Zaraza, bóg i polityka prewencyjna


Andrzej Koraszewski 2020-02-28

Irański nastolatek cieszy się z powodu zdobycia maski.
Irański nastolatek cieszy się z powodu zdobycia maski.

W mediach w niemałym stopniu dominują doniesienia na temat zarazy, popularnie i niezbyt precyzyjnie nazywanej „koronawirusem”. W przeszłości czarna ospa, dżuma, cholera, hiszpańska grypa dziesiątkowały populacje całych kontynentów. Nowy, zjadliwy wirus powoduje, że medycyna chwilowo jest niemal bezradna. W oczekiwaniu na skuteczne leki i szczepionki służby medyczne koncentrują swoje wysiłki na izolacji nosicieli wirusa, żeby zaraza nie stała się pandemiczna. W odróżnieniu od naszych przodków nie podejrzewamy boskiej kary, ani złych mocy. Mamy dobre teorie na temat tego jak ten wirus przeskoczył ze zwierząt na człowieka i jak się roznosi. Oczywiście pojawiły się spiskowe teorie, że został celowo wyprodukowany w laboratorium i, jakżeby inaczej, nie obyło się bez podejrzewania, że to Żydzi.

Przyjaciel pisze z Hong Kongu, że od miesiąca pracuje z domu, że kto tylko może, unika wszelkich kontaktów z światem zewnętrznym. Żywność dostarczają do domu dwa największe supermarkety, jeszcze przed miesiącem dostawa była następnego dnia, potem dostarczali po tygodniu i z ograniczeniami wielkości zamówienia dotyczącymi przede wszystkim ryżu i środków do odkażania. Teraz dostawy wstrzymano, tłumacząc się przeciążeniem i brakiem kurierów. Ludzie, którzy byli ostatnio w kontynentalnych Chinach (mniej niż 14 dni temu), mają obowiązkową kwarantannę i nie wolno im wychodzić z domów. Granica z Chinami jest zamknięta. W niektórych sklepach pustki, w niektórych leżą towary z Chin, ale niektóre są nadal jako tako zaopatrzone, wszędzie brak papieru toaletowego. Jak dotąd Hong Kong miał 74 przypadki zachorowań i ludzie mają nadzieję, że niebawem będzie można złagodzić restrykcje. Przyjaciel jest przekonany, że chociaż to wszystko jest przygnębiające, działania prewencyjne są dobrze zorganizowane, a społeczeństwo zdyscyplinowane, jest więc nadzieja, że nie będzie większego dramatu. Pisze, że jest przerażony myślą o tym, że ten wirus zacznie się rozlewać w Afryce, gdzie szanse na sprawne działania władz są znacznie mniejsze, a chorzy mogą nie przestrzegać zaleceń służb medycznych.      


Doskonała komunikacja w globalnej wiosce powoduje, że zaraza przenosi się dziś tysiąckrotnie szybciej niż w przeszłości. Mamy lepszą wiedzę i znacznie lepsze możliwości organizacyjne, ale tworzenie barier utrudniających roznoszenie się choroby nie jest łatwe i jest zróżnicowane w zależności od systemu politycznego, edukacji społeczeństwa i kultury. Wybuch zarazy w Iranie jest tu szczególnie interesujący i groźny. 24 lutego irański urzędnik z Kum poinformował o 50 przypadkach zgonów związanych z zarazą. Władze udzieliły mu nagany, twierdząc że było tylko 12 zgonów i 61 przypadków zachorowań. Miejsce wybuchu zarazy szczególne – ośrodek kultu i czas pielgrzymek.


24 lutego irański wiceminister zdrowia Iraj Hariri obwieścił, że Iran nie będzie wprowadzał kwarantanny, że to metody sprzed pierwszej wojny światowej. (W dzień później okazało się, że on sam jest już zarażony.) Równie groźne lub zgoła groźniejsze są kazania duchowych pasterzy. 


W końcu stycznia syryjski duchowny 'Abd Al-Razzaq Al-Mahdi, przekonywał, że koronawirus jest karą Allaha. Nie tylko mówił w swoim kazaniu, że jest to zemsta Allaha na niewiernych, komunistach i buddystach za przeciwstawianie się muzułmanom, ale wydał również fatwę pozwalającą świętować wybuch epidemii w Chinach. Piszący  o tym saudyjski liberał Mansour Al-Hadj, jest nie tylko zdumiony, że nikt z wiernych nie zaprotestował, ale jest przekonany, że tego rodzaju duchowi pasterze są i będą nadal bardzo popularni, zaś duchowni wypowiadający się w duchu współczucia i tolerancji pozostaną godnymi podziwu wyjątkami.     


W Iranie po pierwszych przypadkach śmierci władze troszczyły się tylko o to, żeby wiadomość nie przedostała się do społeczeństwa i nie spowodowała paniki. W efekcie wielu zakażonych pielgrzymów powróciło do swoich domów w Iranie i poza Iranem. Jak pisał izraelski dziennikarz Seth J. Fratzman, już w piątek 21 lutego prasa turecka poinformowała, że w samym Iranie było 750 przypadków zachorowań. Zaraza z jednego miejsca kultu zaczęła się błyskawicznie szerzyć na całym Bliskim Wschodzie.  


Widzimy tu stały wzór – biurokratyczny odruch wyciszenia sprawy (analogicznie w pierwszym momencie zachowały się władze chińskie,  Li Wenliang, lekarz, który pierwszy poinformował o zarazie, zmarł, ale wcześniej dostał reprymendę za przekazywanie wywołujących niepokój informacji). Opóźnione działania z powodu biurokratycznych oporów łączą się z brakiem kompetencji.  


W Iranie zamknięto szkoły, pospiesznie szuka się sposobów zminimalizowania możliwości przenoszenia się zarazy, są to jednak działania mocno spóźnione. Zjednoczone Emiraty Arabskie, Oman, Kuwejt, Afganistan wstrzymały loty i zamknęły granice z Iranem. Irak jest najbardziej zagrożony ze względu na religijne i przemytnicze powiązania. Formalne zamknięcie granicy jest możliwe, ale jej uszczelnienie praktycznie wykluczone. Iracki Kurdystan próbuje się odgrodzić od reszty kraju.


Jak długo to będzie trwało, jakie będzie miało implikacje dla gospodarki chińskiej, irańskiej, światowej? Jakie będzie miało konsekwencje polityczne? To wszystko zależy od bardzo wielu czynników. W samych Chinach liczba nowych przypadków zachorowań chwilowo maleje. Korea Południowa, Włochy, to miejsce gdzie sytuacja może być szybko opanowana. Jest niemal pewne, że zaraza przedostanie się do krajów i miejsc, gdzie władze są jeszcze bardziej niesprawne niż w Iranie. Czy może mieć rację profesor Marc Lipsitch, epidemiolog z Harvard University, których twierdzi, że w ciągu roku 70 procent populacji świata będzie zarażonych wirusem COVID-19? Tak głoszą nagłówki gazet, ale w rzeczywistości amerykański ekspert wyraził to znacznie ostrożniej:    


„Jeśli dojdzie do pandemii, 40 do 70 procent światowej populacji może się zarazić w ciągu roku.”


Trudno się czasem dziwić, że politycy i ich biurokraci obawiają się tego, co pozbawieni rozumu i odpowiedzialności dziennikarze potrafią wymyśleć. Amerykański ekspert mówił o konieczności przygotowania się wszystkich krajów na to, że zaraza do nich dotrze i że trzeba szybko izolować każdego nosiciela. To są działania skomplikowane i kosztowne. A jak powiedział Kosiniak-Kamysz (chyba raczej jako lekarz, a nie przywódca PSL i kandydat na prezydenta), liczą się tu godziny, a nie tylko dni i tygodnie. Tymczasem nowe przypadki pojawiły się już w Danii, w Estonii, w Grecji, Gruzji, Rumunii, Norwegii i Macedonii.


Mój przyjaciel z Hong Kongu najbardziej obawia się wybuchu zarazy w Afryce. Może mieć rację. Polityczny chaos, niewiara w nowoczesną medycynę plus zaufanie do takiego czy innego boga mogą mieć niebezpieczny wpływ na cały świat. Chwilowo jednak wiele wskazuje na to, że organizacja działań prewencyjnych idzie w miarę sprawnie, koszty walki z zarazą będą zapewne bardzo wysokie, ale nie sądzę aby ludzkości groziła powtórka plagi podobnej do tych, z jakimi borykała się w czasach średniowiecza.


A swoją drogą ciekawe, ilu nauczycieli biologii skorzysta z okazji jaką jest zainteresowanie zarazą uczniów, żeby im wyjaśnić jak działa ewolucja, czyli co się dzieje, kiedy jakiś wirus znajduje nowego gospodarza i jak zarazy mogą wpływać na ewolucję gatunku. Nauczyciel mógłby również podać garść statystyk, a więc, że jak dotąd (dane na 26 lutego 2020) liczba zachorowań na świecie powoli zbliża się do 100 tysięcy, że odnotowano przypadki zachorowań w ponad 50 krajach, zmarło jak dotąd 2800 osób, głównie ludzi powyżej 70 roku życia, znacznie więcej mężczyzn niż kobiet. Śmiertelność wynosi 3,4 procenta zarażonych, czyli  jest niższa niż w przypadku eboli i wielu innych chorób zakaźnych.