Walka z BDS. Część I


Vic Rosenthal 2019-07-27


Ruch Bojkot-Dywestycje-Sankcje (BDS) przeciwko Izraelowi nie był skuteczną bronią ekonomiczną. Miał niewiele zwycięstw i liczne porażki. Sądzę, że powodem jest to, iż siły rynkowe są silniejsze od sił ideologicznych, przynajmniej wśród populacji, które podejmują decyzje wpływające na ekonomię. Nie sądzę jednak, że w swoim zamierzeniu miał dokonać szkód ekonomicznych.

Niektórzy ludzie uważają, że BDS jest sposobem wywierania nacisku na nieprzejednany rząd izraelski, by przestał „uciskać Palestyńczyków”. Tak nie jest, a widać to wyraźnie z warunków, jakie stawia ruch BDS, by zaprzestać bojkotu. Są to:

 

  1. Wycofanie się z wszystkich terytoriów zajętych w 1967 roku i usunięcie bariery bezpieczeństwa.
  2. Danie „pełnej równości” arabskim obywatelom Izraela.
  3. Uznanie prawa powrotu potomków arabskich uchodźców.

 

Pierwszy warunek jest sprzeczny z warunkami bezpieczeństwa Izraela, a zatem z możliwością, trzeci zagraża możliwości przetrwania Izraela z demograficznego punktu widzenia. Drugi warunek jest ciekawy, ponieważ arabscy obywatele już mają pełne prawa obywatelskie; tak więc w tym żądaniu chodzi o prawa narodowe, co znaczyłoby, że Izrael (lub jakkolwiek byłoby to państwo nazwane) nie byłby dłużej państwem żydowskim, ale państwem wszystkich swoich obywateli.  

 

Zaakceptowanie tych warunków dałoby w wyniku zastąpienie państwa żydowskiego państwem o arabskiej większości. Patrząc praktycznie, nie mogłoby się to zdarzyć bez przemocy. Z pewnością wybuchłaby wojna domowa i – jeśli Arabowie odnieśliby sukces – nastąpiłoby wygnanie i/lub ludobójstwo izraelskich Żydów.  


Izrael nigdy nie zgodzi się na te żądania. Byłoby to – dosłownie – narodowe samobójstwo i wszyscy, tak Żydzi, jak Arabowie, wiedzą o tym. Ale ruch BDS nie oczekiwał, że ich żądania zostaną zaakceptowane. Miały one umożliwić ruchowi BDS kontynuowanie działalności tak długo, jak długo życzą sobie tego jego przywódcy.


Skoro BDS nie szkodzi gospodarce Izraela – a sukcesy Izraela od czasu założenia tego ruchu na początku lat 2000. pokazują, że nie szkodzi – i skoro jego żądania są tak skrajne, że nigdy nie zostaną spełnione, to jaki jest jego prawdziwy cel?  


Jest to narzędzie delegitymizowania i demonizowania Izraela. Jest to sposób rozpalania ideologicznych płomieni na całym świecie, tworzenia kontrowersji, które umożliwiają jego orędownikom nazywanie Izraela państwem apartheidu, mówienia, że Izrael jest jak Afryka Południowa przed Mandelą, oskarżanie Izraela o wszystkie możliwe zbrodnie przeciwko ludzkości, włącznie z ludobójstwem, oraz zrównywanie go z nazistowskimi Niemcami.


Te oskarżenia są absurdalne, ale jak wyjaśnił kiedyś były prezydent USA, Lyndon Johnson, chcą słyszeć nas, jak temu zaprzeczamy.

 

Kilka stanów USA rozszerzyło prawa, początkowo uchwalone, by chronić Izrael przed arabskim bojkotem, który rozpoczął się w 1948 roku, ponieważ ten bojkot stanowił niesprawiedliwą dyskryminację, by stosowały się także do BDS. Prawo federalne dotyczące tej samej sprawy zostało także zaproponowane w Senacie USA w 2017 roku, ale nie było poddane głosowaniu. Takie prawa mówią zasadniczo, że agencjom rządowym nie wolno prowadzić interesów z organizacjami, które odmawiają prowadzenia handlu z Izraelem z przyczyn politycznych. Przeciwnicy takich kroków mówią, że są one niekonstytucyjnym ograniczeniem wolności słowa; zwolennicy mówią, że nie zabraniają one słów ani wyrażeń, a tylko konkretnych działań.

 

Nie będę omawiał prawnych argumentów, które znakomicie przedstawił Eugene Kontorovich. Moim zdaniem, ponieważ BDS jest narzędziem wojny psychologicznej, należy ją odpierać psychologicznymi  kontr-posunięciami. Podczas gdy prawa przeciwko bojkotowi gospodarczemu mogą być skutecznym i praktycznym narzędziem przeciwko wojnie ekonomicznej – jak to było z pierwotnym arabskim bojkotem Izraela – mają niewielki wpływ na BDS, który, jak widzieliśmy, nie mają na celu dokonywanie szkód ekonomicznych. 

 

Właściwie, ponieważ ludzie ogólnie niezbyt dobrze rozumieją spory o konstytucję, próby uchwalenia praw przeciwko bojkotowi po prostu dostarczają jeszcze jednej okazji zwolennikom BDS na tworzenie fałszywej dyskusji, w którą mogą wepchnąć fałszywe oskarżenia o apartheid, ucisk, rasizm, zbrodnie wojenne i tak dalej. Daje im to okazję do tworzenia fałszywych analogii między „ciężkim losem” Palestyńczyków – w rzeczywistości znajdujących się w lepszej sytuacji niż większość muzułmanów w regionie – a sytuacją mniejszości w USA. Co najgorsze, pozwala im to na twierdzenie, że potężny spisek żydowski próbuje używać prawa, by „uciszyć” odważne głosy tych, którzy stoją po stronie uciskanej palestyńskiej, kolorowej mniejszości, ludzi którzy rzekomo tylko walczą o ich prawa człowieka.


Debata tworzona wokół praw i rezolucji przeciwko bojkotowi służy bezpośrednio wrogom Izraela. Za każdym razem, kiedy zostaje nagłośniona walka na uniwersytecie, w kościele lub związku zawodowym wokół BDS, osiągają oni swój cel niezależnie od tego, czy rezolucja przechodzi, czy nie. Obecnie niezwykle sprytna i niebezpieczna Ilhan Omar przedstawiła w Kongresie USA rezolucję, która ma popierać „prawo do bojkotu” jako sprawę wolności słowa. Jest dużo sprzeciwu wobec tego i przynajmniej na razie wydaje się nieprawdopodobne, by została przyjęta (a nawet gdyby została przyjęcia, to nie miałaby prawnej wagi). Ale Omar już osiągnęła swój cel, co powinno być wyraźnie widoczne w jej słowach poparcia tej rezolucji:

 

Amerykanie mają dumną historię uczestniczenia w bojkotach, by wspierać prawa człowieka za granicą, włącznie z… bojkotowaniem nazistowskich Niemiec od marca 1933 do października 1941 roku w odpowiedzi na dehumanizację narodu żydowskiego przed Holocaustem…


Oczywiście, nie mówi wyraźnie, że Izrael jest jak nazistowskie Niemcy i w rzeczywistości rezolucja popierająca bojkot nawet nie wspomina Izraela. Ale w wojnie psychologicznej chodzi o subtelne, niemal podprogowe wprowadzanie skojarzeń. Mózg, do którego to się kieruje, dokona reszty.


Omar lubi sytuacje, w których nie ma przegranej, jak kontrowersje wokół jej zahaczających o antysemityzm wypowiedzi („w tym chodzi tylko o Benjaminy” itd.) oraz rezolucje za i przeciwko BDS. Utrzymuje wrzenie przez ogłoszenie zamiaru podróży do Izraela razem ze swoją antyizraelską koleżanką z Kongresu, Rashidą Tlaib. Izrael uchwalił niedawno prawo, które daje Ministerstwu Spraw Zagranicznych możliwość zakazania wjazdu do kraju zwolennikom BDS, i gdyby otrzymała taki zakaz, niewątpliwie twierdziłaby, że jest to dowód rasizmu Izraela i zamiaru zamykania ust krytykom. Nasz rząd (podobno decyzję podjął sam premier) zdecydował, że będzie mniej szkodliwe wpuszczenie jej i zaakceptowanie niewątpliwie przekłamanych raportów o złym traktowaniu Palestyńczyków.


Demonizacja i delegitymizacja Izraela, która jest zamiarem BDS, jest celowa; nasi wrogowie nie robią tego tylko dla własnego dobrego samopoczucia. Robią to, by przygotować populację docelową – zarówno „ulicę” w demokratycznych krajach, jak ważnych decydentów – by stali biernie i nie sprzeciwiali się, a wręcz zgadzali się z pełnymi przemocy działaniami przeciwko Izraelowi i jego ludności. Terroryzm wobec Izraela jest tolerowany podczas ”pokoju”, a na broń dla Izraela nakłada się embargo podczas wojny. Narzuca się nam niekorzystne dyplomatyczne „rozwiązania” i nigdy nie pozwala na osiągnięcie rozstrzygającego zwycięstwa nad naszymi wrogami – a to dzięki  psychologicznemu przygotowaniu, dokonanemu wcześniej przez agentów ruchu BDS i polityków takich jak Ilhan Omar.


Ruch BDS został stworzony przez ekspertów wojny psychologicznej, następców tych, którzy dali nam OWP w latach 1960. jako „ruch narodowego wyzwolenia narodu palestyńskiego” i wepchnęli Izrael w rolę „europejskich kolonialistów”, którzy ich uciskają. Do teraz polegaliśmy na obronnych posunięciach ad hoc, które – podobnie jak próby znalezienia prawnych środków w USA – wyłącznie działają na korzyść naszych wrogów.


Doktryna tradycyjnej wojny uczy, by zawsze być w ofensywie i przenosić wojnę na terytorium wroga. Czy nie powinniśmy w ten sam sposób walczyć w wojnie psychologicznej? Omówimy to w części II.


Fighting BDS. Part I

22 Lipca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Vic Rosenthal



Studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Obecnie jest na emeryturze, mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.