WHO, Francja i flirtowanie z antysemityzmem


Ben-Dror Yemini 2019-06-02

Kwatera główna Światowej Organizacji Zdrowia w Genewie
Kwatera główna Światowej Organizacji Zdrowia w Genewie

Tak się złożyło, że zaledwie kilka dni temu, 22 maja, Światowa Organizacja Zdrowia zebrała się w Genewie na swoje doroczne zgromadzenie.


W programie dnia było 21 spraw; 20 z nich było bardzo ważnych, na przykład, środowiskowe skutki polio. To jest niepolityczna organizacja, która zajmuje się kwestiami zdrowia, nie zaś stosunkami międzynarodowymi. 


Ale jeden z tych 21 punktów porządku dziennego dotyczy jednego kraju i tylko tego jednego kraju. Według artykułu 14 „warunki zdrowotne na Okupowanych Terytoriach Palestyńskich muszą zostać zbadanie, włącznie z Jerozolimą Wschodnią i Wzgórzami Golan”.

No! no! muzułmańskie kraje, do których dołączyła Wenezuela, Boliwia i Kuba, przedstawiły wniosek o zbadanie jak Izraelczycy dbają o Palestyńczyków.


Dlaczego właśnie Palestyńczycy zasługują na specjalny punkt porządku dnia WHO? Dlaczego nie ma specjalnego punktu dla mieszkańców Syrii, Kongo lub Wenezueli? 

W rzeczywistości, średnia długość życia Palestyńczyków na terytoriach kontrolowanych przez Izrael, włączając w to Gazę, wynosi 72,65 lat. W Syrii jest to 69,51 lat, w Boliwii 67,72 lata, w Jemenie 63,51 lat, a w Kongo 61,42 lata.


W zasadzie więc Palestyńczycy cieszą się lepszym zdrowiem niż przeciętny obywatel krajów, które przedstawiły ten wniosek. Czy nie powinny one najpierw zaniepokoić się o siebie?


Kontynuujmy jednak. Kontrola Izraela nad tymi terytoriami zaczęła się w 1967 roku. Poprzednio, kiedy te tereny były pod kontrolą Jordanii i Egiptu, średnia długość życia wynosiła 48,7 lat (według najbardziej znanego palestyńskiego demografa, dra Waela R. Ennaba). I chociaż Palestyńczycy byli wtedy dużo poniżej światowej przeciętnej dla średniej długości życia, obecnie są wyżej niż większość świata – włącznie z krajami europejskimi takimi jak Turcja, Ukraina i Rosja.  


Dane o śmiertelności niemowląt wskazują na podobny skok. W 1967 roku wskaźnik śmiertelności palestyńskich niemowląt wynosił 152-162 zgony na tysiąc narodzin. W ostatnim dziesięcioleciu było to jednak poniżej 20 zgonów na tysiąc narodzin.


Mahmoud Abbas w szpitalu w Ramallah w maju 2018 roku, gdzie palestyńskim lekarzom leczącym go na zapalenie płuc towarzyszyli izraelscy specjaliści (Zdjęcie: Reuters)
Mahmoud Abbas w szpitalu w Ramallah w maju 2018 roku, gdzie palestyńskim lekarzom leczącym go na zapalenie płuc towarzyszyli izraelscy specjaliści (Zdjęcie: Reuters)

Ten radykalny zwrot we wszystkich wskaźnikach związanych ze zdrowiem wynika z rozległej współpracy między ośrodkami zdrowia na terytoriach palestyńskich i izraelską służbą zdrowia. Ta współpraca obejmuje, na przykład, szkolenie palestyńskich lekarzy oraz leczenie palestyńskich pacjentów w izraelskich szpitalach.  

 

Jest wątpliwe, by istniała inna grupa populacyjna, która przeszła tak radykalną, pozytywną zmianę w tak krótkim czasie. W rzeczywistości Światowa Organizacja Zdrowia powinna wymagać od Izraela, by kontynuował współpracę z Palestyńczykami także po ewentualnym zawarciu pokoju.

 

Kiedy jednak podżeganie, nienawiść i polityka przeważają nad zdrowym rozsądkiem i faktami, mamy absurdalną sytuację, w której z wszystkich krajów na planecie Światowa Organizacja Zdrowia zajmuje się wyłącznie populacją, która – według wszystkich możliwych parametrów – ma się lepiej niż światowa przeciętna, a szczególnie niż kraje wrogie wobec Izraela.  

 

W niektórych częściach świata sytuacja zdrowotna zbliża się do katastrofalnej. Dziesięć milionów Jemeńczyków jest na krawędzi zagłodzenia, a w Afryce Wschodniej 22 miliony są w podobnej sytuacji. Milion ludzi w Wenezueli ma malarię.

 

Te gigantyczne problemy nie interesują jednak Światowej Organizacji Zdrowia. Ta organizacja kontynuuje tradycję Rady Praw Człowieka ONZ, która w 2007 roku postanowiła wprowadzić Artykuł 7.

 

Ten artykuł wymaga, by Rada omawiała Izrael – w rzeczywistości, potępiała Izrael – w trwałym corocznym rytuale. Nie ma takiego rytuału dla Korei Północnej, Iranu, Syrii lub Somalii; tylko dla Izraela. To nie jest troska o prawa człowieka, to jest antyizraelska obsesja.


Dyrektor generalny WHO, Tedros Adhanom Ghebreyesus, przemawia na zgromadzeniu organizacji w Genewie, 20 maja 2019 roku  
Dyrektor generalny WHO, Tedros Adhanom Ghebreyesus, przemawia na zgromadzeniu organizacji w Genewie, 20 maja 2019 roku  

W wielu międzynarodowych organach istnieje automatyczna większość nikczemnych krajów. To jest dobrze znany problem, który staje się znacznie poważniejszy, kiedy demokratyczne kraje przyłączają się do tej mrocznej większości. Legitymizują tym ich obsesję, która jest nie tylko antyizraelska, ale także antysemicka, według definicji antysemityzmu rekomendowanej Parlamentowi Europejskiemu.

 

Tylko trzy kraje europejskie głosowały wraz z tą mroczną większością: Francja, Belgia i Szwecja. To prawda, Szwecja i Belgia mają tradycję występowania przeciwko Izraelowi. Ale Francja? Dlaczego? Zaledwie dwa miesiące temu prezydent Emmanuel Macron oświadczył, że antysyjonizm jest rodzajem antysemityzmu. To było odważne i uzasadnione twierdzenie, bowiem to, co antysemityzm robił Żydom, jest tym, co antysyjonizm robi Izraelowi.

 

Krytykowanie Izraela jest całkowicie uprawnione i w porządku. Także niżej podpisany nie jest zwolennikiem obecnego rządu, daleko nie. Ale obsesja nie jest krytyką; świadome ignorowanie faktów nie jest krytyką. Łączenie się z tymi mrocznymi krajami nie jest krytyką. Według definicji antysemityzmu „praktyka podwójnych standardów”, jaką widzimy na dorocznym spotkaniu WHO, jest jawnym wyrazem antysemityzmu.

 

Poparcie Francji dla mrocznej większości jest okazją do rachunku sumienia. Choć bowiem jest dozwolone, a wręcz konieczne, krytykowanie Izraela, antysemickie głosowanie nie jest sposobem na taką krytykę.

 

To zamierzam powiedzieć we wtorek do Francuskiego Zgromadzenia Narodowego w Paryżu.

 

WHO, France, and dabbling in anti-Semitism

Ynet News, 28 maja 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Ben-Dror Jemini  

(ur. 1954 w Tel Awiwie) jest prawnikiem, historykiem i publicystą wielu izraelskich dzienników (m.in. Maariw, Jediot Achronot), a także wykładowcą, który zajmuje się m.in. wpływem antyizraelskiej propagandy.


Pochodzi z rodziny Żydów wypędzonych z Jemenu.


Ben-Dror Yemini jest zwolennikiem pogłębiania dialogu z Palestyńczykami. Od wielu lat opowiada się za niepodległym państwem palestyńskim.