„Umowa stulecia”, czy „policzek stulecia”?


Andrzej Koraszewski 2020-02-01

Nic nie wskazuje na to, że piątkowe demonstracje Palestyńczyków były 31 stycznia (czyli po ogłoszeniu „Umowy”) liczniejsze lub pełniejsze gniewu niż wcześniej. Przynajmniej jak dotąd Palestyńczycy nie podchwycili wezwania Abbasa do masowych protestów.  

Nic nie wskazuje na to, że piątkowe demonstracje Palestyńczyków były 31 stycznia (czyli po ogłoszeniu „Umowy”) liczniejsze lub pełniejsze gniewu niż wcześniej. Przynajmniej jak dotąd Palestyńczycy nie podchwycili wezwania Abbasa do masowych protestów.  



Zapowiadana od trzech lat „Umowa Stulecia” wylądowała na stole i wywołała płacz i zgrzytanie zębami. Sprawujący od 15 lat czteroletni mandat prezydent nieistniejącego państwa Palestyna, Mahmud Abbas, wezwał do „pokojowych  protestów”, nazywając tę umowę policzkiem stulecia. Jego pierwszą reakcją było skontaktowanie się z przywódcą Hamasu, Ismailem Hanijją, który natychmiast zaprosił go do Gazy. Czy rzeczywiście Donald Trump doprowadzi do dozgonnej  miłości między śmiertelnymi wrogami? Abbas został w marcu ubiegłego roku skazany zaocznie na śmierć przez cokolwiek teatralny sąd w Gazie. Setki działaczy Fatahu zostało przez Hamas zamordowanych, wizyta Abbasa w Gazie byłaby pierwszą od 2005 roku.

Palestyński dziennikarz mieszkający w Jerozolimie, Khaled Abu Toameh, o reakcjach „kierownictwa palestyńskiego” na „Umowę stulecia” w artykule pod tytułem Abbas wybiera Hamas zamiast pokoju z Izraelem pisał:

Plan prezydenta USA, Donalda Trumpa, "Peace to Prosperity", o pokoju między Izraelem i Palestyńczykami oferuje nadzieję dwóm milionom Palestyńczyków w Strefie Gazy, którymi od ponad dziesięciu lat rządzi Hamas. Zamiast przyjąć plan pokojowy prezydenta Donalda Trumpa, zaprojektowany do dania Palestyńczykom dobrej przyszłości, prezydent Autonomii Palestyńskiej, Mahmoud Abbas odrzucił i potępił go jako „umowę hańby” i „policzek stulecia”. Co gorsza, Abbas wybrał ponowienie związków z Hamasem i Palestyńskim Islamskim Dżihadem (PIJ), dwiema wspieranym przez Iran grupami, które sprzeciwiają się jego polityce i regularnie potępiają jego politykę i decyzje. Abbas, innymi słowy, działa nie tylko wbrew interesom swojej ludności w Strefie Gazy, ale także przeciwko samemu sobie przez współdziałanie z tymi samymi grupami, które od dawna starają się podważyć jego rządy. Przez odrzucenie planu Trumpa Abbas odmawia Palestyńczykom w Strefie Gazy szansy na poprawienie ich warunków życia.

Dlaczego palestyński dziennikarz tak silnie podkreśla sprawę warunków życia mieszkańców Gazy? Ponieważ „Umowa” zakłada radykalne zwiększenie obszaru Strefy Gazy kosztem Izraela oraz gigantyczne inwestycje na miarę Planu Marshalla. Można powiedzieć, że są to papierowe obietnice, ponieważ warunkiem jest wyrzeczenie się terroryzmu i rozbrojenie. A to nie są warunki, na które może się zgodzić Hamas czy Islamski Dżihad.     

       

Toameh pisze, że sformułowania w planie Trumpa są zgodne ze stanowiskiem Abbasa i funkcjonariuszy AP na Zachodnim Brzegu, którzy chcieliby przywrócić swoją władzę w Gazie, ale Abbas wybrał współpracę ze śmiertelnym wrogiem. Palestyński dziennikarz kończy swój artykuł stwierdzając:

W odpowiedzi na plan "Peace to Prosperity" palestyńskim przywódcom udało się raz jeszcze zrobić to, co robią najlepiej: odebrać wszelką nadzieję na lepszą przyszłość swojej ludności  i pogrążyć ją jeszcze bardziej.

Rzecz jasna najgłośniej protestują Iran i Turcja.


Turecki prezydent Recep Tayyip Erdogan oskarżył Trumpa we wtorek 11 stycznia o „legitymizowanie izraelskiej okupacji”, dodając, że „Jerozolima jest świętym miastem muzułmanów”, ostrzegł również, że niektóre kraje arabskie zdradzają sprawę Palestyńczyków. Zapowiedział, że tureccy dyplomaci będą sprzeciwiali się tej umowie na każdym kroku.


Ajatollah Chamenei powiedział, że: “Diabelska i bestialska polityka Ameryki wobec Palestyńczyków, nazywana ‘Umową Stulecia’ nigdy się nie zmaterializuje”.


Amerykański prezydent od samego początku zapraszał „kierownictwo palestyńskie” do rozmów, ale teraz zapowiedział, że umowa będzie realizowana niezależnie od tego, czy „kierownictwo palestyńskie” ją zaakceptuje, czy nie.


Co to oznacza? Przyzwolenie USA na objęcie izraelską jurysdykcją tzw. terenów spornych.      


Jak pisze znany brytyjski bloger i analityk, David Collier, to amerykańskie przyzwolenie oznacza po prostu realizację porozumienia z Oslo, tak jak je widział premier Icchak Rabin, który na kilka tygodni przed tragiczną śmiercią, 5 października 1995, mówił w Knesecie:

"Chcemy, aby to było coś, co jest mniej niż państwem, ale niezależne zarządzanie życiem będzie  pod ich władzą. Granice państwa Izrael po trwałym porozumieniu, będą poza liniami istniejącymi przed wojną sześciodniową. Nie powrócimy do linii sprzed 4 czerwca 1967 roku."

Jerozolima:

"Przede wszystkim zjednoczona Jerozolima, która będzie obejmowała zarówno Ma’ale Adumim jak i Givat Ze’ev — jako stolica Izraela będąca pod jurysdykcją Izraela, z zachowaniem członkom wszystkich innych wiar, chrześcijaństwu i islamowi, swobody dostępu i swobody modłów w ich miejscach świętych i zgodnie z obyczajami ich religii.

O wschodniej granicy:

Granica bezpieczeństwa państwa Izrael będzie się znajdowała w Dolinie Jordanu, w szeroko pojętym znaczeniu tego terminu.

Umowa Stulecia daje Palestyńczykom dokładnie to, o czym mówił premier Rabin i dorzuca dużo więcej. Jak się wydaje, zmiany granic nastąpią niezależnie od tego, co zrobi „palestyńskie kierownictwo”, natomiast odmowa zgody będzie oznaczała wstrzymanie wszystkiego, co Palestyńczycy mogliby na tej umowie zyskać.

 

Sprawa aneksji terenów spornych wywołała kontrowersje w samym Izraelu, zaś amerykański historyk Daniel Pipes wyraził opinię, że Izrael w swojej polityce nie powinien opierać się na Ameryce, że tego rodzaju decyzja powinna być suwerenną decyzją izraelskiego rządu. Tymczasem w Izraelu rząd jest, a jakby go nie było. Mandat premiera jest słaby, ponieważ w dwóch kolejnych wyborach nikomu nie udało się uzyskać większości (a sondaże wskazują na to, że w kolejnych wyborach będzie ta sama patowa sytuacja).      


Komentarze w  międzynarodowej prasie są wyraźnie skoncentrowane na osobie Donalda Trumpa, czasem marginalnie na kwestii pokoju, praktycznie nigdy komentatorzy nie wykazują zainteresowania samymi Palestyńczykami.


Niektórzy komentatorzy zauważają fakt, iż „Umowa Stulecia” całkowicie odwraca dotychczasowe priorytety. Podczas gdy poprzednie „procesy pokojowe” zmierzały do ugłaskania terrorystów, „Umowa Stulecia” dąży do eliminacji terroryzmu i otwiera drogę do poprawy życia samych Palestyńczyków. Po raz pierwszy również uwzględnia się równoważność sprawy arabskich uchodźców z terenów dzisiejszego Izraela, jak i żydowskich uchodźców z państw arabskich. W umowie nie ma ani słowa o żadnym „prawie powrotu”, potomkowie uchodźców arabskich i żydowskich powinni pozostać tam, gdzie są, natomiast jest całkiem sporo o palestyńskim terroryzmie.


Czy zatem owa „Umowa Stulecia” jest całkowitym odejściem od Porozumień z Oslo, czy zgoła przeciwnie, jest próbą ich realizacji bez zabawy w ciuciubabkę? Dla Trumpa Hamas nie jest żadnym partnerem i musi zniknąć, a Abbas musi przestać udawać, że jego celem jest jakieś państwo „Palestyna”, a nie nieustająca wojna terroru z Izraelem.   


Czy zasadne jest twierdzenie, że tym razem mamy do czynienia z faktyczną próbą wymuszenia realizacji postanowień Porozumień z Oslo, z pełną świadomością, że po drugiej stronie siedzą ludzie, którzy nigdy nie zamierzali uznać prawa Izraela do istnienia, nigdy nie akceptowali idei pokoju z Izraelem i nigdy nie wyrzekli się terroryzmu?


Nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie będą efekty tej gry bez udawania, że jacyś palestyńscy dżentelmeni rozmawiają o pokoju, do którego szczerze dążą. Kolejna propozycja ziemi za pokój jest skromniejsza niż poprzednie i towarzyszy jej zapewnienie, że następne będą jeszcze skromniejsze. Wydaje się rzeczą oczywistą, że ani Organizacja Wyzwolenia Palestyny, ani tym bardziej Hamas nie mogą zaakceptować tej „Umowy Stulecia”, warto jednak pamiętać, że zarówno Autonomia Palestyńska, jak i Gaza utrzymują się z datków, bo rozwój gospodarczy nigdy nie był celem „palestyńskiego kierownictwa”, że wpływy od darczyńców topnieją, jako że Ameryka była tu bardzo ważną pozycją, niektóre kraje europejskie zaczynają obcinać darowizny, również kraje arabskie są znacznie mniej hojne. Iran nie traci ochoty do płacenia, ale jego kufry pustoszeją, Turcja i Katar mogą dalej płacić, ale prawdopodobnie będzie to dalece niewystarczające.


Pytanie, co się zdarzy, należy skierować do wróżki. Jedno jest pewne, warto na rozwój sytuacji patrzeć niezależnie od tego, co się myśli na temat Donalda Trumpa, czy izraelskiego premiera, bo nie oni są w tym wszystkim najciekawsi. Na mój gust „Umowa Stulecia” jest faktycznie policzkiem stulecia dla terroryzmu i doktor Abbas bardzo dobrze to określił.                      


P.S. W chwili kiedy kończę pisać ten tekst 23 kraje wyraziły poparcie dla "Umowy Stulecia", a jeden z komentatorów określił ją jako postawienie na na nogach idei "ziemia za pokój" - najpierw pokój, a potem ziemia. Kto wie, może w tym szaleństwie jest metoda.