Czy jestem antysemitką współczując  Palestyńczykom?


Andrzej Koraszewski 2020-01-25

Gaza - obóz koncentracyjny.
Gaza - obóz koncentracyjny.

Intrygujące pytanie, na które warto odpowiedzieć. W badaniach, w których próbuje się mierzyć poziom antysemityzmu w społeczeństwach, socjolodzy pytają zazwyczaj respondentów o ich stosunek do stereotypów o Żydach. Wybiera się takie stereotypy jak, na przykład, ”czy uważasz, że Żydzi rządzą światem”, ”czy uważasz, że Żydzi mają dominujący wpływ na światową gospodarkę”, ”czy twoim zdaniem Żydzi uważają się za lepszych niż inni”. Takich stereotypów jest w jednych badaniach kilka, w innych kilkanaście. Badani mają do wyboru pięć możliwości od ”zdecydowanie tak” do ”nie mam zdania”.


Czy takie badania dobrze mierzą poziom antysemityzmu? Wydaje się, że mimo ich niedoskonałości, całkiem sporo pokazują. Ujawniają negatywne postawy wobec grupy etnicznej i gotowość zaakceptowania bez dalszego sprawdzania praktycznie każdej złej informacji o tej grupie etnicznej.


Prawdopodobnie bezpośrednie pytanie, czy jest pan/pani antysemitą, spotkałoby się z oburzeniem i stanowczym zaprzeczeniem. Ludzi deklarujących, że są antysemitami spotyka się dziś niesłychanie rzadko, a niechęć do Żydów jest racjonalizowana i ukrywana często nawet przed samym sobą.


Warto przypomnieć, że samo słowo ”antysemityzm” zostało wprowadzone do obiegu przez niemieckiego dziennikarza Wilhelma Marra, w 1879 roku, z myślą o tym, żeby niechęć do Żydów mogła być nazywana bardziej neutralnym słowem i prowadzić do ”naukowego” jej usprawiedliwienia. Słowo ”antysemityzm” przestało być pojęciem neutralnym, odczuwana niechęć do Żydów musi być wyrażana inaczej.


Jeśli zatem, ktoś pyta, czy współczucie dla Palestyńczyków jest równoznaczne z antysemityzmem, czyli z niechęcią do Żydów, możemy się zastanowić, jak to można zbadać. Kiedy takie współczucie jest starannie wykalibrowane tak, żeby za każde (prawdziwe, wyolbrzymione lub przekłamane) cierpienie Palestyńczyków można było obwiniać wyłącznie Żydów, to zasadne jest podejrzenie zakażenia wirusem antysemityzmu. Jeśli osoba współczująca wypiera, omija, racjonalizuje lub reaguje oburzeniem na każdą informację o cierpieniach Palestyńczyków spowodowanych przez ich własne elity, przez innych Arabów lub przez politykę krajów zachodnich, to może wskazywać na zaatakowanie wirusem atysemityzmu. Jeśli współczująca osoba zdaje sobie sprawę (domyśla się), że zmiana stanowiska w tej sprawie może wywołać negatywne reakcje najbliższych (rodziny i przyjaciół), wówczas mamy silną wskazówkę zaatakowania wirusem antysemityzmu.


Antysemityzm jest zjawiskiem kulturowym, cementującym grupę, wymagającym ciągłego potwierdzania tego, że nadal wyznaje się ważne dla grupy wartości. Z reguły tak istotnym dla spójności grupy, że zakwestionowanie jego wyrażania prowadzi do kar, aż do całkowitego odrzucenia i wykluczenia z grupy włącznie.


Czy w takich sytuacjach musimy być świadomi zakażenia chorobą? Oczywiście, że nie. Podobnie jak w przypadku zakażenia jakąkolwiek inną chorobą możemy długo pozostawać w błogiej nieświadomości i mieć poczucie krzywdy słysząc podejrzenia, że coś jest nie tak. Jest to zrozumiałe i naturalne. Można potępiać antysemityzm, uważać go za obrzydliwe zjawisko, walczyć z antysemityzmem i równocześnie swój własny antysemityzm ukrywać (również przed sobą) za szczególnym rodzajem ”współczucia” dla Palestyńczyków.


Idąc tym samym tropem, jakim idą badacze antysemityzmu w społeczeństwach, moglibyśmy stworzyć odpowiednie narzędzie do badania ”współczucia do Palestyńczyków”, które pozwoliłoby na odróżnienie rzeczywistego współczucia od współczucia instrumentalnego. Wymagałoby to zapewne całego zespołu ludzi, jak również badań pilotażowych, które ujawniłyby wady takiego narzędzia. 


W skrajnych przypadkach silnie ”współczujących” Palestyńczykom spotykamy się z wyraźną deklaracją: ”nie jestem antysemitą, jestem antysyjonistą”. W tej grupie będziemy się często spotykali się z otwartym kwestionowaniem prawa Izraela do istnienia, określeniami typu ”kolonialny projekt”, zobaczymy otwarte poparcie dla grup deklarujących chęć likwidacji Izraela i eksterminacji jego mieszkańców, czyli Islamskiej Republiki Iranu, Hezbollahu, Hamasu, Organizacji Wyzwolenia Palestyny, Bractwa Muzułmańskiego, itp.


Spotykamy tu oskarżenia państwa Izrael o apartheid i zaprzeczanie, że obywatele izraelscy pochodzenia arabskiego mają te same prawa, jeżdżą tymi samymi środkami transportu, chodzą do tych samych szkół, korzystają z tej samej służby zdrowia, mają swoją polityczną reprezentację i swoją prasę, zajmują wysokie stanowiska w państwie i w gospodarce. Fakt, że ta rzeczywistość całkowicie wyklucza jakiekolwiek podobieństwo do systemu apartheidu, jest gniewnie odrzucany.


Inny stereotyp w tej grupie głosi: Izrael prowadzi Holocaust Palestyńczyków. To określenie pomija fakt, że populacja Palestyńczyków rośnie a nie maleje, że większość uchodźców palestyńskich i ich potomków mieszka w krajach arabskich i nie ma kontaktu z władzami izraelskimi, że od 1948 roku zginęło 11 milionów Arabów, z tego trzy promile w walkach z Izraelem, a pozostali w wojnach z innymi muzułmanami. (Ten argument jest często odpierany twierdzeniem, że to przecież Żydzi wywołują wszystkie wojny, więc to oni są odpowiedzialni.)


Izrael celowo zabija palestyńskie dzieci. (Tu gniewny protest akceptujących ten negatywny stereotyp wywołuje fakt, iż wszystkie statystyki wykazują, że z wszystkich konfliktów zbrojnych operacje Izraelskiej Armii Obronnej mają najniższe proporcje strat ludności cywilnej po stronie wroga, co jest osiągane często z narażeniem życia własnych żołnierzy. W opowieściach o rzekomym celowym zabijaniu palestyńskich dzieci starannie ukrywany jest fakt wykorzystywania przez palestyńskich terrorystów ludności cywilnej jako ludzkich tarcz, jak również używania przez terrorystów ”dzieci żołnierzy”. Jest dokładnie odwrotnie, to strona palestyńska celowo atakuje cywilne obiekty, przeprowadza ataki na szkoły, przedszkola, autobusy szkolne, wysyła balony z zabawkami i ładunkami wybuchowymi w nadziei, że spowodują zabicie żydowskiego dziecka.)


Gaza jest obozem koncentracyjnym. (Fakt wystrzelenia ponad 30 tysięcy rakiet na cywilne osiedla izraelskie przez Hamas i Islamski Dżihad jest wypierany lub usprawiedliwiany rzekomą ”okupacją”. Gaza nie jest okupowana, nie ma w niej izraelskich żołnierzy, a blokada jest związana wyłącznie z wykorzystywaniem tego terytorium dla ataków terrorystycznych i koniecznością zablokowania dostaw broni. Ta blokada nie stanowi naruszenia praw międzynarodowych. Mimo blokady na dostawy broni i materiałów wykorzystywanych w celach militarnych, Izrael codziennie dostarcza wodę, elektryczność, lekarstwa i żywność. Porównanie z obozem koncentracyjnym jest, delikatnie mówiąc, absurdalne. Gaza jest całkowicie niezależnym ośrodkiem politycznym, z własną władzą i własnymi siłami zbrojnymi i z elitą żyjącą w nieprawdopodobnych luksusach. Zdjęcia hoteli, centrów handlowych i dzielnic mieszkaniowych z Gazy nie pojawiają się nigdy nie tylko w mediach powielających stereotyp, że Gaza jest obozem koncentracyjnym, ale nie spotyka się ich w mediach głównego nurtu.)     


Izraelczycy to naziści. (Ta próba zamiany ofiar w katów jest klasycznym wyrazem głębokiego antysemityzmu, czyli morderczej nienawiści do Żydów. Po drugiej wojnie światowej słowo ”nazizm” ma niebywale silny negatywny ładunek emocjonalny. Podczas wojny Turcja i kraje arabskie były sprzymierzone z Hitlerem, po wojnie nacjonalizm arabski częściowo grawitował w kierunku Związku Radzieckiego, ale sympatie dla nazizmu pozostały, w Bractwie Muzułmańskim było wielu oficerów SS. Współcześnie nazizm jest nadal popularny w Iranie, w Syrii, w Egipcie, w Turcji, i Autonomii Palestyńskiej, w tych krajach są najwyższe nakłady Mein Kampf, popularne jest również oddawanie nazistowskich salutów, wysyłanie w kierunku Izraela zapalających latawców z wymalowaną swastyką itp. Niemniej przekonywanie, że to Żydzi są dziś nazistami - propaganda płynąca głównie z krajów arabskich - znajduje w Europie i w Ameryce wielu chętnych odbiorców i to nie tylko wśród skrajnej prawicy, skrajna lewica i skrajna prawica mówią tu często jednym głosem.)


Antysyjonizm jest antysemityzmem i to w skrajnej postaci, to nie jest ”krytyka izraelskiego rządu”, to jest negacja prawa Izraela do istnienia, negacja legalności jego powstania, poparcie dla ruchów otwarcie dążących do eksterminacji całej ludności żydowskiej na Bliskim Wschodzie.


Jak zatem można badać to osobliwe ”współczucie dla Palestyńczyków”?


Możemy sprawdzać, czego w wypowiedziach ”współczujących” nie ma. Z reguły nie ma w nich śladu kontaktów z palestyńskimi dysydentami, a więc z ludźmi dającymi świadectwo prześladowaniom Palestyńczyków przez Palestyńczyków i przez innych Arabów. Nie ma informacji o palestyńskich więźniach politycznych w palestyńskich więzieniach, o torturach i mordach dokonywanych przez palestyńskie siły bezpieczeństwa, o łamaniu praw człowieka przez władze palestyńskie i prześladowaniu palestyńskich dziennikarzy, rzadko pojawiają się wzmianki o walkach między palestyńskimi ugrupowaniami terrorystycznymi, praktycznie nieobecne są informacje o traktowaniu  Palestyńczyków w innych krajach arabskich (pozbawienie praw obywatelskich, mordy, tortury). Nie ma również informacji o Palestyńczykach gotowych na normalizację stosunków z Izraelem, ani o zróżnicowaniu postaw i opinii w społeczeństwie palestyńskim. Ta nieobecność jakichkolwiek informacji pokazujących, że cierpienia Palestyńczyków mogą być spowodowane głównie czynikami niezależnymi od Żydów, wskazuje na antysemicki fundament tego ”współczucia” i brak cienia współczucia dla palestyńskiego cierpienia, którego nie można użyć do oskarżania Żydów.


Jak ocenić jakość tego współczucia, które nie przekracza granic aż tak otwarcie? Możemy przyglądać się wyrazom tego współczucia i próbować zrozumieć, czy jest efektem dezinformacji czy świadomego wyboru.


Nie jest łatwo dotrzeć do rzetelnej informacji o konflikcie arabsko-izraelskim. To główny powód, dla którego nie można beztrosko odpowiedzieć konkretnej osobie, czy jej współczucie dla Palestyńczyków oznacza ukrytą postawę antysemicką. W mediach głównego nurtu mamy zalew ”informacji” o strasznym Izraelu. Są to zazwyczaj informacje płynące z szacownych źródeł takich jak Organizacja Narodów Zjednoczonych, a przede wszystkim Rada Praw Człowieka ONZ, z organizacji takich jak Amnesty International, czy Human Rights Watch, z wielkich agencji informacyjnych i szacownych gazet takich jak New York Times, czy cieszącej się sławą rzetelności BBC, wiele z tych informacji ma pieczątkę izraelskiej gazety czy izraelskiej organizacji pozarządowej. Czy jest możliwe, że te źródła mogą być tendencyjne i wprowadzać nas w błąd? Jak poruszać się w tej dżungli?

 

Większość ludzi nie ma pojęcia o tym, jak bardzo różna jest dzisiejsza Amnesty International od tej, która powstała po słynnym artykule Petera Benensona i zajmowała się wyłącznie więźniami sumienia, czyli ludźmi skazanymi za słowa, niewielu ludzi wie o tym, że Robert Bernstein, założyciel Human Rights Watch, odciął się od założonej przez siebie organizacji, bo została porwana przez antysemitów. Mało kto z normalnych czytelników gazet zna historię upadku Komisji Praw Człowieka ONZ i powodów jej przemianowania na Radę Praw Człowieka ONZ.


Kończąc ten tekst zatrzymam się tylko na chwilę właśnie przy Radzie Praw Człowieka ONZ. Twórcy Organizacji Narodów Zjednoczonych mieli szczytne cele. Po straszliwej drugiej wojnie światowej chciano mieć nadzieję, że ludzkość dojrzała do rozstrzygania swoich konfliktów w demokratyczny sposób, że dojrzała również do chronienia praw człowieka, by nigdy więcej nie dopuścić do masowej zagłady. Komisja Praw Czlowieka miała stać na straży jakże pięknej Deklaracji Praw Człowieka. Polska znalazła się po złej stronie Żelaznej Kurtyny. My, żyjący w ”radzieckiej strefie wpływów” bardzo szybko dowiedzieliśmy się, że dla nas ta Deklaracja jest zbiorem pobożnych życzeń i pustych słów. Komisja Praw Człowieka niemal natychmiast stała się instytucją ukrywającą łamanie praw człowieka, instytucją unikającą jak ognia najmniejszych wzmanek o koszmarach stalinizmu za Żelazną Kurtyną, o tym co działo się w Chinach, a potem w innych miejscach na świecie. Demokratyczny mechanizm wyboru członków Komisji Praw Człowieka powodował, że większość w tej komisji miały z reguły kraje notorycznie i bestialsko łamiące prawa człowieka. Potrzebny był chłopiec do bicia, żeby udawać, że ta komisja zajmuje się tym, do czego została powołana. Tym chłopcem do bicia szybko stał się Izrael. Ten skandal narastał przez dziesiątki lat. Wreszcie, w 2005 roku, ówczesny sekretarz generalny ONZ, Kofi Anan powiedział to, o czym wszyscy wiedzieli od lat, że kraje starające się o miejsce w Komisji Praw Człowieka ONZ robią to nie dlatego, żeby wzmocnić przestrzeganie praw ale ”by chronić się przed krytyką i krytykować innych”.


Trzęsienie ziemi okazało się jednak ograniczone. Zlikwidowano Komisję Praw Człowieka ONZ jako instytucję kompletnie zdyskredytowaną i w 2006 roku powołano Radę Praw Człowieka ONZ, która jest kompletną kompromitacją ONZ od pierwszego dnia swojego istnienia. Zaledwie w dwa lata po powołaniu Rady, następca Kofi Anana, Ban ki-Moon próbował bezskutecznie zmusić tę Radę, żeby wzniosła się ponad „partykularne interesy swoich członków.” Te próby ponownie nie przyniosły żadnego rezultatu. Licząca 47 członków Rada nazywana jest czasem “klubem dyktatorów”.


W 2017 roku Rada musiała się przyznać, że dziewięć krajów zasiadających w Radzie było oskarżonych o prześladowanie swoich obywateli za raportowanie do ONZ o łamaniu praw człowieka w swoich krajach.  


Czy budzi zdziwienie obsesja tego stowarzyszenia dyktatorów na punkcie Izraela? Izrael jest jedynym krajem, który posiada własny stały punkt na wszystkich obradach Rady. Są to wręcz kabaretowe występy, w których raz za razem kraje takie jak Wenezuela, Kuba, Egipt, Chiny i podobne wygłaszają swoje deklaracje, że Izrael jest winien wszystkich grzechów świata. Demokratyczne kraje członkowskie nie protestują. Przeciwnie, grzecznie głosują za uchwaleniem kolejnej rezolucji potępiającej Izrael.     


W 2018 roku, Niki Haley, ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ, oznajmiła, że USA wycofują się z Rady Praw Człowieka ONZ. Powiedziała wówczas, że ta Rada jest “największym niepowodzeniem” Organizacji Narodów Zjednoczonych.

“Kraje notorycznie łamiące prawa człowieka są jej członkami i są wybierane do tej Rady. Najbardziej nieludzkie dyktatury unikają osądu, a Rada w dalszym ciągu upolitycznia i koncentruje się na krajach rzetelnie przestrzegających praw człowieka w wysiłkach odciągnięcia uwagi od przestępców we własnych szeregach […] Rada uwłacza swojej nazwie i w rzeczywistości szkodzi sprawie walki o poszanowanie praw człowieka.”

Rok wcześniej, obecny sekretarz generalny ONZ António Manuel de Oliveira Guterres, obiecał, że pod jego rządami „równość traktowania wszystkich państw będzie respektowana”. Z jakiegoś powodu nie powiedział tego na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ ani na żadnym innym forum międzynarodowym. Powiedział to podczas wizyty w Izraelu, dobrze wiedząc, że nawet gdyby chciał, to nie mógłby tej obietnicy dotrzymać.


Rada Praw Człowieka ONZ to zaledwie jedno ogniwo ustawicznego zakłamywania obrazu Izraela i konfliktu arabsko-izraelskiego. Odbiorca informacji przekazywanych przez media ma często ograniczone szanse dotarcia do źródeł pomagających wyrównać to nieustanne skrzywienie obrazu. Odpowiedź na pytanie, czy współczując jestem antysemitką, wymaga samodzielnego sprawdzenia, czy to pozbawione kontroli współczucie nieuchronnie uderza w Żydów i tylko w Żydów, czy jest ludzkim współczuciem dla ludzi zasługujących na współczucie. To ważne pytanie, na które można odpowiedzieć tylko sobie samemu.    


Brytyjski muzułmanin Kasim Hafeez, był wychowany w bardzo antysemickiej rodzinie z otwartym podziwem dla Hitlera, zamierzał wstąpić do organizacji terrorystycznej i walczyć z Żydami, gdziekolwiek ich znajdzie, miał jednak w sobie ciekawość i chciał wiedzieć więcej. W efekcie został muzułmańskim syjonistą (człowiekiem uznającym prawo Izraela do istnienia i obrony życia swoich obywateli) powtarzającym dziś często „byłem gotów umierać za kłamstwo.”    


*W partii dotyczącej Rady Praw Człowieka ONZ korzystałem z artykułu Paula Shindmana.