Przegląd porannych narracji


Andrzej Koraszewski 2020-06-10


“I keep six honest serving men (they taught me all I knew); Theirs names are What and Why and When And How And Where and Who.”

― Rudyard Kipling

Zaczynając dzień od przeglądu prasy krajowej i zagranicznej mam ponure poczucie, że informacja została zabita przez narracje. Żadne wydarzenie nie jest prezentowane jako wydarzenie, wszystko ma służyć albo do pognębienia przeciwnika, albo do wzmocnienia dobrego samopoczucia we własnym obozie. Krzyczące tytuły gazet informują mnie nie o tym co się stało, ale co mam dziś myśleć i na kogo się oburzać. Dziennikarz jest agitatorem, jego zaangażowanie jest ważniejsze od jego umiejętności sprawdzania informacji i dociekania prawdy. Zaangażowanie wydaje się być głównym kryterium przy naborze dziennikarzy i przy promocjach. Wolności słowa towarzyszy w mediach zapał represjonawania rzetelności i przyzwoitości.


W redakcji najsłynniejszej gazety świata – The New York Times – awantura na cztery fajerki. Zdaniem jednych jest to walne starcie młodych przebudzonych ze starszymi, którzy są przebudzeni niedostatecznie, zdaniem innych sprawa jest znacznie poważniejsza.


Jedni obserwatorzy twierdzą, że to burza w szklance wody i za tydzień wszystko wróci w stare koleiny, inni wyrażają ostrożną nadzieję na dyskurs, czyli używając staroświeckiego języka, na poważną dyskusję o dziennikarskich standardach. Tak czy inaczej, wydawca gazety A.G. Sultzburger, stwierdził, że w ostatnim tygodniu doszło do poważnego załamania się procesu edytorskiego dodając, że zdarzało się to już w przeszłości. (Czyli jest o czym mówić, ale to raczej nic poważnego.)


Sprawa poszła o publikację w dziale opinii wypowiedzi Toma Cottona, republikańskiego senatora ze stanu Arkansas. Senator, przynajmniej sądząc po tytule publikacji, wezwał do wysłania wojska przeciw demonstrującym po śmierci George’a Floyda.


Ośmiuset zatrudnionych w redakcji NYT wystosowało list protestujący przeciw tej publikacji, a kierownictwo uznało, że nie należało tej wypowiedzi publikować, gdyż naruszała standardy gazety.  Kierownik działu opinii ustąpił ze stanowiska.   


Obecnie tekst wypowiedzi Cottona jest dostępny online z obszernym wprowadzeniem redakcji, a sam tekst warto przeczytać, bo bez tego można się całkiem pogubić. Tom Cotton stwierdza, że zamieszki mają mało wspólnego ze śmiercią Georga Floyda, że jest to orgia grabieży, przestępstw i ataków na policję, której siły są niewystarczające i tam gdzie jest to konieczne powinny mieć wsparcie wojska. Jak pisał później do redakcji, ta prezentacja jego wypowiedzi jest fałszywa i obelżywa, że wezwał do użycia wojska jako wsparcia policji, a nie jako siły dławiącej demonstracje.


Tom Cotton

@TomCottonAR

This is false and offensive. I called for using military force as a backup—only if police are overwhelmed—to stop riots, not to be used against protesters. If @nytimes has any decency left, they should retract this smear. twitter.com/nytimes/status…

Opisujący tę sprawę izraelski bloger, Daled Amos przypomina słowa Teda Smitha, specjalisty od komunikacji masowej, który analizował przemiany stylu dziennikarskich doniesień w czasach wojny wietnamskiej. Dziennikarze coraz częściej postrzegali swoją pracę nie jako misję w służbie amerykańskiej demokracji, ale jako misję w służbie szeroko pojętej prawdy. Z czasem ta prawda zaczęła być prawdą przez duże P, a zaangażowanie zaczęło oznaczać aktywizm. W końcu prawda przestała mieć znaczenie, bo ważna stała się Sprawa. Dziennikarz zmienił się w agitatora.   


To bardzo poważny zarzut i kiedy kierowany jest pod adresem najbardziej renomowanych redakcji, mamy powody do niepokoju.


W innym artykule Daled Amos przedstawiał dowody, że redaktorzy gazet mają pełną świadomość, iż większość czytelników nie wychodzi poza tytuł i (ewentualnie) wytłuszczoną zapowiedź artykułu. W samym artykule można nawet być uczciwym. Opiniotwórcze (lub jak kto woli propagandowe) działanie można czasem ograniczyć do tytułu i zapowiedzi. Dziś, kiedy wydanie online jest ważniejsze niż wydanie papierowe, widzimy jak redakcje zmnieniają tytuły w reakcji na naciski i oczekiwania ważnych odbiorców. Daled  opisuje jak „Guardian” bez ciena zażenowania (a raczej z aprobatą) donosił o zmianie tytułu na pierwszej stronie NYT:



Chodziło wówczas o wypowiedź po strzelaninach w El Paso i Dayton, gdzie wezwanie prezydenta do jedności zostało potraktowane jako nazbyt neutralne, więc zmieniono tytuł na Assailing Hate But Not Guns (Atak na nienawiść ale nie na broń).


Tego typu orwellowskie zmiany w internetowych wydaniach są bardzo częste.  Kiedy Trump, już po śmierci Floyda, zapowiedział możliwość użycia wojska zgodnie z konstytucyjnymi prerogatywami, NYT najpierw poinformował o tym w doniesieniu pod tytułem:  As Chaos Spreads, Trump Vows to ‘End It Now' (Chaos się rozszerza, Trump przysięga, że z tym teraz skończy). Otwarte naciski polityków Partii Demokratycznej skłoniły redakcję do zmiany pierwotnej wersji na Trump Threatens to Send Troops into States. (Trump grozi wysłaniem wojska do stanów).


Tuziny specjalistów od zmieniania przeszłości pracują dniem i nocą, ale efekty ich mrówczej pracy dostrzegane są przez niewielu, podczas gdy lwia część odbiorców niczego nie zauważa. (I o to przecież chodzi.)   


Daled Amos pisze, że obecne zarzuty o dziennikarską nierzetelność NYT najmniej dziwią tych, którzy przyglądali się od lat, jak wyglądają w tej gazecie doniesienia na temat Izraela.


Od lat czytelnicy dowiadywali się z tytułów doniesień z Izraela o Palestyńczykach zabitych przez Izraelczyków, a ci, którzy czytali resztę doniesienia, mogli się dowiedzieć, że terrorysta został zastrzelony w chwili popełniania morderstwa; wiadomość o izraelskich nalotach na Gazę ukrywała gdzieś w głębi informację o ostrzale rakietowym izraelskich miast i wsi, tytuł o aresztowaniu Palestynki mógł cierpliwego czytelnika prowadzić do informacji, że miała na sobie pas samobójczyni. Ta radosna opiniotwórczość podpowiada, że jest świadomą nieuczciwością, ale ten akurat zarzut wywołuje niekłamane oburzenie.


Oburzenie pracowników najbardziej opiniotwórczej gazety na świecie z powodu publikacji  wypowiedzi republikańskiego senatora skłoniło kierownictwo gazety do poprzedzenia tej wypowiedzi w wydaniu internetowym długim wstępem, który zaczyna się tak:

Po publikacji ten esej spotkał się z silną krytyką ze strony wielu czytelników (i wielu redakcyjnych kolegów), skłaniając wydawców do ponownego zbadania tekstu i procesu wydawniczego. W oparciu o to badanie doszliśmy do wniosku, że ten esej nie spełnia naszych standardów i nie powinien być opublikowany.

Wśród dyskutujących pojawiły się zaniepokojone głosy, czy dział opinii to miejsce, gdzie publikuje się różne opinie, czy tylko takie, które zgadzają się opiniami redakcji? Niektórzy poszli dalej, zastanawiając się dlaczego inne opinie nie były oprotestowane, ani zaopatrywane w specjalne wprowadzenia. Satyryk napisał nawet krótki tekst w imieniu oburzonego przywódcy Talibów, Sirajuddina Haqqaniego, zastępcy emira Islamskiego Emiratu w Afganistanie, którego esej w dziale opinii NYT nie wywołał żadnych reakcji. Czy nie świadczy to przypadkiem o lekceważeniu Talibów? Nie czytałem tego eseju uczonego w Islamie, więc nawet nie próbuję się domyślać, czy powtarzał w nim to, co mówił w kazaniu nagranym na wideo, gdzie chwalił zamachy bombowe, bohaterstwo mudżahedinów i świętą wojnę.


Zdaniem satyryka, oburzony powinien być również Władimir Putin, którego opublikowana na łamach NYT opinia najwyraźniej spełniała wszystkie standardy redakcyjne.


Zamieszanie wokół dziennikarskich standardów za oceanem przypomniało mi, że często wypisuję sobie różne tytuły z naszych rodzimych gazet i zastanawiam się, czy redaktorzy są świadomi tego co robią, czy też nie należy ich o to posądzać. Tak czy inaczej, poranny przegląd narracji daje wiele do myślenia, co nie znaczy, że po porannym przeglądzie gazet jestem poinformowany.