Netanjahu zmierza do rekordowej, piątej kadencji, ale może zaprosić Gantza do przyłączenia się  

 


Tom Gross 2019-04-11


Po podliczeniu 97 procent głosów izraelski premier Benjamin Netanjahu wygląda na gotowego do zabezpieczenia sobie niezwykłej, rekordowej, piątej kadencji.

Mędrcy mówili, że wybory w Izraelu są zbyt wyrównane, by przewidzieć wynik, i pod wieloma względami były. Wygląda na to, że zarówno prawicowy Likud Netanjahu, jak jego główny rywal, centrowy sojusz Niebiesko-Białych zdobędą po 35 miejsc w 120 osobowym parlamencie izraelskim, Knesecie. Netanjahu ma jednak znacznie lepszą szanse na stworzenie koalicji z mniejszymi prawicowymi i religijnymi partiami.  


Nic nie jest jeszcze ostatecznie zdecydowane. Większość pozostałych trzech procent głosów to głosy żołnierzy i dyplomatów, którzy nie mieszkają w swoich okręgach. Policzenie ich potrwa do popołudnia i nadal mogą wpłynąć na to, która z małych partii wahających się wokół progu wyborczego, który wynosi 3,25% w systemie wyborczym proporcjonalnej reprezentacji w Izraelu, dostanie się do Knesetu. Niemniej jest prawdopodobne, że te głosy będą przechylały się na prawo i tylko jeszcze bardziej wzmocnią szanse Netanjahu na stworzenie rządu. 


Teraz należy do prezydenta Izraela, Reuvena Rivlina, wybranie, kto dostanie pierwszą możliwość na zestawienie koalicji. Mimo że Rivlin osobiście nie lubi Netanjahu (są zaciekłymi wrogami politycznymi wewnątrz Likudu) i Rivlin przy wielu okazjach podczas swojej prezydentury krytykował premiera. Z Likudem, który ma 26,3 procenta głosów i partią Niebiesko-Białych z wynikiem 26 procent, wydaje się, że Rivlin właściwie nie ma wyboru poza zwróceniem się do Netanjahu.


Ten wynik jest niezwykłym osiągnięciem Netanjahu. Jest to najlepszy wynik jego partii od wyborów 2003 roku (kiedy zdobyła 38 miejsc za Ariela Szarona) i jest najlepszy za rządów 69-letniego obecnie Netanjahu. W odchodzącym Knesecie Likud miał 30 miejsc, więc Netanjahu zdobył znacząco więcej głosów – i to mimo ogólnie bardzo wrogich mediów izraelskich oraz wiszących nad nim oskarżeń o korupcję, które wielu Izraelczyków odrzuca jako lewicowy spisek, by usunąć go ze stanowiska (w bardzo podobny sposób, w jaki wielu Amerykanów uważa, że oskarżenia wysuwane wobec Trumpa o zmowę z Rosjanami są upichconą przez media próbą usunięcia go ze stanowiska).


Dlaczego Bibi (jak często nazywają izraelskiego premiera zarówno jego zagorzali krytycy, jak wielbiciele) wypadł tak dobrze? Ci, którzy są wrodzy wobec Netanjahu, nie znoszą go, ubolewają nad jego osobowością, jego czasami podburzającym stylem, jego językiem.  


Dla większości Izraelczyków jednak odpowiedź jest prosta: gospodarka izraelska kwitnie; sytuacja bezpieczeństwa jest ogólnie dobra (mimo zawsze obecnych niepokojów) i bardzo niewielu Izraelczyków zginęło z powodu terroryzmu w porównaniu do poprzednich lat; Netanjahu ma znaczące osiągnięcia dyplomatyczne (nawiązał robocze stosunki z przywódcami USA, Rosji, Indii, Chin, Japonii i Brazylii, między innymi – włącznie z, co kluczowe, kilkoma przywódcami arabskimi); i poza często niezadowolonymi lewicowymi elitami izraelskimi, sprawy wyglądają dobrze.


Izrael jest 13 na liście najszczęśliwszych państw świata, według ostatnio opublikowanego UN World Happiness Report 2019. (W odróżnieniu od tego, Wielka Brytania zajmuje miejsce 15, USA 19, a Francja, Hiszpania i Włochy są jeszcze dalej na liście.) W zeszłym miesiącu Izrael otrzymał dziesiąte miejsce na liście najzdrowszych krajów - “Healthiest Country Index” (Ameryka jest na miejscu 35). A w zeszłym tygodniu, w najbardziej wszechstronnym badaniu tego rodzaju, pismo medyczne Lancet stwierdziło, że Izraelczycy mają najzdrowszą dietę na świecie, przed Francją, Hiszpanią i Japonią.  


Maleńki Izrael został czwartym krajem (po Rosji, USA i Chinach), który wysłał rakietę na księżyc. I Madonna ogłosiła w poniedziałek, że wystąpi z dwiema piosenkami na nadchodzącym Konkursie Piosenki Eurowizji w przyszłym miesiącu w Tel Awiwie – pierwszy raz, kiedy gwiazda tej wielkości zgodziła się wystąpić w Eurowizji.


Wyniki wyborów są jednak również niezwykłym osiągnięciem dla Benny’ego Gantza, byłego szefa armii, który wszedł do polityki w grudniu. (Ganz odszedł z armii w 2015 roku, a według izraelskiego prawa jest trzyletnie moratorium, podczas którego byli generałowie nie mogą wchodzić do polityki.) Gantz wygłosił pierwsze polityczne przemówienie pod koniec stycznia i jego koalicja Niebiesko-Białych została stworzona dopiero 21 lutego.  


To była dewastująca noc dla izraelskiej lewicy. Partia Pracy – partia wielu byłych premierów, włącznie z laureatami Nagrody Nobla, Icchakiem Rabinem i Szimonem Peresem – zdobyła tylko sześć miejsc (spadek z 19 w odchodzącym Knesecie). Wielu jej zwolenników głosowało jednak taktycznie na centrystę Gantza, ponieważ miał większe szanse na zastąpienie Netanjahu i mogą oni powrócić do Partii Pracy przy następnych wyborach.  


Czy więc te wyniki oznaczają, że Netanjahu stworzy ”bardzo prawicowy rząd” (jak przepowiadają media) z małymi szansami na pokój? Niekoniecznie.


Jak pisałem w zeszłym tygodniu, Netanjahu wie, że to może być jego ostatnia kadencja, a geostrategiczne warunki nadają się na inicjatywy pokojowe – szczególnie dlatego, że duża część świata arabskiego już po cichu nawiązuje stosunki z Izraelem. (Kilka dni temu nawet popierający Hamas Katar odegrał izraelski hymn narodowy i podniósł flagę Izraela, kiedy izraelski gimnastyk zdobył złoty medal – a byłoby to nie do pomyślenia jeszcze rok temu.)


Mimo twardej przedwyborczej retoryki sądzę, że Netanjahu zaakceptuje nadchodzący plan pokojowy Trumpa, który, nawet jeśli skłania się ku Izraelowi, nadal będzie wymagał od Izraela znaczących ustępstw.  

Śledziłem karierę Netanjahu od kiedy spotkałem go po raz pierwszy jeszcze jako nastolatek i zanim wszedł on do polityki – wydawca George Weidenfeld, ja i mój ojciec zjedliśmy z nim przedłużające się śniadanie w Nowym Jorku, kiedy Netanjahu był dyplomatą w misji Izraela przy ONZ w latach 1980. I dzisiaj znam niektórych kluczowych doradców Netanjahu.


Wbrew poglądom wielu innych obserwatorów sądzę więc, że Netanjahu może próbować stworzyć szerszą koalicję z Gantzem jako ministrem obrony lub wicepremierem. Będzie wówczas na znacznie silniejszej pozycji w kraju, by przełknąć ustępstwa, jakich plan Trumpa będzie wymagał od Izraela, bez polegania wyłącznie na twardo prawicowych partnerach w koalicji. 


A co z Palestyńczykami? Całkowicie nieustępliwy palestyński przywódca Mahmoud Abbas (obecnie w 15. roku swojej czteroletniej kadencji) od ponad dziesięciu lat odmawia choćby rozmawiania o pokoju i odrzucił wszystkie wcześniejsze plany pokojowe.


Nowy sondaż jednak, opublikowany wczoraj wieczorem przez Jerozolimski Ośrodek Mediów i Komunikacji (kierowaną przez Palestyńczyków organizację z dobrymi notowaniami w przeprowadzaniu sondaży) ujawnił, że 87 procent Palestyńczyków chce, by Abbas ogłosił wybory, 89 procent chce jego odejścia z urzędu, i tylko 6 procent popiera jeszcze bardziej nieustępliwego przywódcę Hamasu, Ismaila Haniję. Tak więc Abbas – jeśli chce pozostać jako przywódca – nie ma innego wyboru jak zaakceptować plan Trumpa i poprawić los swojej ludności, nawet jeśli nie otrzyma wszystkiego, czego chce.


Netanyahu heads for record fifth term, but may invite Gantz to join him  
 

10 kwietnia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 


Tom Gross
 
Były korespondent gazety "Sunday Telegraph" w Jerozolimie.