Przebierańcy


Ludwik Lewin 2020-02-20


Nie wiem, na którym piętrze Łubianki, ale nie ma najmniejszej wątpliwości, że „naród palestyński” powstał w głównej siedzibie KGB i wypłynął dopiero w roku 1964, szesnaście lat po odrodzeniu państwa Izrael.

 

Do tego czasu, jeśli mówiono o Palestyńczykach, to mając na myśli Żydów, którzy powrócili na ziemię praojców. W uchwale ONZ o podziale Palestyny z 2 kwietnia 1947 r. mowa była o „państwie żydowskim i arabskim”.


W roku 1964 właśnie, KGB zorganizowało pierwszy zjazd Organizacji Wyzwolenia Palestyny. I dopiero na tym zjeździe pojawili się pierwsi „Palestyńczycy”.

 

Ion Mihail Pacepa, b. szef rumuńskiej Sacuritate ((SB, wywiad i kontrwywiad), który w 1978 poprosił o azyl w USA, w książce Dziedzictwo Kremla opisał jak to bezpieczniacy bratnich krajów zostali wezwani do Moskwy, gdzie wspólnie wypracowano sposoby walki z Izraelem. Ponieważ była to epoka „walk narodowo wyzwoleńczych”, postanowiono, że Państwo Żydowskie będzie niszczone walką narodowo wyzwoleńczą, a wyzwalającym się narodem będą „Palestyńczycy”.

 

Popełniono jednak mały błąd mianując szefem organizacji Ahmada Szukajriego, który choć podobno szkolony przez dzielnych czekistów, nie potrafił nadać sprawie odpowiedniego rozgłosu. Dlatego po wojnie sześciodniowej w czerwcu 1967, haniebnie przegranej przez sojuszników kraju rad, wymieniono go na pochodzącego z Egiptu Jasera Arafata, któremu na tę okazję zmieniono datę i miejsce urodzenia.

 

Do dziś dnia „Palestyńczycy” istnieją bardziej w mediach niż w Judei i Samarii. Jak się wydaje większość tamtejszych mieszkańców arabskich, podobnie, jak „Palestyńczycy” z Jordanii, uważa się za Arabów, a gdy napierać na przynależność państwową, to najbliżsi czują się Syrii.

 

„Palestyńczykom” w uznaniu przez przestraszony świat, pomógł pierwszy kryzys naftowy, gdy większość ropy była arabska i Zachód bojąc się o paliwo, nie widział powodu by bać się o los Żydów w Izraelu. To uznanie nie pomogło jednak w stworzeniu historii i tradycji, gdyż takie nie istniały.


I tu, chyba już bez pomocy Moskwy, ale pewnie nie całkiem samodzielnie, wpadli przywódcy wymyślonego ludu na szatański pomysł. Zaczęli kalkować historię żydowską.

 

Analizował tę sprawę niedawno Yves Mamou we francuskim miesięczniku „Causeur”. „Od ponad dwudziestu lat organizacje palestyńskie zagarniają historię żydowską” – pisał, wychodząc od trudności, jakie napotkała we Francji uchwała stwierdzająca, że antysyjonizm jest formą antysemityzmu.


Rzecz jest oczywista – antysyjonizm to bynajmniej nie krytyka polityki władz Izraela. To odmawianie Izraelowi prawa do istnienia, potępianie nie za to, co robi, ale za to, czym jest – a taka – tłumaczy historyk   Pierre-André Taguieff – jest definicja rasizmu.

 

Rzecz jest oczywista, ale nie dla wszystkich. Przeciwko uchwale parlamentarnej zorganizował się potężny front kilkudziesięciu organizacji pozarządowych, które gotowe były wszystko zrobić, by nienawiść do Izraela nie była przypadkiem określana jako rasizm. W tej „Platformie francuskich NGO na rzecz Palestyny” znalazły się organizacje, które ostatnio walczą nie z rasizmem, ale z „islamofobią”, takie jak MRAP (ruch przeciw rasizmowi i na rzecz przyjaźni między narodami), Liga Praw Człowieka, Lekarze Świata, Amnesty International…. Wśród nich nie zabrakło lewicowych stowarzyszeń katolickich i protestanckich, które, jak pisze Yves Mamou, „duszę i ciało oddały na służbę «ludu palestyńskiego»”. 

 

I tłumaczy: Platforma na rzecz Palestyny nie domaga się by wolno było krzyczeć „zasrany syjonisto, Bóg cię ukarze” – epitet, jakim w lutym, podczas manifestacji „żółtych kamizelek”, obdarzono na paryskiej ulicy, filozofa Alaina Finkielkrauta. Platforma chce, by tak jak w latach 30 ubiegłego wieku, bez przeszkód można było wołać „śmierć Żydom”, pod nietrudnym warunkiem, ubrania tego w antysyjonizm.

 

Od końca lat 1990 organizacje palestyńskie przy pomocy swych popleczników starają się ukazać „Palestyńczyków” jako Żydów Bliskiego Wschodu, ustawiając w ten sposób Izraelczyków, znaczy „syjonistów” w roli nazistów. Nie wahają się nawet przed zrównaniem powstania Państwa Żydowskiego i klęski najeźdźców arabskich, określanych jako „nakba” (katastrofa), z szoa,. Ta nowa ideologia antyżydowska stroi się w szaty antyrasizmu i oskarża Żydów (syjonistów), że są rasistami.

 

„Katastrofę” władze Autonomii upamiętniają co roku 15 maja. Zbiega się to z izraelskim dniem szoa, kiedy to na dwie minuty cały Izrael zatrzymuje się oddając hołd sześciu milionom zamordowanych Żydów. (Dzień szoa, obchodzony wg kalendarza żydowskiego nie zawsze wypada 15 maja)

 

Celem arabskich ceremonii z okazji „dnia nakby” jest narzucenie światu przekonania, że jak pisał dziennikarz arabski Rami Khouri, „Palestyńczycy” cierpią te same męki, co Żydzi przez dwa i pół tysiąca lat wygnania.

 

W roku 2000, podczas zamieszek „intifady al Aksa”, rozklejano plakat, na którym obok słynnej fotografii chłopczyka z podniesionymi do góry rękami, po klęsce powstania w warszawskim getcie, widniało zdjęcie Mohameda al. Durah, arabskiego chłopca, zabitego jakoby podczas wymiany strzałów między Cahalem a terrorystami. Napis na plakacie głosił: Holokaust się powtarza.

 

W latach 90, kiedy zajęto się sprawą zwrotu własności żydowskiej, zrabowanej podczas II wojny, arabskie media wzywały do przyznania odszkodowań „Palestyńczykom”, którzy stracili swe dobra uciekając z Izraela.

 

W marcu roku 2000 papież Jan Paweł II wyraził w imieniu Kościoła, żal z powodu antysemickiej przemocy Inkwizycji i milczenia Watykanu, gdy odbywała się eksterminacja Żydów. Media arabskie w Palestynie natychmiast zareagowały żądając przeprosin od Izraela i Wielkiej Brytanii.  

 

W 2001 r., odbywająca się w Kairze, IV „Konferencja arabska przeciw rasizmowi”, zajmowała się niemal wyłącznie rzekomymi „zbrodniami rasistowskimi Izraela. W konferencji uczestniczyło 70 NGO, które kilka tygodni później w Durbanie zmieniły Światową Konferencję przeciw Rasizmowi w antyizraelski trybunał, który przywrócił haniebne określenie – „syjonizm to rasizm”.

 

Od tego czasu wciąż powtarzają się arabskie deklaracje o tym, że „Palestyńczycy” to ofiary nowej szoa, czy przyrównujące ich do Żydów jako narodu „wygnanego i poniżonego”.  Dochodzą do tego żądania, by Żydzi uznali, że krzywda arabska jest równa tragedii szoa.

 

Małpowanie Izraela przybiera czasem formy całkiem karykaturalne, jak choćby w przypadku otwartego w roku 2012„Muzeum Palestyny” w Bir Zeit, w którym nie ma żadnego eksponatu historycznego i ani śladu jakiegokolwiek „ludobójstwa”.

 

Kalkując izraelskie „prawo powrotu, umożliwiające każdemu Żydowi zamieszkanie w Izraelu, instancje palestyńskie uchwaliły prawo powrotu dla „Palestyńczyków”. A prezydent Autonomii Mahmud Abbas głosi, że wraz ze swym narodem, jest potomkiem Kananejczyków, ludu zwyciężonego przez Żydów pod wodzą Jozuego. Linda Sarsour, córka Arabów, którzy wyemigrowali do USA z Palestyny, aktywna działaczka amerykańska, napisała, że „Mojżesz po czterystu latach wędrówki po pustyni, doprowadził naród palestyński, do Ziemi obiecanej Kainowi przez Allaha”.

 

Niezliczone są przypadki negowania istnienia Świątyni Jerozolimskiej, jak i przypisywania Jezusowi „narodowości palestyńskiej”.

 

„Bredzenie Palestyńczyków nie jest problemem, problemem jest to, że cały świat towarzyszy im w tym majaczeniu” – pisze Yves Mamou. I ostrzega, że ten „kidnaping historii żydowskiej”, który od dziesięcioleci okazuje się zabójczy dla Izraelczyków i Żydów, zaczyna zagrażać również Europejczykom, którzy nie są Żydami. 

 

Jeden z mentorów europejskiego islamizmu, Tariq Ramadan porównuje się do kapitana Dreyfusa. Skrajna lewica defiluje w Paryżu u boku islamistów, a uczestnicy pochodu mają przypięte żółte tarcze Dawida.

 

„Jest to dowód na to, że fałszerstwa palestyńskie przejęte zostały przez islamistów europejskich. Udając prześladowanych Żydów, islamiści stosują metodę, która tak dobrze zadziałała przeciw «syjonistom». I nie ma się co łudzić. Jeśli francuscy i europejscy muzułmanie dadzą się przekonać, że są prześladowani tak jak niegdyś Żydzi, to uwierzą, że Żydzi nie są ich jedynymi prześladowcami” – bije na alarm francuski publicysta.


Pierwodruk ukazał się w ” Słowie Żydowskim”

 



Ludwik Lewin

 

Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.