Równania z bezlikiem niewiadomych


Andrzej Koraszewski 2020-04-13


Od rana szukam kontaktu z sztucznym inteligentem, tymczasem atakuje mnie tłum wściekłych inteligtentów emocjonalnych. Jednemu po drugim mówię – spadaj, chociaż sztuczny inteligent nic by nie mówił. Niby iloraz inteligencji emocjonalnej mam dość niski, ale w świecie, w którym żyjemy, nie tylko iloraz się człowiekowi podnosi. Inteligenci emocjonalni dzielą się na wrażych i niby bliskich. Tych niby bliskich, to ja się bardzo obawiam. Wraży inteligent emocjonalny jest jednak bardziej przyjazny. Nie ma człowiek większych rozterek i może takiego bezkarnie chociażby w myślach obsobaczyć jak burą sukę. Jednak taki niby bliski inteligent emocjonalny to zaraza. Mówi składnie, umie budować zdania, a nawet jakby niektóre wartości podzielał, tylko tu i ówdzie jak coś powie, to się człowiek zastanawia (jeśli można to tak nazwać).

Ciekawe jak oni ten dyngus wymyślili? Obrzydliwa tradycja wskazująca na małpią złośliwość trzeciego szympansa. Wylać kubeł zimnej wody na dziewczynę w łóżku, albo jak wychodzi z domu.  Sama frajda, 10 punktów.


Jak o szympansach mowa, to przypomniała mi się historia intrygującego eksperymentu z szympansicą Raven. W 1999 roku została „zatrudniona” na Wall Street przez Mutual Fund. Sześcioletnia Raven rzucała strzałkami w listę notowanych na giełdzie firm, a jej trafienia posłużyły do utworzenia portfela akcji.


Szympansica znalazła się jako 22 na liście najlepszych menagerów akcji, pokonując ponad 6 tysięcy wybitnych specjalistów. Na podstawie jej „wskazań” utworzono indeks Monkey.Dex, który w 1999 roku dał 213 procent zysku.


Oczywiście sprawa była przedmiotem licznych analiz i dyskusji, z których wynikało, że giełda jest mało przewidywalna i nie ma powodu się dziwić, że ci, którzy nam doradzają, sami nie są milionerami, a ich płace uzależnione są raczej od umiejętności przekonywania klientów niż od faktycznej zdolności przewidywania.


Być może równania z bezlikiem niewiadomych są zbyt trudne i nawet oświecona intuicja ekspertów jest nadal zaledwie intuicją.


Jak już mowa o małpach, to eksperyment z szympansicą doradzającą w sprawie inwestycji na giełdzie przypomniał mi „małpi proces”, czyli amerykańską historię z 1925 roku, kiedy to w Dayton postawiono w stan oskarżenia młodego nauczyciela biologii, który wbrew zakazowi władz stanowych uczył młodych Amerykanów teorii ewolucji.


Obrońca przekonywał sąd, że chodzi o teorię naukową, zaś oskarżyciel, że nie ma to żadnego znaczenia, bo nauczyciel złamał zakaz. Ostatecznie nauczyciela skazano na 100 dolarów grzywny, ale żeby uniknąć apelacji, wyrok został unieważniony z przyczyn technicznych.


Obrońcą w tym procesie był słynny prawnik i niezłomny ateista Clarence Darrow, którego wypowiedź na temat szpinaku cenię szczególnie: „Jak dobrze, że nie lubię szpinaku, bo gdybym go lubił, to bym go jadł, a ja tego świństwa nie znoszę.”


Jest w tym powiedzeniu głęboka prawda o naszej inteligencji emocjonalnej, czyli małpiej przewadze emocji nad świadomością. Nie tylko amerykańscy religijni fundamentaliści nadal mają ogromne trudności z zaakceptowaniem teorii ewolucji, chociaż jednoznaczny zakaz jej nauczania jest już niewyobrażalny. Katecheci i katechetki niezmiennie powtarzają, że człowiek nie pochodzi od małpy, zaś jedni biolodzy zapewniają, że to prawda, bowiem człowiek ma wspólnego przodka z szympansami, ale od nich nie pochodzi, natomiast inni twierdzą, że człowiek po prostu jest nagą małpa, lub jak ktoś chce być dokładnym, jest trzecim szympansem. (Robert Sapolsky twierdzi, że jesteśmy bardziej podobni do pawianów, co zapewne związne jest z faktem, że zajmuje się nimi zawodowo. Jego zdaniem, pawiany są tak inteligentne, że poszukiwanie żywności zajmuje im nie więcej jak 3-4 godziny na dobę, resztę czasu poza snem poświęcają na zmienianie życia innych pawianów w piekło.)          


Można to zakwestionować, stwierdzając, że gdyby człowiek był trzecim szympansem, to radziłby sobie lepiej z inwestycjami na giełdzie, ale taki wniosek może być przedwczesny. Człowiek jednak ma bardziej rozbuchaną świadomość, której używa z emocjonalną inteligencją. Wiele razy zauważano, że nadmiar analizowania może wyprowadzić człowieka na manowce, szczególnie, kiedy niewiadomych jest więcej niż włosow na głowie i walimy ekspertyzę w oparciu o śladowe rozpoznanie.


W czasach pandemii inteligencja emocjonalna może denerwować bardziej. Świat się wali, ludzie umierają, lekarze i pielęgniarki harują z narażeniem życia, politycy zastanawiają się jak skorzystać z okazji i wzmocnić swoje wpływy, analitycy szukają winnych, niezmiennie odwołując się do swoich przesądów. Wściekła plemienna nienawiść wydaje się porządkować nasze próby zrozumienia. Sztuczny inteligencie ratuj!        


Chris, nieznajomy-dobry znajomy zza oceanu, podrzucił mi kroczącą statystykę COVID-19. Worldometers.info pozwala na bieżąco oglądać sytuację. Dotychczasowa liczba zakażonych (w wielkanocną niedzielę o 11 było to 1,784 miliona plus), totalna liczba zgonów, totalna liczba wyzdrowień, liczba ludzi w poważnym i krytycznym stanie, liczba zachorowań na milion mieszkańców, liczba zgonów na milion mieszkańców. Jest tu kilka informacji więcej i obserwując te dane możemy powiedzieć, że jesteśmy odrobinę lepiej poinformowani.


Oczywiście pozostają wątpliwości, czy dane są rzetelne, niektóre kraje mogą świadomie zaniżać statystyki, inne mogą mieć problemy ze zbieraniem danych. Sztuczny inteligent robi to, co jest możliwe. Istotne byłyby tu jeszcze dane, kiedy zarejestrowano pierwsze przypadki. (Władze tureckie twierdzą, że zarejestrowały pierwszy przypadek dopiero 11 marca osiągając w ciągu miesiąca ponad 52 tysiące zakażeń i notując ponad tysiąc zgonów.)   


Największe zainteresowanie powinien dziś budzić Tajwan, Singapur, Korea Południowa, Hong Kong – kraje z intensywnymi kontaktami handlowymi z Chinami, które błyskawicznie podjęły działania pozwalające na identyfikowanie zakażonych, kontrolę ich kontaktów, minimalizację okazji do wzajemnego zakażania się.


Jeden sztuczny inteligent nie czyni wiosny. Pewnie jest ich dużo więcej. Przydałaby się jakaś mapa.


Z małpią złośliwością czytam różnych ekspertów, niemal wszyscy mocno upartyjnieni, w końskich okularach, z niedoborem pokory i świadomości, że równania z bezlikiem niewiadomych są zgadywaniem, a jeśli niektórzy zgadują lepiej, to nie można wykluczyć, że mogli cenić wyżej ordynarny pragmatyzm niż spory polityczne.