Dlaczego Izraelczycy nigdy nie zapomnieli swojego 9/11


Jonathan Tobin 2019-09-16


Wielu Amerykanów osunęło się z powrotem w mentalność sprzed 11 września 2001 w sprawie terroryzmu. Horror drugiej intifady jest jednak nadal bardzo żywy w umysłach Izraelczyków   


W osiemnastą rocznicę 11 września 2001 roku rządowi przedstawiciele i instytucje w całej Ameryce upamiętniali koszmar tego dnia. Po wszystkich tych latach jednak jest poczucie – poza tymi, którzy stracili członka rodziny lub bliskiego przyjaciela – że ceremonie coraz bardziej stają się formalnością, nie zaś rzeczywistą żałobą narodową.


Bardzo podobnie do sposobu, w jaki upamiętnianie japońskiego ataku na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku – porównywalnej tragedii, która zmieniła życie narodu – stało się rutyną, a potem przypisem w historii po upływie dziesięcioleci, 9/11 staje się momentem zamrożonym w przeszłości, nie zaś przypomnieniem niebezpiecznego świata, w jakim nadal dziś żyjemy. 


Fakt, że tak jest, prawdopodobnie w równiej mierze jest produktem ludzkiej natury, jak porażką naszych przywódców w świecie po 9/11. Warto jednak wskazać, że ten proces nie był podobny w Izraelu po upływie czasu od drugiej intifady, która przyniosła podobny, rozprzestrzeniony horror jej ofiarom. Jak napisał Matti Friedman w opublikowanym w „New York Timesie” wizjonerskim artykule, pamięć tej rzezi wisi nad izraelskim społeczeństwem i nadal jest decydującym czynnikiem w polityce.


Istnieją głębokie różnice między 9/11 a intifadą. 9/11 był jednym dniem, który na szczęście nigdy nie powtórzył się na amerykańskiej ziemi (co jak się wydaje się nie zostało zapisane przez społeczeństwo na poczet zasług prezydenta George’a W. Busha, mimo że wielu z nas zakładała, że powinno). W odróżnieniu od tego to, co zdarzyło się Izraelczykom, było trwającą kilka lat terrorystyczną wojną na wyczerpanie, włącznie z samobójczymi zamachami bombowymi w całym kraju, nie zaś skoncentrowanymi w paru miejscach.   

 

Amerykanie identyfikowali się z ofiarami 9/11 i obawiali się, że oni sami mogą być następnymi. Nie było to jednak porównywalne z codziennym koszmarem wszystkich Izraelczyków, którzy nigdy nie wiedzieli, czy następny autobus, do którego wsiądą, lub restauracja, do której wejdą, nie będzie celem zamachowcy.


Przeważająca większość Izraelczyków nie tylko była w traumie z powodu tych doświadczeń, ale została także zmuszona do zaakceptowania tego, że wiara w politykę opartą na kompromisach terytorialnych i zaufanie do palestyńskich zamiarów, były błędne. Świadomość, że te zamachy stały się możliwe (lub wręcz nieuniknione) z powodu próby zawarcia pokoju w postaci Umów z Oslo, w które większość Izraelczyków wierzyła, uczyniły intifadę tym bardziej gorzkim doświadczeniem.  


Część lewicy uważa, że Izraelczycy niesłusznie mają obsesję na punkcie tego okresu i nie rozumieją, że groźba terroru pod wieloma względami zmniejszyła się. Większość jednak w kraju poprawnie rozumuje, że nawet z budową bariery bezpieczeństwa na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie, punktami kontrolnymi do monitorowania terrorystów i bateriami Żelaznej Kopuły, które zestrzeliwują rakiety terrorystów, ich bezpieczeństwo nie jest czymś co można lub należy traktować jako oczywistość, jak długo Hamas i Autonomia Palestyńska, organizacje, które dokonywały tych zamachów terrorystycznych, pozostają przy władzy.


Dlatego też, mimo całego bagażu, jaki przychodzi wraz z 10 kolejnymi latami na urzędzie, premier Benjamin Netanjahu nadal ma lojalność tak wielu wyborców. Podczas gdy jego krytycy szydzą z jego twierdzenia, że jest gwarantem bezpieczeństwa, ludzie rozumieją, że udała mu się wyjątkowa sztuka utrzymywania terroryzmu w szachu z równoczesną ostrożnością w używaniu siły. Podczas gdy wielu Amerykanów gardzi nim za brak „odwagi” w podejmowaniu ryzyka na rzecz pokoju, którego Palestyńczycy nie wydają się nawet chcieć, Izraelczycy rozumieją, że jego zadaniem jest przede wszystkim zapewnienie im bezpieczeństwa – nie zaś imponowanie zagranicznym krytykom.  


W odróżnieniu od tego, pamięć 9/11 nie odgrywa roli w ustalaniu polityki zagranicznej lub polityki bezpieczeństwa USA.


Część z tego jest związana ze znużeniem przeciągającymi się wojnami w Iraku i Afganistanie, jak również z faktem, że wielu, jeśli nie większość z nas  - a ta kategoria obejmuje prezydenta Stanów Zjednoczonych – wydaje się myśleć, że użycie amerykańskiej siły przeciwko sprawcom 9/11 i ich sojusznikom, takim jak Taliban, w dodatku do innych zagrożeń międzynarodowego pokoju, jak Saddam Husajn, była błędem.   


Wydaje się, że więcej Amerykanów jest przekonanych, że walka z islamskimi terrorystami jest głupotą, niż tych, którzy doradzają czujność lub wyrażają obawy o odrodzenie się grup takich jak ISIS i mówią o niebezpieczeństwie reżimów takich jak Iran. W oczach niektórych wielkim grzechem 9/11 było niebezpieczeństwo, iż reakcje mogą prowadzić do wyrażania uprzedzeń przeciwko niewinnym muzułmanom, mimo że teza o gwałtownej reakcji przeciwko nim w następstwie 9/11 jest bardziej mitem niż faktem.


Co innego może wyjaśnić bark powszechnego oburzenia na koncepcję zawarcia pokoju z talibami – sojusznikami i gospodarzami Osamy bin Ladena – poza mentalnością sprzed 11 września, która pragnie wyplątać za wszelką cenę Stany Zjednoczone z Bliskiego Wschodu?


Prezydent Donald Trump zobowiązał siły USA do walki i pokonania ISIS – następcy Al-Kaidy, którego powstanie umożliwiło prezydentowi Barackowi Obamaie wycofanie się z Iraku. Obecnie jednak wydaje się że prezydent Trump jest bardziej zainteresowany w wyjściu z Afganistanu i Syrii niż w kontynuowaniu walki. Może obecnie rozważać również wycofanie się z izolowania największego na świecie państwowego sponsora terroryzmu: Iranu. Demokraci krytykują Trumpa za sposób, w jaki realizuje tę politykę, choć nie mają problemu z jej treścią.   


To znaczy, że w sprawie determinowania polityki USA pamięć o 9/11 szybko staje się równie mało znacząca, jak pamięć o Pearl Harbor.


Podczas gdy Amerykanie wybrali ignorowanie znaczenia trwającego zagrożenia swojego bezpieczeństwa przez terror, Izraelczycy nie mogą sobie pozwolić na taki luksus. Ci, którzy zastanawiają się nad wynikiem izraelskich wyborów i dziwią się trwającej popularności  Netanjahu, powinni spojrzeć na sposób, w jaki ten kraj myśli o swojej wersji 9/11 jako na wyjaśnienie.


Why Israelis have never forgotten their 0/11

JNS, 11 wrzesnia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Jonathan S. Tobin

Amerykański dziennikarz, redaktor naczelny JNS.org, (Jewish News Syndicate). Komentuje również na łamach National Review, New York Post, The Federalist, w prasie izraelskiej m. in. na łamach Haaretz.