Chińczycy trzymają się mocno


Andrzej Koraszewski 2019-08-17


Dwadzieścia dwa lata temu Hong Kong po ponad 150 latach brytyjskiego panowania powrócił do macierzy, ale ówczesne władze chińskie postanowiły pozostawić tej enklawie autonomię do roku 2047. Początkowo podejrzewano, że autonomia szybko stanie się fasadowa, a jednak, mimo upływu lat, Hong Kong nadal jest nie tylko bardziej zamożny niż Chiny, ale i znacznie bardziej demokratyczy. Nic dziwnego, że był magnesem i wielu Chińczyków próbowało legalnie bądź nielegalnie mieszkać raczej w Hong Kongu niż w budujących kapitalizm komunistycznych Chinach.

Kiedy ponad dwa miesiące temu władze Hong Kongu przegłosowały ustawę o możliwości ekstradycji do Chin, wybuchły gwałtowne protesty, co wskazuje na to, że zaniepokoiło to bardzo wielu mieszkańców. Przedstawicielka władz, pani Carrie Lam powiedziała, że ustawa nie będzie wprowadzana w życie, ale ludzie domagali się jej całkowitego unieważnienia.


Jak się to często zdarza, rozmiary protestów przeraziły lokalne władze i siły policyjne zaczęły nadużywać brutalnej przemocy, co wywołało również gwałtowne incydenty po stronie protestujących i niepokój Pekinu (lub jak kto woli Běijīngu).  


Niepokój Pekinu znajduje swój wyraz na kilku poziomach, a obserwacja tych działań może być trudna dla postronnych obserwatorów. Naciski są oficjalne, ale trudno o wątpliwości, że również za pośrednictwem ludzi we władzach Hong Kongu, którzy są podporządkowani rządowi w Pekinie. Żeby nie było wątpliwości, na granicy z Hong Kongiem pojawiły się jednostki armii chińskiej, więc jest (przynajmniej teoretyczne) zagrożenie zbrojną interwencją, która oznaczałaby może nie tyle formalne zagrożenie autonomii, co radykalną zmianę jej charakteru. Chwilowo sądzi się, że to raczej demonstracja siły. Jednak protestujący podejrzewają, że Chiny nasyłają swoich ludzi w cywilu. Zapytałem znajomego, który pracuje w Hong Kongu jak to wygląda. Napisał, że ostatnio pracuje z domu, bo komunikacja miejska jest chwilami sparaliżowana i firma woli, żeby jej pracownicy nie narażali się. On sam też nie ma wielkiej ochoty na pakowanie nosa, gdzie nie trzeba, chociaż sympatie zarówno jego, jak i jego kolegów z pracy są po stronie protestujących.               

„Trzy tygodnie temu na stacji metra ludzie Triady (gangsterzy powiązani z Chinami) w 50 chłopa bili losowych ludzi na peronie, w pociągu metra, na ulicy, wszystko przy braku policji - a jest nagranie jak policja odchodzi z miejsca incydentu, podczas gdy Triada bije zwykłych ludzi. Bili młodych, starych, kobieta w ciąży została uderzona i leżała nieprzytomna na peronie metra. Podobno zatrzymano kilku gangsterów z tego incydentu. Nagrania są przerażające, np. nagrania z pociągu na peronie, który nie odjechał jak Triada zaatakowała i pasażerowie, którzy krzyczą ze strachu, niektórzy płaczą, a gangsterzy nie zważając na nagrania, bestialsko biją przypadkowych cywilów. Gangsterzy byli ubrani na biało, i bili wszystkich ale głównie ludzi ubranych na czarno (protestujący ubierają się na czarno). Dlatego teraz w komunikatach, ostrzegają nas, żeby nie ubierać się na czarno ani na biało.”

Znajomy pisze, że ta walka prawdopodobnie była przegrana od samego początku, ale ludzie są zdesperwoani, jedno jest pewne, iż mieszkańcy Hong Kongu przerażeni są perspektywą utraty wolności. Atmosferę podgrzewa fakt, że nie tylko prywatni ludzie, ale i media powtarzają historie, których nie daje się potwierdzić, nikt nie wie, co z tych opowieści jest prawdziwe, co przesadzone, a co zmyślone. Zdarzało się, że policja wrzucała gaz łzawiący na stację metra z tłumem ludzi. Strzelano do tłumu fasolą na wysokości głów i kobieta straciła oko. Twierdzono, że kobieta była w ciąży. W kolejnym dniu protestujący w ramach solidarności pojawili się na lotnisku z opaskami na jednym oku.


W chińskich mediach określa się ostatnio protestujących jako „terrorystów”, nikt jednakt nie kwestionuje otwarcie autonomii, ani nie krytykuje hasła „jeden kraj, dwa systemy”. Samo hasło i wzór autonomii w Hong Kongu jest dla Pekinu cenne ze względu na długofalową politykę zmierzającą do pokojowego wchłonięcia Tajwanu. Protesty w Hong Kongu mogą być dla Chin groźne ze względu na możliwość przeniesienia się rozruchów do miast w samych Chinach. Chwilowo nikt nie wie, czy protesty zaczną się uspakajać, czy wręcz przeciwnie będziemy świadkami ich eskalacji.



Zaczęły się już reakcje międzynarodowe, ale gdyby ktoś oczekiwał, że Pekin będzie się z tego rodzaju reakcjami liczyć, to warto przypomnieć sobie jak w 2016 roku ONZ w konflikcie o granice morskie z Filipinami opowiedziała się po stronie Filipin, Pekin bez ceregieli oświadczył, że w kwestiach dotyczących terytorialnych czy morskich granic nie zamierza akceptować jakichkolwiek orzeczeń trzeciej strony.   


Chwilowo do protestów w Hong Kongu dołączyły nowe grupy działaczy wzywających do demokratycznych reform i obrony swobód istniejących w byłej brytyjskiej kolonii, a nieobecnych w samych Chinach.


W interesującej analizie na łamach Washington Post, Ishaan Tharoor pisze, że prawdopodobnie rząd w Hong Kongu będzie teraz próbował „kreatywnych” strategii (włącznie z prowokacjami), próbując osłabić sympatię mieszkańców do protestujących. Cytuje również znanego działacza na rzecz praw człowieka z Hong Kongu, Martina Lee, mówiącego: „Znajdujemy się na rozstaju dróg, przyszłość demokracji zależy od tego, co będzie się działo na przestrzeni najbliższych miesięcy.”    


Niby banalne i mało mówiące stwierdzenie, ale odzwierciedla bezmiar niepokoju. A to znamy z własnego podwórka.