Popiół czy diament


Ludwik Lewin 2020-04-30


Technologiczną próbę pocieszenia znalazłem w artykule ADL (Anti-Defamation League), organizacji walczącej ze wszelkimi formami antysemityzmu: Dzięki portalom społecznościowym starczy kilka osób, aby w sieci roiło się od teorii oskarżających Żydów o spowodowanie epidemii koronawirusa.


Oskarżenia są stare jak świat. To Żydzi wyprodukowali COVID-19, żeby zapanować nad ludzkością i przy okazji zarobić bajońskie sumy na zarazie.


„Żydzi, syjoniści sporządzili nowy koronawirus jako broń biologiczną, po to by podporządkować sobie świat, zagarnąć kraje i wysterylizować ludność świata” – tłumaczył epidemię ekspert tureckiej telewizji.


Autorzy tych „odkryć” są bardzo różni – islamiści, skrajna biała prawica, tak samo jak różnokolorowa skrajna lewica oraz inni, niezrzeszeni, mędrcy. Obawiam się, że w tym wyliczeniu mieści się daleko więcej niż kilka osób nad klawiaturą laptopa.


Pani Carole Nuriel, która jest prezeską izraelskiej sekcji ADL tłumaczy w tym artykule, że antysemickie teorie mają teraz szczególne oddziaływanie, a to dlatego, że zamknięci w domach ludzie, o wiele więcej czasu spędzają na portalach społecznościowych.


Pogratulować sobie przecież można, że szybkość rozpowszechniania żydożerczych bzdur nie powoduje masowych pogromów, jak to się często zdarzało, gdy na świecie wybuchały plagi.

Epidemia dżumy w połowie XIV wieku zdziesiątkowała ludność Europy. Jak się wydaje, do jej marszu na zachód przyczyniło się pierwsze zapewne w historii użycie broni biologicznej. W roku 1346, podczas oblężenia krymskiego portu Teodozja przez Tatarów, napastnicy przy pomocy katapult, wrzucali do twierdzy ciała zmarłych na dżumę. Miasta nie zdobyli, ale przebywający tam genueńscy marynarze i jego mieszkańcy, roznieśli zarazę.


Jej szlak – od Morza Czarnego do Atlantyku – wyznaczał swąd ciał palonych masowo Żydów. Palonych żywcem. Za to samo, o co pomawiani są dziś – rozprzestrzenianie zarazy. Do tego dochodziły i obecnie niebrakujące oskarżenia o zatruwanie studni i profanację hostii.
Od wiosny 1348 roku pogromy powtarzają się we Francji, dochodzą do Sabaudii i Szwajcarii, ogarniają miasta Świętego Cesarstwa Rzymskiego czyli Niemieckiej Rzeszy.

12 stycznia 1349 r. zaraza dotarła do Friedrichshafen w Niemczech, nad Jeziorem Bodeńskim. Winą obarczono Żydów – szybko znaleźli się świadkowie, którzy widzieli, jak zatruwali studnie. Rozwścieczony tłum mordował kobiety i dzieci.


Cztery dni później we Fryburgu Bryzgowijskim, w sposób zorganizowany wszyscy miejscowi Żydzi, bez względu na płeć i wiek, spaleni zostali na wielkim stosie.
Walentynki, święto zakochanych, którym dudnią rok w rok handlowe reklamy, to dla Żydów rocznica masakry w Strasburgu. 14 lutego 1349 dżuma nie dotarła jeszcze do alzackiej stolicy, ale roiło się już od złych wieści. I od informacji, kto zarazę roznosi.


Pięć dni wcześniej rozpoczęła się rewolta strasburskich rzemieślników przeciw Radzie Miejskiej, od lat opanowanej przez bogatych mieszczan. Głównym zarzutem wobec burmistrza i radnych, była ich rzekomo zbyt wielka przychylność dla Żydów.


Do rzemieślników przyłączyły się masy pracujące i niepracujące – większość ludności miasta. Nie tylko motłoch. Okoliczna szlachta na koniach ustawiła się przed katedrą, by pokazać poparcie dla rewolty. A w katedrze modlił się biskup Strasburga, który dzień wcześniej z przedstawicielami szlachty, dyskutował jak za Strasburga pozbyć się Żydów. On też całym sercem poparł projekt ich likwidacji.


Gdy buntownikom udało się obalić Radę, zrobili w piątek łapankę na Żydów, a gdy wszystkich wyłapali, to w sobotę żywcem ich spalili. W Strasbourgu, w przeciwieństwie do licznych innych miast, oszczędzono małe dzieci. Uchowali się ci, którzy zgodzili się wychrzcić. Jak pisał kronikarz Matthias z Neuenburga, życie darowano też kilku pięknym kobietom.


Dwa tysiące osób – na tyle szacuje się liczbę ofiar – podzielono na dwie grupy. Jedną zapędzono na żydowski cmentarz, gdzie ustawiono ogromny stos. Pozostałych zamknięto w drewnianym domu, który podpalono. Ogień palił się przez sześć dni – odnotował kronikarz.
„Nie zostaliby spaleni, gdyby byli biedni i gdyby szlachcice nie byli im nic winni” – pisał Jakob Twinger z Königshofen, strasburski kanonik i historyk, który miał 3 lata podczas masakry.


Unieważniono wszelkie długi zaciągnięte u Żydów. Podział żydowskich pieniędzy między rzemieślników uchwalono przed pogromem, co przyczyniło się niewątpliwie do masowego ich udziału w rzezi. A motłoch natychmiast rzucił się na mienie, które stawało się pożydowskie, gdy płomienie w męczarniach zabijały jego właścicieli.


17 lutego chrześcijańscy mieszkańcy Mengen w Wirtenbergii mordują wszystkich żydowskich sąsiadów. 23 lutego fala pogromów kolejny raz przekracza granicę szwajcarską. Żydów palą w Bazylei i w Sankt Gallen. 24 lutego dobrzy mieszczanie Drezna palą Żydów, żeby powstrzymać zarazę.

Nie powstrzymali. Tak samo jak masakry nie powstrzymały prośby i groźby awiniońskiego papieża Klemensa VI, który we wrześniu 1348r. wzywał w liście do biskupów do zaprzestania zabójczej przemocy wobec Żydów. Według następcy Piotra to diabeł pcha chrześcijan do oskarżania Żydów o zatruwanie studni, o powodowanie i rozprzestrzenianie dżumy. Papież, zwracając uwagę, że zaraza Żydów nie oszczędza, stara się przemówić do zdrowego rozsądku współwyznawców. I nakazuje by biskupi podczas mszy, pod groźbą ekskomuniki, zakazali swym księżom i wiernym rabowania i zabijania Żydów. Nie przemówił ani do biskupów, ani do wiernych


Dżuma przerzedziła ludność europejską. Epidemia zabijała biednych, ale nie oszczędzała bogatych. Często jej ofiarami padały całe rodziny, co powodowało, że bogactwo zmieniało właścicieli, którymi stawali się czasem służący – jedyni, którzy przeżyli w całym domu.

Na wsi brakło rak do pracy, co spowodowało, że pańszczyźniani chłopi zmienili się w robotników rolnych, którym trzeba płacić i to nieźle jak na owe czasy. W miastach spustoszonych zarazą zrobiło się więcej miejsca. Zajęli je wieśniacy, tym chętniej, że z powodu wielkiej liczby pustych mieszkań, komorne wydatnie spadło. Szaleńczo natomiast w górę wystrzeliły ceny żywności. Po zarazie, we Francji przez dziesięć lat pszenica podrożała o 300 procent.

Historycy odnotowują falę pogromów, towarzyszących czarnej dżumie, ale jest to dla nich raczej tylko detal historii wobec tego, że zaraza położyła kres feudalizmowi w Zachodniej Europie.


Niewytłumaczalna plaga pchnęła ludzi do fanatyzmu religijnego. Aby przebłagać Opatrzność, Kościół organizuje wielkie pielgrzymki. W roku 1350 milion osób szło do Rzymu. Większość rozsiewając po drodze chorobę, umarła na dżumę.
Znów pojawiają się flagelanci, czyli biczownicy, pokutujący okładając się batami. Ich praktyki, na marginesie oficjalnych celebracji kościelnych, przekształcały się czasem w schizmę. Hierarchia katolicka miała do nich niejednoznaczny stosunek – czasem popierała, czasem krytykowała, a czasem zakazywała ich całkowicie.


Herezja Husycka wyrosła na czternastowiecznej zarazie i protestanci nie bez podstaw uważają Jana Husa za prekursora Reformy. Wielki Czech to pionierstwo przypłacił śmiercią na stosie w Konstancji nad Jeziorem Bodeńskim, w tej samej Konstancji, gdzie nieco wcześniej spalono Żydów.

Wielu szanowanych i samozwańczych ekspertów, filozofów, polityków, pisarzy, przypominając przełom, jakim była średniowieczna zaraza, roztacza wizje świata po koronawirusie. Uśmiercają w nich czasem globalizację wraz ze wspólnotą europejską, a czasem zapowiadają wspaniałą erę nowej solidarności. Wszystkie karty zostaną przetasowane – twierdzą.

Na zaufanie zasługuje przecież tylko refleksja Norwida:


Coraz to z ciebie, jako z drzazgi smolnéj,
Wokoło lecą szmaty zapalone;
Gorejąc, nie wiesz, czy stawasz się wolny,
Czy to, co twoje, ma być zatracone.


Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
Co idzie w przepaść z burzą? Czy zostanie
Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
Wiekuistego zwycięstwa zaranie?…

 

Pierwodruk ukazal sie w „Slowie Żydowskim”

 



Ludwik Lewin

 

Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.