Ślubowanie o zniesieniu grzechu


Matt Ridley 2019-06-20

Przemysł naftowy Morza Północnego pozostawił sieć rurociągów i studni, idealnych do wstrzykiwania dwutlenku węgla w skały, gdzie się powoli rozpuszcza.
Przemysł naftowy Morza Północnego pozostawił sieć rurociągów i studni, idealnych do wstrzykiwania dwutlenku węgla w skały, gdzie się powoli rozpuszcza.

Gdyby rząd brytyjski zadeklarował, że zniesie wszelki grzech do roku 2050, spotkałoby się to ze słusznie cynicznymi komentarzami. Ogłoszenie z zeszłego tygodnia, że rząd brytyjski uchwali cel zero emisyjności (net-zero carbon) do roku 2050, zostało jednak gorąco powitane, szczególnie przez „pasterzy zielonej wiary”. Niemniej, bez podania, jak ma to zostać osiągnięte, deklarowanie tego celu jest mniej więcej takim samym pobożnym życzeniem, jak przysięganie o likwidacji grzechu. Nie jest to tylko kwestia kosztów – chociaż trylion funtów to nie są drobne (gdybyś wydawał jednego funta na sekundę i właśnie doszedł do tryliona, musiałbyś zacząć, kiedy na scenie jeszcze byli neandertalczycy).

Zbyt wielu torysów uważa, że zabawa „w zielone” oznacza wskoczenie do lukratywnego łoża kolesiów z kapitalizmu przemysłów wiatru i słońca, nakładając szminkę zysku na zależną od subsydiów świnię. Ale to jest ułomna strategia, tak politycznie, jak praktycznie.  


W Wielkiej Brytanii w zeszłym roku, według pomiarów Final Energy Consumption, 4 procent energii pochodziło z wiatru i słońca, 3 procent z energii jądrowej i mniej niż jeden procent z energii wodnej, trzech źródeł energii o zerowej emisji dwutlenku węgla. Powszechne błędne pojęcie, że wiatr i słońce dają większy wkład, pochodzi z zapominania, że elektryczność stanowi tylko 20 procent energii: reszta to ciepło, transport i przemysł.  


Tak więc eliminowanie dwutlenku węgla z sektora energetycznego ledwo się zaczęło, niemniej koszty już są olbrzymie i obciążające szczególnie ubogich, podczas gdy, jak pokazuje profesor Dieter Helm z Oxford University, przemysł głosuje nogami i zabiera swoje emisje do Chin i innych miejsc. Nie jest prawdą, że Wielka Brytania pozbyła się niedawno węgla: połączoną siecią ściągano elektryczność z holenderskich, opalanych węglem elektrowni, a przemysł spalał węgiel importowany z Rosji. (Niniejszym deklaruję pośredni interes w kopalni węgla w Northumberland.)


Nawet gdybyśmy potrafili wymyślić sposób, by samoloty latały na elektryczności, lub jak używać mniej węgla do produkcji stali (potrzeba dużej sterty węgla, żeby wyprodukować turbinę wiatrową), i nawet gdybyśmy znaleźli sposób na uczynienie energii wiatrowej i słonecznej dostępnej na żądanie, po prostu nie ma dość miejsca ani na lądzie, ani na morzu, by zaopatrzyć brytyjską gospodarkę w energię i ciepło z tych źródeł o niskiej gęstości, co często podkreślał nieżyjący już Sir David MacKay, naczelny naukowiec w ministerstwie energetyki.  


Protestujący przeciwko ”wymarciu” mówią, że możemy obejść się bez mięsa lub zagranicznych wakacji. Torysom flirtującym z tego rodzaju polityką racjonowania energii życzę szczęścia przy urnach wyborczych – popatrzcie, co stało się niedawno z politykami w Australii, Francji i Ameryce, którzy obiecywali podnieść ceny energii, żeby ratować klimat.  


Ludźmi zaprzeczającymi rzeczywistości w tej debacie są ci, którzy myślą, że możemy osiągnąć zero emisyjności w 2050 roku dzięki mieszance energii odnawialnej i powrocie do surowego życia we włosiennicy. Nawet energia jądrowa nie jest gotowa do pomocy bez olbrzymich społecznych subsydiów. Na szczęście, może istnieć inna droga, za którą powinien opowiedzieć się Boris Johnson, żeby przejrzystą, turkusową wodą oddzielić się od zielonych marzycieli.  


W przewidywalnej przyszłości paliwa kopalne będą kluczowe dla utrzymania cywilizacji. Trzeba znaleźć sposób na takie używanie ropy i gazu, żeby wychwytywać emitowany dwutlenek węgla – i zmusić przemysł do zrobienia czegoś więcej poza wyrażaniem żalu; zmusić ich do bycia częścią rozwiązania, a nie tylko  problemem. Technologia sekwestracji dwutlenku węgla, beznadziejna jeszcze kilka lat temu, robi dziś postępy w Norwegii, Kanadzie i Teksasie. Jest to złota okazja dla Wielkiej Brytanii, ponieważ przemysł naftowy Morza Północnego pozostawił sieć rurociągów i studni, idealnych do wstrzykiwania dwutlenku węgla w skały, gdzie się powoli rozpuszcza. Rząd i tak jest odpowiedzialny za część kosztów likwidacji tej sieci.   


Tym jednak, co jest potrzebne, nie jest jakiś bezsensowny pomysł finansowany z podatków, żeby wybrać zwycięzcę w wychwytywaniu dwutlenku węgla – ponieważ to podejście zazwyczaj doprowadza do wyboru nieudacznika z najlepszymi kontaktami politycznymi – ale przez ustanowienie rynkowego mechanizmu wykrywania innowacyjnych technologii.


Profesorowie Stuart Haszeldine z Edinburgh University i Myles Allen z Oxford University argumentują, że rząd powinien zmusić wszystkich producentów i importerów energii z paliw kopalnych do płacenia niewielkiej, ale rosnącej sumy od tony dwutlenku węgla, nie do zachłannej paszczy skarbu państwa, ale do rzeczywistych projektów wychwytywania dwutlenku węgla, które działają. Wyniknie z tego zacięta konkurencja o dostarczenie technologii, które wychwytują i – co kluczowe – magazynują dwutlenek węgla najniższym kosztem. 


Jeśli Boris Johnson zostanie premierem i przyjmie taką politykę, będzie mógł spojrzeć opozycji prosto w oczy i powiedzieć: „W odróżnieniu od was mam plan, jak moglibyśmy dotrzeć do zerowej emisyjności. Opiera się na rynku, zachęca innowacje, nie uderza w biednych, ani nie nagradza bogatych i umieszcza odpowiedzialność tam, gdzie powinna ona być: na przemyśle korzystającym z paliw kopalnych”.

 

Pierwsza publikacja w Sunday Telegraph

A Pledge to Abolish Sin

Rational Optimist, 17 czerwca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Matt Ridley

Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.