Czego amerykańscy Żydzi nie rozumieją o BDS


Daniel Greenfield 2019-09-06


Nie ma miejsca na ziemi, które bojkotujący Izrael bardziej lubią odwiedzać niż… Izrael.  


Omar Barghouti
, katarski założyciel ruchu BDS mieszka w Izraelu od 25 lat. I ten aktywista, który pomógł przedstawić światu bojkot Izraela, spędził te lata na argumentowaniu, że powinien mieć pozwolenie na życie w Izraelu, studiowanie na izraelskich uniwersytetach i kupowanie izraelskich produktów.  


Jedynym ustępstwem Barghoutiego na rzecz własnych zasad BDS było oszustwo przy płaceniu izraelskich podatków. Po wygłaszaniu wykładów na całym świecie o znaczeniu bojkotowania Izraela Barghouti trzymał honoraria za wykłady w amerykańskim banku. Założyciel BDS ukrył dochód w wysokości 700 tysięcy dolarów, który byłby opodatkowany, by zapłacić za podstawowe usługi, z jakich korzysta żyjąc w kraju, którego nienawidzi.


Kilka miesięcy temu Stany Zjednoczone odmówiły Barghoutiemu pozwolenia na wjazd do tego kraju, albo z powodu jego poparcia dla terroryzmu, albo z powodu uchylania się od płacenia podatków. Bojkotujący wreszcie został zbojkotowany.


A bojkotowanie BDS jest najlepszym sposobem pokonania go.


Paradoks bojkotu Barghoutiego nie jest wyjątkowy wśród wrogów państwa żydowskiego.  Kiedy Izrael uchwalił prawo zakazujące wstępu do Izraela czynnym zwolennikom BDS,  lewica oburzyła się. To prawo nie byłoby jednak potrzebne, gdyby aktywiści BDS naprawdę bojkotowali Izrael. Zamiast tego, ci samo aktywiści BDS, którzy wzywają każdego muzyka mającego mieć koncert w Izraelu, by trzymał się z daleka od Izraela, nie mogą powtrzymać się przed odwiedzaniem tego kraju.


Robią to z tego samego powodu, dla którego maniacy zadają sobie wiele trudu, by nękać swoje ofiary.  


BDS nie chodzi o unikanie Izraela, ale o wezwania do bojkotu jako rodzaj nękania. Nie chodzi o zdystansowanie się, ale o pełne  wrogości zaangażowanie. Wezwania do bojkotu są oportunistycznym pretekstem do inscenizowania konfrontacji z popierającymi Izrael na publicznym forum przez radykałów, którzy przeszli przez lotnisko Ben Guriona mimo swojej fanatycznej nienawiści do wydawania choćby szekla w państwie żydowskim.


Kiedy nazistowscy bandyci zbierali się przed żydowskimi sklepami w Berlinie z plakatami ostrzegającymi przed kupowaniem w nich, szerzyli - według nowoczesnego, postępowego żargonu – świadomość o nikczemności Żydów. W BDS, który kontynuuje nazistowski bojkot, także mniej chodzi o bojkot, jak o szerzenie świadomości.


To dlatego panie Tlaib i Omar chciały wybrać się do Izraela. Podobnie jak wszyscy aktywiści BDS ich celem było zainscenizowanie publicznej konfrontacji. A przez zakazanie im wjazdu Izrael ograniczył zasięg tej konfrontacji.


Po to właśnie uchwalono prawo o zakazie wjazdu dla popleczników BDS.  


Izrael zmęczył się turystami protestu z całego świata, pokazującymi się w kraju po to, żeby ich aresztowano. Zmęczył się lewicowymi aktywistami, inscenizującymi konflikty z policją i żołnierzami. Ma powyżej dziurek od nosa zwolenników BDS, którzy wydają tysiące dolarów na wizyty w kraju, że móc dodać symboliczne zdjęcie z aresztowania do swojego konta na Instagram.


Aktywiści BDS twierdzą, że ich nienawistna działalność jest formą protestu bez przemocy. I Izrael bez przemocy zaprotestował przeciwko BDS przez zakazanie wjazdu do żydowskiego państwa Omar, Tlaib i innym bigotom.


Jeśli bojkotowanie Izraela jest uprawnione, ponieważ jest „bez przemocy”, to bojkotowanie bojkotujących jest równie uprawnione.  


Ale orędownicy BDS twierdzą, że ich bojkot jest „bez przemocy”, zaś bojkotowanie ich łamie ich prawa człowieka. Bojkotowanie BDS jest odbieraniem wolności słowa – twierdzili po  wprowadzeniu w życie zakazu wjazdu.


A potem kongresmenka Tlaib wezwała do bojkotu programu Billa Mahera, który krytykował jej wezwania do bojkotu.

"Może ludzie powinni bojkotować jego program -  rozprawiała Tlaib. – Mam dość ludzi dyskredytujących ten rodzaj wystąpień, który skupia się na równości i wolności”.

Zniszczenie jedynego niemuzułmańskiego kraju w regionie i założenie tam islamskiej teokracji, która pozbawiłaby chrześcijan, Żydów i wszystkich innych równych praw jest dążeniem do ”równości i wolności”. A właściwą reakcją na krytykę BDS jest wezwanie do bojkotu występujących przeciwko bojkotowi. W imię wolności słowa.   


Prawda o BDS jest taka, że nie jest ruchem „bez przemocy”. Jest politycznym uzupełnieniem ruchu terrorystycznego.


“W ruchu BDS nie mówimy, że jesteśmy przeciwko zbrojnemu oporowi” – powiedział Barghouti.


W BDS nie chodzi o mowę ani o ekonomię, ale o zastraszanie. Podobnie jak dla jego nazistowskiego poprzednika, celem bojkotu jest zdominowanie przestrzeni publicznej przez serię konfrontacji z Żydami. Te konfrontacje są wykalkulowane tak, by wydawało się, że sprawcy nękania są ofiarami i twierdzenie, że odpowiedzi na to nękanie są odbieraniem sprawcom wolności słowa.  


Dlatego starania o ustawodawcze powstrzymanie BDS nie działa. Zamiast tego dostarcza aktywistom BDS więcej platform do inscenizowania konfrontacji i odgrywania roli ofiary. Ustawodawcze działania przeciwko BDS zakładały, że celem antyizraelskich aktywistów jest ekonomiczny i kulturalny bojkot. Aktywiści BDS są szczęśliwi z narzucania bojkotu, gdzie tylko mogą, ale ich prawdziwym celem jest utrzymanie tarć i protestów przeciwko Izraelowi. Konfrontacja nie jest środkiem, ale celem samym w sobie.


BDS kopiuje polityczną dynamikę terrorystów, ponieważ popiera ich wartości i cele.


To, czego aktywiści BDS rzeczywiście chcą, jest uwaga. Chcą szeregu coraz większych konfrontacji, które pozwolę im na stały atak na Izrael i na odgrywanie roli ofiary. Ta strategia jest przedłużeniem ataków terrorystycznych na Izrael, których celem nie jest jedynie zabijanie Żydów, ale przyciągnięcie uwagi świata.


Organizacje amerykańskich Żydów potępiły izraelski zakaz wjazdu dla BDS, a przecież zajmuje się on strategią BDS w znacznie właściwszy sposób niż ustawy przeciwko BDS uchwalane w Stanach Zjednoczonych.


Amerykańscy Żydzi traktują BDS jako bezprecedensowy kryzys. Izraelczycy jednak rozumieją, że BDS jest po prostu jedną z wielu kampanii nękania, których celem jest zdobycie rozgłosu dla sprawy. 


BDS żyje z rozgłosu. Izraelczycy rozumieją, że najlepszym sposobem pokonania BDS jest pozbawienie go rozgłosu.


Amerykańskie organizacje żydowskie potępiły zakaz wjazdu do Izraela dla orędowników BDS, popierając równocześnie ustawowe zakazy BDS. Większość amerykańskich organizacji żydowskich uznała za niemądre zakazanie kongresmenkom Tlaib i Omar wjazdu do Izraela. Pozbawiło to jednak Tlaib i Omar okazji do uczestniczenia w protestach i doprowadzenia do własnego aresztowania.


W tej sytuacji Tlaib i Omar muszą zadowolić się lamentowaniem, że nie pozwolono im wjechać do Izraela. Mowa Tlaib jest znacznie mniej skuteczną sztuczką propagandową niż wideo z jej aresztowania przez izraelską policję.


A tego naprawdę chciała.


Omar Barghouti, założyciel BDS, spędził dwadzieścia pięć lat, żyjąc w Izraelu. Izraelczycy z własnego, gorzkiego doświadczenia wiedzą, że łatwiej jest trzymać aktywistów BDS poza granicami kraju niż pozbyć się ich, kiedy już tam są.


Najlepszym sposobem bojkotowania bojkotujących jest niewpuszczanie ich do kraju, który tak maniakalnie prześladują.


What American Jews don’t understand about BDS

Frontpage.mag, 26 sierpnia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Daniel Greenfield


Amerykański pisarz i publicysta, mieszka w Nowym Jorku. Prowadzi stronę internetową Sultan Knish.