Nocne polucje wiceministra nieprawości


Marcin Kruk 2019-06-15


Dalej uważasz, że wybór opozycji to lepsza opcja dla Polski niż PiS – zapytał mnie na ulicy zaprzyjaźniony ojciec jednego z uczniów. Mój uśmiech odczytał jako niepewność, więc dodał z mało skrywaną ironią i udawanym współczuciem: „Sam nie wiem, czy brakuje wam szabel, twarzy, czy programu?”

Przestałem się uśmiechać i postanowiłem się zastanowić. Uderzył w czuły punkt i nie bardzo wiedziałem, czy zacząć od przyznania mu racji, czy przejść do ataku. Przyznać rację, to wystawić go na pokuszenie opowiadania wspólnym znajomym o swojej victorii, nie przyznać racji też źle, bo kto wie, czy po mnie nie widać, że się z nim po części zgadzam. Czas pokaże – powiedziałem, starając się nadać mojej wypowiedzi optymistyczny ton.


Chyba czuł, że może iść za ciosem bo stwierdził, że cokolwiek dziś opozycja robi, to obraca się przeciwko niej. Zapytałem go, co ma na myśli, wiec zaczał wymieniać, skandal wokół Srebrnej, film Sekielskich, teraz ten Falenta. Nic PiS-owi nie szkodzi, słupki im rosną.


Powiedziałem, że do wyborów jeszcze trochę czasu, ale czułem, że mnie zaczyna irytować. Niedowiarek, na proboszczu suchej nitki nie zostawia, dla kariery tego PiS-u chyba nie popiera, bo ma własny warsztat i do polityki też się nie garnie. W końcu zapytałem, co go do tego Kaczyńskiego ciągnie? Roześmiał się i powiedział, że właściwie nic, ale nic się nie stanie jak porządzą jeszcze cztery lata.


- Jak to – zapytałem – naprawdę nie wiesz co się stane?


Powiedział, że nie wie i dodał, że ja też tak naprawdę nie wiem. Wyraził opinię, że krzyki opozycji niczego nie zmienią, może nawet wręcz przeciwnie, mogą umocnić szańce obozu władzy, bo elektorat jak nie doświadczy, to nie usłyszy, a to co słyszy, to mu się wcale nie podoba.


Stwierdziłem, że elektorat to ludzie i że każdy głos się liczy, chciałem go nawet zapytać, czy będzie głosował na PiS, ale doszedłem do wniosku, że nie bardzo wypada, więc wróciłem do pytania, co go właściwie do tego towarzystwa przekonało?


Odpowiedział, że do PiS-u nic go nie przekonało i że wcale nie jest pewien, czy pójdzie na wybory, bo nie ma papugi.


Papugi - powtórzyłem cokolwiek zdziwiony.


- Losowy wybór byłby pewnie mądrzejszy niż przemyślany, chociaż kilka partii bym zdyskwalifikował przed losowaniem.


- I PiS byś zostawił?


- PiS bym zostawił – powiedział patrząc na mnie zaczepnie.


Moje możliwości reagowania były ograniczone stosunkiem zależności służbowej, ostateczne ojciec ucznia nie powinien być potraktowany nazbyt obcesowo, a już uduszenie jest całkowicie niewskazane. 


Pożegnałem człowieka tłumacząc się pilnymi zajęciami. Sprawa jednak nie dawała mi spokoju. Wieczorem zajrzałem na stronę fejsbuka jego syna. Nie zawierała przykuwających uwagę treści, raczej przeciwnie. Z wyjątkiem jednej, przez chwile przyglądałem się pseudoreklamie.”Punkt sezonowej wymiany myśli. Ceny preferencyjne”. Nawet dość profesjonalnie zrobiona, wpisana w szyld jakiegoś sklepu.


Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jaki ojciec taki syn. Pomyślałem, że ci, co marzą o zwycięstwach, są rozbici, a ci, co liczą na profity, są dobrze zorganizowani. Są jeszcze inni, ale ci mogą zostać w domach zniesmaczeni jednymi i drugimi.   


Wracając następnego dnia do domu spotkałem panią Halinkę, kierowniczkę naszego domu kultury. Ucieszyła się, że mnie widzi i zapytała, czy mógłbym wygłosić wykład w klubie seniora. Zapytałem grzecznościowo o czym, zastanawiając się gorączkowo, jak się wykręcić bez robienia przykrości. No wie pan, odpowiedziała niepewnie, seniorzy to najbardziej lubią słuchać o historii, ale ten wykład, który pan miał w zeszłym roku o wykopaliskach archeologicznych bardzo im się podobał. Dodała, że teraz jest w klubie kilku młodszych seniorów, więc dyskusje są znacznie żywsze. Może coś o szkole i o modzieży – zaproponowała ostrożne. Powiedziałem, że pomyślę, domyślając się, że będę miał od niej telefon jeszcze dziś, a najdalej jutro. Energiczna kobieta, ze skłonnością do molestowania.  


- Co można powiedzieć seniorom o młodzieży – zapytałem wieczorem żony. Ania siedziała w fotelu z świeżo nabytą książką, wyglądała łagodnie i ponętnie, ale zawsze w tym fotelu tak wygląda póki się jej nie przerywa lektury. Podniosła wzrok i powiedziała, że cokolwiek powiem, będę żałował. Nie byłem pewien, czy miała na myśli seniorów, czy naszą dalszą konwersację. Ponownie pochyliła głowę nad książką, więc zostałem z własnymi myślami.


Mógłbym powiedzieć, że młodzi ludzie są różni dziś, tak jak byli różni sto, dwieście i trzysta lat temu. Czy może to seniorow podniecić? Doszedłem do wniosku, że wymagałoby to ode mnie heroicznych wysiłków. Kto wie, może opowieść o niektórych naszych absolwentach mogłaby być nawet barwna, tyle, że oni widzą głównie tych, którzy zostali i których spotykają pijących piwo pod sklepem. Pewnie Ania ma rację, może sprawy młodego pokolenia lepiej nie ruszać, bo starsze nie ma o nim dobrej opinii.


Ciekawe co by powiedzieli, gdybym im opowiedział o karykaturach. Karykatury są sztuką opartą na wiedzy, karykaturzysta musi posiadać wiedzę o symbolach i uprzedzeniach, powinien je wyczuwać, a nawet podzielać, musi się wczuwać w wiedzę masową, rozumieć co masy wiedzą. Jak Rosja to niedźwiedź, jak Żydzi to stary człowiek z zakrzywionym nosem pochylony nad workiem pieniędzy, jak chłop to widły i świna, albo baba to w chuścinie na głowie. Trzeba wiedzieć, co masy wiedzą, to poważna sztuka. Można pokazać trochę karykatur na slajdach. Opowiedzieć, że karykaturzysta musi znać duszę tych, do których apeluje. Pokazać seniorom wielką sztukę, w której arysta nie tylko utożsamia się ze swoimi odbiorcami, pokazuje, że jest z nimi jednością. Mógłbym również pokazać, że sztuka uprawiania polityki jest dziedziną pokrewną, ostatecznie w polityce najważniejszy jest wyborca, bez wyborcy nie ma władzy, a bez władzy nie ma polityki. Więc to jest też sztuka oparta na wiedzy, na głębokiej wiedzy o przesądach i uprzedzeniach, do których trzeba apelować używając prostych symboli.


Zapytałem Ani, czy chce herbaty. Mruknęła w sposób pozwalający się domyśleć, że mogę jej zrobić. Wyszedłem do kuchni z głębokim przekonaniem, że mój pomysł wykładu w klubie seniora jest nazbyt wyuzdany. Opowiadanie o prostocie symboli też ich nie podnieci. Diabli wiedzą, co może podniecić seniorów. Może coś o młodzieży i seksie? Czekając aż się woda zagotuje przypomniał mi się studencki dowcip o tym, jaka jest różnica między nauczycielem a pedofilem? Pedofil naprawdę kocha dzieci. W dzisiejszych czasach publiczne opowiadanie takiego dowcipu byłoby uznane za atak na Kościół. Ciekawe jaki jest rozkład postaw naszych bywalców klubu seniora wobec strojów obecnie dorastających dziewcząt? Uczciwie mówiąc, sam mam chwilami pewne obiekcje, tylko nie wiem, gdzie powinna być granica, z pewnością nie tam, gdzie próbuje ją ustanowić nasza katechetka. Jakieś granice powinny jednak być. Katechetka twierdzi, że dziewczyny nadmiernie podniecają chłopaków. Pewnie nie przychodzi jej do głowy, że kiedy wybucha seksualność, chłopcy są nadmiernie podnieceni w dzień i w nocy, troszkę niezależnie od tego, jak te dziewczyny są ubrane. (Jak to jest z dziewczynami, to nawet nie bardzo wiem, bo nigdy nie byłem dziewczyną.)  O „cierpieniach młodego Wertera” lepiej naszej katechetce  nie opowiadać, bo autor był Niemcem, a ona źle reaguje na tych z Unii Europejskiej.       


Podałem Ani herbatę i zostałem obdarzony uśmiechem. Pomyślałem, że też mam książkę, do której chętnie bym wrócił. Domyślałem się jednak, że pani Halinka nie odpuści. Jeśli seniorzy lubią słuchac o historii, to może jej zaproponować kontakt z naszą historyczką? Chociaż podobno panie niespecjalnie się lubią. Pomyślałem, że mógłbym przygotować coś o historii nauki? To też ich nie podnieci, podszepnęła mi cichutko intuicja.


Popijałem herbatę, przeglądając w myślach listę tematów, o których mógłbym coś powiedzieć bez poświęcania wielu godzin na przygotowanie się. Zajrzałem do wiadomości. Najnowszy sondaż, według którego PiS ma dwukrotną przewagę nad PO. 44 procent. A imię jego czterdzieści i cztery - zakląłem szpetnie, a Ania spojrzała na mnie i wróciła do przerwanej lektury. Wiesław Myśliwski, ile razy go czyta, trudno jej wrócić do niedorzecza zewnętrznego świata.


To może im opowiedzieć o najnowszej historii Turcji, o pobożnym burmistrzu Stambułu, który marzył o potędze własnej i o dawnej świetności osobliwie umiłowanej ojczyzny. O tym jak został premierem, a potem prezydentem, o dziwnym przewrocie wojskowym, który zgniótł zgodnie z planem i o groźnej politycznej dyktaturze? Zauważą analogię, czy się znudzą? Niektorzy mogą się zachwycić.


Sen o potędze prowadzi do nocnych polucji. Kiedy naród idzie marszowym krokiem, młodym łatwiej przepchnąć się do pierwszych szeregów. To polityka oparta na wiedzy, czego chce wódz.


Nocne polucje wiceministra nieprawości o świcie zmnieniają się w polecenia wydawane zaufanym chłopcom. Wcześniej niezdecydowani nie byli pewni, czy jest się o co spierać przy urnach. Potem było już jednak za późno.


Zadzwonił telefon. Tak jak się spodziewałem, dzwoniła pani Helenka. Powiedziałem, że się zgadzam, że nie mam jeszcze pomysłu, ale coś jej zaproponuję w przyszłym tygodniu.