Związki partnerskie w czwartej Rzeczpospolitej


Andrzej Koraszewski 2019-10-16


Podczas ciszy wyborczej czytałem powieść kryminalną autorki Harrego Pottera. Powieść Trafny wybór miała krytyczne recenzje w prasie brytyjskiej. Książkę pożyczyłem od przyjaciółki, w tłumaczeniu na język polski. Po pierwszych kilkudziesięciu stronach powiedziałem do żony, że jest to studium małego miasteczka, w którym mieszkają sami Dursleyowie z różnych warstw społecznych. Miłośnikom Harrego Pottera nie trzeba nic więcej mówić. Jest to studium społeczeństwa, w którym wszyscy mają dobre mniemanie o sobie, wszyscy są bezgranicznie sfrustrowani, a frustracja rodzi nieustanną nienawiść i podłość. Toksyczne relacje w rodzinach, małżonkowie patrzą na siebie z obrzydzeniem i strachem, przemoc, narkotyki, alkohol; seks bez czułości, bez przyjaźni, bez radości, nastolatki nienawidzą swoich rodziców i gotowe są na każdą podłość wobec nich. Jest tu również Internet jako narzędzie intryg i anonimowego rozsiewania jadu nienawiści. W miasteczku był jeden człowiek z poczuciem humoru, ale właśnie umarł, była również dziewczyna zdolna do miłości wobec swojego małego brata, ale spowodowała jego śmierć, bo poszła z chłopakiem w krzaki, mając nadzieję, że zrobi jej dziecko i uwolni się od matki, bo opieka społeczna da jej wówczas jakiś kąt.

Na ile rzetelne jest to studium ludzkiego piekła powodowanego nieustanną wzajemną podłością? Ten obraz jest przerysowany, również ze względu na wybrany gatunek literacki. Zawiera jednak potężną porcję obserwacji świata skażonego jadem frustracji, podejrzliwości, nienawiści i strachu, że ludzie mogą dowiedzieć się prawdy, prymitywnego myślenia, które ujawnia się w potoku wzajemnych złośliwości i wulgarnych wyzwisk.


Nie była to właściwa lektura na przedwyborczą ciszę i dzień wyborów. Kurdowie ginęli pod tureckimi bombami, Islamska Republika Iranu deklarowała gotowość pośrednictwa między Turcją a Kurdami, doniesienia z krajowego frontu nie pozostawiały miejsca na wątpliwości. Skończylem czytać książkę pani Rowling na długo przed ogłoszeniem wstępnych wyników i przerzucałem się z jednych wiadomości na drugie.                                  


Najpierw w „Rzeczpospolitej”, a potem w „Gazecie Wyborczej” zatrzymała mnie płatna reklama PWN. W obydwu na pierwszym miejscu dostrzegłem okładkę książki Mariana Miszalskiego Żydowskie lobby polityczne w Polsce. Nie, nie czytałem tej książki i nie zamierzam jej kupować. Wystarczy mi to, co wiem o jej autorze. Wieloletni współpracownik czołowego polskiego antysemity, Stanisława Michalkiewicza, publicysta, „Najwyższego Czasu” i mediów ultrakatolickich.


Państwowe Wydawnictwo Naukowe nie jest już ani państwowe, ani tym bardziej naukowe, przeszło w ręce prywatne w 1991 roku i wydaje ryż, mydło, powidło, ale usilnie podpiera się zakupioną na rynku marką szacownego wydawnictwa. Wśród nowości mamy Nu pagadi czyli młodzi piękni sfrustrowani, Spowiedź klawisza, Odkryj swoje wewnętrzne dziecko.


Prawdziwej nauki w tych nowościach PWN niewiele, więc warto promować pozycję z 2017 roku, o żydowskim lobby politycznym. Na okładce zdjęcie Adama Michnika i jakby nieco w głębi zdjęcie Tadeusza Mazowieckiego. O samej książce w zapowiedzi czytamy: 

Pierwsze na rynku omówienie historii żydowskiego lobby politycznego w Polsce. Zapewne wiele osób zdziwi się zarówno tym, jak długo ono już w naszym kraju funkcjonuje, jak i tym, że walczyli z nim nie jacyś czarnosecinni „antysemici”, ale tacy ludzie jak Stanisław Staszic, Jan Ursyn Niemcewicz, Roman Dmowski, Bolesław Prus, a nawet Józef Piłsudski.

Żydowskie lobbies polityczne, działające w krajach o ustroju demokratycznym: przedstawiają politykę Państwa Izrael jako obiektywnie słuszną i uzasadnioną, pozyskują budżetowe pieniądze na cele własnej mniejszości narodowej, wykorzystują dostępne sobie media do promowania w życiu publicznym swoich "autorytetów” dobieranych wedle żydowskiego pochodzenia. dążą do obsadzania ważnych stanowisk – zwłaszcza w upaństwowionej kulturze (czyli propagandzie), przez obywateli pochodzenia żydowskiego, dążą do wprowadzenia filosemickiej interpretacji historii w programach edukacyjnych dla młodzieży szkolnej, dążą do penalizacji „antysemityzmu” próbując zawłaszczyć dla siebie monopol, na interpretację tego określenia, starają się wreszcie prezentować żydowski punkt widzenia jako obiektywny, dążą do judaizacji chrześcijaństwa lub przynajmniej do jego rugowania z przestrzeni publicznej, zwłaszcza z systemów szkolnych.

W Polsce żydowskie lobbies polityczne są obecne od tysiąca lat. To pierwsza książka, która kompleksowo przedstawia ich historię.

Tyle Wydawnictwo Naukowe i chwatit. Samej książki raczej nie warto czytać, a wydawanie no to pieniędzy byłoby grzechem śmiertelnym. Zaintrygowała mnie kolejność celów żydowskiego lobby. Na pierwszym miejscu mamy, że to lobby przedstawia politykę państwa Izrael jako obiektywnie słuszną i uzasadnioną. Trochę mnie to zdziwiło, bo gazeta kierowana przez wyeksponowanego na okładce Adama Michnika trzyma się raczej linii „Guardiana”, „New York Timsa” i ONZ, czyli starej radzieckiej wersji „krytyki Izraela”, w smakowitym zachodnim sosie. Ucieszyłem się jednak, bo mimo braku właściwych genów, pewnie jestem zaliczony przez tego uczonego do „żydowskiego lobby”. Niby nic dziwnego, ostatecznie na okładce jest również Tadeusz Mazowiecki, co może oznaczać, że uczony nie jest rasistą.


Na drugim miejscu działań „żydowskiego lobby” jest pozyskiwanie pieniędzy budżetowych na cele własnej mniejszości narodowej. Troszkę mnie zainteresowało, ile też te cztery gminy żydowskie i kilka skłóconych stowarzyszeń pozyskuje budżetowych pieniędzy, ale lenistwo mnie powstrzymało  przed szperaniem w Internecie. Kto wie zresztą, może to była tylko kładka do głównego celu „żydowskiego lobby”, czyli do „wykorzystywania dostępnych sobie mediów do promowania w życiu publicznym swoich ‘autorytetów’ dobieranych wedle żydowskiego pochodzenia.”                    


Pomyślałem, że coś nieudolne to żydowskie lobby, a potem zacząłem się zastanawiać, kto właściwie utrącił tego Żaryna? Kandydował do Senatu i przepadł. Jak mógł taki prawdziwy Polak przepaść i czyja to robota?


Żydowskie lobby jak dowodzi książka tego wybitnego uczonego, jest obecne w Polsce od tysiąca lat. I za czym oni mogli lobbować w 1019 roku? Bo 500 lat temu to lobbowali, żeby duchowi pobratymcy tego uczonego nie mordowali ich w piątek i świątek, albo, żeby przynajmniej straż królewska ich trochę chroniła. Sto lat temu lobbowali za demokracją, sądząc naiwnie, że będą teraz w wolnej Polsce mogli być obywatelami z takimi samymi prawami jak wszyscy. Wredni tacy.


Dumałem nad tym oglądając ostateczne wyniki wyborów w „Gazecie Wyborczej”, a tam jak diabeł z pudełka wyskakiwały reklamy książek, tym razem z różnych wydawnictw. A to Michalkiewicz wyskoczył z ksiażką Zdrada nr 447, w chwilę póżniej wystrzeliła kolejna pozycja tegoż autora Studia nad żydofilią i trzecia Herrenvolk po żydowsku, w chwilę później reklamowana jako bestseller, książka Aldony Zaorskiej Poznaj ich prawdziwe nazwiska. Próbowałem się zorientować, gdzie i kto wygrał, i coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że te reklamy książek z myślą narodową wyskakują przy tym właśnie doniesieniu nie bez powodu.


Przeskoczyłem do komentarzy wokół Nobla dla Olgi Tokarczuk, ale Marian Miszalski, Michalkiewicz i inni poszli za mną i ekran dalej pulsował myślą narodową. Na stronie Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych dostrzegłem wypowiedź burmistrza z Lubowidza, niejakiego Krzysztofa Ziółkowskiego, który o Noblu dla dla Olgi Tokarczuk napisał:

Pal zaostrzyć, a nie nominować do Nobla. Poza tym, to nie polska nagroda, szkoda, że stała się antypolska. Bezczelny zakłamany zafajdany głupi pusty beznadziejnie prymitywny mamoniarski jełop z niej

Przez chwilę miałem wrażenie, że znów czytam powieść Joanny Rowling, ale nie, byłem w zupełnie innym, całkowicie rodzinnym świecie. Nagrody Nobla Miłosza i Szymborskiej też nie miały najlepszych opinii w oczach najprawdziwszych Polaków, ale trudno się dziwić. Zaintrygował mnie zestaw wszystkich nagród Nobla Polaków, gdzie zamiast siedmiu nagród było ich 17, w tym za osiągnięcia na polu chemii, fizyki, medycyny i ekonomii. Jednak jak się ktoś nazywa Tadeusz Reichstein, Roald Hoffman, Leonid Hurwicz czy  Andrzej Wiktor Schally, to co to za Polacy? Niby z czego mamy być dumni? Te komitety noblowskie to jakieś żydowskie lobby promujące swoje autorytety dobrane wedle żydowskiego pochodzenia.


Nadal próbowałem zrozumieć w jakim kraju obudziłem się po tych wyborach i trochę miałem do siebie żal, że upraszczam to  wszystko w myślach nazywając nową rzeczywistość wzmocnionym związkiem partnerskim Kaczyńskiego z Rydzykiem.          


Związków partnerskich mamy w naszym kraju dostatek i mógłby człowiek pomyśleć, że „Gazeta Wyborcza” chyba nie musi być takim znakomitym partnerem dla Michalkiewicza, ale kto wie może to nie sama chęć zysku z reklam, a obrona wolnego słowa? Próbuję uciec od krytykanctwa, szukać ludzi prezentujących strategię działania, organizować pracę od podstaw opartą na prawdziwych związkach partnerskich i autentycznej przyjaźni i mam ponure wrażenie, że opisujący angielskie miasteczko kryminał Joanny Rowling jest wściekle antypolski.