Nie wiatr niesie odpowiedź na ”balonowy terror”


Liat Collins 2019-03-14

Balony na spalonym polu w pobliżu granicy między Izraelem a Strefą Gazy, październik 2018. (zdjęcie: AMIR COHEN/REUTERS)
Balony na spalonym polu w pobliżu granicy między Izraelem a Strefą Gazy, październik 2018. (zdjęcie: AMIR COHEN/REUTERS)

W zeszłym tygodniu były moje urodziny i ostatnią rzeczą, jaką mogłabym chcieć, była wiązka balonów. Zdecydowanie – i w tym wypadku przygnębiająca kwestia tego, że jestem o rok starsza i o rok mądrzejsza. W zeszłym roku balony były dziecięcą zabawką. Może nie przyjazną środowisku, ale z pewnością niewinną zabawą. Jaką różnicę czyni jeden rok? W Izraelu w 2019 roku, pierwszym skojarzeniem, jakie mam z balonami, jest niebezpieczeństwo.


Przez ostatni rok Palestyńczycy z Gazy prowadzili nowy rodzaj wojny. Co piątek tysiące zbierają się na granicy z Izraelem, próbują przedrzeć się przez granicę, rzucają bomby na naszych żołnierzy, grożą zabijaniem i porywaniem Izraelczyków. Media przedstawiają protesty jako pokojowe wiece, chociaż hasło „Marsz Powrotu” jasno przedstawia ich cel. Jest to część wojny Palestyńczyków przeciwko Izraelowi. 


Latem zeszłego roku Gazańczycy pociągnęli swoją kampanię na nowe wyżyny, wysyłając przez granicę setki latawców. Część była ozdobiona barwami palestyńskiej flagi, inne swastykami. Związani z Hamasem Palestyńczycy nie polegali jednak wyłącznie na dekoracjach, żeby przekazać swój komunikat, doczepiali do latawców urządzenia zapalające, które lądowały na sąsiadujących polach, w rezerwatach przyrody i lasach, paląc tysiące hektarów, zabijając dzikie zwierzęta i niszcząc środowisko naturalne.  


Plan Hamasu - wojny metodą spalonej ziemi - odniósł taki sukces, że Gazańczycy ”ulepszyli” swoje metody i zaczęli dołączać zapalające urządzenia do balonów, napełnionych helem, prezerwatyw i – co najmniej w dwóch wypadkach – do pustułek. Zdecydowanie nie jest to “Chodź, będziemy puszczać latawiec” à la Mary Poppins.

Niedawne obfite deszcze były błogosławieństwem. Uzupełniły naturalne zasoby wodne w kraju i zachęciły nowy wzrost roślinności. Pola zawilców pojawiły się ponownie na  wypalonych, spustoszonych ziemiach. Popiół z pożarów dostarczył żyznego podłoża.

Deszcz położył także chwilowy kres „wojnie ognia”. Balony wybuchające płomieniami nadają się na lato. Deszczowa pogoda przyniosła natomiast urządzenia wybuchowe przyczepione do olbrzymich wiązek balonów, wypuszczanych przez granicę, by dokonały tyle zniszczeń, ile możliwe, wysyłają również drony z ładunkami wybuchowymi. W jakiś sposób wynędzniali Gazańczycy mają nadmiar dronów – w ten sam sposób, w jaki znajdują fundusze i środki na budowę tuneli do ataków.

Ta organizacja terrorystyczna specjalizuje się w używaniu kobiet i dzieci jako ludzkich tarcz, więc dla nich ma również perwersyjny sens używanie zabawek dziecinnych. Izraelskie dzieci, które żyją w miejscowościach blisko granicy, już dobrze wiedzą, że nie wolno im podchodzić – i z pewnością nie wolno dotykać – żadnego balona ani latawca, jaki mogą znaleźć.

To są te same dzieci, które dorastają z wiedzą, gdzie jest najbliższy schron i że mają tam chować się w wypadku ataku rakiety. Albo wielu rakiet. W listopadzie, jeśli zapomnieliście, około 500 rakiet wystrzelono na południowy Izrael w ciągu 24 godzin.  Lokalni mieszkańcy nie zapomnieli. Według IDF od 30 marca 2018 r. ze Strefy Gazy wystrzelono 1300 rakiet i pocisków.

W zeszłym tygodniu reporterka spraw wojskowych ”Jerusalem Post”, Anna Ahronheim opublikowała szczegóły raportu IDF z trwających rok protestów „Wielkiego Marszu Powrotu”. Według tego dokumentu ponad pół miliona ludzi – około jednej czwartej populacji Strefy Gazy – brało udział w protestach, od kiedy się zaczęły. Liczba Palestyńczyków zgromadzonych w punktach wzdłuż granicy waha się od kilku tysięcy do 45 tysięcy każdego dnia.

Uczestnicy tych rozruchów – które zdecydowanie nie były pokojowymi wiecami – używają nowoczesnych proc do miotania wszystkiego możliwego na żołnierzy. Granaty, płonące opony i improwizowane urządzenia wybuchowe lecą na żołnierzy IDF.

Raport informuje, że “wyspecjalizowane jednostki, zorganizowane z aktywnym wsparciem Hamasu, są odpowiedzialne za poszczególne działania, takie jak ‘Nocna jednostka zakłóceń’, ‘Jednostka opon’ i ‘Jednostka balonów’. W tych jednostkach otwarcie biorą udział członkowie Hamasu i inni agenci”.  


W raporcie znajduje się informacja, że miny i bomby-pułapki z opóźnionym mechanizmem detonacji są rozkładane wzdłuż płotu granicznego pod zasłoną dymu i tłumów i „stanowią bezpośrednie zagrożenie życia i bezpieczeństwa sił IDF działających na terenie przygranicznym”.


Według raportu, tysiące powietrznych urządzeń zapalających wylądowało w południowym Izraelu, wywołując dwa tysiące odrębnych pożarów na ponad 3,5 tysiącu hektarów ziemi, gdzie wszystko poszło z ogniem.


Lokalni mieszkańcy od dawna skarżyli się, że jest jeszcze więcej incydentów, a niektórzy nawet kwestionowali dane władz, uważając, że mogą być umyślnie zaniżane. Pracownik straży pożarnej, który dawał wywiad radiowy jakiś czas temu, wyjaśnił, że strażacy mogą meldować o podłożonym pożarze, tylko kiedy mają solidny dowód. Przy płonących balonach dowód często dosłownie znika z dymem. 

Wreszcie w tym tygodniu, po wybuchu przenoszonej przez balony bomby w pobliżu domów izraelskiej miejscowości, IDF zaczęły odpowiadać ogniem do puszczających balony, strzelając do nich.  

Tymczasem Hamas żąda od Izraela transferu większych sum pieniędzy, podobno 20 milionów dolarów, bo inaczej będzie eskalacja ataków: kolejny dowód, że „protestujący” należą do organizacji terrorystycznej, nie zaś do społeczności obywatelskiej. Egipt, który także ma granicę z Gazą i problem z islamistycznym terroryzmem, próbuje pośredniczyć w znalezieniu rozwiązania.  

Rada Praw Człowieka ONZ odpowiedziała na wydarzenia w Gazie własnym wypowiedzeniem wojny Izraelowi. 18 marca Rada ma uchwalić pięć rezolucji potępiających Izrael, co jest kontynuacją tradycji negatywnego wyróżniania państwa żydowskiego. W dodatku, według NGO, UN Watch, ta specjalna komisja przedstawi siedem odrębnych raportów oskarżających Izrael o zbrodnie wojenne. Jako rozgrzewkę, 28 lutego Rada Praw Człowieka ONZ przedstawiła wstępne wyniki jednego ze swoich raportów, twierdząc, że pewne reakcje izraelskie „mogą stanowić zbrodnie wojenne lub zbrodnie przeciwko ludzkości”.

Proszę pamiętać, że zapalające lub wybuchowe balony, nie wspominając już rakiet, są kierowane na cywilne cele w Izraelu. Najwyraźniej jednak, według ONZ, to nie jest zbrodnią wojenną.  

W środę 6 marca, kiedy obchodziłam urodziny, Wysoka Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka,  6, Michelle Bachelet, orzekła:

“Koniec tego miesiąca będzie rocznicą od początku demonstracji, które – jak poinformowała Komisja Dochodzeniowa Rady – spotykały się ze śmiertelną, nieproporcjonalna siłą ze strony izraelskich sił bezpieczeństwa, prowadząc do bardzo wysokiej liczby ofiar śmiertelnych i rannych” – oświadczyła Bachelet z wygodnego pokoju konferencyjnego w Genewie.

Prawdopodobnie uważa, że jest to bezpieczna odległość od miejsca, gdzie Gazańczycy rzucają swoje ładunki wybuchowe, ale w epoce globalnego dżihadu, kiedy powieje zły wiatr, poniesie groźbę terroryzmu zarówno blisko, jak daleko.

Izraelczycy mówią teraz o “terroryzmie balonów”. Naładowane materiałami wybuchowymi balony stały się teraz codziennym wydarzeniem. Nie jest to jednak coś, do czego ludzie powinni się przyzwyczajać. Trzeba podjąć działania teraz zanim – tak jak cotygodniowe rozruchy – nie urosną zbyt duże, by je opanować.  

Możecie zapytać, jak inne kraje zachodnie zareagowałyby na rozruchy tysięcy ludzi – rekrutujących się gównie z organizacji uznanych za terrorystyczne – wzdłuż granicy, którzy próbują dostarczyć zasłony terrorystom starającym się przedrzeć przez granicę? Lub jak zachowałyby się w wojnie, w której bronią są bomby doczepione do balonów? Odpowiedzi na to nie niesie wiatr. Są to potencjalnie śmiercionośne balony, które unoszą się w powietrzu. I nie pękną one zaraz; one zaraz wybuchną.


The Answer To ’Balloon Terror’ is not Blowing in the Wind

Jerusalem Post, 7 marca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.