Wyprane kłamstwa


Matt Ridley 2019-03-14


”Całym celem praktycznej polityki - pisał H.L. Mencken – jest utrzymywanie ludności w stanie paniki (a więc domagającej się, by ją poprowadzono do bezpieczeństwa) przez straszenie jej niekończącą się serią straszydeł, w większości wyimaginowanych”. Gazety, politycy i grupy nacisku od dziesięcioleci gładko przechodzą od jednej przewidywanej apokalipsy do drugiej (energia jądrowa, kwaśny deszcz, warstwa ozonowa, choroba szalonych krów, nanotechnologia, genetycznie modyfikowane organizmy, problem roku 2000…) bez czekania na to, by sprawdzono czy to prawda, czy nie.

Coraz częściej na zatłoczonym rynku paniki konieczne jest zmyślanie niebezpieczeństw. Coraz częściej krzyczące tytuły o medycznej lub środowiskowej panice opierają się na opublikowanych artykułach naukowych, ale takich, które w zasadzie są kłamstwami podpartymi dla szacowności odrobiną statystycznych sztuczek. Czasami nawet zdemaskowanie tych wypranych kłamstw nie zatrzymuje paniki. Dra Andrew Wakefielda skreślono z listy lekarzy w 2010 roku, kiedy General Medical Council odkryła, że jego badanie opublikowane w „Lancet” w 1998 r., w którym twierdził, że znalazł związek między szczepionką MMR a autyzmem, było fałszerstwem. Niemniej Wakefield jest obecnie celebrytą antyszczepionkowych aktywistów w Stanach Zjednoczonych i porzucił swoją żonę na rzecz supermodelki Elle Macpherson. Prowadzenie antyszczepionkowych kampanii jest intratnym biznesem.


Tymczasem teza, że substancje chemiczne, takie jak bisfenol A, znajdujący się w plastikach,  działa jak „związek endokrynnie czynny”, zakłócający ludzkie hormony nawet przy bardzo małych dawkach, zaczęła się od całkowicie fałszywego badania, które od tego czasu zostało wycofane. Tę teorię popierało bardzo marne badania bisfenolu A, ale zatopiły je wysokiej jakości analizy, włącznie z niedawnym badaniem rządowym w USA o nazwie Clarity. Oczywiście jednak, jest to w znacznej mierze ignorowane przez media i aktywistów.  


Tak więc zwyczaj prania kłamstw zaczyna się szerzyć. Trzy razy w ciągu ostatniego miesiąca pseudonauka obleciała świat zanim naukowa prawda nałożyła buty (jak nie powiedział Mark Twain, ale niemal powiedział Jonathan Swift): w opowieściach o wymieraniu owadów, o środku chwastobójczym powodującym raka i o wzroście powodzi. Bezwstyd tych apokalipsoholików jest coraz bardziej bezczelny. Wiedzą, że nawet jeśli ich opowieść o nadciągającym nieszczęściu zostanie całkowicie obalona, prawdziwa informacja przyjdzie za późno. Łatwowierne media przekażą ją na pierwszych stronach bez sprawdzania, więc aktywistom udało się uzyskać swoje fake-news, może także zebrać pieniądze, a więc wygrali.  


Spójrzmy na wiadomość z 10 lutego, że ”owady mogą zniknąć w przeciągu stulecia”, jak ujął to Damian Carrington z „Guardiana”, a powtórzyła BBC. To twierdzenie jest bzdurą, jak poinformowało kilku dziennikarzy piszących o nauce, a także działaczy na rzecz ochrony przyrody.  


Autorzy tego badania, Francisco Sánchez-Bayo i Kris Wyckhuys, twierdzili, że dokonali przeglądu 73 różnych badań i doszli do wniosku, że spada liczebność dokładnie 41 procent gatunków owadów, i że „jeśli nie zmienimy naszych metod produkcji żywności, owady jako całość będą zmierzać do wymarcia w ciągu kilkudziesięciu lat”. W rzeczywistości autorzy zaczęli od wpisania do bazy danych słów „owad” i „spadek”, ignorując w ten sposób wszystkie badania, w których stwierdzono zwiększenie się liczebności owadów lub brak zmiany ich liczebności.   

Naszym celem było zestawienie wszystkich długoterminowych badań owadów prowadzonych przez ostatnie 40 lat, które są dostępne w globalnej bazie danych recenzowanej przez specjalistów literatury. W tym celu dokonaliśmy przeszukania bazy danych Web of Science, używając kluczowych słów [owad*] i [spadek*] I [badanie], co dało w sumie 653 publikacji.

Nie sprawdzili, czy ich dane były wystarczająco reprezentatywne, by wyciągać na ich podstawie ilościowe wnioski. Źle także przedstawili źródłowe prace pisząc, że obwiniają o ten spadek pestycydy, podczas gdy oryginalne prace nie wyrażały zdania lub znajdowały sprzeczne wyniki. „Kilka wieloczynnikowych i korelacyjnych analiz statystycznych potwierdza, że wpływ pestycydów na bioróżnorodność jest większa niż inne intensywne praktyki rolne” – napisali powołując się na pracę, która w rzeczywistości znalazła odwrotność: obfitość owadów była mniejsza na farmach, gdzie używano mniej pestycydów.


Polegali także w znacznej mierze na dwóch słynnych obecnie pracach, których autorzy twierdzili, że znaleźli mniej owadów dzisiaj niż w przeszłości, jednym z Niemiec i drugim z Portoryko. W pierwszym badaniu nawet nie porównywano tego samego miejsca w różnych latach, więc trudno uznać wyniki za wiarygodne. W drugim porównywano próbki pobrane w tym samym miejscu w 1976 i 2012 roku. Przy drugim pobraniu znaleziono mniej owadów i winą obarczono globalne ocieplenie w regionie, nie szukając żadnego innego wyjaśnienia, jak na przykład opadów deszczu w różnych sezonach. Niemniej okazało się, że nie było tam żadnego ocieplenia: skok temperatury zanotowany przez lokalną stację meteorologiczną był spowodowany wyłącznie przez przeniesienie termometru w inne miejsce w 1992 roku. Oj!


Oczywiście, działalność człowieka wpływa na owady, ale ekolodzy, których pytałem, mówią, że lokalne populacje niektórych gatunków często przechodzą olbrzymie zmiany i że niektóre gatunki regularnie wymierają w jednych miejscach, a potem odradzają się dzięki migrantom. Nie należy tego mylić z wymieraniem gatunku. Prawdziwe dowody sugerują, że gatunki owadów wymierają w podobnym tempie do ssaków i ptaków – co oznacza 1 do 5 procent na stulecie. To jest problem, ale nie Armagedon.


Co ciekawe, 41 procent (które już widzieliśmy przy owadach), pojawiło się raz jeszcze tego samego dnia, 10 lutego, w innej wprowadzającej w błąd opowieści. Jest to twierdzenie, że glifosat, aktywny składnik środka chwastobójczego Roundup, podnosi zachorowalność na rzadki rodzaj raka, chłoniaka nieziarniczego (NHL). „Wystawienie na chwastobójcze produkty podnosi ryzyko raka o 41 procent” – głosił tytuł w „Guardianie”.


Także ta praca nie jest nowym badaniem, ale przybiurkowym przeglądem innych badań i jej twierdzenie rozpada się przy bliższym oglądzie. Według epidemiologa Geoffreya Kabata, w tej pracy zestawiono jedno badanie o wysokiej jakości z pięcioma badaniami o marnej jakości i wybrano najwyższe oszacowanie ryzyka w jednym z tych pięciu, żeby zapewnić, że osiągnie się statystyczną istotność.  Autorzy podkreślili ten wątpliwy wynik 41 procent, „i niemal z pewnością musieli zdawać sobie sprawę z tego, że dostanie się na czołówki gazet i wywoła strach”.


Tło jest tu ważne. Gra idzie o olbrzymie sumy pieniędzy. „Drapieżni” prawnicy polują na glifosat w nadziei wypłat rzędu tych, jakie płacił przemysł tytoniowy. Na nieszczęście dla nich jedno badanie po drugim pokazuje, że glifosat nie powoduje raka. US Environmental Protection Agency, europejska Food Safety Authority, oenzetowska Food and Agriculture Organisation współpracująca z Światową Organizacją Zdrowia, European Chemicals Agency, Health Canada i niemiecki Federalny Instytut Oceny Ryzyka próbowały znaleźć w glifosacie zagrożenie rakiem i nie udało im się.


Jedynym wyjątkiem jest International Agency for Research on Cancer (IARC), podejrzana agencja Narodów Zjednoczonych, całkowicie przejęta przez środowiskowców, która twierdziła, że czysty glifosat może wywołać raka u zwierząt, jeśli go połkną. IARC przyznaje, że według tych samych kryteriów kawa, herbata i wino (które istotnie są połykane), jak też praca jako fryzjer, są rakotwórcze; rzeczywiście, z tysiąca substancji i innych czynników ryzyka, jakie testowała IARC, uznali tylko jedną za nie rakotwórczą. Autorzy badania IARC zrobili też coś, co jest częste w pseudonauce: cytowali pewne rezultaty z badań, ale pomijali sprzeczne z tym wyniki z tych samych badań. Oto, co pisze o tym Reuters:

Zmiany redakcyjne zidentyfikowane przez Reutersa zrobiono w rozdziale przeglądu IARC dotyczącym badań na zwierzętach. Ten rozdział był ważny dla oszacowania glifosatu przez IARC, ponieważ właśnie w badaniach na zwierzętach, zdaniem IARC, były „wystarczające” dowody rakotwórczości.   


Jednym skutkiem zmian w pierwszej wersji - analizowanej przez Reutersa - w porównaniu z opublikowanym raportem było usunięcie wniosków wielu naukowców, że ich badanie nie znalazło żadnego związku między glifosatem a rakiem u zwierząt laboratoryjnych.

Po tym twierdzeniu kolejne badanie Agricultural Health Survey obejmujące 45 tysięcy ludzi rzeczywiście stykających się z glifosatem, nie znalazło żadnego związku między glifosatem a jakimkolwiek rakiem, włącznie z NHL. Nikt poza przemysłem drapieżnej adwokatury nie traktuje wyników IARC poważnie.


Niemniej to badanie miało dobroczynne skutki dla prawników. W zeszłym roku, powołując się na badanie IARC, ale przemilczając jego obalenie, ława przysięgłych w Kalifornii przyznała sumę 289 milionów dolarów rodzinie ogrodnika szkolnego, który zmarł na NHL. Tymczasem dochodzenie Reutersa pokazało, że wnioski badania IARC zostały zmienione na krótko przed opublikowaniem raportu i że specjalista, który był konsultantem tego badania, Christopher Portier, wkrótce potem rozpoczął pracę w firmie adwokackiej, która pozwała Monsanto. Inna sprawa ma rozpocząć się wkrótce przed sądem, tym razem federalnym. Ponad 9300 ludzi z różnymi rodzajami nowotworów wniosło podobne pozwy.


Raz jeszcze Reuters:

Dokumenty widziane przez Reutersa pokazują jak pierwsza wersja kluczowego działu oceny glifosatu przez International Agency for Research on Cancer's (IARC) – raport, który wywołał spory i wielomilionowe pozwy sądowe – uległa znacznym zmianom i usuwaniu jej części przed ukończeniem i opublikowaniem.


 Jednym z skutków zmian w pierwotnej wersji analizowanej przez Reutersa w porównaniu do opublikowanego raportu było usunięcie wniosków wielu naukowców, że w swoich badania nie znaleźli żadnego związku między glifosatem a rakiem u zwierząt laboratoryjnych. 


W jednym wypadku wstawiono nową analizę statystyczną – praktycznie odwracającą pierwotne wyniki badania omawianego przez IARC.


W innym, zdanie w pierwszej wersji przytaczało raport patologów zamówiony w U.S. Environmental Protection Agency. Zdanie mówiło o tym, że autorzy raportu „stanowczo” i „jednogłośnie” zgodzili się, że „składnik” – glifosat – nie spowodował nienormalnych guzów u badanych myszy. W opublikowanej monografii IARC to zdanie zostało usunięte.

Kabat mówi:

W obliczu tych rewelacji okazuje się, że [Portier] zamiast być obiektywnym naukowcem, za jakiego się przedstawiał, mógł mieć z góry powzięty plan użycia orzeczenia IARC, w ukształtowaniu którego odegrał główną rolę, do zarobienia na nim w kampanii pozwów, jak nastąpiła.   

Patrz także David Zaruk:

  • W tym samym tygodniu, w którym IARC opublikowała swoją opinię o rakotwórczości glifosatu, Christopher Portier podpisał lukratywny kontrakt na stanowisko konsultanta ds. sądowych z dwiema firmami adwokackimi, które przygotowywały się do pozwania Monsanto w imieniu ofiar raka z powołaniem się na glifosat.
  • Ten kontrakt wynagradza Portiera sumą co najmniej 160 tysięcy dolarów (do czerwca 2017 r.) za wstępną pracę przygotowawczą jako konsultant ds. sądowych (plus podróże).  
  • Kontrakt zawierał klauzulę poufności, która nie pozwalała Portierowi na mówienie o tym zatrudnieniu ludziom, z którymi się kontaktował. Ponadto Portier oznajmił, że nie otrzymał ani grosza za pracę, jaką wykonał z glifosatem.
  • Stało się jasne z e-maili przedstawionych w sądzie, że rola Portiera w ruchu zmierzającym do  zakazania glifosatu była kluczowa. W e-mailu do IARC obiecał, że będzie chronił ich reputację, wnioski monografii i poradzi sobie z odrzuceniem przez BfR i EFSA wniosków IARC.
  • Portier przyznał w zeznaniach pod przysięgą, że przed spotkaniami w sprawie glifosatu  w IARC, gdzie był jedynym zewnętrznym ekspertem, nigdy nie pracował z ani nie miał żadnego doświadczenia z glifosatem.   

Skoro mówimy o wysokich zapłatach: trzecią nieścisłością, która obleciała świat dwa dni później, było twierdzenie lewicującego think tanku, Institute for Public Policy Research (IPPR), że ”Od 2005 roku liczba powodzi na całym świecie wzrosła 15 razy”, co dosłownie zacytował Roger Harrabin w BBC, w tradycyjnie panikarskiej wiadomości z pierwszych stron o tym, jak to wszyscy jesteśmy skazani.


Był to (żeby pożyczyć zwrot od Sir Nicholasa Soamesa) oceaniczny, wysoce wzbogacony,  wytwornie pakowany kompletny nonsens. Nie było żadnego wzrostu powodzi od 2005 roku, nie mówiąc już o 15-krotnym. Po zakwestionowaniu IPPR powiedział, że była to „literówka” i że chodziło o 1950 rok. No cóż, to też jest nonsens. Międzyrządowy Panel ds. Zmiany Klimatu regularnie przegląda dane o powodziach i mówi, że nie może znaleźć żadnego trendu: „Podsumowując, nadal brak dowodów dotyczących oznak trendu w wielkości i/lub częstotliwości powodzi w skali globalnej”.  


Na szczęście, IPPR podał źródło tego absurdalnego twierdzenia. Było to „GMO Analysis of EM-DAT 2018”. Paul Homewood, prywatny obywatel, który często przyłapuje klimatycznych panikarzy, wyjaśnił na swoim blogu, co to znaczy. EM-DAT jest bazą danych katastrof, która jest całkowicie bezwartościowa jako źródło takiego twierdzenia, ponieważ przyznaje, że tylko obejmuje bardzo małe katastrofy, takie jak wypadki drogowe i to tylko przez ostatnie lata. Nie ma tam żadnych dowodów na jakikolwiek trend.


GMO jest dużą firmą w Bostonie, która zarządza aktywami, a której założyciel i właściciel,  Jeremy Grantham, finansuje – zgadliście! - Institute for Public Policy Research.


W dawnych czasach dziennikarze śledczy już by się na to rzucili: miliarder, który finansuje grupę nacisku, która wydaje komunikat prasowy, gdzie cytuje tego miliardera, robiąc z nauki  bełkot, który jednak zostaje nagłośniony, pomagając grupie nacisku w zdobyciu nowych funduszy. Ale budżety dziennikarzy przycięto i łatwiej jest przepisywać komunikaty prasowe. 


Niektórzy ludzie są gotowi wybaczyć przesadę i błędy, jeśli są w dobrej sprawie, jak podniesienie troski o zaśmiecanie plastikiem i zmianę klimatu. Jest to ryzykowna strategia, bo zachęca do podobnej do Trumpa odmowie wiary w dowody także tam, gdzie dowody są solidne. Jeśli zużywamy naszą energię na panikę przed urojonymi straszydłami, może nam nic nie pozostać na prawdziwe problemy: przełowienie oceanów, skutki obcych gatunków inwazyjnych na życie na wyspach i fakt, że polichlorowane bifenyle (PCB), używane kiedyś w przemyśle elektrycznym, ale już dawno zakazane, nadal istnieją w dużych koncentracjach w wodach brytyjskich, nie pozwalając na rozmnażanie się orkom oceanicznym.


Z ostatniej chwili: 


Raport IPPR znacząco zmieniono wobec krytyki w tym artykule i w innych miejscach. Jak informuje Paul Homewood:

Jak wiemy teraz, BBC wycofała twierdzenie ze swojego pierwotnego doniesienia w zeszłym miesiącu, opartego o pracę IPPR, że od 2005 r. liczba powodzi na całym świecie wzrosła 15 razy, skrajne przypadki temperaturowe 20 razy, a pożary siedmiokrotnie.

 BBC dodała także to uaktualnienie:

 


[Uaktualnienie 28 lutego 2019: Ta wiadomość została poprawiona w następstwie krytyki raportu IPPR Online, co doprowadziło do zmiany uwag o skrajnej pogodzie.]
[Uaktualnienie 28 lutego 2019: Ta wiadomość została poprawiona w następstwie krytyki raportu IPPR Online, co doprowadziło do zmiany uwag o skrajnej pogodzie.]

Podnosi to intrygujące pytanie, kto mrugnął pierwszy: BBC czy IPPR.


Zobaczmy jednak, jak IPPR zmienił swój raport:


Oto porównanie Streszczenia:


PRZED

 


[Destabilizacja naturalnych systemów zachodzi z bezprecedensową szybkością.Od 2005 r. liczba powodzi na świecie wzrosła 15 razy, występowanie skrajnych temperatur 15 razy, a pożarów siedmiokrotnie.]

[Destabilizacja naturalnych systemów zachodzi z bezprecedensową szybkością.

Od 2005 r. liczba powodzi na świecie wzrosła 15 razy, występowanie skrajnych temperatur 15 razy, a pożarów siedmiokrotnie.]



PO


[Destabilizacja naturalnych systemów zachodzi z bezprecedensową szybkością.Od 1950 r. zmiany w wielu skrajnych wydarzeniach pogodowych i klimatycznych, włącznie z prawdopodobnym wzrostem fal upałów w dużych częściach Europy, Azji i Australii  oraz częstości lub intensywności ciężkich opadów w Ameryce północnej i w Europie.]

[Destabilizacja naturalnych systemów zachodzi z bezprecedensową szybkością.

Od 1950 r. zmiany w wielu skrajnych wydarzeniach pogodowych i klimatycznych, włącznie z prawdopodobnym wzrostem fal upałów w dużych częściach Europy, Azji i Australii  oraz częstości lub intensywności ciężkich opadów w Ameryce północnej i w Europie.]



I w szczegółowym dziale na s. 13:


PRZED


[Od 2005 r. liczba powodzi na świecie wzrosła 15 razy, występowanie skrajnych temperatur 15 razy, a pożarów siedmiokrotnie (GMO analysis of EM-DAT 2018).]
[Od 2005 r. liczba powodzi na świecie wzrosła 15 razy, występowanie skrajnych temperatur 15 razy, a pożarów siedmiokrotnie (GMO analysis of EM-DAT 2018).]

PO





Mimo znacznie rozszerzonej nowej wersji różnica między tymi dwoma jest dość osłupiająca.


Oryginał podawał niemal katastrofalny opis tego, jak zmiana klimatu niszczy środowisko. Nowy tekst właściwie podaje tylko te fakty:


1) Lata są nieco gorętsze (nie wspomina jednak, że zimy, wiosny i jesienie są nieco mniej chłodne, co prawdopodobnie w sumie jest dobre)


2) Susze są mniej wszechobejmujące w Ameryce Północnej niż dawniej.  


Niezbyt apokaliptyczne!


Były i zawsze będą regionalne zmiany klimatu. Nie ma jednak żadnych dowodów, że te, które widzieliśmy w ostatnich dziesięcioleciach mają w ogóle cokolwiek wspólnego z globalnym ociepleniem.


Krótko mówiąc, oryginalny raport twierdził, że zmiana klimatu jest jedną z głównych przyczyn “załamania się środowiska”, a pozostałe to wymieranie gatunków i utrata górnej warstwy gleby.  


Ten argument jest obecnie obalony. 


Zabawne, że teraz opisują całą podstawę swoich absurdalnych twierdzeń o skrajnej pogodzie jako ”szybki przegląd”.  


Jeśli rzeczywiście oparli znaczną część swojego raportu na ”szybkim przeglądzie”, nie napawa to zbytnim zaufaniem do reszty raportu!


Pierwsza publikacja tego tekstu była w tygodniku Spectator.


Laundered Lies

Rational Optimist, 3 marca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Matt Ridley


Brytyjski pisarz popularnonaukowy, sympatyk filozofii libertariańskiej. Współzałożyciel i b. prezes International Centre for Life, "parku naukowego” w Newcastle. Zrobił doktorat z zoologii (Uniwersytet Oksfordzki). Przez wiele lat był korespondentem naukowym w "The Economist". Autor książek: The Red Queen: Sex and the Evolution of Human Nature (1994; pol. wyd. Czerwona królowa, 2001, tłum. J.J. Bujarski, A. Milos), The Origins Of Virtue (1997, wyd. pol. O pochodzeniu cnoty, 2000, tłum. M. Koraszewska), Genome (1999; wyd. pol. Genom, 2001, tłum. M. Koraszewska), Nature Via Nurture: Genes, Experience, and What Makes us Human (także jako: The Agile Gene: How Nature Turns on Nurture, 2003), Rational Optimist 2010.