Efekt przechodnia


Steven Novella 2019-07-11


Psychologia społeczna jest badaniem tego, jak ludzie zachowują się w sytuacjach społecznych, a więc zajmuje się skomplikowanymi interakcjami między osobowością, kulturą i naciskami społecznymi na to, jak zachowujemy się i jak wpływamy wzajem na siebie. Na uczelni miałem zajęcia z psychologii społecznej i naprawdę otworzyło mi to oczy. To był jeden z pierwszych przedmiotów, który w dogłębny sposób zakwestionował moje założenia, bowiem istnieje rozziew między naszymi założeniami o tym, jak ludzie myślą i zachowują się, a tym, co rzeczywiście robią, kiedy się ich obserwuje. W ten sposób psychologia społeczna (i psychologia w ogóle) jest ważnym filarem naukowego sceptycyzmu.

Jako przykład może posłużyć niedawne badanie, które używa CCTV do monitorowania incydentów przemocy w trzech miastach, Amsterdamie, Lancaster i Cape Town. To są rzeczywiste wydarzenia, nie zaś zainscenizowane na użytek badania. Badacze liczyli, ile razy ludzie interweniowali w takich incydentach, jak na przykład, kiedy napastnik powala kogoś na ziemię. Najpierw zastanów się nad możliwą własną reakcją w takiej sytuacji. Jak często, twoim zdaniem, interweniowałby przechodzień? Czy częstotliwość byłaby taka sama, czy inna w różnych miastach, które różnią się pod względem ilości przestępstw i bezpieczeństwa? Jeśli ludzie nie reagują, to dlaczego? 


Twoje odpowiedzi na te pytania prawdopodobnie mówią więcej o tobie i kulturze, w której żyjesz, niż o rzeczywistości. To jest meta-odkrycie psychologii społecznej. Często mamy błędne założenia  wobec tego, co myślą inni ludzie, jak się zachowują i jakie są ich motywacje. Osądzamy też siebie według innego zestawu reguł niż ten, według którego osądzamy innych (podstawowy błąd atrybucji). Badania pokazują także, że zrozumienie tego jest niezmiernie inspirujące i jest to coś, co uznałem za fascynujące w psychologii społecznej. Był to pierwszy raz, jaki pamiętam, kiedy odrobina wiedzy zainspirowała mnie do przejęcia większej kontroli nad moimi działaniami zamiast pasywnie dać się ponosić przez nurty podświadomych sił psychologicznych.    


Oto streszczenie badania
. Czy dziwi cię informacja, że w >90% zanotowanych incydentów przechodzień interweniował? Interwencje obejmowały odciągnięcie napastnika od ofiary, stanięcie między nimi, próba uspokojenia napastnika lub pomoc udzielona ofierze. Ponadto nie było żadnych różnic między tymi trzema miastami w procencie interwencji, co zdawałoby się wskazywać na dość ogólny efekt.

 

Badanie potwierdziło także to, co od dawna było wykazane i znane jako efekt przechodnia. Im więcej świadków jakiegoś zdarzenia, tym mniej prawdopodobne jest, że któraś osoba rozpocznie działanie. Znaczy to jednak także, że jest większa liczba osób, a więc prawdopodobieństwo, że któraś z nich zacznie działać, pozostaje wysokie. Ten efekt badano po raz pierwszy po słynnym wydarzeniu w 1964 roku – Kitty Genovese została zaatakowana przed blokiem, w którym mieszkała i atak trwał 45 minut, nie przeżyła go. Było 38 mieszkańców bloku, którzy ze swoich mieszkań mogli widzieć i słyszeć atak, ale nikt nie zareagował. To była dramatyczna sprawa i wpłynęła na myślenie wielu ludzi o efekcie obojętnego przechodnia.

 

(W ten sposób relacjonowano wówczas to wydarzenie, ale później dziennikarze, którzy badali sprawę, odkryli, że wydarzenia wyglądały zupełnie inaczej. Tylko dwoje ludzi było świadkami i zareagowali, jedna osoba krzyczała na początku ataku, a druga wezwała policję, kiedy znalazła ofiarę. Inni nie byli świadomi ataku.)  

 

Ważne jest jednak przypomnienie, że większość ludzi mówi, że zareagowałaby w takich wypadkach, a jednak większość nie reaguje, więc ich przewidywania nie są prawdopodobnie poprawne. Oczywistym pytaniem jest, dlaczego ludzie często nie reagują na nagłe wypadki? Badania wskazują, że głównym powodem jest rozproszenie odpowiedzialności. W takich sytuacjach są różne konkurujące motywacje, które ludzie próbują szybko uporządkować, znajdując się w nieoczekiwanych sytuacjach, w jakich prawdopodobnie nigdy wcześniej nie byli. Większość ludzi chce pomóc, chce uważać siebie za dobrych ludzi – i kto by nie chciał być bohaterem? Możemy jednak bać się o własne bezpieczeństwo. Ponadto możemy nie być pewni, co właściwie dzieje się i czy możemy zrobić cokolwiek. To z kolei może prowadzić do obawy przed zawstydzeniem – jeśli zainterweniujemy i okaże się, że nie zrozumieliśmy sytuacji, to może być żenujące. Jeśli więc są obecni inni ludzie, kalkulujemy, że pewnie ktoś inny będzie interweniował i dlatego czujemy się zwolnieni z obowiązku rozwiązania naszego psychicznego dylematu.    


Mamy również tendencję do naśladowania tego, co robią inni ludzie. Jeśli więc inni nie interweniują, zakładamy, że to jest właściwe zachowanie. Może wiedzą coś, czego ja nie wiem. Jednak, gdy tylko jedna osoba zainterweniuje, inni chętniej się dołączają. Społeczne lody zostały przełamane i każdy ma teraz pozwolenie na bycie pomocnym bliźniemu i dobrym człowiekiem, za jakiego się uważają. Cała ta społeczna niepewność może być paraliżująca, a czasami te momenty pojawiają się i znikają tak szybko, kiedy przechodzimy obok, że nie ma czasu, by społeczne algorytmy w naszych głowach znalazły rozwiązanie.


To niedane badania jest spójne z tym wszystkim. Kiedy jedna osoba interweniuje, jest większe prawdopodobieństwo, że inni dołączą. Kiedy było więcej świadków, ktoś interweniował, co częściowo może być spowodowane faktem, że w potencjalnie niebezpiecznej sytuacji niebezpieczeństwo jest mniejsze, gdy jest więcej ludzi.


Ale jak to wszystko wpływa na nas jako jednostki? Opowiem wam anegdotę. Wkrótce po tym, jak zakończyłem kurs psychologii i dowiedziałem się o efekcie przechodnia, szedłem ruchliwą ulicą Baltimore i zobaczyłem mężczyznę na kolanach, który próbował się podnieść. Wokół było wielu ludzi, albo stojących, albo przechodzących. Sytuacja była nieco dwuznaczna – czy szukał czegoś? Czy potrzebował pomocy? Taka dwuznaczność wywołuje strach społeczny. Uzbrojony jednak w moją nową wiedzę psychologiczną podszedłem do niego i spytałem, czy potrzebuje pomocy. Potrzebował. Nie mógł podnieść się sam, a ja z łatwością mogłem mu pomóc.


I, co chyba ciekawsze, gdy tylko to zrobiłem, kilkoro ludzi, którzy byli w pobliżu, podskoczyło i także zaoferowało pomoc. Widać było, że czują się trochę winni, że nie zareagowali wcześniej, ale byli sparaliżowani własną niepewnością, którą dla niech przełamałem. Było dokładnie tak, jak opisywały podręczniki. Ta psychologia społeczna naprawdę działa.


Głębszą lekcją tutaj, jaką powtarzam na tym blogu przy każdej okazji, jest, że wiedza o tym, jak działają nasze mózgi, jest niezmiernie inspirująca. Przechodnie niekoniecznie świadomie rozumieją, że niepewność w połączeniu z obawą przed społecznym faux pas z ułatwieniem dodanym przez rozproszenie odpowiedzialności paraliżuje ich. Gdyby wiedzieli, mogliby to odrzucić i zrobić właściwą rzecz, która i tak jest tym, co chcieli zrobić. To stosuje się do wielu rzeczy w psychologii i do całego krytycznego myślenia. Im bardziej jesteśmy świadomi tego, jak działa ludzkie poznanie, tym bardziej panujemy nad sobą i własnym myśleniem.  

 

The Bystander Effect

27 czerwca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Steven Novella 

Neurolog, wykładowca na Yale University School of Medicine. Przewodniczący i współzałożyciel New England Skeptical Society. Twórca popularnych (cotygodniowych) podkastów o nauce The Skeptics’ Guide to the Universe. Jest również dyrektorem Science-Based Medicine będącej częścią James Randi Educational Foundation (JREF), członek Committee for Skeptical Inquiry (CSI) oraz członek założyciel Institute for Science in Medicine. Prowadzi blog Neurologica.