Apartheid i koronawirus na Bliskim Wschodzie


Khaled Abu Toameh 2020-05-19

Wydana 1 maja dyrektywa libańskiego rządu zakazuje powrotu „zagranicznych pokojówek” i palestyńskich uchodźców, nawet jeśli ich rodziny żyją w Libanie od pokoleń. Na zdjęciu: Żołnierze stoją na straży na międzynarodowym lotnisku Rafika Hariri w Bejrucie.
Wydana 1 maja dyrektywa libańskiego rządu zakazuje powrotu „zagranicznych pokojówek” i palestyńskich uchodźców, nawet jeśli ich rodziny żyją w Libanie od pokoleń. Na zdjęciu: Żołnierze stoją na straży na międzynarodowym lotnisku Rafika Hariri w Bejrucie.

Czy Liban używa pandemii koronawirusa do przeprowadzenia czystki etnicznej Palestyńczyków?


Dyrektywa wydana 1 maja przez libańską agencję Bezpieczeństwa Ogólnego, która jest odpowiedzialna za imigrację w Libanie, zakazuje (do odwołania) powrotu „zagranicznych służących” i palestyńskich uchodźców, nawet jeśli ich rodziny żyją w Libanie od pokoleń. W oczach Libańczyków nie ma widocznie różnicy między „zagranicznymi pokojówkami”, a palestyńskimi Arabami.


Palestyńczyk urodzony i wychowany w kraju arabskim jest, innymi słowy, nadal uważany w kraju arabskim za cudzoziemca.


Dyrektywa z 1 maja podpisana przez generała brygady, Walida Ouna, dyrektora Bezpieczeństwa Ogólnego na międzynarodowym lotnisku Rafika Hariri w Bejrucie, mówi, że „towarzyszące pokojówki i ludzie palestyńskiego pochodzenia” nie mogą wsiadać na pokład samolotów ewakuujących Libańczyków z zagranicy. To są Palestyńczycy z Libanu, którzy opuścili kraj w poszukiwaniu pracy i teraz starają się wrócić do domu.


To najnowsze libańskie posunięcie, potępione przez Palestyńczyków i organizacje praw człowieka jako „rasistowskie i nieludzkie”, zostało ujawnione, kiedy Tarek Abu Taha, Palestyńczyk z libańskim dokumentem podróży, uziemiony w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, powiedział, że zgodnie z tą dyrektywą nie wpuszczono go do samolotu lecącego do Bejrutu. W poście na Facebooku z 3 maja, 31-letni Abu Taha napisał:

"Chciałbym poinformować wszystkich, co mi się przydarzyło. Nazywam się Tarek Rafic Abu Taha. Urodziłem się w Libanie, tak samo jak mój ojciec. Mój dziadek przybył do Libanu, kiedy miał 14 lat i ożenił się w Libanką. Studiowałem inżynierię i nigdy nie byłem zaangażowany w politykę ani nie należałem do żadnej partii. Pojechałem do Dubaju w poszukiwaniu pracy i utknąłem tam z powodu koronawirusa. Poprosiłem o powrót do Libanu (mojego kraju) i moje nazwisko pojawiło się na liście lotu [do Bejrutu]. Po przejściu kontroli bezpieczeństwa i kontroli paszportowej wsiadłem do samolotu z nadzieją zobaczenia mojej żony i dzieci, którzy czekali na mnie. Dwóch libańskich oficerów bezpieczeństwa weszło do samolotu i zabrali mój paszport (libański dokument podróży wydawany Palestyńczykom). Jeden z nich zapytał mnie o ten dokument. Powiedziałem mu, że jestem Palestyńczykiem-Libańczykiem. Zapytał, czy mój ojciec i matka są Palestyńczykami i odpowiedziałem, że tak. Kazał mi stanąć z boku i zabrał mój paszport. Kiedy zapytałem oficera, czy jest jakiś problem, odpowiedział: Ten [dokument] jest dla zu'ran (zbirów)."

Abu Taha powiedział, że czuł się „obrażony” przez uwłaczające słowa oficera bezpieczeństwa: „Nie zrobiłem niczego złego”.


Ostatecznie Abu Taha dostał zakaz lotu i musiał opuścić lotnisko. „Nie rozumiem, dlaczego Palestyńczyków nazywa się zu'ran (zbiry)" - powiedział.

"Libański personel bezpieczeństwa powinien był mieć wzgląd na moją sytuację, ponieważ mieszkam w Libanie. Nie powinno być miejsca na rasizm. Nie rozumiem ich rasizmu. Mój trzyletni syn nadal na mnie czeka. Co mam mu powiedzieć? Zostałem upokorzony, ponieważ osądzono mnie na podstawie mojego pochodzenia”.

Libański funkcjonariusz bezpieczeństwa potwierdził istnienie tej dyrektywy i powiedział, że Palestyńczycy mają zakaz powrotu od czasu, kiedy lotnisko w Bejrucie przestało przyjmować komercyjne loty. „Wszyscy repatriowani ludzie są Libańczykami - wyjaśnił. – Chwilowo nie-Libańczycy nie mają pozwolenia na powrót. Wydamy dalsze okólniki, jeśli cokolwiek się zmieni”.  

Kilka palestyńskich i arabskich organizacji praw człowieka ostro potępiło dyskryminujące, rasistowskie kroki libańskich władz bezpieczeństwa, podczas gdy wielu Arabów i Palestyńczyków poszło do mediów społecznościowych, by przypomnieć wszystkim, że jedyny rzeczywisty apartheid na Bliskim Wschodzie istnieje w kraju arabskim.


Libańsko-Palestyński Komitet Dialogu
 powiedział, że libańska dyrektywa uderzająca w Palestyńczyków „narusza podstawowe arabskie i międzynarodowe prawa i konwencje dotyczące palestyńskich uchodźców i ich sprawy”.


Mieszczące się w Libanie Palestyńskie Stowarzyszenie Praw Człowieka poinformowało, że otrzymało apele od wielu Palestyńczyków, którzy także utknęli w krajach arabskich z powodu koronawirusa. Organizacja potwierdziła, że Palestyńczycy nie mogą powrócić do swoich domów w Libanie z powodu libańskiego zakazu.


Europejsko-Śródziemnomorski Monitor Praw Człowieka
 oświadczył, że libańska dyrektywa ”zawiera rażącą dyskryminację wobec palestyńskich uchodźców z libańskimi dokumentami podróży”. Organizacja ta powiedziała, że Palestyńczycy, którzy zgłosili się do powrotu do Libanu, spotkali się z „rasistowską dyskryminacją i upokarzającym traktowaniem przez libański personel sił bezpieczeństwa”. Wezwała rząd libański do „przestrzegania  międzynarodowych konwencji i traktatów, które zapewniają uchodźcom prawo do wjazdu i wyjazdu z kraju bez przeszkód, oraz do zapewnienia, że pandemia koronawirusa nie będzie używana do legitymizowania rasizmu”.


To najnowsze posunięcie libańskie nie zaskoczyło tych, którzy znają wieloletnią, dyskryminującą politykę apartheidu tego kraju arabskiego wobec Palestyńczyków. Według UNRWA, "Palestyńczycy w Libanie nie mogą pracować w aż 39 zawodach i nie mogą posiadać nieruchomości”.  


Palestyńska Sieć Solidarności z Więźniami, Samidoun, jednak ujawniła, że Palestyńczycy mają w rzeczywistości „zakaz pracy w 72 regulowanych zawodach, włącznie z medycyną, transportem publicznym, rolnictwem i rybołówstwem”.


W zeszłym roku dziesiątki tysięcy Palestyńczyków protestowało przeciwko nowym restrykcjom w sprawie zatrudnienia, jakie narzucił na nich rząd libański. Demonstracje wybuchły po tym, jak libański minister pracy, Camille Abu Sleiman, wydał wojnę „nielegalnym pracownikom cudzoziemskim” i dał właścicielom przedsiębiorstw jeden miesiąc na uzyskanie pozwoleń na pracę dla wszystkich nie-Libańczyków pracujących nielegalnie w kraju.


W ostatnich latach pojawiały się w arabskiej prasie doniesienia o dużej liczbie Palestyńczyków, którzy zaczęli opuszczać Liban z powodu polityki dyskryminacji i ekonomicznych restrykcji narzuconych im przez władze libańskie.


Co jest jeszcze gorsze, w zeszłym miesiącu libańska gazeta opublikowała karykaturę porównującą Palestyńczyków do koronawirusa. Karykatura, opublikowana w rocznicę libańskiej wojny domowej, miała na celu naświetlenie roli Palestyńczyków w wojnie, która wybuchła w 1975 roku i pochłonęła około 120 tysięcy ofiar śmiertelnych. Palestyńczycy odpowiedzieli przez wskazanie, że ta karykatura jest kolejnym przykładem rasistowskiej mentalności Libanu wobec Palestyńczyków.


Jak na ironię, tego samego dnia, w którym władze libańskie wydały tę dyrektywę, Izrael i Autonomia Palestyńska (AP) osiągnęły porozumienie o reorganizacji wjazdu około 40 tysięcy palestyńskich pracowników do Izraela. Minister pracy AP, Nasri Abu Dżeisz powiedział, że nowe porozumienie wejdzie w życie 3 maja. Tego dnia pierwsze 14 tysięcy palestyńskich pracowników weszło do Izraela i – z powodu epidemii koronawirusa, żeby ograniczyć ruch graniczny – pozostanie w tym kraju przez co najmniej miesiąc.  


Podczas gdy władze libańskie nie pozwalają Palestyńczykom na powrót do ich domów w Libanie, Izrael otwiera drzwi dziesiątkom tysięcy palestyńskich pracowników – które to posunięcie złagodzi problemy ekonomiczne Palestyńczyków, szczególnie podczas kryzysu koronawirusa. Podczas gdy Liban porównuje Palestyńczyków do niebezpiecznego wirusa, Izrael robi, co może, by pomóc Palestyńczykom w opanowaniu szerzenia się choroby.  


Obecnie pozostaje zobaczenie, czy „propalestyńskie” grupy i media na Zachodzie potępią Liban za trwający tam rasizm i dyskryminację Palestyńczyków.


Gdyby Tarek Abu Taha, Palestyńczyk z Libanu, żył w Izraelu i władze izraelskie zakazałyby mu powrotu do domu, „propalestyńskie” grupy i żurnaliści prześcigaliby się w potępianiu Izraela. Dla międzynarodowej społeczności jednak Palestyńczyków można bezkarnie nazywać „zbirami” i jawnie ich dyskryminować – jak długo robi to państwo arabskie.


Apartheid and Coronavirus in the Middle East

Gatestone Institute, 8 maja 2020

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Khaled Abu Toameh - urodzony w 1963 r. w Tulkarem na Zachodnim Brzegu, palestyński dziennikarz, któremu wielokrotnie grożono śmiercią. Publikował między innymi w "The Jerusalem Post", "Wall Street Journal", "Sunday Times", "U.S. News", "World Report", "World Tribune", "Daily Express" i palestyńskim dzienniku "Al-Fajr". Od 1989 roku jest współpracownikiem i konsultantem NBC News.