Dlaczego wyjaśnianie problemów przez biały przywilej jest niesłuszne


Vincent Harinam i Rob Henderson 2019-11-25


Wielu ludzi lubi powoływać się na rasę jako wyjaśnienie najrozmaitszych rzeczy. Jest to wspólna rozrywka zarówno skrajnej lewicy, jak i skrajnej prawicy. Media wydają olbrzymie sumy pieniędzy i wysiłku, by zapewnić, że nie unikniemy dyskusji o rasie jako czymś, co jest lub powinno być szczególnie ważne.  Ta głośna mniejszość politycznych ekstremistów i dziennikarzy odwróciła naszą uwagę od mocniejszych, przyczynowych wyjaśnień, jakie leżą u podstaw różnic osiągnięć w różnych grupach. Perwersyjne bodźce skłaniały te dwie grupy do czynienia z rasy najbardziej znaczącej cechy naszego życia.

W efekcie, biały przywilej stał się wśród wykształconych ludzi ulubionym sposobem wyjaśniania różnic w osiągnięciach różnych grup. Jednak, w sposób zamierzony lub niezamierzony, przez przypisywanie sukcesu białemu przywilejowi, zamożne osoby, które przywołują tę błędną myśl, blokują ambicje tych, którzy dążą do sukcesu, ale którzy nie są uprzywilejowani przez kolor skóry. Jeśli chcemy nie tylko zrozumieć różnice w wynikach grup, ale także skorygować je, potrzebujemy solidniejszych i mniej ideologicznych ram. 


Pułapki jednoczynnikowości  


Założenie, że grupy powinny być proporcjonalnie reprezentowane we wszystkich dziedzinach i wszystkich instytucjach jest błędem, który jest sprzeczny z podstawowymi prawami statystycznymi. W naturze nie ma niczego, co przypominałoby reprezentatywnie równe wyniki. Rażąco nierówne dystrybucje osiągnięć są regułą, nie zaś wyjątkiem.  


Tutaj jest kilka przykładów. Właścicielami ponad 80 procent pączkarni w Kalifornii są ludzie kambodżańskiego pochodzenia. W latach 1960., chociaż chińska mniejszość w Malezji wynosiła tylko 36 procent populacji, stanowili 80 do 90 procent wszystkich studentów medycy, nauk ścisłych i inżynierii. Na początku dwudziestego wieku Szkoci wytwarzali cztery piąte wszystkich maszyn do produkcji cukru. W 1937 roku 91 procent wszystkich licencji na prowadzenie sklepów żywnościowych w Vancouver w Kanadzie należała do ludzi japońskiego pochodzenia.


Nierówności grupowe często skłaniają do szukania wyjaśnień, dlaczego te różnice istnieją. Potencjalnymi wyjaśnieniami są bezosobowe czynniki, takie jak złe plony, porządek narodzin, geograficzna lokalizacja, postępy techniczne i różnice demograficzne. Jak jednak pisał ekonomista    Thomas Sowell, te “moralnie neutralne czynniki wydają się przyciągać znacznie mniej uwagi niż inne czynniki, które wzbudzają moralne oburzenie”. Jeśli coś jest istotne (chwyta uwagę), to musi być przyczyną. I istotnie, dyskryminacja, coś na co szybko zwracamy uwagę, niezawodnie służy jako popularne wyjaśnienie różnic w osiągnięciach różnych grup.  


Dla orędowników białego przywileju zróżnicowane osiągnięcia grup są produktem nikczemnego interwencjonizmu w przeszłości i obecnie. Gdyby nie ci wtrącający się rasiści, istniałyby równe osiągnięcia. Jednak nierówności nie implikują dyskryminacji. W rzeczywistości jest to klasyczny błąd logiczny „potwierdzenie przez wynik”. Zwyczajnie mówiąc, oznacza to błędne przypisywanie osiągnięć jednemu uprzedniemu wydarzeniu, mimo że taki wynik mogło spowodować wiele innych wydarzeń. Weźmy prawdziwe zdanie warunkowe: „Jeśli pada, to trawa jest mokra”. Widząc mokrą trawę wnioskujesz, że padało. Jest to błąd, bo trawa mogła być mokra z wielu innych powodów. Teraz spójrzmy na zdanie: „Jeśli istnieje dyskryminacja, powstaną różnice w osiągnięciach”. Także to jest prawdziwe zdanie warunkowe. Jeśli jednak powstają różnice osiągnięć, nie znaczy to, że istnieje dyskryminacja. Z łatwością wpadamy w tę pułapkę. Tym łatwiej, kiedy chodzi o istotne czynniki, takie jak rasa i inne cechy fizyczne.


To nadal nie wyklucza dyskryminacji jako jednego z możliwych wyjaśnień osiągnięć grupy. Jest to jedna z wielu możliwości, z których każda musi być potwierdzona dowodami. Nasze emocjonalne reakcje nie mówią niczego o przyczynowej wadze różnych czynników.


Problem z białym przywilejem polega na tym, że jest to jednoczynnikowe wyjaśnienie. Zakłada, że dyskryminacja i wyłącznie dyskryminacja  może wystarczająco wyjaśnić zawiłości osiągnięć grupowych. To, oczywiście, jest całkowicie sprzeczne z badaniami nauk społecznych, gdzie wiele czynników razem może najlepiej wyjaśnić skomplikowane zjawiska.


Na przykład, Robert Plomin w książce Blueprint bada różnice akademickich osiągnięć wśród chłopców i dziewcząt. Mniej niż jeden procent akademickich osiągnięć może wyjaśnić płeć. Czyli, inaczej mówiąc, wiedza o tym, czy dziecko jest chłopcem, czy dziewczynką nie mówi ci dosłownie niczego o ich stopniach. Ale płeć jest istotna i dlatego łatwo ją przywołać, kiedy ludzie obserwują różnice wyników.  


Nawet oczywiste czynniki razem wzięte nie wyjaśniają w pełni różnic między grupami. Co przepowiada, jak komuś pójdzie nauka na uniwersytecie? Ktoś może powiedzieć, że stopnie z liceum lub punkty osiągnięte na SAT. Inni mogą powiedzieć, że najbardziej liczy się klasa społeczna. Jednak badania wskazują, że społecznoekonomiczny status, stopnie z liceum i punkty osiągnięte na standaryzowanym teście w połączeniu odpowiadają tylko za 41 procent różnic stopni na uczelni. To prawda, 41 procent to bardzo dużo według standardów nauk społecznych. Ale żaden z tych czynników nie zbliża się nawet do pełnego wyjaśnienia różnic w akademickich osiągnięciach studentów uniwersyteckich.  


Niemniej, złożone wyniki najlepiej dają się wyjaśnić splotem czynników. Jeśli idzie o biały przywilej, istnieje szereg zmiennych, które razem wzięte lepiej wyjaśniają różnice w osiągnięciach grup. Tutaj mamy cztery ważne czynniki: geograficzny determinizm, osobista odpowiedzialność, struktura rodziny i kultura.


Cztery wyjaśnienia osiągnięć grupy


W badaniu amerykańskiej międzypokoleniowej ruchliwości społecznej Raj Chetty z Harvardu dokonał fascynującego odkrycia: „międzypokoleniowa ruchliwość społeczna różni się znacząco zależnie od obszaru w USA”. Innymi słowy, twoje szanse na wyższe osiągnięcia niż mieli twoi rodzice zależą od części kraju, w której mieszkasz. Tim Carney z AEI nazywa to “geograficznym determinizmem”.


Konkretnie, mobilność była stosunkowo najniższa dla dzieci, które dorastały w stanach na Southeast, a najwyższe dla dzieci z Mountain West i wiejskich obszarów Midwest. Na przykład, “prawdopodobieństwo, że dziecko osiągnie górny kwintyl krajowej dystrybucji dochodów, pochodząc z rodziny z dolnego kwintyla, wynosi 4,4 procenta w Charlotte w Karolinie Północnej. ale 12,9 procent w San Jose w Kalifornii”. Różni się także oczekiwana długość życia. Podczas gdy przeciętna oczekiwana długość życia w USA wynosiła 79,1 roku, wahała się od 66 lat w najgorszych miejscach do 87 w najlepszych.


Ważne jest to, że luka między czarnymi i białymi w ruchliwości społecznej w górę, jest najmniejsza w miejscach o niskim i wysoki natężeniu ubóstwa. To znaczy, czarni mężczyźni, którzy przenieśli się do miejsc z mniejszą biedą w swoim dzieciństwie, mieli większe prawdopodobieństwo zarabiania więcej i ukończenia uczelni i mniejsze prawdopodobieństwo skończenia w więzieni, niż czarni mężczyźni, którzy tego nie zrobili. W odróżnieniu od tego, czarni i biali mężczyźni byli częściej równie biedni jak ich rodzice, kiedy żyli w ubogich okolicach. To jest szczególnie ważne odkrycie, ponieważ sugeruje, że na wyniki grupowe może wpływać to, gdzie ludzie żyją.  


Dlaczego jednak na jednych terenach jest wyższa ruchliwość społeczna w górę niż na innych? Dla Carneya kluczem jest kapitał społeczny. Miejsca, gdzie jest więcej działalności obywatelskiej, niezależnie od dochodu, mają więcej ruchliwości wzwyż. Chetty  policzywszy punkty „kapitału społecznego”, znalazł silną korelację między aktywnością obywatelską a ruchliwością w górę z religijnością (tj. chodzeniem do kościoła) na czele. Zarówno białe dzielnice klasy robotniczej, jak czarne wielkomiejskie dzielnice nie mają obywatelskich instytucji, które pozwalają na ruchliwość w górę. Ponadto, badania wskazują, że 15% wzrost w proporcji ludzi, którzy uważają, że inni są godni zaufania, podnosi dochód na osobę o 1%.


Drugi czynnik to osobista odpowiedzialność, dotyczy indywidualnego podejmowania decyzji. Rolę osobistej odpowiedzialności w wynikach grupowych potwierdza bardzo nagłośnione badanie Brookings Institute. Badacze, Ron Haskins i Isabel Sawhill pokazali, że dla uniknięcia biedy ludzie muszą zrobić kolejno trzy rzeczy: ukończyć liceum, pracować na pełen etat i nie mieć dzieci poza małżeństwem. Stało się to znane jako “sekwencja sukcesu”. A popierająca to statystyka jest fascynująca.


Według Haskinsa i Sawhill, osoby w rodzinach, które trzymają się sekwencji sukcesu, mają 98 procent szansy, że unikną biedy. W odróżnieniu  od tego 76 procent tych, którzy nie trzymali się żadnej z tych norm, było biednych. W analizie danych spisu powszechnego z 2003 roku autorzy pokazali, że gdyby biedni trzymali się sekwencji sukcesu, poziom biedy w USA spadłby o ponad 70 procent. Sekwencja sukcesu dotyczy także Kanadyjczyków. W podobnym badaniu przeprowadzonym przez Fraser Institute stwierdzono, że 99,1 procent Kanadyjczyków, którzy trzymali się sekwencji sukcesu, nie żyło w biedzie. Wzór ten pozostaje stabilny także wśród millenialsów. Według badania Wendy Wang i Brada Wilcoxa, 97 procent millenialsów, którzy trzymali się tej sekwencji nie skończyło w biedzie.


Czy jednak osobista odpowiedzialność pomaga wyjaśnić różnice wyników grupowych? W analizie początkowego badania Haskinsa i Sawhill badacze z Brookings Institute odkryli, że „czarni i biali, którzy trzymali się tych trzech norm, mieli mniej więcej takie samo prawdopodobieństwo dotarcia do przeciętnej zarobków, z dochodami trzy do pięciokrotnie wyższymi od federalnej granicy biedy”. Sawhill pisze, że czarni, mimo że zaczynali z niższego poziomu niż biali, uzyskiwali znacznie większą poprawę dochodów niż biali, kiedy trzymali się sekwencji sukcesu. Niezależnie od rasowego i etnicznego pochodzenia wyraźna większość dorosłych, którzy trzymali się sekwencji sukcesu, uniknęła biedy.


Jest jednak jeden element sekwencji sukcesu, który wymaga bliższego zbadania: struktura rodziny.


W 1970 roku U.S. Census Bureau ustaliło, że pary małżeńskie z dziećmi stanowiły 40 procent gospodarstw domowych. W roku 2012 spadło to do 20 procent. W 1960 roku 72 procent dorosłych żyło w związkach małżeńskich. W 2016 roku było to 50 procent. Według Pew Research, odsetek dzieci żyjących tylko z jednym rodzicem wzrósł o ponad połowę od roku 1968, skacząc z 13 procent do 32 procent. Niemal 40 procent wszystkich dzieci rodzi się teraz w związkach bez ślubu, z, odpowiednio, 47 procentami i 23 procentami czarnych i latynoskich dzieci wychowywanych przez samotne matki. Krótko mówiąc, amerykańska struktura rodziny rozpadła się i to silnie waży na osiągnięciach grupowych. Ogólnie, dziecko będzie miało najlepsze wyniki w dzieciństwie i dorosłości, jeśli jest wychowywane przez rodziców będących parą małżeńską. Nauki społeczne są niezwykle zgodne w tej sprawie.


Podczas gdy 8 procent dzieci urodzonych w zawiązkach małżeńskich kończy w biedzie jako dorośli, 27 procent dzieci urodzonych przez samotne matki żyje jako ubodzy dorośli. Według badania Roberta Lermana, Josepha Price’a i Brada Wilcoxa, “Młodzież, która wyrastała z obydwojgiem biologicznych rodziców, zarabia więcej, pracuje więcej godzin w tygodniu i częściej sama zawiera małżeństwo jako dorośli w porównaniu do dzieci wychowywanych w rodzinach z samotnym rodzicem”. Dziecko urodzone przez nigdy nie zamężną matkę z dochodami rodziny w dolnej jednej piątej, trzykrotnie częściej pozostaje w dolnej jednej piątej dochodu niż dziecko urodzone przez zamężną matkę o równie niskim dochodzie. Pod tym względem posiadanie obojga rodziców w stabilnym małżeństwie jest warte dodatkowe 40 tysięcy dolarów w rocznym dochodzie rodziny per capita.


Ponadto, dzieci wychowywane przez samotnych rodziców nie tylko osiągają zmniejszone dochody, ale stoją przed większym ryzykiem szkód fizycznych. Dane o poziomie maltretowania dzieci są alarmujące. Dzieci wychowywane przez samotnego rodzica są trzykrotnie częściej maltretowane niż dzieci wychowywane przez małżeństwo, które jest ich biologicznymi rodzicami. Dzieci wychowywane przez jednego rodzica, kiedy w domu mieszka jej/jego partner są dziesięciokrotnie częściej maltretowane niż dzieci wychowywane przez małżeństwo, które jest ich biologicznymi rodzicami.


Samotne rodzicielstwo podnosi prawdopodobieństwo maltretowania dzieci, a dzieci maltretowane rzadziej zdobywają dobrą edukację i zatrudnienie i częściej doświadczają depresji, wpadają w narkomanię i mają inne problemy. Dlatego może być tak, że negatywne strony samotnego rodzicielstwa są większe niż pozytywne strony nienaruszonej struktury rodziny. Inaczej mówiąc, nie chodzi o to, że całe rodziny są takie wspaniałe. Chodzi o to, że rozbite rodziny są nadzwyczaj niebezpieczne.


Ponadto, badania Lermana i Sawhill sugerują, że wzrost liczby dzieci żyjących w biedzie w latach 1970. do 1990. był częściowo wynikiem wzrostu samotnego rodzicielstwa. Obecny poziom biedy wśród dzieci (21,3 procent) zmniejszyłby się niemal o jedną czwartą, gdyby utrzymał się poziom samotnego rodzicielstwa z 1970 r.  (12 procent).  


Co ważne, ekonomiczna luka między czarnymi i białymi praktycznie znika, kiedy bierze się pod uwagę strukturę rodziny. Mimo wyższych poziomów biedy wśród czarnych Amerykanów, poziom biedy wśród czarnych amerykańskich małżeństw wynosił mniej niż 10 procent we wszystkich latach od 1994, konsekwentnie niższy niż poziom białej biedy. Podczas gdy poziomy biedy wśród czarnych i białych w 2016 roku wynosiły odpowiednio 22 i 11 procent, dla czarnych małżeństw było to 7,5 procenta. Ponadto w jednym z badań stwierdzono, że gdyby czarni i biali mieli tę samą strukturę rodziny, luka biedy zmniejszyłaby się o ponad 70 procent.


Niektórzy twierdzą, że dzisiejsza stosunkowo słaba struktura rodzinna czarnych jest „dziedzictwem” niewolnictwa. Tego jednak nie popierają dowody empiryczne. Według Waltera E. Williamsa, wszystkie dzieci w aż trzech czwartych rodzin niewolników w XIX wieku miały tego samego ojca i matkę. W rzeczywistości, 85 procent czarnych gospodarstw domowych w Nowym Jorku w 1925 roku było gospodarstwami z dwojgiem rodziców, a trzy czwarte wszystkich czarnych rodzin w Filadelfii w 1880 roku było trwałymi małżeństwami. Według Thomasa Sowella, także kiedy minęło pokolenie od likwidacji niewolnictwa, dane spisu powszechnego pokazywały nieco wyższy odsetek żonatych/zamężnych czarnych dorosłych niż białych dorosłych. Ten fakt widać w każdym spisie powszechnym od 1890 do 1940 roku.


Przed latami 1960. różnica odsetka żonatych między czarnymi i białymi mężczyznami nigdy nie była większa niż 5 procent. Dzisiaj ta różnica przekracza 20 procent.


Brak ojców leży u sedna problemu. W 2008 roku prezydent Obama powiedział, że dzieci, które wyrastały bez ojca miały „pięciokrotnie wyższe prawdopodobieństwo życia w biedzie i popełnienia przestępstwa, dziewięciokrotnie większe prawdopodobieństwo nieukończenia szkoły i 20 krotnie częściej kończyły w więzieniu” Jak napisali Warren Farrell i John Gray w The Boy Crisis: „Pozbawienie dziecka jego ojca jest pozbawieniem dziecka części jego życia”. I istotnie badanie sugeruje, że dzieci bez ojców mają telomery krótsze o 14 procent niż dzieci z ojcami. Krótsze telomery są związane z krótszym życiem.


Wśród dzieci bez ojców są wyższe poziomy samobójstw, narkomanii i nadciśnienia. Osłupiające 85 procent młodych mężczyzn w więzieniach wyrosło w rodzinach bez ojców. Nie powinno to zaskakiwać, bo każdy jednoprocentowy wzrost liczby rodzin bez ojców w danej dzielnicy zapowiada trzyprocentowy wzrost przestępczości nieletnich. Wśród dziewcząt nieobecność ojca jest niezwykle silną prognozą wczesnej aktywności seksualnej i ciąży nastolatek. Poziom ciąż u nastolatek jest 7 lub 8 krotnie wyższy u dziewczynek wychowujących się w rodzinach bez ojców niż u dziewczynek z ojcami. Jest to szczególnie ważne odkrycie, ponieważ dotyczy cyklicznej natury rodzin bez ojców. To znaczy, nastoletnie matki, które częściej pochodzą z rodzin bez ojców, mają większe prawdopodobieństwo, że zostaną samotnymi matkami.   

Następnie mamy rolę kultury. Dla wyjaśnienia: kultura obejmuje nie tylko zwyczaje, wartości i postawy, ale także umiejętności i talenty, które bardziej bezpośrednio wpływają na ekonomiczne wyniki. Ludzie z unikatową kulturą często zabierają ją ze sobą, gdziekolwiek żyją. Jednak krytycy wpływów kulturowych od dawna pomniejszali rolę kultury w procesie integracji ubogich grup imigranckich. Weźmy, na przykład, Amerykanów libańskiego i chińskiego pochodzenia.   


Kiedy pod koniec XIX wieku rozpoczęła się imigracja z Libanu do Stanów Zjednoczonych, większość tych wczesnych imigrantów zaczynała jako uliczni sprzedawcy. Kiedy oszczędzili wystarczającą sumę pieniędzy, ci sprzedawcy otwierali własne sklepy, pracując po 16 godzin dziennie, a ich dzieci ustawiały towar na półkach i dostarczały towary do domów klientów. Tym dzieciom, które wchłonęły mechanikę  prowadzenia niezależnego przedsiębiorstwa przy posiadaniu nikłych zasobów, została wszczepiona etyka pracy ich rodziców, nauczyły się znaczenia jedności rodziny i opóźnionej gratyfikacji. Sukces w przedsiębiorczości pozwolił Amerykanom libańskiego pochodzenia na danie dzieciom większych szans edukacyjnych, by wkroczyły w dziedziny medycyny, prawa i nauk ścisłych. Tak więc tym, co liczyło się, nie był fakt, że przybyli bez pieniędzy, ale kultura ciężkiej pracy i  przedsiębiorczości, którą Libańczycy przywieźli ze sobą.


Podobny wzór ruchliwości społecznej w górę obserwuje się wśród Amerykanów chińskiego pochodzenia. Kiedy przybyli do USA właściwie tylko z koszulą na grzbiecie, ich sytuacja była taka, że poziom samobójstw wśród chińskich imigrantów w San Francisco był trzykrotnością krajowej przeciętnej. Niemniej kolejne pokolenia Chińczyków w Stanach Zjednoczonych stały się zamożne dzięki niestrudzonym wysiłkom. Popatrzmy na mieszkających na Brooklynie Chińczyków, którzy przybyli z prowincji Fujian. Według Kay Hymowitz, Fujiańczycy „tłoczyli się w przypominających koszary kwaterach, pracowali przez barbarzyńsko długie godziny podając do stołów, zmywając naczynia i czyszcząc pokoje hotelowe – i posyłając swoje mówiące po chińsku dzieci do elitarnych szkół w mieście i na różne uniwersytety”. W rzeczywistości, mówi się często, że pierwszym angielskim słowem, jakiego uczą się Fujiańczycy, jest „Harvard”.


Ogólnie, ta kultura determinacji i poświęcenia opłaciła się Amerykanom chińskiego pochodzenia nie tylko ekonomicznie, ale także społecznie. Według Amy Chua i Jeda Rubenfelda, azjatycko-amerykańskie nastolatki – i azjatyccy Amerykanie w całości – mają radykalnie niższe poziomy narkomanii i pijaństwa niż jakakolwiek inna grupa rasowa w Stanach Zjednoczonych. Ponadto, azjatycko-amerykańskie dziewczęta mają zdecydowanie najniższy ze wszystkich grup rasowych poziom urodzeń dziecka przez nastolatki: 11 narodzin na tysiąc  w 2010 roku w porównaniu z 24 u białych. 


Stosunek do pracy różni się między grupami w tym samym społeczeństwie. W White Liberals and Black Rednecks, Thomas Sowell opisuje brak etyki pracy wśród amerykańskich białych na Południu przed wojną secesyjną. Podczas gdy niemieccy imigranci starannie wykopywali drzewo z korzeniami, kiedy przygotowywali ziemię pod uprawę, biali na Południu po prostu ścinali drzewo i orali ziemię wokół pnia. Była podobna różnica w produkcji mleczarskiej. Podczas gdy w 1860 roku Południe miało 40 procent krów mlecznych w USA, produkowało zaledwie 20 procent masła i tylko jeden procent serów. To pokazuje, jak kulturowe wartości wpływają na wyniki wśród członków tej samej grupy rasowej. Popatrzmy na różnice grupowe między rdzennymi czarnymi Amerykanami, a tymi czarnymi którzy urodzili się za granicą. 


Mimo że Nowy Jork jest główną stacją docelową dla czarnych z Karaibów, jest tam czterokrotnie więcej czarnych pochodzących z Ameryki. Niemniej, pierwszymi czarnymi burmistrzami na  Manhattanie byli przybysze z Karaibów. Do 1970 roku czarnymi o najwyższych rangach w nowojorskiej policji byli przybysze z Karaibów, jak również wszyscy czarni sędziowie federalni w mieście. Dane spisu powszechnego z 1970 roku pokazują, że czarne rodziny z Karaibów w okręgu metropolitarnym Nowego Jorku miały o 28 procent wyższe dochody niż rodziny amerykańskich czarnych. Ponadto, dochody drugiego pokolenia czarnych rodzin z Karaibów żyjące na tym samym terenie, przewyższały dochody amerykańskich czarnych rodzin o 58 procent. Badania opublikowane w 2004 roku ujawniły, że większość czarnych absolwentów uczelni stanowili ludzie z Karaibów lub imigranci z Afryki, albo dzieci tych imigrantów.


Ani rasa, ani rasizm nie mogą wyjaśnić tych różnic. Ani też niewolnictwo, ponieważ czarni z Karaibów, podobnie jak czarni amerykańscy, także doświadczyli historii niewolnictwa. Bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem jest kultura. Badanie czarnych z Karaibów w Stanach Zjednoczonych pokazuje, że posiadają zapał do nauki, który przewyższa Amerykanów wszystkich ras.


Kultura ma znaczenie. Badacze David Austen-Smith i Roland G. Fryer, Jr. piszą, że „czarni rówieśnicy i społeczności narzucają kary na swoich członków, którzy próbują ‘zachowywać się jak biali’”. Fryer i Torelli, używając dwóch reprezentatywnych dla całego kraju zestawu danych, stwierdzili, że czarni częściej kojarzą dobre stopnie z brakiem popularności. Badacze ocenili, że wyeliminowanie różnic poglądów białych i czarnych na stopnie i popularność zredukowałoby różnicę między czarnymi a białymi w osiąganych punktach na testach o 10 procent, w staraniach o zdobycie lepszych stopni o 40 procent i w wykonywaniu zadań domowych o 60 procent.


Zestawiając to wszystko razem


Geograficzny determinizm, osobista odpowiedzialność, struktura rodziny i kultura pracy działają w połączeniu, by wyjaśnić różnice wyników. Przypomnijmy Raja Chetty’ego, którego badania pokazują korelację między sąsiedztwem a ruchliwością ekonomiczną. W swoim badaniu znalazł tylko jeszcze jedną lokalna cechę, która rywalizowała ze społecznym kapitałem o podnoszenie ruchliwości społecznej: rodziny z dwojgiem rodziców. Nie wystarcza jednak żyć w rodzinie z dwojgiem rodziców.  Jeśli dorastasz wśród pełnych rodzin, American Dream jest żywy i aktualny. Istotnie, istnienie wielu pełnych rodzin w danym sąsiedztwie służy podniesieniu społecznego kapitału.


Ponadto, społeczny kapitał, który podpiera geograficzny determinizm, jest w ostatecznym rachunku wynikiem kultury sąsiedztwa. Te wartości wpływają na decyzje podejmowane przez mieszkańców lokalnej społeczności. Następnie te decyzje przekładają się na strukturę rodziny, wzmacniając kulturę sąsiedztwa i zachowują kapitał społeczny.


Chodzi o to, że wszystkie te czynniki są ze sobą powiązane. Pojedynczo mogą wyjaśnić osiągnięcia lub ich brak tylko częściowo. Ale razem wzięte pokazują wyraźniejszy obraz niż ten, jaki przedstawiają zwolennicy wyjaśnienia wszystkiego przez biały przywilej.   


Te czynniki są mniej porywające niż obwinianie jednej grupy rasowej. Jeśli chcemy odczuwać satysfakcję z obwiniania jednej grupy przy równoczesnym wzmacnianiu solidarności własnej grupy, to powoływanie się na biały przywilej nie jest złą strategią. „Biały przywilej” daje prostą odpowiedź i wyraźnego wroga. Jeśli jednak naprawdę chcemy zrozumieć i złagodzić różnice grupowe, to bliższe przyjrzenie się danym jest znacznie lepsze.


Why White Privilege is wrong

Guillette, 16 października 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vincent Harinam

Badacz w Independence Institute, doktorant na University of Cambridge.



Rob Henderson

Doktorant na University of Cambridge.