Niedziela handlowa i Ogórek małoetyczna


Marcin Kruk 2019-10-01


Czy nie sądzi pan, panie Wiesławie, zacząłem i ugryzłem się w język, bo pan Wiesław nie sądził od miesiąca, ponieważ zdecydował się na przedwczesną emeryturę, jak się to mówi z powodów zdrowotnych. Dawno temu powiedział mi o tym pod Lewiatanem, oznajmiając radośnie, że miał już dość zapasów w błocie i rozpoczyna trzecią młodość jako wolny, emerytowany ptak. Pan Wiesław jakby nie zauważył mojej niezręczności i czekał na wyjaśnienie w jakiej sprawie nie sądzi. Interesowało mnie, czy nie sądzi, że wszystko jest przegrane.

Rozmawialiśmy na parkingu, ponieważ darzymy się sympatią, ale znamy się luźno, więc pan Wiesław postawił torbę z zakupami koło samochodu i powiedział, że nie jest przekonany. Owszem - stwierdził patrząc na wyborczy plakat – ta runda nie zapowiada się ciekawie, ale to może oznaczać mozolne uczenie się wolności. Dodał natychmiast, że on teraz odczuwa taką wolność, jakiej nie zaznał od czasów młodości.


Nie ma pan pojęcia – mówił dalej – ile radości daje obserwacja sądu rejonowego bez konieczności jego codziennego odwiedzania. Świat odzyskał kolory, a jak wiosną zakwitną róże, może okazać się naprawdę piękny. Jesień też zresztą cieszy, tylko z grzybami krucho. Musimy się nauczyć dystansu, bo czeka nas długa wojna pozycyjna.


Nie podzielałem jego optymizmu, ale rozumiałem, że mamy odmienną perspektywę. Pan Wiesław był teraz człowiekiem wyzwolonym, uwolnionym od konieczności ciągłego obcowania z konsekwencjami „dobrej zmiany”. Ja, zgoła przeciwnie, patrzę w przyszłość z ogromnym niepokojem. Jest mi niedobrze przed tymi wyborami i poważnie obawiam się, że będę miał jeszcze silniejsze mdłości po tych wyborach.


Sędzia wyraził współczucie, że nie mogę przejść na emeryturę i zapytał, czy nie mam szans na ucieczkę do sektora prywatnego. Rozważałem to trochę, ale o takie możliwości łatwiej w dużym mieście. Pan Wiesław powiedział, że jego ojciec też był prawnikiem, ale uciekł do rzemiosła, wolał robić guziki, zarobił więcej i nie ubrudził się w państwowej robocie. W łajdackich czasach państwo wymaga od człowieka łajdactwa – dodał. - Teraz sektor prywatny kwitnie, więc jest nawet łatwiej uciec niż w czasach realnego socjalizmu. Zainteresował się, czy znam to określenie „realny socjalizm”.


Spotkałem się z nim, ale nigdy się nad nim nie zastanawiałem, więc zapytałem, co to właściwie znaczyło? Sędzia odpowiedział, że to zależało w czyich ustach. Dla przeciwników ustroju to było ironiczne określenie rzeczywistości opisywanej w gazetach jako raj. Władze używały tego pojęcia poniekąd w tym samym sensie, ale w bardziej jezuicki sposób. To była taka realna „dobra zmiana” z błędami i wypaczeniami. Władza wiedziała, że naród już zrozumiał i próbowała przekonywać, że idea jest dobra, ale jeszcze nie działa tak jak powinna. 


Zapytałem o syna, więc sędzia natychmiast opowiedział o wnuku, pokazując w telefonie zdjęcia młodego obywatela Wysp Brytyjskich i chowając do kieszeni telefon chciał się dowiedzieć, czy zauważyłem, że Marian Banaś ma pozytywny wynik w teście Wasserman? Nie wiedziałem o czym mówi, chociaż zaniepokoił mnie w tym nazwisku brak literki „a”. Okazało się, że Małgorzata Wasserman wydała niezwykle pozytywną opinię o chwilowo urlopowanym prezesie Naczelnej Izby Kontroli.


- Czyli co powiedziała, zapytałem, kontrolując się, żeby nie powiedzieć, co o tym sądzę.


- Mniej lub bardziej przedstawiła go jako wzór patrioty.


Zapewniłem pana Wiesława, że nie będę tego przekazywał uczniom, a pan Wiesław uśmiechnał się ze zrozumieniem i chciał się dowiedzieć, czy uczniowie nadal oglądają godzinami telewizję? Powiedziałem mu, że raczej nie, że Internet skutecznie odciągnął młodzież od telewizorów. Sędzia nie był jednak przekonany, był zdania, że w większości domów telewizor jest otwarty na okrągło, więc młodzież nawet jeśli nie słucha, to odbiera propagandę podprogowo. To czego słuchamy świadomie – powiedział – może być mniej groźne od tego, co absorbujemy nieświadomie.


Sędzia ukłonił się z daleka wychodzącej z supermarketu znajomej, a ja zastanawiałem się nad pytaniem, ile nieświadomie zaabsorbowanych treści znajduję w wypowiedziach uczniów. Pewnie nie da się tego stwierdzić bez jakichś niebywale skomplikowanych badań, ale sprawa sama w sobie jest intrygująca. Tego, że uczniowie więcej wyłapują z powietrza niż z lekcji, byłem nawet pewien. Pewnie tak było zawsze, ale teraz zanieczyszczenia są większe. Sędzia sięgnął po torbę z zakupami i otwierając bagażnik samochodu zapytał, czy oglądam telewizję. Powiedziałem, że dla mnie telewizor jest znakomitym wynalazkiem do oglądani filmów i programów przyrodniczych, ale informacji o polityce szukam w innych miejscach. Zgodził się ze mną zamykając bagażnik i powiedział, że póki pracował, był niejako zmuszony do śledzenia rządowej telewizji, bo pozwalała przewidywać zachowania przełożonych. Odpowiedziałem, że nawet nie próbuję przewidywać zachowań moich przełożonych, musiałbym wróżyć z homilii arcybiskupa Jędraszewskiego i z kazań ojca Rydzyka, a to zbyt wymagające. Sędzia, już otwierając drzwi samochodu powiedział, że jego szef był bardzo przewidywalny, zawsze było wiadomo, co wczoraj oglądał. Widział pan Ogórek, zapytał wsiadając do samochodu. Powiedziałem, że widziałem, bo żona rano robiła małosolne. Pan Wiesław powiedział, że jemu chodziło o Magdalenę Ogórek, niegdyś kandydatkę do fotela prezydent Rzeczpospolitej, a obecnie dziennikarkę rządowej telewizji. Przyznałem, że nie widziałem Ogórek od stuleci i nie odczuwam głodu.


Niech pan żałuje. Widziałem ją jak rozmawiała z Katarzyną Lubnauer – powiedział sędzia - Ogórek małoetyczna postawiła kropkę nad i potem już nic nie kusiło mnie do oglądania rządowej telewizji. Mogłem zacząć miodowy miesiąc z wolnością.


Pożegnaliśmy się z panem Wiesławem mając nadzieję, że pewnie znów się spotkamy pod Lewiatanem w niedzielę handlową lub może nawet w dzień powszedni.             

 

Marcin Kruk

Autor wydanej przez wydawnictwo "Stapis" książki "Grzeszyć inteligencją". (http://stapis.com.pl/?p=1327)