Netanjahu chce zamknąć sprawę rozwiązania w postaci dwóch państw. Dobrze!


Vic Rosenthal 2019-04-25


Przedwyborcza obietnica premiera Netanjahu rozciągnięcia izraelskiej suwerenności na osiedla w Judei i Samarii wywołała wielką konsternację wśród amerykańskich Żydów. Ruchy reformowany i konserwatywny oraz kilka satelickich organizacji były tak zrozpaczone, że wysłały list do prezydenta Trumpa, namawiając go, by przeciwstawił się aneksji jakiegokolwiek terytorium Judei i Samarii (które, naśladując jordańską terminologię, nazywają „Zachodnim Brzegiem”). W liście twierdzą, że takie działanie może „zniszczyć jakąkolwiek szansę na wynegocjowane rozwiązanie w postaci dwóch państw” (zwrot „rozwiązanie w postaci dwóch państw” pojawia się pięć razy w jednostronicowym liście).

Chociaż wiele gazet pisze o zamiarach Netanjahu jako „aneksji Zachodniego Brzegu”, jego obietnica odnosi się tylko do żydowskich osiedli. Zwolennicy dwóch państw widzą to jednak jako zagrożenie dla całego przedsięwzięcia dwóch państw. Boją się, że stosowanie suwerenności do osiedli uniemożliwi ich likwidację. A jeśli nie da się usunąć osiedli, to ich uparta obecność przeszkodzi ustanowieniu suwerennego i ciągłego terytorialnie państwa palestyńskiego. Uważają, że tylko dzięki takiemu państwu uda się uniknąć „nierozwiązywalnego” dylematu, według którego Izrael albo musi w końcu uczynić obywateli z wszystkich arabskich mieszkańców terytoriów i zrezygnować z żydowskiej większości, albo anektować je bez dania mieszkańcom obywatelstwa i zrezygnować z demokracji.  


Nie ma jednak niczego bardziej niebezpiecznego (poza, być może, irańską bombą atomową) dla przetrwania Izraela niż suwerenne i ciągłe państwo arabskie w Judei i Samarii.


Powód jest prosty: palestyńskie państwo będzie wrogie wobec żydowskiego państwa i będzie strategicznie ulokowane na wyżynie obok centrum kraju, gdzie będzie mogło dokonywać olbrzymich szkód niemal dowolnie prostą i tanią bronią, jak ta używana przez Hamas w Gazie. Będzie mogło zaprosić armie innych wrogich państw na swoje terytorium. Jako suwerenne państwo – jak, na przykład, Liban – będzie mogło wspierać terroryzm przeciwko Izraelowi, podczas gdy każda próba Izraela, by na to odpowiedzieć, będzie określana jako agresja.


Ci, którzy przepowiadają przyszłość w oparciu o pobożne życzenia,by osiągnąć określony rezultat, mówią, że palestyńskie państwo nie musi być wrogie. Ci jednak, którzy opierają przewidywania pamiętając o zachowaniach w przeszłości, na podstawie analizy wypowiedzi, charakteru i ideologii palestyńskich przywódców i na obserwowaniu ich obecnych działań – to jest na rzeczywistości – rozumieją, że jest praktycznie pewne, iż takie państwo będzie agresywnym, wojowniczym wrogiem. Tutaj jest tylko kilka powodów:  

 

  1. Precedens Gazy. Jeszcze przed przejęciem władzy przez Hamas Gazańczycy strzelali rakietami do izraelskich społeczności i dokonywali zamachów terrorystycznych. Przejęcie władzy przez Hamas otwarło bramy terroryzmu z olbrzymim ostrzałem rakietowym, tunelami i tak dalej. W Judei/Samarii,  nawet gdyby OWP chciało pokoju, z łatwością zostałoby obalone przez bardziej wojowniczą grupę Hamasu – lub jeszcze gorzej.  
  2. Ideologia OWP. Mimo niestrudzonego lobbowania prezydenta Billa Clintona OWP nigdy nie usunęła tych części swojej Karty, która wzywa do pełnego przemocy ”oporu” wobec Izraela. Media Autonomii Palestyńskiej i jej system edukacyjny nigdy nie przestały twierdzić, że Izrael w rzeczywistości jest ”Palestyną”, został ukradziony Arabom i powróci do nich dzięki ”oporowi”. Media AP nieustannie wychwalają terrorystów i podżegają Palestyńczyków do morderstw.
  3. Polityka Autonomii Palestyńskiej. Mimo działań Izraela i USA i obcięcia funduszy używanych do płacenia terrorystom i ich rodzinom, AP nadal im płaci – nawet jeśli znaczy to, że fundusze na opiekę medyczną dla zwykłych Palestyńczyków będą obcięte.

 

Mógłbym kontynuować, ale po co? Ponieważ nie ma sposobu na zapewnienie, że umowa zawarta dzisiaj z palestyńskim partnerem będzie przestrzegana jutro – lub że ten partner będzie jutro przy władzy – jest to tylko akademickie rozważanie. Jedynym sposobem zapobieżenia utworzeniu wojowniczego państwa palestyńskiego jest zapobieżenie utworzeniu suwerennego państwa.


Jest wątpliwe, czy takie państwo mogłoby w ogóle przetrwać samodzielnie. „Palestyna” byłaby maleńkim państwem, znacznie mniejszym od Izraela i – jeśli gospodarka AP i Gazy są jakąś wskazówką – niezdolnym do samodzielnego życia. Palestyńczycy powiedzą, że ich gospodarka jest spętana „okupacją”, ale faktem jest, że AP i Gaza otrzymują pomoc w różnych postaciach od Izraela i mają mniej wydatków niż  mieliby jako suwerenne państwo. Ich gospodarkę pustoszą korupcja, uzależnienie od datków i – w wypadku Gazy – skierowanie zasobów na wojnę przeciwko Izraelowi.


Ale co z całym ”nierozwiązywalnym dylematem”, który uniemożliwiłby Izraelowi bycie zarówno państwem żydowskim, jak demokratycznym, gdyby nie było państwa palestyńskiego? W rzeczywistości istnieje kilka rozwiązań. Jednym z nich jest stworzenie autonomicznej jednostki palestyńskiej, która pozwoliłaby na rozwój gospodarczy i pozwoliłaby Palestyńczykom na samorządność bez ingerencji ze strony Izraela – o ile powstrzymają się od terroryzmu wobec pobliskiego państwa żydowskiego. Nie musi mieć ciągłości terytorialnej i prawdopodobnie lepiej, żeby nie miała.  


Kontrola granic i przestrzeni powietrznej musi pozostać w rękach Izraela, a palestyńska jednostka musi być zdemilitaryzowana, by nie stała się zagrożeniem dla Izraela. Pod tym względem byłaby czymś mniej niż suwerennym państwem. Byłyby komplikacje: nie jest to tak proste, jak tylko aneksja Obszaru C. Nie ma jednak innej alternatywy, która pozwala na pokojową jednostkę palestyńską obok Izraela.  


Palestyńczycy początkowo nie zaakceptowaliby tego i kontynuowali dyplomatyczną i fizyczną wojnę przeciwko Izraelowi. I tak jednak by to robili; a Izraelowi łatwiej byłoby bronić się przed nimi niż gdyby byli całkowicie suwerennym państwem.


W tym momencie może pojawić się zastrzeżenie, że taka sytuacja byłaby niesprawiedliwa. Czy naród palestyński nie powinien mieć suwerennego państwa, tak samo jak naród żydowski? Czy oni słowami Baracka Obamynie zasługują na państwo?


Odpowiedź jednym słowem: nie.


Palestyńscy Arabowie nawet nie identyfikowali się jako odrębny naród do lat 1960., kiedy stworzono OWP jako wspólny projekt Egipcjan i Sowietów jako narzędzie do atakowania Izraela. Nagle Palestyńczycy, którzy pochodzili z różnych miejsc na Bliskim Wschodzie – większość rodzin była w ziemi, którą nazywamy Eretz Yisrael-Ziemią Izraela od końca XIX lub początków XX wieku – stali się „narodem” z „narodowym ruchem wyzwoleńczym”.  Nagle naród żydowski, który ma dobre historyczne i archeologiczne dowody na swoje twierdzenie, że są rdzennymi mieszkańcami tej ziemi, stali się „europejskimi kolonialistami”, podczas gdy Palestyńczycy zaczęli przedstawiać naukowo absurdalne twierdzenia, że pochodzą raz od Kananejczyków, raz od Filistynów. Od początku jednym specyficznie “palestyńskim” aspektem ich kultury był ich sprzeciw wobec żydowskiej suwerenności w Eretz Yisrael.

 

Ich żądania zawsze były maksymalne i odrzucili liczne kompromisy, zazwyczaj przemocą. Arabską reakcją na rezolucję o podziale z 1947 roku była wojna, a odpowiedzią Arafata na szczyt w Camp David była druga intifada. Od czasów poprzedzających założenie państwa Izrael palestyńscy Arabowie wyrażali frustrację wobec obecności żydowskiej, a obecnie suwerenności, przez mordowanie Żydów. Chociaż nie oni pierwsi użyli tego, to oni spopularyzowali porywanie samolotów i zamachy samobójcze. Palestyńczycy nie dokonali 9/11, ale byli tego duchowymi ojcami. Dzisiaj stworzyli jeszcze bardziej nieludzką broń, pokolenie dzieci wychowanych w wierze, że nic nie jest tak godne pochwały, jak zabicie przypadkowego Żyda na ulicy.   


Większość Izraelczyków dobrze to rozumie i dlatego – mimo mnóstwa problemów z nim – demokratycznie raz jeszcze wybrali Benjamina Netanjahu na premiera. Bezpieczeństwo zawsze było polityczną kwestią nadrzędną nad wszystkimi innymi i są oni przekonani (mam nadzieję, że słusznie), iż Netanjahu nie podda się naciskom przychodzącym z antysemickiej Europy i niedoinformowanej Ameryki – włącznie z liberalnymi Żydami – i nie popełni kolejnego, katastrofalnego błędu, takiego jak Porozumienia z Oslo.  


Amerykańskie ruchy reformowany i konserwatywny uwielbiają ideę demokracji i cały czas o tym mówią. Dobrze byłoby, gdyby przyzwyczaili się do myśli, że wyniki demokratycznego procesu mogą nie zawsze dawać takie rezultaty, jakie się im podobają.


Netanyahu wants to kill the two-state solution. Good
!

14 kwietnia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska