Praktykowanie medycyny bez uprawnień nie jest wolnością słowa


Steven Novella 2019-07-31


Sąd federalny potwierdził niedawno, że stany mogą egzekwować prawo licencyjne dotyczące profesjonalnych uprawnień. Może się to wydawać oczywiste i ja uważam, że jest, ale adwokaci Heather Del Castillo (z libertariańskiej, działającej w interesie społecznym firmy prawniczej, Institute for Justice), “holistycznej trenerki zdrowia” z Florydy, argumentowali w sądzie, że ich klientkę chroni gwarancja wolności słowa z Pierwszej Poprawki Konstytucji. Sędzia Casey Rogers z sądu okręgowego północnego okręgu Florydy, odrzuciła od ręki ich argumenty.

To jest bardzo ważne orzeczenie dla każdego, kogo interesuje nauka, sceptycyzm i profesjonalizm. Gdyby orzeczenie było odwrotne, byłby to katastrofalny precedens. Popatrzymy co gwarantuje Pierwsza Poprawka, a czego nie gwarantuje.


Po pierwsze, musimy rozważyć, czy kwestia słowa i cenzury w ogóle jest kwestią Pierwszej Poprawki. Na przykład, jeśli zostaniesz zbanowany na jakiejś platformie społecznościowej, ponieważ komuś nie podobały się twoje słowa, to nie jest to kwestia Pierwszej Poprawki. Pierwsza Poprawka mówi: „Kongres nie ustanowi ustaw … ograniczających wolność słowa …” To stosuje się tylko do rządu, zarówno federalnego, jak i stanowego. Dotyczy więc tylko tego, jak i kiedy rząd może cenzurować, uciskać i karać za słowa. Ma zerowy efekt na prywatne firmy lub obywateli. Wniosek: nie masz żadnego prawa do mówienia w czyjejś prywatnej przestrzeni.                                                                                                                                                           
A co z wyrzuceniem z pracy za mowę? Nie, to także nie podlega Pierwszej Poprawce, jeśli pracujesz dla prywatnej firmy, a nie dla rządu. Twój pracodawca może jednak wejść w konflikt z prawami obywatelskimi. Jeśli pracujesz dla rządu, do ciężar dowodu przechodzi na rząd. Mogą tylko ukarać cię, jeśli twoja mowa zakłóca twoją pracę lub łamie kontrakt i wskazówki etyczne dla danej pracy.   


Pierwsza Poprawka stosuje się, kiedy w jakikolwiek sposób zamieszany jest rząd. Jeśli pozywają cię do sądu o zniesławienie, to jest to kwestia Pierwszej Poprawki. Rząd nie może zamknąć twojej gazety, bo nie podoba mu się twoja polityka redakcyjna. Nie możesz zostać aresztowany lub uwięziony za mowę (z pewnymi ograniczeniami). Kiedy ustalimy, że jakaś sytuacja jest kwestią Pierwszej Poprawki, to nadal nie wystarcza, ponieważ wolność słowa nie jest absolutna. Są pewne bardzo wąsko zdefiniowane ograniczenia.


Tutaj jest dobry ogólny zarys tej sprawy
. Rząd może ograniczyć mowę, która podżega ludzi do natychmiastowej i konkretnej przemocy, a także mowę zawierającą wiarygodną groźbę przemocy, która naraża kogoś na niebezpieczeństwo. Jest także dość wysoka poprzeczka na zakazywanie nieprzyzwoitości. Większość nieprzyzwoitości jest chroniona, jeśli jednak jest szczególnie obraźliwa i bez artystycznej lub literackiej wartości, teoretycznie może zostać zakazana. To jest jednak trudne i wydaje się, że widoczna nieprzyzwoitość jest coraz bardziej chroniona przez precedensy prawne. Wyraźnym wyjątkiem jest pornografia dziecięca i jest ona po prostu nielegalna. Zniesławienie i oszczerstwo także nie są chronione, ale ciężar dowodu spoczywa na pozwanym, który musi pokonać wysoką poprzeczkę.


Jeśli sama mowa jest przestępcza, jak krzywoprzysięstwo, nie jest chroniona, nie jest też chroniona mowa użyta do popełnienia przestępstwa. A więc przestępcy, którzy omawiają napad na bank, nie są chronieni. Także mowa, która narusza prawo autorskie, nie jest chroniona. 


Wreszcie dochodzimy do kategorii, o którą chodzi tutaj – mowy w działalności komercyjnej. Ta mowa  jest nadal chroniona przez Pierwszą Poprawkę, ale jest to mniejsza ochrona. Sądy uznały, że rząd ma uprawniony interes chronienia ludzi. Ten interes może przeważyć Pierwszą Poprawkę, jeśli rząd może wykazać, że ma prawomocny interes i że restrykcje są wąsko zakrojone, by zabezpieczyć minimum niezbędne do zaspokojenia tego interesu. To właśnie było orzeczeniem sędzi Casey Rogers w tej sprawie.


Stany mogą wydawać uprawnienia profesjonalistom w celu zapewnienia minimalnych standardów. Z konieczności oznacza to, że mogą ograniczać wykonywanie zawodu przez ludzi bez uprawnień. Jeśli do zawodu należy udzielanie porad, to mogą ograniczyć prawo pobierania opłat za poradę, jeśli nie masz wymaganych uprawnień. W innym razie wydawanie uprawnień byłoby bezsensowne. Możesz zawsze udzielić porady za darmo – to jest chroniona mowa. Kiedy jednak wystawiasz za to rachunek, zajmujesz się wykonywaniem zawodu, a tutaj wkracza prawo licencyjne. 


Libertarianie ogólnie nie zgadzają się z taką sytuacją i dlatego Institute for Justice podjął się tej sprawy i dlatego mówią, że będą się odwoływać. Wierzą, że prawa o wydawaniu licencji zasadniczo ograniczają konkurencję i są przykładem ingerencji rządu w wolny rynek. Jak to często bywa, mają nieco racji, ale moim zdaniem posuwają się zbyt daleko. Popełniają błąd przez stosowanie ważnej zasady w sposób absolutny, bez zrównoważenia jej z innymi ważnymi zasadami. Praw licencyjnych   używa się czasami do ograniczenia konkurencji zamiast do tego, by naprawdę zapewnić jakość i profesjonalizm. Jest to system, który łatwo nadużywać. Nie znaczy to jednak, że jest zły lub nadużywany w każdej sprawie. Szczególnie jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, interes publiczny regulowanej jakości i obowiązku przestrzegania etycznych standardów jest prawomocny i bardzo przekonujący. Interes publiczny uzasadnia więc posiadanie i egzekwowanie profesjonalnych standardów.  


To właśnie sędzia potwierdziła w tej sprawie, ganiąc libertariański argument przeciwko samej koncepcji udzielania profesjonalnych uprawnień. Ponadto sędzia orzekła, że działania państwa są bardzo wąsko zakrojone i wspierają prawomocny interes państwa w ochronie ludzi. Heather Del Castillo praktykowała bez posiadania uprawnień i starała się ukryć za Pierwszą Poprawką. Dobrze się stało, że sąd nie kupił tego argumentu. W innym wypadku profesjonalne standardy wyparowałyby. Stany straciłyby wszelką możliwość regulowania profesjonalistów opieki zdrowotnej. Każdy mógłby powiesić sobie tabliczkę i praktykować, co chce, powołując się na ochronę Pierwszej Poprawki. Nadal nie mogliby wypisywać recept na lekarstwa (jeszcze nie – ale to mogłoby też przyjść), ale mogliby wypisywać recepty na środki homeopatyczne, zioła lub suplementy – deregulacja dała im cały rynek produktów alternatywnej medycyny. 


Nie mogliby wykonywać operacji chirurgicznych, ale kiedy raz profesjonalne licencjonowanie zostałoby zakwestionowane, łatwo jest wyobrazić sobie, że z czasem straciłoby wszystkie zęby.


Istotą sprawy jest tutaj to, że prawo często musi równoważyć różne prawomocne interesy, które mogą być ze sobą sprzeczne, i żaden interes nie jest lub nie powinien być uważany za absolutny. Wolność słowa jest żywotną i bardzo ważną zasadą, ale nie znaczy to, że musi lub powinna być absolutna. Obecna równowaga jest przemyślana i prawdopodobnie dość bliska optymalnej. Mamy w tym kraju w wysokim stopniu chronioną wolność słowa, ale istnieją specjalne, wąskie ograniczenia, które są istotne i nie zagrażają bardziej ogólnie pojmowanej wolności słowa. 


Jako społeczeństwo musimy uznać wartość ekspertyzy i profesjonalizmu. Nie istnieją one w próżni i wymagają regulacji i instytucji, które zachowują standardy i postępują zgodnie z uzasadnionym procesem. Inaczej mielibyśmy chaos. Tego oczywiście chcą szarlatani i oszuści. Rozkwitają w chaosie i zawsze będą pomstować na prawomocną ochronę, jak gdyby była naruszeniem ich cennej wolności. To jest ich narracja i, niestety, często działa. Cieszę się, że nie zadziałała w tym wypadku.


Practicing Medicine Without a License Is Not Free Speech

23 lipca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Steven Novella 

Neurolog, wykładowca na Yale University School of Medicine. Przewodniczący i współzałożyciel New England Skeptical Society. Twórca popularnych (cotygodniowych) podkastów o nauce The Skeptics’ Guide to the Universe. Jest również dyrektorem Science-Based Medicine będącej częścią James Randi Educational Foundation (JREF), członek Committee for Skeptical Inquiry (CSI) oraz członek założyciel Institute for Science in Medicine. Prowadzi blog Neurologica.