Likwidowanie przeziębienia miedzią


Steven Novella 2019-11-27


Czy możesz zapobiec przeziębieniu lub wyleczyć go tylko miedzią? Zazwyczaj, kiedy takie pytanie pada w artykule, odpowiedź brzmi „nie”. W tym wypadku odpowiedź brzmi: być może, no cóż, to jest skomplikowane. Sprzedawcy CopperZap chcieliby jednak, żebyście bez zastrzeżeń myśleli, że odpowiedź brzmi „tak”. Ogłaszają na swojej stronie internetowej: „Nowe badanie wskazuje, że możesz naturalnie powstrzymać przeziębienie, zanim się rozwinie”. Jest tam również wiele anegdot, takich jak: „Siedem lat bez przeziębienia” – wynalazca, dr Doug Cornell, PhD.

Co wynalazł dr Doug? Kawałek miedzi. Ma kształt dogodnej pałeczki, która z łatwością wsuwa się do nosa, a to jest jej zamierzoną funkcją. Za tę wygodę każe sobie płacić 69,95 dolara za coś, co wygląda jak miedź warta 1 dolara (obecnie płaci się 5,83 dolarów za kilogram). Czy zwykła miedź może zapobiec przeziębieniu? Z pewnością brzmi to jak klasyczny znachorski amulet, taki jak miedziane bransoletki i magiczne okłady. W tym wypadku jednak istnieje odrobina autentycznej nauki za tymi twierdzeniami, tyle tylko, że niewystarczającej do uzasadniania prezentowanych konkretnych twierdzeń.


Natykamy się na różne rodzaje medycznej pseudonauki. Czasami rzekome interwencje mają naturę duchową lub są jakimś rodzajem magii. Homeopatia jest czarnoksięstwem z magicznymi napojami, które mają zerowe uzasadnienie w rzeczywistości. Ale wiele nowoczesnego znachorstwa opiera się na jakimś ułamku nauki. Jest to niesłychanie użyteczne dla marketingu, ponieważ można cytować odpowiednią naukę i udawać, że wszystko jest równie uprawnione. Tym, co czyni z tych produktów szarlatanerię, jest to, że wychodzą daleko poza istniejącą naukę. Zazwyczaj oznacza to branie podstawowej nauki lub przedklinicznych badań, a potem przeskakiwanie przez dziesięciolecia badań, by natychmiast   przedstawiać konkretne, ale niczym nie poparte twierdzenia kliniczne.


Na pierwszy rzut oka może się to wydawać rozsądne, szczególnie dla ludzi, którzy nie mają wiedzy medycznej, ale nawet wielu z tych, którzy ją mają i powinni wiedzieć lepiej, daje się na to nabrać. Jeśli, na przykład, jakaś substancja podnosi markery reakcji odpornościowej na szalce Petriego, wydaje się rozsądne ekstrapolować do hipotezy, że może podnieść reakcje odpornościowe w organizmie i pomóc zwalczać infekcje lub raka.

 

Jednak takie prościutkie (choć frapujące) ekstrapolacje mają na swoim koncie bardzo marne osiągnięcia. W jednym z przeglądów stwierdzono, że zaledwie 1% takich podstawowych, potwierdzonych przez naukę mechanizmów doprowadziły do terapii nawet w dziesięciolecia później. Problem polega na tym, że w przeskoku z szalki Petriego do kliniki wiele rzeczy może pójść źle. Po pierwsze, markery są tylko tym właśnie – markerami. Są czymś, co możemy mierzyć i o czym sądzimy, że wskazuje na leżący u podstaw proces, a naprawdę interesuje nas ten proces. Ale markery mogą nie wskazywać na to, co myślimy. Mogą być produktem ubocznym, nie zaś samym procesem.


Jednak, nawet jeśli mierzymy coś użytecznego bardziej bezpośrednio, jak zabijanie komórek rakowych lub wirusów, szalka Petriego nie jest pełnym, biologicznym organizmem. Żywe stworzenia są złożonymi, dynamicznymi, homeostatycznymi systemami. Nie jest łatwo w pozytywny sposób manipulować tymi systemami i jest straszliwie trudno przewidzieć efekty netto każdej interwencji w żyjący system. Żeby naprawdę wiedzieć, trzeba badać same efekty.


Istnieją pewne praktyczne ograniczenia, a jednym z nich jest biodostępność. Jeśli wlewasz substancję bezpośrednio na komórki w hodowli, nie prognozuje to, co stanie się, kiedy połykasz tę samą substancję. Czy zostanie zaabsorbowana, czy dotrze do tej części ciała, gdzie jest potrzebna i czy zostanie w jakiś sposób unieczynniona po drodze? To wszystko są obszary możliwej porażki.


A także, czy są jakieś nieprzewidziane negatywne skutki? Jak się mają korzyści do skutków ubocznych? Co z długoterminowymi skutkami lub interakcją z innymi interwencjami lub stanami chorobowymi?


Tu właśnie potrzebne są badania kliniczne. W idealnej sytuacji powinniśmy mieć jakiś powód do sądzenia, albo na podstawie samej nauki, albo klinicznych obserwacji, że interwencja będzie miała konkretny, pozytywny skutek. Następnie prowadzimy starannie zaprojektowane, rygorystyczne próby kliniczne, żeby ocenić wszystkie pytania postawione powyżej. Zaledwie maleńka część dobrych pomysłów przechodzi przez całą drogę tego klinicznego toru przeszkód, by stać się użyteczną terapią medyczną.  


Albo – bierzesz podstawową naukę lub anegdotyczne obserwacje, przeskakujesz przez badania kliniczne, które są niezbędne, by wiedzieć, czy to rzeczywiście działa, i idziesz od razu na rynek. To właśnie zrobił dr Doug (nawiasem mówiąc, ten doktorat jest z psychologii społecznej).


Co więc nauka w tym punkcie rzeczywiście mówi? Podstawowe twierdzenie, że metaliczna miedź zabija wirusy (i bakterie) przy kontakcie, jest rzeczywiście prawdą. Jest obecnie kilka badań, które wskazują, że miedź jest “kontaktowym zabójcą” wielu mikroorganizmów i potencjalnych patogenów. Wygląda na to, że jony miedzi uwalniające się z powierzchni tworzą potężne reaktywne formy tlenu, które niszczą błony komórkowe i DNA. Miedź może wiązać i dezaktywować białka oraz zakłócać składniki odżywcze.

 

Stopy miedzi są także skuteczne, ale zdaje się, że im czystsza miedź, tym szybciej zabija. Podobnie, choć słabiej, działa cynk. To znaczy że mosiądz, który jest stopem miedzi i cynku, ma dobra działalność antybakteryjną, co prawdopodobnie jest dobrą wiadomością dla sekcji instrumentów dętych w orkiestrze.  


W oparciu o obecne dowody jest rozsądne rekomendowanie miedzianych powierzchni, gdzie jest wysokie stężenie zarazków, jak np. w szpitalach. Może nawet być rozsądne posiadanie miedzianych umywalek i powierzchni w twojej łazience. Także jednak ta bardziej bezpośrednia ekstrapolacja powinna zostać zbadana – czy obserwowany skutek ma znaczenie kliniczne? Czy rzeczywiście pomaga ludziom?  


Istotnie, kiedy badano to, miedziane powierzchnie w szpitalu znacząco redukowały poziom zakażeń szpitalnych. To są nadal wstępne wyniki, ale wystarczające, by pociągnąć badania dalej. Przy szerszym użyciu miedzi w szpitalach należy mierzyć rzeczywiste skutki, a także monitorować wszelkie niezamierzone skutki uboczne.

 

A co w sprawie miedzi w domu? Nie mogłem znaleźć na ten temat żadnych danych. Nietrudno to wyjaśnić, bo miedziane powierzchnie mogą po prostu być niepotrzebne w środowisku domowym. Mogą nawet mieć netto negatywne skutki przez tworzenie efektu zaniechania – ludzie mogą nie czyścić powierzchni w domu równie dobrze, bo polegają na działaniu miedzi.   


Nie ma także publikowanych badań na temat umieszczania miedzi w nosie, by zapobiec lub wyleczyć przeziębienie. To jest z kilku powodów olbrzymia ekstrapolacja. Przede wszystkim, wirus może już być zbyt głęboko w tkance, by miedź mogła zadziałać. Badania pokazują, że giną bakterie i wirusy bezpośrednio dotykające miedzi, ale to może nie dotyczyć wirusów głęboko w tkance. To jest problem biodostępności.  


A także: czy powierzchnia kontaktu jest wystarczająca? Jak dużo błony w nosie trzeba dotykać i jak głęboko? Jakie są niebezpieczeństwa wpychania miedzianych pałeczek głęboko do nosa? Wreszcie – jak długo trwający kontakt jest wystarczający? Czy to zabierze pięć minut, 10, godzinę? Czy trzeba to robić po kolei z każdym nozdrzem, ile razy? To są dokładne pytania, na które mogłaby odpowiedzieć próba kliniczna.


Zawsze oglądam dział „nauka” na witrynach internetowych, które sprzedają podejrzane produkty. W tym wypadku, jak się spodziewałem, jest tam dużo dyskusji o nauce podstawowej (co do której nie ma wątpliwości). Klinicznie – nie ma żadnych opublikowanych, recenzowanych przez specjalistów badań. Wszystko, co mamy, to własne, nie ślepe badania producenta, a więc są one anegdotyczne.


Innymi słowy – nie ma żadnych klinicznych dowodów. Nie mogłem znaleźć żadnego, choć szukałem kilkakrotnie, a można bezpiecznie założyć się, że gdyby takie badania istniały i wyniki były pozytywne, figurowałyby na poczesnym miejscu na tej witrynie.  


Moim zdaniem więc ten miedziany pogromca przeziębień jest kolejnym ”szarlatańskim amuletem”, produktem zachwalającym niczym nie poparte medyczne skutki. Nauka podstawowa jest rzeczywista, ale potrzeba badań klinicznych, żeby odpowiedzieć na wszystkie praktyczne pytania, jakie wyliczyłem powyżej.   


A także – cena 69,95 dolarów jest w mojej subiektywnej ocenie czystym zdzierstwem. To jest kawałek miedzi. Jeśli chcesz wkładać miedź do nosa w nadziei, że oszczędzi ci to przeziębienia, idź do Amazon lub Etsy i kup miedziany pręt za 2-3 dolary.


Na jednym ze zdjęć na tej witrynie pokazują kogoś, kto przykłada tę miedzianą pałeczkę do opryszczki. To jest jeszcze mniej przekonujące, bo jest nieprawdopodobne, by zabicie wirusów na powierzchni miało jakiś skutek. Nasunęła mi się jednak myśl, że równie dobrze można byłoby przykładać centa do opryszczki. Proszę, właśnie zaoszczędziłem ci 69,94 dolarów.


Zapping a Cold with Copper

Science Based Medicine, 13 listopada 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska