Wojna, pokój, podżegacze i podżegani


Andrzej Koraszewski 2019-09-12


Nie zliczę, ile razy wyjaśniałem różnym ludziom, że bardziej  interesuje mnie stosunek świata do Izraela niż Izrael jako taki. Przyglądanie się stosunkowi świata do Izraela wynika z przekonania, że świat ma obsesję na punkcie Żydów i Izraela i że ta obsesja może być z wielu względów groźna. Jednak nazbyt intensywne przyglądanie się tej obsesji może wpędzić w obsesję. Kto wie, może w rzeczywistości świat traktuje Izrael jak Mołdawię, a tacy jak ja robią z igły widły? Intensywnie rozglądam się, gdzie mogę znaleźć ludzi, którzy nie mają zdecydowanych poglądów na temat Izraela. Wiele wskazuje na to, że w Polsce, w Szwecji, w Ameryce, silne poglądy na temat Izraela mają wszyscy dorośli i wszystkie dzieci powyżej 10 roku życia, tak mężczyźni, jak i kobiety, ci z lewej i ci z prawej. Poszukiwanie osób, które mają jakiekolwiek poglądy na temat Mołdawii naraża człowieka na dziwne spojrzenia.

W Polsce mieliśmy (prawdopodobnie pierwszy) przypadek pobicia obywateli izraelskich przez grupę Arabów. W Europie Zachodniej, w Ameryce i w Australii przypadki fizycznego atakowania Żydów rosną w zastraszającym tempie. Ataki przeprowadzane są przede wszystkim przez muzułmanów, przez ludzi ze skrajnej prawicy, coraz częściej również przez ludzi ze skrajnej lewicy. Sytuacja jest na tyle poważna, że niemiecki minister zalecał, żeby ludzie zrezygnowali z noszenia jakichkolwiek oznak, które pozwalają na zidentyfikowanie ich jako Żydów. Policja (w kilku krajach europejskich) wydaje się uznawać publiczne prezentowanie flagi izraelskiej jako podżeganie do przemocy (policyjna ingerencja kieruje się na tych, którzy wywieszają flagę, ale nie na tych, którzy reagują na to agresją). Ciekawy jest fakt, że ataki na synagogi w zachodnich miastach były w sądach prezentowane jako forma krytyki Izraela, a nie jako przemoc na tle rasistowskim czy religijnym.   


Amerykański politolog, Majid Rafizadeh, zwraca uwagę na fakt, że Iran od ponad 40 lat systematycznie zapowiada, że wymaże Izrael z mapy świata. Ta otwarta i stale powtarzana zapowiedź ludobójstwa nie przeszkadza Organizacji Narodów Zjednoczonych, ani rządom. Ludobójcze zamiary wobec Izraela i jego mieszkańców głosiła wcześniej otwarcie Liga Arabska, Egipt, Syria, Irak Saddama Husejna. Ludobójcze zamiary wobec Izraela i jego mieszkańców powtarza systematycznie kierownictwo Hamasu i Organizacja Wyzwolenia Palestyny, obydwie te organizacje wypłacają nagrody za ataki na Żydów.


Zamiar wymazania Izraela z mapy świata ogłoszony został jeszcze przed powstaniem tego  państwa, zaś jego powtarzanie przez kolejnych siedem dekad nie wydaje się nikogo specjalnie wzruszać. Przeciwnie, wielu znajduje usprawiedliwienie tego zamiaru w fakcie, że na ziemiach, na których powstał Izrael, mieszkali Arabowie.


Żydowska populacja mieszkańców Izraela to w połowie potomkowie żydowskich mieszkańców z krajów muzułmańskich, a w połowie potomkowie żydowskich uchodźców z krajów chrześcijańskich. Ocaleli z europejskiego Holocaustu i arabskich pogromów stworzyli państwo, które obiecywano im od 1917 roku, którego nie pozwolono utworzyć przed II wojną światową, ani podczas wojny, hamując imigrację żydowską do Palestyny i wzmacniając imigrację arabską. 


Niektórzy twierdzą, że Izrael powstał z powodu europejskiego Holocaustu, jako wyrzut sumienia Europejczyków, ale moglibyśmy powiedzieć, że raczej powstał mimo Zagłady, kiedy niedobitki europejskiego żydostwa dotarły do Palestyny i mimo wszystkich wysiłków Brytyjczyków i innych mocarstw europejskich zdołały tam stworzyć pierwsze podstawy państwa, zaczyn sił zbrojnych i obronić się przed kolejną zagładą przygotowywaną przez sąsiednie państwa arabskie z walną pomocą krajów europejskich (jak również zbiegłej z Europy znacznej grupy oficerów SS.) 


Dzisiejsza obsesja świata wobec Izraela wydaje się być gniewem, że mimo wszystkich wysiłków tak wielu narodów ten  kraj nadal istnieje.


Kto podżega i kim są podżegani? Podobno podżega Izrael. Jak twierdzi oficjalna telewizja Autonomii Palestyńskiej, Izrael podżega do nienawiści cytując werbatim wypowiedzi arabskich przywódców. Ja też tak podżegam, o czym zaświadczają podniecone kolorem czerwonym panienki z bardzo dobrych domów, znany troll Putina i inni. W mojej młodości podżegaczami wojennymi byli imperialiści i kapitaliści, chorążym pokoju był Józef Stalin, który mnie kochał i nie spał po nocach, troszcząc się, żeby nie skrzywdzili mnie imperialiści. Teraz kocha mnie Jezus, ale wielu ma wątpliwości, czy na to zasługuję, ponieważ podżegam, współczując niewłaściwym Palestyńczykom.


Jest jeszcze gorzej, bo często zauważam niewłaściwych Żydów i pokazuję ich słowa w niewłaściwy sposób. Trudno o wątpliwości, że podżegam.


Podobno słowa są ważne, mogą zachęcać do czynów, z pewnością kształtują postawy i poglądy. Obrazy mogą działać nawet silniej niż słowa, szczególnie na tych, którzy mają problemy z rozumieniem słów, a jeszcze częściej czują całym sercem, że właściwie szkoda na nie czasu.     


W potoku najnowszych wiadomości moją uwagę zwrócił niewinny tweet byłego sekretarza organizacji „Peace Now” i byłego posła do Knesetu z ramienia komunistycznej partii Meretz, na którym widniało poruszające zdjęcie pary bezbronnych młodych ludzi i cywila w jarmułce mierzącego do nich z karabinu.


Doniesienie informowało
, że autor tego tweeta przeprasza z gębi serca. Przepraszał widniejącego na tym zdjęciu człowieka z karabinem, zapewniając, że po prostu nie zdawał sobie sprawy z tego, jaka była rzeczywiście sytuacja. Jak się okazuje zdjęcie było zrzutem z ekranu z zapisu kamery bezpieczeństwa, a młoda para bezbronnych Arabów chwilę wcześniej zmuszona została do odrzucenia noży.


Jak zwykle nie jestem pewien, czy ktoś komuś gęby nie przyprawia, więc sprawdzam na różne sposoby, czy aby te przeprosiny autentyczne. Autentyczne ponad wszelką wątpliwość, ale zapewnienie, że nie wiedział co czyni, jest nad wyraz wątpliwe. Wydarzenie jest sprzed dwóch lat, przypomniane zostało przez izraelskiego polityka z okazji zbliżających się wyborów w Izraelu w bardzo osobliwy sposób.


Ten walczący o pokój izraelski postępowiec w swoich przeprosinach pisał:

„Zdjęcie zostało zrobione podczas zamachu terrorystycznego, który został udaremniony przez Yaira, dowódcę ochrony we wsi, a jego działanie nie było inicjowaniem przemocy, a zapobieganiem jej. Nie spodziewałem się, że to zdjęcie będzie interpretowane jako oskarżenie go o przemoc. Przepraszam z całego serca i proszę go o wybaczenie.”

Izraelski komunista swój tweet usunął. Oczywiście został on wcześniej zauważony przez media arabskie, gdzie poszedł jak burza.  


Walka o pokój to trudna i delikatna sprawa. Analizując, czy przypadkiem nie daję się nabrać, czy aby nie szkaluję postępowego człowieka podejrzewając go o niecne intencje, mam wrażenie, że znów słyszę znaną pieśń, śpiewaną po włosku z charakterystycznym akcentem mieszkańców Skanii:   


Avanti o popolo, alla riscossa,
Bandiera rossa, Bandiera rossa.
Avanti o popolo, alla riscossa,
Bandiera rossa trionferà.

Bandiera rossa la trionferà
Bandiera rossa la trionferà
Bandiera rossa la trionferà
Evviva il comunismo e la libertà.


Jesienią 1973 roku szwedzcy studenci maszerowali przez rynek uniwersyteckiego miasta protestując przeciwko brutalnemu masakrowaniu arabskich armii przez żydowskiego Goliata. Patrzyłem wtedy trochę zdumiony, nie rozumiejąc, że przecież walczą o pokój, ani tego, że już wtedy mogłem mieć skłonność do podżegania.


Wzniosłe słowa radosnej włoskiej pieśni skierowały moje myśli do słonecznej Italii, gdzie właśnie powstał nowy rząd, będący koalicją Partii Demokratycznej z lekko faszyzującym ruchem pięciogwiazdkowym.  


Przywódca pięciogwiazdkowego ruchu ogłosił, że „teraz jest czas na odwagę”, zaś premier Giuseppe Conte, że w nowej koalicji będzie więcej szacunku i oddania społecznemu i politycznemu paktowi. 


Trudno powiedzieć, czy ruch pięciogwiazdkowy jest lekko faszyzujący, czy tylko antyizraelski, populistyczny, a więc chętnie odwołujący się do najgłębszych uczuć. Zarzucano mu często antysemityzm, najbardziej widoczna jest chęć bliskiej współpracy z dyktaturą Islamskiej Republiki Iranu, to ostatnie niektórzy interpretują jako prounijność.    


O izraelskich wyborach pisze na łamach New York Timesa Matti Friedman. Słynny izraelski publicysta nie zajmuje się przewidywaniami, pisze o trudnościach zrozumienia zawiłości izraelskiej polityki, o gazetach zajmujących się oskarżeniami o korupcję, o trudnościach sklecenia koalicji, kiedy scena polityczna jest podzielona na małe segmenty, o izraelskiej lewicy i prawicy. Jego zdaniem najlepszy wgląd w psychikę izraelskiego społeczeństwa daje krótki film zatytułowany ”Urodzony w Jerozolimie i nadal żywy”. Na tym filmie główny bohater krzywi się, kiedy oprowadzająca po Jerozolimie przewodniczka opowiada turystom o pięknie tego miasta, o tętniącym życiu, o wspaniałej żywności…. ‘ Trzydziestoletni mężczyzna przerywa i mówi : „Nie wierzcie jej, widzicie ten rynek, 15 lat temu tu była strefa wojny.”       


Nic tak nie wpłynęło na dzisiejszą politykę w Izraelu – pisze Friedman - jak fala samobójczych zamachów na początku tego stulecia. Te zamachy zabiły setki Izraelczyków, zakończyły również wszelkie nadzieje na pokój, przekreśliły zaufanie do lewicy. W tym mieście nie miałeś pewności, czy twoje dziecko wróci ze szkoły do domu, po każdym alarmie czekałeś na telefony od najbliższych, że żyją i są cali.      


Izraelczycy nie nazywali tego okresu wojną, a przecież te zamachy spowodowały więcej ofiar niż wojna sześciodniowa. Nikt nie umie powiedzieć dokładnie, kiedy się to zaczęło i kiedy się skończyło. Izraelczycy robili co w ich mocy, żeby wypchnąć to z pamięci, co pomogło Palestyńczykom udawać, że nic się nigdy nie zdarzyło. Od tamtej pory słowo pokój wymawiane jest z sarkazmem, a słowo bezpieczeństwo nabrało szczególnej mocy. Izraelczycy niechętnie mówią o tamtym okresie, ale to jest cały czas w podświadomości.  


Matti Friedman, podobnie jak reżyser tego filmu, był wtedy studentem. Miał podobne doświadczenia. Stał na przystanku autobusowym, kiedy zamachowiec wysadził się na sąsiedniej ulicy zabijając 11 osób, jego matka jechała pociągiem, który odjechał ze stacji tuż przed innym zamachem. Siostra była w kawiarni na uniwersytecie, kiedy dokonano zamachu w sąsiedniej kawiarni. Dlaczego Izraelczycy nie chcą mówić o tamtym okresie? To było zbyt straszne. 


Budynki zostały wyremontowane, kawiarnie zmieniły właścicieli, miasto jest piękne i tętni życiem, ale ludzie pamiętają. Psychiatra powie, że wspomnienia tłumione najbardziej, oddziaływują na nas najsilniej. Netanjahu mówi, że podczas huraganu, który wieje na Bliskim Wschodzie, pokazaliśmy, że Izrael może być wyspą stabilności i bezpieczeństwa.


Ale ludzie na świecie nie chcą zrozumieć problemów mieszkańców Izraela, również wielu Żydów z diaspory nie chce tego zrozumieć, bo może ich to narazić na utratę przyjaciół, a nawet pracy.


Izraelski dziennikarz, Daniel Gordis, zastanawia się nad pytaniem dlaczego tak wielu amerykańskich Żydów nie umie zrozumieć Izraela. Większość z nich jest liberałami, głosują na partię demokratyczną, marzą, że wreszcie Netanjahu zostanie pokonany. Jeśli tak się stanie, pisze autor, amerykańskich Żydów czeka przykra niespodzianka. Ktokolwiek wygra, izraelska polityka prawdopodobnie nie ulegnie większym zmianom.     


Netajahu robił co w jego mocy, żeby unikać konfliktów zbrojnych i wśród tych, którzy będą głosowali na jego przeciwników, wielu ma do niego pretensje, że pozwalał przez lata ostrzeliwać izraelskie miasta, mordować izraelskich cywilów, palić izraelskie pola i lasy, ograniczając reakcje niemal do symbolicznych kontruderzeń. Jego przeciwnicy deklarują, że zarzucą Gazę ogniem, jeśli Hamas nadal będzie ostrzeliwać izraelskie miasta.


Patrząc z Ameryki zapomina się, że Ameryka i Izrael to były różne przedsięwzięcia. Amerykańska Deklaracja Niepodległości zaczyna się od słów:

Uważamy następujące prawdy za oczywiste: że wszyscy ludzie stworzeni są równymi, że Stwórca obdarzył ich pewnymi nienaruszalnymi prawami, że w skład tych praw wchodzi prawo do życia, wolność i dążenia do szczęścia.

Izraelska głosi, że: Ziemia Izraela jest miejscem narodzin żydowskiego ludu. Daniel Gordis pisze, że amerykańskim Żydom trudno zrozumieć Izarelczyków, bo są Amerykanami.

“Zakończyć okupację – skandują amerykańscy Żydzi, ale Izraelczycy też są wyczerpani okupacją – nie wiedzą jak ją zakończyć bez tego, żeby Zachodni Brzeg stał się bazą terrorystów, tak jak to stało się w Gazie po 2005 roku. A tego ryzyka Izraelczycy raczej  nie chcą.


Dla izraelskich uszu te wezwania amerykańskich Żydów do zakończenia okupacji brzmią jak wezwanie do zniesienia podatków. Piękny pomysł, ale mało realistyczny.

Amerykańscy Żydzi patrzą na stosunki między Izraelczykami i Palestyńczykami jako na kwestię praw człowieka. Dla Izraelczyków to kwestia przetrwania.


Ameryka otwierała drzwi dla uciekających od prześladowań. Izrael miał być schronieniem dla tych, którzy ocaleli z chrześcijańskiej i muzułmańskiej zagłady. Ochrona państwa, które pozwoliło na odrodzenie się żydowskiego narodu, jest i pozostanie priorytetem wszystkich kandydatów na stanowisko izraelskiego premiera - pisze Gordis.


Ten priorytet będzie również traktowany jako podżeganie do wojny, bo kto to słyszał, żeby Żydzi mieli prawo bronić swojego życia. 


Nie jestem Żydem i podobnie jak wielu muzułmańskich dysydentów jestem przekonany, że jak długo będziemy mieli obsesję na punkcie Izraela, nasza kultura będzie chora. Prawdopodobieństwo, że ta obsesja kiedyś zaniknie, jest bliskie zera. Chwilowo jednak wydaje się puchnąć, więc mogę tylko protestować i pokazywać jak wielu daje się podżegać do odwiecznej nienawiści.