Wyzwania, wyznania i środki zapobiegawcze


Andrzej Koraszewski 2020-03-14


Znakomity wydawca, z którym gawędziliśmy sobie elektoronicznie o problemach populizmu i zagubienia wyborców, zakończył dyskusję stwierdzeniem, że w listopadzie, czyli podczas wyborów w USA, o koronawirusie nikt już nie będzie pamiętał. Osobiście mam w tej kwestii zdanie odmienne. Podejrzewam, że do listopada zapomnimy o wielu innych troskach. Chwilowo każdy dzień przynosi nowe informacje skłaniające do podejrzeń, że zabawy w straszenie końcem świata się skończyły i znaleźliśmy się w obliczu rzeczywistego zagrożenia.

Zniszczenie ziemi przez bomby atomowe (czym straszono w latach 50. ubiegłego wieku) nie spełniło się, potem kwaśnie deszcze nie zniszczyły lasów, ptaki, które miały niebawem zniknąć, nadal śpiewają, Czarnobyl nie okazał się zapowiedzią łańcucha straszliwych skutków budowania elektrowni atomowych, choroba szalonych krów nie zabiła dziesiątków tysięcy ludzi, również ebola nie okazała się tak straszna, jak nam to wmawiano, pszczoły nie wyginęły, a oceany nie zalały Pałacu Kultury w Warszawie. Czy to znaczy, że mamy do czynienia z kolejnym straszeniem, czymś, z czym niebawem politycy z pomocą naukowców jakoś sobie poradzą?

 

Brytyjski dziennikarz naukowy Matt Ridley wyjaśniał kilka dni temu, że mamy doświadczenie z pandemiami, które poważnie przetrzebiły nasz gatunek, było ich wiele,  od czarnej śmierci po hiszpankę. Pandemia może praktycznie sparaliżować nasze życie. W dzisiejszych czasach mamy nowoczesną wiedzę medyczną i możliwości organizacyjne inne niż mieli nasi przodkowie, co nie znaczy, że nowy wirus o nadzwyczajnej zjadliwości nie może spowodować załamania się systemu opieki zdrowotnej. Przy obecnym poziomie ruchliwości ludzi i gęstości zaludnienia kwarantanny, kordony sanitarne, radykalne ograniczenie publicznych spotkań pozwalają na spowolnienie tempa roznoszenia się zarazy, ale nie dają żadnej gwarancji, że uda się ją zatrzymać. To spowolnienie jest ważne, liczą się godziny i dni, toczy się walka z czasem, żeby zdążyć przygotować się na sytuację, w której liczba nowych przypadków dziennie może wynosić setki, a nawet tysiące.


Korea Południowa znajduje się na czwartym miejscu pod względem liczby zakażonych koronawirusem (po Chinach, Włoszech i Iranie) Stwierdzono tam ponad 8 tysięcy zakażeń i ponad 70 zgonów. Mają jednak sukces, w postaci zmiany proporcji, obecnie jest więcej wyleczeń niż nowych przypadków. Sądzi się, że jest to przynajmniej częściowo wynikiem dostępności testów i przeprowadzaniem masowych testów.       

 

Polski specjalista chorób zakaźnych, profesor Robet Flisiak, obawia się, że zmierzamy do sytuacji w jakiej znaleźli się Włosi, gdzie w ciągu jednej doby wykryto ponad dwa i pół tysiąca nowych przypadków i system opieki medycznej dotarł do punktu, w którym lekarze muszą podejmować decyzje, kogo leczyć, a komu pozwolić umrzeć, niedobór sprzętu (głównie respiratorów), niedobór miejsc w szpitalach, niedobór personelu. Po pierwszym tysiącu zgonów system jest na skraju załamania się.

 

W Polsce mamy dopiero dwie ofiary śmiertelne, a zdiagnozowanych przypadków są dziesiątki, a nie setki czy tysiące.  Lekarka z Rybnika na swoim Facebooku pisze:

Macie objawy, możecie mieć tego wirusa. Czy go macie? Nie powiem Wam bo nie mamy testów by Was wszystkich przebadać. Nie myślcie że mamy lepszą odporność niż Niemcy, Francuzi, Włosi… Nie! Oni badają swoich obywateli. Wg dzisiejszych danych w Polsce przeprowadza się do tej pory 43 testy/milion mieszkańców. W Izraelu 401/ milion, we Włoszech obecnie jest to 826 testy/milion mieszkańców. Dziś GIS zapowiada, że zwiększy liczbę testów, którymi będziemy mogli dysponować i będziemy mogli badać więcej osób.[…] Rząd i lokalni rządzący zapewniają, że mamy wystarczającą ilość respiratorów, że jesteśmy wydolni, że jesteśmy przygotowani i damy radę. Nie jesteśmy i nie damy! Chyba że pracuję w innej rzeczywistości. Do tej pory, na niejednym dyżurze spędzałam całe noce dzwoniąc po WSZYSTKICH OiTach nie tylko na Śląsku ale również poza jego granicami by znaleźć JEDNO miejsce dla pacjenta zaintubowanego, na respiratorze (pożyczonym) by tam móc go leczyć. Zamawiałam już transport takich pacjentów do Kielc, Kędzierzyna– Koźla itd. bo nigdzie nie było dla niego miejsca. Nie uwierzę, że nagle wszyscy pacjenci OiTów wyzdrowieli, zostali wypisani ze szpitali i nasze OiTy czekają na ofiary koronawirusa.

ONZ ostrzega, że zaraza może mieć najbardziej katastrofalne skutki w Afryce i na Bliskim Wschodzie, tam, gdzie system opieki zdrowotnej jest bardzo słaby, systemy polityczne niestabilne, gdzie toczą się wojny. Tam zaraza może szybko objąć znaczną część populacji, powodując dalsze załamanie się produkcji lokalnej i poważne utrudnienie dostaw pomocy medycznej i żywnościowej.

 

Katastrofa daleko od nas nadal będzie wpływała na gospodarkę światową i utrzymywała lęk oraz konieczność drastycznych ograniczeń życia społecznego i gospodarczego w rozwiniętym świecie. To jednak nieco dalsza perspektywa. W chwili obecnej pytanie, czy możliwa jest ponadpartyjna działalność i powierzenie przygotowań i koordynacji działań fachowcom niezależnie od ich przynależności partyjnej i religijnej? Wygląda na to, że zaraza nie zmniejszyła potrzeby wzajemnego opluwania się i to nie tylko w Polsce. Strach wywołuje potrzebę szukania winnego, co jest znacznie łatwiejszym zadaniem niż organizacja działań praktycznych.”Washington Post” twierdzi, że koronawirus jest testem, do którego nikt nie jest przygotowany. To prawda, tym łatwiejsza jest ucieczka w teorie spiskowe i wzajemne oskarżenia.        

Doświadczenia chińskie pokazują, że to roznoszenie się wirusa można zahamować, co wiąże się z gigantyczną akcją i ogromnymi kosztami, by utrzymać liczbę nowych zakażeń na poziomie ułamka procenta populacji. Chiński sukces posłużył izraelskiemu nobliście do wyliczenia prawdopodobieństwa wygaśniecia zarazy. Zdaniem profesora Michaela Levitta, który analizował dotychczasowe statystyki zachorowań, podejmowane przez władze działania są skuteczne i jeśli będą konsekwentne, pozwalają wierzyć, że sytuacja zostanie dość szybko opanowana. W Chinach nie ma jednak wolnej prasy ani instytucji demokratycznych. W wolnych krajach ich metody działania nie są możliwe, chociaż zapewne podniesie się poziom akceptacji administracyjnych rozporządzeń, które będą utrudniać życie, ale ograniczać zagrożenia. Problemem będzie organizacja służby zdrowia, organizacja zaopatrzenia, działań służb porządkowych, a wreszcie niebagatelny problem ratowania przedsiębiorstw zagrożonych upadkiem. Chwilowo, przy mniej niż 70 przypadkach zakażenia koronowirusem, już są w Polsce ludzie, którzy utracili możliwość utrzymania się, ponieważ ich codzienny chleb zależał od publicznych występów, zagrożone są firmy turystyczne, niebawem pojawią się liczne problemy ze spłatami długów. Na krótką metę banki mogą stosować różne ulgi. Potem zaczną same odczuwać problemy. Co będzie z funduszami emerytalnymi w sytuacji giełdowego krachu? Na jakie scenariusze powinny się  przygotowywać rządy? Jedno wydaje się pewne, pojawił się problem, który nie zniknie ani dziś, ani jutro, ani za dwa tygodnie. Witamy w nowym świecie, w którym racjonalność jest kwestią życia lub śmierci, a zabójcza może być nie tylko sama zaraza.

 

Chwilowo spotkana na ulicy sąsiadka przekonuje mnie, że tego wirusa to Chińczycy stworzyli w laboratorium, internauta pisze, że to robota Żydów, Kościół będzie nadal szafował sakramenty i modlił się o wybaczenie za grzechy oraz boską opiekę przed zarazą. Do listopada daleko. Internet zapewnia kontakty bezdotykowe. Więc w towarzystkiej dyskusji można napisać „pożywiom, uwidim…”

 

Ubawił mnie raport z izrelskiego osiedla, autor raportu pisał, że wszedł do lokalnego sklepu, kiwnął głową na dzień dobry znajomemu strażnikowi, a ten skierował pistolet prosto w jego czoło, mówiąc, że firma nie zamierza niczego ryzykować. Temperatura była w normie, więc autor raportu roześmiał się i powiedział, że takie środki ostrożności, ale rączki wózków pewnie nie są  dezynfekowane, strażnik wskazał pistoletem do mierzenia temperatury na półkę, gdzie leżały rękawiczki jednorazowego użytku. Wygląda na to, że nowy, wspaniały świat zostanie z nami na dłużej, i że w jednych miejscach będzie zorganizowany lepiej, a w innych gorzej; tam gdzie będzie zorganizowany gorzej powiedzenie „pożywiom, uwidim” może zawierać większy ładunek niepewności.

 

Miałem mieć w piątek 13. proces z antysemitą, który poczuł się pomówiony, ale władze postanowiły nie wpuszczać zarazy do sądów. Zapewne słusznie, chociaż straciłem szansę wyjaśnienia różnicy między pomówieniem a omówieniem.  Niby tylko jedna litera, ale zawsze.