Pamięć i odrzucona tożsamość


Andrzej Koraszewski 2019-06-27

Sarah Haider
Sarah Haider

Stowarzyszenia byłych katolików w Polsce nie ma. Tymczasem obserwując Internet odnosi się wrażenie, że liczba byłych katolików rośnie w lawinowym tempie. Z wiarą ojców rozstają się głównie ludzie młodzi. Ale nie tylko. Ktoś ironicznie zauważył, że w stowarzyszeniu byłych katolików Świadkowie Jehowy mogliby się okazać bardzo silną grupą. Jedni porzucają katolicyzm dla innej religii, inni pozostają przy swojej wierze, porzucając tylko Kościół katolicki; jeszcze inni, być może większość, rozstają się z religią jako taką. Czasem z hukiem, trzaskają drzwiami, częściej opuszczeją kościoły po cichu, starając się nie urazić najbliższych. Po prostu przestają chodzić do kościoła.

Religia jest częścią tożsamości, w niektórych przypadkach bardzo silną, wręcz dominującą, w innych jest to niezbyt poważnie traktowana tradycja. Opisujący swoje rozstanie z religią internauta pisze:

„Chrześcijaństwo jawi się niezbywalnym, naturalnym porządkiem wszechświata. Było w moim domu, było w mojej szkole, było i we mnie – przez kilka lat biegałem po kościele w ministranckiej komży, godzinami się modliłem; pewnego razu z przejęcia straciłem przytomność przy rytuale odpustowym, gdy ksiądz franciszkanin położył mi ręce na czole. Chrześcijaństwo dawało mi siłę i poczucie bycia dobrym człowiekiem.”

W Wielkiej Brytanii strona internetowa Former Catholic  informuje, że jest bezpiecznym miejscem dla tych katolików i byłych katolików, którzy nie mogą pogodzić się z tym, co dzieje się w Kościele. Administratorzy strony zapewniają, że chociaż konserwatywni katolicy postrzegają to inaczej, oni nie prowadzą „wojny z katolicyzmem”. „Chcemy, żeby to było miejsce dla empatii, nadziei i szacunku dla różnych poglądów wyrażanych w kulturalny sposób”. Jedni szukają tam innej religii, inni zastanawiają się nad pytaniem „co dalej” po porzuceniu wiary w Boga.


W Stanach Zjednoczonych obserwuje się długotrwały trend odchodzenia od religii. Na przestrzeni ostatnich trzech dekad liczba osób deklarujących się jako bezwyznaniowi wzrosła o 266 procent. Niewierzący stanowią dziś 23,1 procent społeczeństwa, katolicy 23% ewangelicy 22.5 procent.


Profesor Ryan Burge z Eastern Illinois University mówi o różnych wyjaśnieniach tego dramatycznego wzrostu liczby niewierzących w ostatnich dekadach. Jego zdaniem wcześniej wielu ludzi ukrywało swoją niewiarę, ponieważ było to społecznie potępiane, teraz ateista przestał być dziwakiem i łatwiej się do tego przyznać. Oczywiście laicyzacja jest często kojarzona z urbanizacją, industrializacją i postępem technologicznym. Burge, który sam jest pastorem kościoła babtystów, stwierdza, że chrześcijaństwo w Ameryce się kurczy i że jest to część globalnego trendu.


Podczas gdy porzucenie religii chrześcijańskiej coraz rzadziej stanowi w zachodnich społeczeństwach zagrożenie ostracyzmem, nadal jest poważnym problemem psychicznym, z którym tym łatwiej można sobie poradzić, im mniej wyznaniowo jednolite jest środowisko, w którym człowiek dorasta.


Ciekawa rzecz, bo ten globalny trend daje się zauważyć również w społeczeństwach muzułmańskich. BBC News Arabic zleciła niedawno firmie Arab Barometer przeprowadzenie sondażu na temat postaw wobec religii, równości płci, homoseksualizmu, mordów honorowych. Przeprowadzono badania ankietowe na próbie losowej 25 tysięcy osób w 10 krajach arabskich i w Autonomii Palestyńskiej. Najwięcej osób deklarujących bezwyznaniowość jest w Tunezji (ponad 30 procent), Libia zbliża się do 30 procent, Algieria, Liban, Maroko, Egipt, Jemen oraz Sudan to kraje, w których populacja deklarujących bezwyznaniowość przekracza 10 procent. Na terytoriach palestyńskich, w Jordanii i Iraku bezwyznaniowość deklaruje poniżej 10 procent społeczeństwa (najmniej w Iraku – około 5 procent).


W latach 2013-2019 zaobserwowano w wielu krajach arabskich przyspieszoną laicyzację (bądź wzrost odwagi przyznawania się do bezwyznaniowości). Ten skok był największy w Tunezji (z 15 procent na 32), niemal równie duży w Libii, nieco mniejszy w Maroko, Egipcie i Algerii. Minimalny w Jordanii, właściwie zerowy na terytoriach palestyńskich i w Iraku.  


Jak łatwo się domyśleć, laicyzacja jest najsilniej widoczna wśród ludzi młodych, poniżej 30 lat.

(Jak wynika z innych badań, równolegle nasila się trend radykalizacji i religijnego fanatyzmu.)


Ciekawym zjawiskiem jest laicyzacja (lub liberalizacja poglądów religijnych) w rodzinach imigrantów.


Mieszkająca w Waszyngtonie Sarah Haider jest założycielką grupy „Byli Muzułmanie Ameryki”. Urodziła się w Pakistanie, ale od siódmego roku życia wychowywała się w USA, w rodzinie, jak to sama określa, liberalnej jak na standardy pakistańskie i konserwatywnej jak na standardy amerykańskie. Świat, w którym życie było skodyfikowane w normach religijnych uważała za normalny i chociaż w domu nikt jej do tego nie zmuszał, dobrowolnie nosiła hidżab. Próbowała przekonać swoich chrześcijańskich przyjaciół w Teksasie, gdzie dorastała, że islam jest jedyną prawdziwą religią, co oznacza, że ich religia jest po prostu fałszywa.


Trafiła kosa na kamień, kiedy jako nastolatka spotkała kolegów ateistów, którzy dowodzili, że i islam, i chrześcijaństwo są równie fałszywe, zaczęła podejrzliwie oglądać Koran i Biblię i spoistość jej religijnych wierzeń zaczęła się rozpadać. Dziś ma 28 lat i kieruje założoną przez siebie organizacją „Byli muzułmanie Ameryki”, dając wsparcie dla tych, którzy odważyli się rozstać z islamem.


Strona internetowa „The Stranger” opublikowała niedawno wywiad z Sarą Haider, w którym mówiła do jakiego stopnia zachodni liberałowie (zazwyczaj byli chrześcijanie) pogarszają i bez tego bardzo trudną sytuację byłych muzułmanów. 


Przeprowadzająca wywiad Katie Herzog chciała się najpierw dowiedzieć w jakim stopniu rozstanie z islamem powoduje kryzys tożsamości? Była muzułmanka wyjaśniła (chyba z odrobiną ironii), że to różnie. Dla niej islam był centralnymn filarem tożsamści, więc kiedy doszła do wniosku, że ten Bóg z Koranu najprawdopodobniej nie istnieje, sprawa była prosta, należało się z nim rozstać.


Początkowo była w szoku, a potem przyszło poczucie ulgi, wyzwolenia. Dla rodziców to było trudne do zniesienia, bo ich córka zrezygnowała z radosnego życia wiecznego i skazała się na wieczne męki w piekle. Na szczęście piekielna nastolatka nie oznajmiła z nagła, że jest ateistką, tylko przygotowywała rodziców na spotkanie z jej ateizmem, zadając przez długi czas niestosowne pytania, na które nie znajdowali rozsądnych odpowiedzi. W końcu jej ateizm stał się dla nich oczywisty i powoli zaczęli się z tym niechętnie godzić.  Efekt końcowy taki, że ojciec został ateistą, a matka nadal wierzy, ale nie za bardzo. Niewielu byłych muzułmanów może o takich relacjach w rodzinie marzyć – mówi Sarah Haider i wie o czym mówi, bo zna bardzo wielu byłych muzułmanów i ich perypertie z rodzinami.        


Kiedy sześć lat temu zaczęła swoją działalność Sarah Haider zdawała sobie sprawę z tego, że wywoła wrogie reakcje środowisk muzułmańskich. Nie była przygotowana na wrogie reakcje ze strony amerykańskich ateistów, którzy gwałtownie próbowali ją przekonać, że nie powinna być tak krytyczna wobec religii. To byli ci sami ludzie, którzy bardzo zdecydowanie nie tylko krytykowali, ale wręcz wyśmiewali chrześcijaństwo. Oskarżano ją o prawicowość, wojowniczość i o sympatie dla imperializmu. To było niesłychanie frustrujące. W końcu musiała się pogodzić z faktem, że ateiści ze skrajnej lewicy są równie nieciekawi jak religijni fanatycy. Czy można jednak pokazać islam od podszewki zachodnim liberałom? Chwilowo przyczyniają się do pogorszenia sytuacji liberalnych muzułmanów, czas, żeby zaczęli patrzeć na islam tak, jak patrzą na chrześcijaństwo i judaizm. Sarah jest zdumiona faktem, że tak wielu ludzi na Zachodzi traktuje islam raczej jak rasę niż jak religię, co sami uważaliby za rzecz absurdalną w odniesieniu do chrześcijaństwa. Dyskusja wokół islamu staje się coraz bardziej irracjonalna i toksyczna.W Europie jest to jeszcze bardziej widoczne. Tymczasem islam ma coraz większy wpływ na świat. Nie da się walczyć o równość i tolerancję bez otwartej, zdecydowanej krytyki religii.  


Czy taka krytyka może dostarczać amunicji rzeczywistym rasistom? Być może, odpowiada Sarah, ale taki strach prowadzi do udawania, wielu ludzi, szczególnie celebrytów, porzuciło islam, ale boją się do tego przyznać. Jest to strach nie tylko przed muzułmańskimi fanatykami, ale również przed tymi świeckimi liberałami.   


Trzeba ważyć ryzyko. Trzeba powtarzać, że dla nas ważna jest nauka, wolność sumienia, prawa kobiet i właśnie dlatego islam jest problemem - stwierdza.  


O idei kulturowego imperializmu Sarah Haider nie może mówić spokojnie. To jest, jej zdaniem, stek nonsensów. Kultury zawsze się przenikały. Dlaczego nagle miałoby być w tym coś złego? Nie narzucamy siłą mieszkańcom wschodu liberalnych wartości, pokazujemy, że to działa, że jest moralne. Sarah nie może zrozumieć, dlaczego poniżające traktowanie kobiet ma być nazywane kulturą. Jeśli wiktoriańska Anglia mogła ewoluować, to dlaczego nie może Pakistan, czy Arabia Saudyjska?   


Czy liberalizacja muzułmańskiego świata jest możliwa - pyta na zakończenie Katie Herzog. 

To nie jest nieuniknione, ale sądzę, że jeśli kiedykolwiek, to teraz jest na to właściwy czas. Mówię to, ponieważ po raz pierwszy w historii mamy dostęp do swobodnej wymiany informacji. W tym momencie wiele rządów w krajach, gdzie dominuje islam, nie ma zdolności kontrolowania Internetu, ale mogą ją mieć za pięć czy dziesięć lat. Tak więc teraz jest swoboda dostępu do informacji, której nie było nigdy. Przez cały czas mówię do wolnomyślicieli i ateistów w muzułmańskim świecie. Dziś można spotkać się z różnymi ideami jak nigdy wcześniej. To okno jest otwarte, jak długo rządy nie mają kontroli nad Internetem. To się niebawem może zmienić. Teraz możemy rozmawiać, wciągać w dyskusje i próbować zmieniać poglądy ludzi. To działa. Trudno zbadać ilu jest ateistów w muzułmańskim świecie ze względu na potępienie ze strony społeczeństwa i prześladowania ze strony władz, wydaje się jednak, że liczba ateistów rośnie tam szybciej niż mogliśmy o tym marzyć. To wskazówka, że jednak coś się dzieje.

A czy podobnie zmienia się nad Wisłą? Oczywiście, problem w tym, że im szybciej rośnie liczba byłych katolików, tym bardziej rośnie poparcie dla obrońców tożsamości opartej na starych religijnych mitach. Być może nie jest to aż tak zdumiewające. Modernizacja tożsamości nie jest łatwa, więc apele do tożsamości Polaka-katolika trafiają na podatny grunt. Krzyk o zagrożeniu tej tożsamości wywołuje paniczny lęk i uczucie gniewu. Powtarzane rytmicznie hasła: państwo, wspólnota, Kościół – wywołują właściwy odzew.

"Państwo musi być emanacją wspólnoty, a wspólnota musi mieć swoją postawę aksjologiczną. To oznacza, że niezależnie od tego, czy ktoś jest wierzący czy nie, musi akceptować chrześcijaństwo, bo polska kultura wyrosła z chrześcijaństwa i nie ma innej aksjologii. (…) Kwestionowanie Kościoła w Polsce ma charakter antypatriotyczny, niezależnie od wiary. (…)" – mówi Jarosław Kaczyński.

To samo, może nawet bardziej przystępnie, powtórzy ksiądz w lokalnym kościele, to samo mówi biskup. To działa.


Czegoś mi brakuje. Może nawet nie stowarzyszenia byłych katolików, może jeszcze bardziej portalu dyskusyjnego „Chrześcijański demokrata”, bo bez tych, którzy zmieniają tożsamość inaczej niż my, ani rusz. Potrzebni chrześcijanie gotowi zaakceptować prawo do krytyki religii i do krytyki idei Polaka-katolika. Oni są, jest ich bardzo wielu. Brakuje im twarzy takiej jak Sarah Haider.