Ciekawe czasy


Ludwik Lewin 2020-01-16


Pod koniec października w Paryżu zainaugurowano Europejskie Centrum Judaizmu. Imponująca, betonowa budowla stanęła na skraju francuskiej stolicy, na placu Jerozolimy, ochrzczonym tak, jeśli wolno powiedzieć, kilka tygodni wcześniej. Wewnątrz głównym pomieszczeniem jest synagoga, obok wielka sala widowiskowa. Centrum ma powołanie religijne, kulturalne i edukacyjne.


Buńczucznej nazwy centrum europejskie nie należy traktować zbyt poważnie. Francuzi w swej skromności wszystko, co francuskie traktują jako europejskie a nawet uniwersalne.


Ponieważ za kilka miesięcy we Francji odbywają się wybory municypalne, wśród gości nie zabrakło żadnego z paryskich kandydatów na wyższe stołki. Tym bardziej, że na otwarcie przybył sam prezydent Macron, a we Francji, jak się ma ambicje, bardzo jest ważne by pokazać się obok głowy państwa, a najlepiej w rozmowie z najwyższa władzą. Ten kraj, o czym nie wszystkim wiadomo, jest monarchią republikańską i jak na monarchię przystało, obyczaje panują tam dworskie.


Te francuskie śmiesznostki są przecież sprawą anegdotyczną. Mniej wesołe jest jednak to, co mówił Macron i to, co pisano z okazji tej ceremonii.


Prezydent powstanie Centrum określił jako „akt oporu i zaufania Żydów do Francji”, po czym potępił „współczesny antysemityzm”, ale ani słowem nie wspomniał skąd się on bierze. Wyliczając ofiary antyżydowskich zamachów nie zauważył głównej cechy, jaka łączy wszystkich morderców. Mówił tak ogólnikowo, jakby pchani siłą zła, przybyli z innej planety. A każdy z nich – przypomnijmy – tłumaczył swą zbrodnię obowiązkiem islamskim. To, czy chodzi o islam prawdziwy czy jego wykoślawienie, niewiele obchodzi, tych co nie żyją. 


Kilka minut później Macron, który na co dzień uważa za swą jedyną prawdziwą konkurentkę przywódczynię skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego, analizował zagrożenia, czyhające obecnie na demokrację. Znalazł jedno, mówiąc, że powraca zagrożenie faszyzmu, że historia się powtarza i bronić się trzeba przed brunatną bestią.


Nie sadzę by skrajna prawica nagle zapałała miłością do Żydów. Jednak żaden koszerny sklep, żadna synagoga czy inna instytucja żydowska nie była we Francji celem skrajnie prawicowego terroryzmu. Wszystkie zamachy, wandalizmy i agresje skierowane przeciw Żydom, są w dzisiejszej Francji wynikiem tzw. „radykalizacji islamskiej”. 


Prezydent Macron, który uważa się za erudytę i znawcę historii nawiązał przecież do stosunków żydowsko muzułmańskich. Przeniósł audytorium do dziewięciowiecznej Kordoby, by stwierdzić, że mimo dyskryminacyjnego statutu dhimmi, „Żydzi promieniowali”.


Inaczej mówiąc, będąc poddanymi muzułmańskich panów, Żydzi potrafili dawać sobie radę a nawet zabłysnąć w medycynie, filozofii i literaturze.


Barbara Lefebvre z miesięcznika Causeur uznała słowa prezydenta za jego „kolejny anachronizm historyczny”, mający na celu przekonanie żydowskich obywateli Francji, że nie mają się na co skarżyć i że powinni zaakceptować podporządkowanie się islamowi politycznemu, który stał się większościowy w licznych zakątkach kraju. „Bo, jak uczy historia, to przecież nie takie straszne” – ironizuje dziennikarka. I tłumaczy, że w arabskiej Andaluzji „kwitła” jedynie niewielka mniejszość Żydów z otoczenia władcy. Większość żyła w osobnych dzielnicach, pogardzana, wyzyskiwana i zmuszona do noszenia oznak, wskazujących na ich żydostwo.  


W przemówieniu Macrona niektórzy komentatorzy znaleźli kolejny dowód na to, że prezydent zrezygnował z konstytucyjnej „jedności i niepodzielności Republiki” i Żydów, którzy są tu od wieków, traktuje tak samo, jak muzułmanów. Ekstrema tej świeżej wspólnoty grozi „rozbiorem kraju”, powiedział b. prezydent François Hollande, ale jego następca przymyka oczy na tę groźbę.   


Kolejne fałszowanie rzeczywistości polega na zachwycie z powodu umieszczenia Centrum w XVII dzielnicy Paryża, gdzie wg szacunków, wśród 170 tysięcy mieszkańców, jest około 40 tys. Żydów. 


Cytowany przez prasę mer (burmistrz) tej dzielnicy z dumą mówił o tym, jak jego teren przyciąga „coraz liczniejszą wspólnotę żydowską”. I wyliczał piętnaście placówek religijnych, trzy szkoły żydowskie i ponad pięćdziesiąt sklepów i restauracji koszernych. „Nasza dzielnica jest bardzo przytulnym miejscem dla Żydów” – podkreślał.


Nie powiedział natomiast, że ta atrakcyjność „siedemnastki” jest stosunkowo świeża. Ogromna większość jej żydowskich mieszkańców jeszcze niedawno mieszkała na wschodnich przedmieściach stolicy. Opuścili je wypchnięci przez coraz liczniejszą ludność muzułmańską i coraz częstsze wybryki antysemickie.  W Sarcelles, mieście zwanym jeszcze niedawno „podparyską Jerozolimą” doszło do podpaleń synagog, rozbijania koszernych sklepów, wypisywania gróźb i obelg na murach i przystankach, a nawet pobito dzieci wracające z żydowskiej szkoły.


Żydzi od lat podnosili alarm, wskazywali na zagrożenie ze strony wciąż liczniejszych i coraz bardziej agresywnych islamistów, wzywając władze do zareagowania. Władze wolały odwracać uwagę od tego groźnego zjawiska, a ostrzegających nazywali strażakami-piromanami. Bardzo długo o wybrykach antysemickich nie można było znaleźć nawet najmniejszej wzmianki w mediach.  


Dopiero zamachy na redakcję Charlie Hebdo i wielki sklep koszerny w styczniu 2015 r. oraz masakra publiczności teatru Bataclan i klientów kawiarnianych ogródków, w listopadzie tegoż roku, uświadomiła Francuzom, że celem bynajmniej nie są wyłącznie Żydzi, że dżihad islamski skierowany jest przeciw wszystkim „niewiernym”.


Choć większość obywateli zrozumiała, że islam polityczny jest najpoważniejszym zagrożeniem dla Francji, choć półgębkiem przyznają to czasem i politycy, to odmowa spojrzenia na rzeczywistość wciąż przeważa. Gorzej. Wielu deputowanych czy merów staje się wspólnikami islamistów. Nie z platonicznej miłości, ale dlatego, że wpływ radykalnych imamów na większościową często, ludność muzułmańską jest tak ogromny, że zapewnić mogą sukces wyborczy. I w ogóle porozumienie z nimi ułatwia zarządzanie. 


W Centrum Judaizmu prezydent mówił również o nieustającej walce z antysemityzmem. Faktycznie, wszyscy ministrowie, wszyscy działacze partyjni, ze wszystkich zresztą ugrupowań, z zapałem podejmują ten temat.  


W tym samym czasie media nie przestają pluć na Izrael. Wkrótce po otwarciu Centrum na Izrael spadły setki rakiet, wystrzelonych z Gazy przez Dżihad Islamski. We francuskich rozgłośniach, podających informacje za oficjalną francuską agencją prasową AFP, zaczynano od ogłoszenia, że Izrael bombarduje Gazę i że są cywilne ofiary. RFI – francuskie radio dla zagranicy – nadało wyciskający łzy z oczu wywiad z oficjałem Hamasu, który mówił jak Izrael „umyślnie bombarduje domy mieszkalne” i że ofiarą tych bombardowań, padają całe rodziny, przede wszystkim dzieci. Takie sprawozdania z Jerozolimy o wiele lepiej widoczne są i słyszalne niż „nieustająca walka z antysemityzmem”.


I jeszcze jedno spostrzeżenie, dotyczące nie tylko Francji. Niemal codziennie słyszę o planie nowego muzeum związanego z żydostwem, o otwarciu ośrodków kulturalnych i innych inicjatywach na rzecz Żydów.


A obok, również niemal codziennie, o antysemickich wybrykach, o zbezczeszczeniu żydowskiego cmentarza, o pobiciu rabina, o podpaleniu synagogi. Jest żydowskie przekleństwo – obyś żył w ciekawych czasach. Zaczyna się sprawdzać. 


*Pierwodruk ukazal sie w miesieczniku  „Słowo Żydowskie”   

 



Ludwik Lewin

 

Dziennikarz i poeta, od 1967 roku mieszka w Paryżu, wieloletni korespondent Polskiej Sekcji BBC.