Dlaczego ludzie sprzeciwiają się technologiom, które zmniejszają szkody?


Matt Ridley 2019-05-24


Przypuśćmy, że miliony Brytyjczyków jeżdżą niebezpiecznym modelem samochodów, które zabijają 80 tysięcy ludzi rocznie. Przypuśćmy, że ktoś wynalazł nowy samochód, który jest dużo bezpieczniejszy, znacznie tańszy i wydziela mniej spalin, a działa równie dobrze.  Czy popieralibyście: a) zakazanie nowego samochodu; czy b) zachęcanie ludzi do kupowania go? Z pewnością nie jest to trudne pytanie. Niemniej reakcją wielu ludzi pracujących w opiece zdrowotnej i wielu polityków było wybranie pierwszej odpowiedzi w dokładnie analogicznej sytuacji związanej z nikotyną. Dlaczego? Bo woleliby, żebyście w ogóle nie jeździli samochodami.

Spójrzmy, na przykład, na niedawną wypowiedź burmistrza San Francisco: “Używanie tytoniu jest czołową przyczyną dających się zapobiec chorób i zgonów w Stanach Zjednoczonych. Tytoń zabija w tym kraju ponad 480 tysięcy ludzi rocznie. To jest więcej niż AIDS, alkohol, wypadki samochodowe, nielegalne narkotyki, morderstwa i samobójstwa razem wzięte”. Dlatego - ciągnie dalej – w jednym z największych non-sequitur w historii – zakaże e-papierosów, które nie spowodowały żadnego z tych zgonów i mogły im zapobiec, ale nie zakaże prawdziwych papierosów, które spowodowały niemal wszystkie te zgony.  


Rewolucja e-papierosów zaskoczyła świat. Wynalezione w Chinach w 2006 roku e-papierosy spowodowały olbrzymi spadek palenia tytoniu w Wielkiej Brytanii – większy niż niemal w jakimkolwiek innym stuleciu – dzięki wczesnej decyzji rządu Camerona, by oprzeć się wezwaniom do zakazania ich. To jest powodem, dla którego mamy najniższą konsumpcję tradycyjnych papierosów na głowę z G7 i drugą najniższą w Europie, jak również jeden z najniższych wskaźników zachorowań na raka płuc.  


Obecnie ponad trzy miliony ludzi w tym kraju używa e-papierosów; olbrzymia większość z nich (97-99 procent) było palaczami, kiedy zaczęli używać e-papierosów, a około połowa całkiem rzuciła palenie. Wapowanie szerzyło się wśród palaczy, którzy chcieli rzucić palenie, ale było to zbyt trudne. E-papierosy są obecnie najpopularniejszym i odnoszącym największe sukcesy sposobem rzucenia palenia i wypierają usługi i firmy nastawione na pomoc w rzuceniu palenia.   


Departament Zdrowia zrozumiał, o co chodzi, i powiedział w 2017 roku: ”Pomożemy ludziom rzucić palenie przez pozwolenie na innowacyjne technologie, które minimalizują zagrożenie. Zmaksymalizujemy dostępność bezpieczniejszych alternatyw palenia”. W reakcji jednak na dyrektywę EU w sprawie produktów tytoniowych zakazał reklamowania e-papierosów i nakazał zbyt małe butelki uzupełniającego płynu i bardzo niskie limity nikotyny. Tak więc okazja do tego, by konkurencja i wybór konsumenta kierowała innowacją redukującą szkody, jest coraz bardziej dławiona, także w Wielkiej Brytanii, na rzecz paternalistycznych regulacji opartych na zasadzie „niania wie najlepiej” i skostniałym kaftanie bezpieczeństwa regulacji.   


Stosunkowe bezpieczeństwo e-papierosów w porównaniu do normalnego palenia nie ulega wątpliwości. W papierosach niebezpieczna nie jest nikotyna ale produkty spalania. Poziomy wszystkich toksyn są znacznie niższe w oparach niż w dymie, a próby kliniczne pokazały, że waperów wkrótce nie daje się odróżnić od nie-palaczy we wszystkich wskaźnikach ryzyka i złego zdrowia. Szeroko przytaczane „95 procent bezpieczniejsze” jest niemal z pewnością niedocenianiem różnicy.


Nianie, które chcą zakazywać, zniechęcać i okładać podatkami e-papierosy kierują się trzema motywami.


Pierwszy, ostrożność: a jeśli okaże się, że ta nowa technologia ma jakieś nieznane zagrożenia? To jest jednak odwrócenie zasady ostrożności do góry nogami. Jest znacznie lepiej zaakceptować małe ryzyko, że istnieją nieznane niebezpieczeństwa, niż znane ryzyko, że istnieją olbrzymie niebezpieczeństwa. Ostrożność nigdy nie powinna być wymówką do obrony istniejących szkód, niemniej aż nazbyt często ludzie tak właśnie reagują. Tak interpretowana zasada ostrożności stawia wyższe standardy nowemu niż staremu.  


Druga motywacja: nienawiść wszystkiego, co wiąże się z nikotyną. Istnieje tak zakorzeniona odraza do przemysłu tytoniowego jako dostawcy uzależniającej trucizny – nie bezpodstawnie – że zwolennicy zakazu nie potrafią zaakceptować argumentu o zmniejszaniu szkód, który bez trudu zobaczyliby w innych wypadkach. Fakt, że firmy tytoniowe zaczęły obecnie kupować firmy produkujące e-papierosy oraz wynajdować inne, redukujące ryzyko produkty, takie jak papierosy rozgrzewane, ale nie palone, wydaje się tylko potwierdzać ich tezę: wszystko, co wychodzi z imperium zła, musi być złe. Myśl, że Big Tobacco mogło zamienić się w Syna Marnotrawnego, naprawdę irytuje tych ludzi.


Trzecia motywacja: interes własny. Przemysł farmaceutyczny ma niewielką, ale dochodową linię o nazwie terapia zastępcza dla nikotyny. Narodowa Służba Zdrowia kupuje te plastry i gumy, przepisując je pacjentom, którzy chcą rzucić palenie, co kosztuje niemało podatnika (i  nie działa zbyt dobrze), a więc rynek jest nieograniczony. A tu nagle pojawia się prywatne, wolne przedsięwzięcie, niesubsydiowana alternatywa, która działa. Nic dziwnego, że pieniądze subsydiowanego producenta stały za wieloma kampaniami lobbującymi przeciwko e-papierosom. Należy pamiętać, że zasada ostrożności jest odwiecznym listkiem figowym używanym przez Unię Europejską do uzasadnienia protekcji wobec niektórych korporacji i ich interesów.


Czwarta motywacja: pragnienie zakazywania. Ludzie uwielbiają dezaprobować. Zetknąłem się z wszelkiego rodzaju bałamutnymi argumentami ludzi, dlaczego nienawidzą e-papierosów. Zapach: nie, olbrzymia większość oparów nie ma zapachu. Ryzyko dla dzieci: nie, nie ma dowodów, że młodzi ludzie zaczynają wapować w większym stopniu niż kiedyś zaczynali palić. Ryzyko pożaru: nie większe niż przy każdym produkcie na baterię i znacznie mniejsze niż przy papierosach.  


Na koniec, podejrzewam, że tym, do czego ludzie mają zastrzeżenia, jest przyjemność, jaką dają e-papierosy. Co będzie, jeśli ktoś uczyni nikotynę naprawdę bezpieczną – martwią się ci ludzie – i nie będzie więcej żadnego powodu, żeby ją zwalczać? Co wtedy? Powiedziano kiedyś, że purytanin to człowiek, który żyje w przerażeniu, że ktoś gdzieś może się dobrze bawić. Lub, jak żartował pewien polityk z Glasgow: lepiej zakażmy stosunków seksualnych, bo mogą prowadzić do tańca.


E-papierosy są doskonałym przykładem innowacji wynikającej z przedsiębiorczości, która dostarcza ludziom lepszego zdrowia, bez obciążania kosztami podatnika i bez żadnej niewygody dla społeczeństwa – i daje przyjemność. Sam ani nie palę zwykłych papierosów, ani e-papierosów i nie mam w nich żadnego finansowego interesu, ale życzę e-papierosom  powodzenia.  

 

The Freedom to Save Your Life

Rational Optimist,  8 maja 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.