest przeciw nierównościom rasowym w Nowym Jorku, 11 czerwca 2020 (Idris Solomon/Reuters)

Protest przeciw nierównościom rasowym w Nowym Jorku, 11 czerwca 2020 (Idris Solomon/Reuters)



Nie trzeba być wielką znakomitością ani należeć do elity w dziedzinie literatury lub dziennikarstwa, żeby być niszczonym. Jednak problemów zwykłych ludzi, którym przysparza się cierpień, ponieważ nie kłaniają się uniżenie ruchowi Black Lives Matter lub głosowali na niewłaściwego kandydata, nie zauważa się zbyt często. Jak pokazuje niedawna sprawa nowojorskiego właściciela kawiarni, który wydaje się bliski utraty swojego przedsiębiorstwa za błąd publicznego przyznania się, że głosował na Trumpa, prawdziwym niebezpieczeństwem dla kultury obywatelskiej Ameryki jest zamykanie ust zwykłym obywatelom.

Klasy gęgaczy, szczególnie na Twitterze, wykazują obsesję na punkcie losu pisarzy, dziennikarzy i akademików, których możliwość pracy jest zagrożona lub odebrana za występek traktowania konserwatywnych idei jako wartych dyskusji ( ludzi takich jak redaktor działu opinii “New York Timesa”, Bennet) lub nie zgadzania się z katechizmem ruchu Black Lives Matter (ekonomista Harold Uhlig), lub po prostu używania innego słowa niż “black” przed “lives matter” (redaktor „Philadelphia Inquirer”, Stan Wischnowski). Szanowany historyk sztuki i kurator w New York’s Metropolitan Museum of Art został poddany sesji opluwania w stylu chińskiej Rewolucji Kulturalnej i upokorzony za występek zawoalowanego porównania między tłuszczą obalającą dziś pomniki na amerykańskich placach i jakobińskimi wandalami, którzy robili to samo w rewolucyjnej Francji.  


Innych denuncjowali ich koledzy i ich posady były zagrożone za podpisanie petycji broniącej wolności słowa. To był niespodziewany dylemat, przed jakim stanął współzałożyciel “Vox”,    Matthew Yglesias, kiedy dołączył do dziesiątków innych dobrze znanych autorów i podpisał  “A Letter on Justice and Open Debate”, opublikowany przez magazyn „Harper”. Mógł sądzić, że jest w porządku, ponieważ list zawiera krytykę Trumpa, albo mógł uznać, że jest bezpieczny wśród tak wielu różnorodnych luminarzy ze świata literatury i dziennikarstwa.  


Jak jednak Yglesias wkrótce odkrył, dynamika “przebudzenia” nie toleruje innego zdania – lub, jak na ironię, nie toleruje żadnej obrony wolności słowa, która popiera prawo do innego zdania. Osoba zatrudniona w “Vox” wystąpiła przeciwko niemu, ponieważ wśród sygnatariuszy listu było „kilku znanych głosów antytrans”. Papugując język zawarty w każdym informatorze dla firm o postępowaniu z zasobami ludzkimi, gdzie ostrzega się przed najmniej nawet dostrzegalnymi groźbami słownymi, ta osoba skarżyła się, że podpis złożony przez Yglesiasa „uczynił, że czuję się mniej bezpieczna w ‘Vox’”.


Choć Yglesias jak dotąd nie odwołał swoje herezji, inni sygnatariusze, tacy jak pisarka, profesorka i aktywistka trans, Jennifer Finney Boylan, pokajała się, twierdząc, że nie wiedziała, że wśród sygnatariuszy listu byli ludzie, którzy nie są tak daleko na lewo jak  Noam Chomsky.


Wszystkie te sprawy są przygnębiającym przypomnieniem intelektualnej dekadencji i pogardy dla swobodnej dyskusji, które przeniosła się z uniwersytetów na place publiczne. Jak bardzo jednak możemy współczuć znanym autorom - J. K. Rowling stała się publicznym wrogiem numer jeden za grzech stwierdzenia, że osoby, które menstruują, są kobietami – lub politycznym komentatorom, takim jak Yglesias, jest jasne, że większość z nich nie będzie potrzebowała urządzania akcji charytatywnych dla nich ani konta GoFundMe, żeby przeżyć.  


Tak jednak nie jest w przypadku ludzi takich jak Thomas Bosco, właściciel Indian Road Cafe w dzielnicy Inwood na Manhattanie. Jak opisał to miejsce “New York Times”, jest tam znaczek “Black Lives Matter” w oknie  i “miejscowi pisarze, artyści, muzycy i działacze polityczni są regularnymi klientami”. Przez lata “dwoje transwestytów prowadziło w tym lokalu co miesiąc dobroczynny turniej bingo”.   


Bosco popełnił jednak błąd, zgadzając się na wywiad dla MSNBC o wpływie koronawirusa na małe przedsiębiorstwa. Powiedział w wywiadzie, że w 2016 roku głosował na Trumpa i prawdopodobnie zrobi to znowu, tym samym ściągając sobie na głowę oburzenie dużego stada. To może mieć poważne konsekwencje dla jego restauracji, która, podobnie jak wiele innych, boryka się z lockdown i jego konsekwencjami, i ma problemy z przetrwaniem.


Miejscowi przysięgli, że nigdy tam nie wrócą. Jeden z nich, adwokat, powiedział, że jego opozycja wobec „tego demona” – Trumpa – wymaga od niego bojkotu kawiarni. Inni byli klienci, włącznie z przewodniczącym Amerykańskiego Związku Nauczycieli, Randim Weingartenem, zgodzili się z tą opinią, przyznając, że „trudno byłoby kiedykolwiek tam wrócić”. Jak można się było spodziewać, dwoje transwestytów, którzy przez lata korzystali ze szczodrości Bosco, zabrali swoją dobroczynną grę bingo gdzie indziej.


Bosco w rzeczywistości uważa siebie za “liberalnego faceta” i fakt, że popierał Bernie Sandersa w prawyborach Demokratów w 2016 roku potwierdza to. Podobnie jednak jak wielu innych zwolenników Sandersa, jego populistyczny instynkt doprowadził go do wyboru Trumpa, nie zaś Hillary Clinton. Co bardziej istotne, znany jest w dzielnicy z hojności wobec lokalnych spraw, jak również wobec swoich pracowników, włącznie z dostarczaniem darmowej opieki nad dziećmi na miejscu dla jednej z pracownic i z dowożenia do pracy innej, która niepokoiła się o to, że może zostać zatrzymana na przesłuchanie w sprawie jej imigranckiego statusu.    


Nic z tego nie ma jednak znaczenia dla tych, którzy uważają ludzi głosujących na Trumpa za członków obcego plemienia, z którym są w stanie wojny nie dopuszczającej żadnych kompromisów. Demokraci w rządzonych przez siebie stanach przekonali sami siebie, z pomocą mediów takich jak “New York Times” i CNN, że Trump i jego zwolennicy są tak straszni, że każda koncepcja uprzejmej dyskusji lub chociażby zgody na to, że się nie zgadzają, nie tylko nie wchodzi w rachubę, ale jest uważana za niemoralną.


Jak wskazuje artykuł w “New York Times”, Bosco nie ma majątku, który pozwoliłby na zignorowanie groźby bojkotu – jak mógł to zrobić inwestor Stephen Ross, właściciel sieci klubów fitness, SoulCycle i Equinox, na którego rzucono klątwę za zorganizowanie zbiórki pieniędzy na Trumpa. Z groźbą zamknięcia restauracji, musi przetrwać nie tylko to, że jest odrzucony przez społeczność, ale i to, że zawiódł swoich własnych pracowników przyznając się, na kogo głosował.   


Kiedy pisarze próbują zniszczyć się wzajemnie, jest to przygnębiające, ponieważ są to ludzie, którzy powinni, przynajmniej teoretycznie, wielbić zasadę wolności słowa i otwartej dyskusji. Ale literackie typy, także te niszczone, często mają możliwość odpowiedzi swoim prześladowcom i znalezienia nowych miejsc dla swoich utworów.


Konsekwencje kultury anulowania (cancel culture) dla ludzi z ulicy są znacznie bardziej katastrofalne. Ludzie tacy jak Bosco, którzy stają się obiektem oburzenia “przebudzonej” tłuszczy, są często bezradni i nie mogą przeciwstawić się impulsowi, który leży u sedna kultury niszczenia. Ani też ci, którzy ruszają do tego niszczenia, nie są zainteresowani współczuciem, bo tak są przekonani, że ich oponent nie tylko myli się, ale że jest czynnym zwolennikiem zła. Przekonani do spiskowej koncepcji, że ponownie żyją w powtórce Republiki Weimarskiej lub w kraju kierowanym przez marionetkę obcego dyktatora, wierzą, że ich brak zwykłej życzliwości jest odważnym oporem, a nie toksycznym zachowaniem, które w rzeczywistości zabija demokrację.


Na długą metę to właśnie właściciel małego przedsiębiorstwa, którego przedsiębiorstwo bankrutuje, bo przyznał, że niewłaściwie głosował, nie zaś sprzeczki znanych literackich osobistości, dostarcza koronnego dowodu na to, jak zagubione jest amerykańskie społeczeństwo.  


The Left’s Culture War Cancels the Humble Along with the Mighty

National Review, 10 lipca 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.