Akademicka wolność dla mnie, ale nie dla ciebie


Douglas Altabef 2019-05-29


Gdyby profesorowie na uniwersytetach podczas wykładów bluzgali doktryną białej supremacji, niższości czarnych lub twierdzeniami o wrodzonej nikczemności Arabów, jak zostałoby to przyjęte? Czy byłoby to ignorowane, bo przecież na szczęście, istnieje na Zachodzie wolność akademicka?

 

Czy też byłoby powszechne oburzenie przeciwko ich poglądom, żądanie, by zostali potępieni, jeszcze lepiej – wyrzuceni z pracy, a na dodatek, ścigani sądownie za przestępstwa nienawiści?


Zgaduję, że to drugie. I kto byłby na czele takiego krzyku protestu i oburzenia? Zgaduję, że progresiści i ci wojownicy sprawiedliwości społecznej na lewicy, którym tak trudno tolerować istnienie poglądów różniących się od ich poglądów.

 

Właśnie z tego powodu, kiedy pokazuje się profesorów, którzy wzywają do bojkotu lub delegitymizacji Izraela, ci, którzy ich pokazują, natychmiast otrzymują etykietki maccartystów i faszystów.


Widać to było aż nazbyt wyraźnie w tym tygodniu, kiedy w Izraelu wojownicy sprawiedliwości społecznej podnieśli wrzawę po tym, jak syjonistyczna organizacja Im Tirtzu założyła witrynę internetową o nazwie „Know your Professor” [„Znaj swojego profesora”], gdzie podano listę profesorów, którzy – między innym antysyjonistycznymi poglądami – popierają bojkot Izraela, kłamliwie oskarżają Izrael o zbrodnie wobec ludzkości i zachęcają ludzi do odmawiania służby w IDF.   


Proszę zauważyć, że nie nawołują do usunięcia profesorów zidentyfikowanych w ten sposób. Po prostu pokazują, kim oni są.  


Jest wielką ironią, że wszyscy ci profesorzy wymienieni na liście otrzymują płace z pieniędzy izraelskich podatników, ponieważ ich instytucje są wielkimi odbiorcami funduszy izraelskiego rządu.


To dopiero nazywa się gryzienie ręki, która cię karmi!


Jednak nawet ta podstawowa idea przejrzystości w sprawie funduszy podatników to już zbyt wiele dla niektórych ludzi lewicy. Dla nich używanie funduszy podatników do szkalowania Izraela i indoktrynowania studentów jest w porządku, ale pokazanie ich jest maccartyzmem, faszyzmem i bezczelną próbą zdławienia wolności akademickiej.  


Witamy w świecie podwójnych standardów - wolność dla mnie, ale nie dla ciebie. Ci krytycy przekroczyli jednak wszystkie granice.  


Witryna dostarcza usługi akademickiego “caveat emptor:” studencie, uważaj. Wiedz, że możesz trafić na profesora, który przypuszczalnie będzie wmuszał ci radykalną narrację, a ty będziesz musiał przygryzać język, jeśli chcesz zdać z jego przedmiotu.  


To nie jest zmyślona troska. Kilka lat temu przyjaciółka zapytała mnie o Im Tirtzu i o to, co oni robią. Kiedy wyjaśniłem, że Im Tirtzu rozpoczął się na kampusach jako miejsce, do którego mogli zwracać się studenci, którzy uważali, że profesorzy zastraszali ich za wyznawanie innych poglądów, moja przyjaciółka zaczęła płakać. Powiedziała, że chciałaby, żeby Im Tirtzu istniało w czasach, kiedy ona była studentką, bo takie właśnie były jej doświadczenia. Zastraszano ją i poniżano na uniwersytecie.


Jeśli chodzi o izraelskie społeczeństwo, uważamy, że powinni wiedzieć, na co wydawane są pieniądze podatników, szczególnie, jeśli utrzymują one akademików, którzy w imię swojej radykalnej ideologii są gotowi narażać kraj na niebezpieczeństwo.  


Koncepcja, że profesorzy powinni mieć swobodę lub że wręcz oczekuje się od nich głoszenia własnej, osobistej agendy w ramach wykładów, jest stosunkowo nowa. Nie tak dawno temu, profesorzy mieli dość przyzwoitości, by zachowywać swoje opinie dla siebie, rozumiejąc, że studenci są od nich zależni.


Niestety, te dni minęły. Obecnie wielu profesorów swobodnie korzysta ze swojej hegemonii na sali wykładowej i tam wylewają żółć na Izrael, niezależnie od przedmiotu, jakiego uczą i niezależnie od tego, jak skrzywione jest ich nauczanie.


Im Tirtzu po prostu wierzy, że kiedy profesor wybiera szkalowanie Izraela, student powinien o tym wiedzieć, jak również powinni to wiedzieć obywatele Izraela.  


Jeśli publikowanie antyizraelskiej działalności publicznie finansowanych profesorów jest takim problemem, być może jest tak z powodu poglądów głoszonych przez tych profesorów. Rzucenie światła na tych, którzy demonizują Izrael, może pomóc w wyjaśnieniu punktu widzenia tych profesorów, którzy chętnie odbierają czeki od państwa, które oczerniają i piętnują.  


Tam, skąd ja pochodzę, nazywa się to hipokryzja. Ujawnianie takiej hipokryzji nie jest naruszeniem wolności akademickiej. Jest to objaw obywatelskiej odpowiedzialności.  


Academic Freedom for Me but not-for Thee

Jews Down Under, 16 maja 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska


Douglas Altabef i

Przewodniczący zarządu Im Tirtzu oraz dyrektor Israel Independence Fund.