Przemysł ”wellness”


Steven Novella 2019-06-28


Przemysł “wellness” ma orwellowską nazwę – propaganda jest już w samej nazwie i jest jawnie sprzeczna z rzeczywistością. Nie ma powodu do wiary, że przemysł „wellness” komukolwiek poprawił zdrowie. Jest to prawdziwie szarlatański przemysł, który sprzedaje kłamstwa i dezinformację, a celuje głównie w podatną populację – w kobiety. Kobiety są podatne w tym kontekście tylko dlatego, że od dziesięcioleci są obiektem kulturowego warunkowania.

Niedawny komentarz Jessiki Knoll w ”New York Times” przekonująco pokazuje to warunkowanie. Pisze, w dużej mierze na podstawie osobistego doświadczenia, że „wellness” jest w gruncie rzeczy eufemizmem na szczupłość. Kobiety zawstydza się za ich ciała, co powoduje, że mają obsesję na punkcie swojej wagi i zwyczajów żywieniowych. Oczywiście, dotyczy to całej kultury i rozciąga się także na mężczyzn, ze szczególnie podatnym grupami, obejmującymi sportowców, aktorów i celebrytów. Kobiety jednak są szczególnym obiektem naszej obsesji na temat szczupłości. To może wyjaśnić, dlaczego są głównym celem przemysłu „wellness”.

 

Knoll twierdzi, że w ”czystym” jedzeniu, detoksykacji i unikaniu ”złych” pokarmów i w całej magicznej reszcie w rzeczywistości chodzi o utratę wagi. Oczywiście, w promowaniu wielu tych magicznych mikstur chodzi o kontrolę wagi, ale, pisze Knoll, w całej niemal reszcie chodzi o to, że bycie szczupłą jest oznaką bycia zdrową. Goop jest obecnie szczytowym wyrazem eksploatowania kobiet przez sprzedawanie im wszelkiego rodzaju pseudonaukowego nonsensu, o którym twierdzi się, że wspiera „wellness”. To zjawisko zaczęło się jednak na długo przed Goop i rozciąga się daleko poza Goop.

 

Ciekawe jest przypatrzenie się kulturowym wątkom, które prowadzą do przemysłu ”wellness” i łączą się z nim. Sądzę, że podstawą tej piramidy i zjawiskiem, które wiąże wszystko razem, jest zwykła szarlataneria – sprzedawanie twierdzeń o zdrowiu, terapii i produktów opartych na magii i pseudonauce. To jest tak stare jak historia i oczywiście, cała medycyna jeszcze stosunkowo niedawno była zasadniczo szarlatanerią, a zachodnia medycyna nie była w gruncie rzeczy oparta na nauce aż do około stulecia temu. Przez większość historii ludzkości znachorstwo kwitło z kilku podstawowych przyczyn. Jedną jest fakt, że łatwo jest sprzedać ludziom to, co chcą usłyszeć. Druga, że efekty placebo mogą z łatwością skłonić ludzi do wiary, że niemal każda terapia działa. To powoduje powstawanie anegdot, dzięki którym można promować praktycznie wszystko.


Przez stulecia znachorzy udoskonalili swoje rzemiosło. Wiedzą, do kogo adresować swoje oferty i jak to robić. Wplatają naukowo brzmiące słowa w swoje wypowiedzi, eksploatując zafascynowanie ludzi najnowszą nauką, którą na ogół źle rozumieją. Wykorzystują znakomitości, pseudoekspertyzę, atrakcyjność prastarej mądrości i aureole zdrowia, takie jak to, że coś jest „naturalne”. Ich rzemiosło jest rzemiosłem złudzeń w równym stopniu jak rzemiosło iluzjonistów.

 

Ważne jest pamiętanie, że znachorzy byli pierwsi – przed nauką, standardami, etyką i odpowiedzialnością medycyny. Odepchnęło ich pojawienie się nowoczesnej medycyny, które rozpoczęło się w tym kraju wraz z raportem Flexnera w 1910 roku, ale szarlatani nigdy nie zniknęli. Po prostu zaadaptowali się.  

 

W dodatku jest jeszcze kultura uzdrowisk, „przemysł wellness” XIX wieku. Uzdrowiska datują się z czasów starożytnych, rozpoczynając jako łaźnie, ale także gorące źródła i naturalne jeziora mineralne.  Te miejsca zyskały popularność z powodu swoich rzekomych uzdrawiających właściwości. Oczywiście, jeśli ludzie jadą gdzieś, żeby uzdrowiła ich specjalna woda, to jest to wymarzona okazja dla szarlatanów. Formalne uzdrowiska wyrosły z miejsc tych naturalnych źródeł, powoli dodając inne terapie do gorących kąpieli. Gazowane napoje reklamowano początkowo jako uzdrawiające i stały się częścią kultury uzdrowisk, łącząc się z zielarstwem. To kulturowe powiązanie przetrwało do dziś, z produktami takimi jak piwo korzenne i gazowany napój imbirowy. Były one kiedyś lekami tonizującymi, a dopiero później zmieniono je w napoje.     

 

Ten proces trwa i w uzdrowiskach dodawano wszelkie rodzaje pseudonaukowych terapii, od refleksologii do oczyszczania z toksyn. Są obecnie nierozerwalnie związane z przemysłem „wellness”.


Obecnie mamy także przemysł alternatywnej medycyny. Jest to tylko zmiana charakteru kultury znachorstwa i uzdrowisk. To była ich odpowiedź na naukę i regulacje w medycynie. Bronili się przez zmianę marki na „alternatywę” i próbowali odziać się w tę samą nauką, której użyto, by ich wyłączyć. To, niestety, zadziałało wspaniale. Nie dajmy się jednak zwieść – alternatywna medycyna jest niczym więcej, jak staromodną szarlatanerią odzianą w nowoczesne naukowe oznaki w celu  oszukania systemu, wślizgnięcia się do nowoczesnego systemu reguł, zamierzonych do ochrony pacjentów przed szarlatanami. 


Alternatywna medycyna i “wellness” są naturalną kombinacją.


Kolejnym filarem jest czysta anty-nauka, jak ruch antyszczepionkowców, ruch przeciwko fluoryzacji, sianie paniki o rtęci, szarlataneria w sprawie Lyme i tym podobne. Wszystko to są odłamy większego ruchu alternatywnej medycyny. Wszystkie mają także wspólną cechę: w znacznym stopniu nakładają się na kulturę teorii spiskowych. Nakładają się także na ruchy, które nie są bezpośrednio związane ze zdrowiem, takie jak ruch środowiskowców. Szarlatani przeniknęli także ten ruch, propagując anty-naukę i teorie spiskowe.    


Mamy więc teraz olbrzymi ruch kulturowy, który obejmuje kulturę uzdrowisk, kulturę wellness, przemysł utraty wagi, teoretyków spiskowych, negacjonistów nauki, kupczących magicznymi miksturami i staromodnych znachorów – wszyscy pracujący razem pod gigantycznym parasolem ”alternatywnej” medycyny. Ich wspólnym celem jest rozbijanie infrastruktury regulacji zaprojektowanej do dążenia do wysokiego standardu opieki i do ochrony konsumentów. Zamazują oni granice między nauką i pseudonauką, prawdziwą i fałszywą ekspertyzą, rzeczywistością i teoriami spiskowymi, uniwersytetami i fałszywymi autorytetami.  


Akademicy i naukowcy nie zrozumieli tego zagrożenia i dlatego nie wykonali adekwatnie swojego zadania chronienia społeczeństwa. Politycy na ogół nie mają o tym pojęcia. Można zrozumieć, że ludzie są zdezorientowani. Media społecznościowe były napędem rakietowym dla tego zamazywania rzeczywistości i propagowania nonsensu. I, jak na ironię, ruch medycyny opartej na dowodach dał niechcący przykrywkę dla pseudonauki przez wyeliminowanie z rozważań naukowego prawdopodobieństwa, kiedy ocenia się kliniczne twierdzenia.     


Tym wszystkim problemom da się zaradzić, ale nie sądzę, by stało się to wkrótce. A nawet gdyby stało się, szarlataneria nie zniknie. Można ją tylko zminimalizować.  


A więc, tak, przemysł “wellness” jest przemysłem magicznych mikstur, szczególnie nacelowanym na kobiety i wykorzystującym kulturowe naciski na szczupłość. Jest to jednak tylko czubek bardzo starej góry lodowej szarlatanerii.


Taking On the Wellness Industry

12 czerwca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Steven Novella 

Neurolog, wykładowca na Yale University School of Medicine. Przewodniczący i współzałożyciel New England Skeptical Society. Twórca popularnych (cotygodniowych) podkastów o nauce The Skeptics’ Guide to the Universe. Jest również dyrektorem Science-Based Medicine będącej częścią James Randi Educational Foundation (JREF), członek Committee for Skeptical Inquiry (CSI) oraz członek założyciel Institute for Science in Medicine. Prowadzi blog Neurologica.