Julian Baggini: Jak możemy nadal podziwiać postaci z przeszłości, które były ksenofobami


Jerry A. Coyne 2019-03-13


Brygada Oburzonych jest zawsze zajęta i potrzebuje pokarmu. Ciągle coś pochłania i stale się rozgląda, co zeżreć. (Przepraszam sparafrazowanego Clarence’a Darrowa.)


Jak wszyscy wiemy Autorytarna Lewica, nieusatysfakcjonowana demonizowaniem i czystką ideologicznych przestępców dnia dzisiejszego (i, moim zdaniem, niektórzy z nich, tacy jak Harvey Weinstein, powinni być demonizowani i podlegać czystce), dobrali się do historii, idąc wstecz, by wymazać ślady tych, którzy byli ksenofobami w swoich czasach. Wśród tych, którzy padli ofiarami tej akcji, są tacy ludzie jak Mahatma Gandhi, Woodrow Wilson i wielu innych, żeby nie wspomnieć takich pozycji literatury, jak Zabić drozda.


Oczywiście kultura zachodnia była inna sto lat temu. Pełno było mizoginii, rasizmu i bigoterii, a jeśli cofniesz się jeszcze dalej wstecz, do początków cywilizacji, nie znajdziesz nikogo, kto nie byłby skażony jakimś rodzajem ksenofobii, który dzisiaj uważamy za odrażający.


Z pewnością nie możemy usprawiedliwiać takich postaw u ludzi nam współczesnych, ale co mamy zrobić z historycznymi postaciami, takimi jak Gandhi, Darwin, Arystoteles lub Churchill – którzy byli kolonialistami, rasistami i mizoginami? Czy mamy zburzyć ich pomniki? Czy musimy wklejać zastrzeżenia do każdego podręcznika, mówiące, że ci ludzie byli ksenofobami? 


Takie stanowisko, jak pisze Julian Baggini w dobrym tekście w Big Think (kliknij na link pod zrzutem z ekranu poniżej) jest nieco obłudne, bowiem milcząco zakłada, że ten, który się teraz oburza, z pewnością nie podzielałby tych poglądów, ponieważ niewątpliwie nie byłby ksenofobem w, powiedzmy, 1859 roku. Pokażcie mi jednak białego Anglika, w 1859 roku, który nie był! Może było ich kilku, ale społeczeństwo nadal dopiero wspinało się na szczeble moralności, a także przed nami jest jeszcze daleka droga. Wobec faktu, jak pisze także Baggini, że wielu „normalnych” Niemców popierało nazizm w II Wojnie Światowej, nie możemy beztrosko zakładać, że my bylibyśmy moralnie czyści w czasach, kiedy nikt moralnie czysty nie był.  


Jednym z rozwiązań, o czym pisałem (nie umiem znaleźć, gdzie) jest uważanie tych postaci za ”ludzi swoich czasów”: nie usprawiedliwianie ich postaw, które dziś uważamy za godne nagany, ale używanie ich jako lekcji historii, próbując zrozumieć środowisko społeczne, w jakim ich poglądy były akceptowane. To pozwala nam podziwiać autentyczne osiągnięcia „skażonych” ludzi, a równocześnie nie zamazywać ich problematycznych opinii.  


https://bigthink.com/culture-religion/why-sexist-and-racist-philosophers-might-still-be-admirable-2630108741
https://bigthink.com/culture-religion/why-sexist-and-racist-philosophers-might-still-be-admirable-2630108741

Baggini pisze bardzo sensownie. Oto kilka fragmentów:

. . . teza, że rasistowskie, seksistowskie lub w inny sposób ksenofobiczne poglądy automatycznie dyskwalifikują postać historyczną, jest chybiona. Każdy, kto nie potrafi podziwiać takich postaci historycznych, zdradza głęboki brak zrozumienia tego, do jakiego stopnia nasze umysły, nawet największe, są społecznie uwarunkowane. Ponieważ uprzedzenia wydają się tak oczywiście złe, ci ludzie nie potrafią wyobrazić sobie, jak ktokolwiek, kto nie był zdeprawowany, mógł tego nie widzieć.  


Oburzeni arogancko zakładają, że sami są tak cnotliwi, że nigdy nie mogliby być tak niemoralni, nawet w sytuacji, kiedy wszyscy wokół nich byli ślepi na sprawiedliwość. Powinniśmy wiedzieć lepiej.


. . . Dlaczego tak wielu nie potrafi uwierzyć, że którykolwiek tak zwany geniusz mógł nie dostrzegać, że jego uprzedzenia były irracjonalne i niemoralne? Jednym powodem jest to, że nasza kultura ma własne, głęboko zakorzenione i błędne założenie: że jednostka jest autonomicznym ludzkim intelektem, niezależnym od społecznego środowiska. Nawet powierzchowna tylko znajomość psychologii, socjologii i antropologii powinna rozbić to wygodne złudzenie. Ideału Oświecenia, że możemy i powinniśmy myśleć całkowicie samodzielnie, nie należy mylić z fantazją, że możemy myśleć całkowicie niezależnie.Nasze środowisko kształtuje nasze myślenie w dogłębny sposób, jakiego często nie jesteśmy nawet świadomi. Ci, którzy odmawiają zaakceptowania faktu, że te siły ograniczają ich tak samo jak wszystkich innych, cierpią na manię intelektualnej wyższości.  


Kiedy człowiek jest tak głęboko zanurzony w niemoralnym systemie, przypisywanie indywidualnej odpowiedzialności staje się problematyczne. Jest to niepokojące, ponieważ jesteśmy przywiązani do idei, że źródłem moralnej odpowiedzialności jest doskonale autonomiczna jednostka. Obawiamy się, że gdybyśmy poważnie potraktowali społeczne warunkowanie odrażających przekonań i praktyk, wszyscy zostaliby uniewinnieni i pozostalibyśmy z beznadziejnym relatywizmem moralnym.   


Niepokój, że nie będziemy w stanie potępić tego, co najbardziej potrzebuje potępienia, jest jednak bezpodstawny. Mizoginia i rasizm są nie mniej odrażające z tego powodu, że są w równym stopniu (jeśli nie w większym) produktami społecznymi jak indywidualnymi.  


. . .Obrona mizoginii Arystotelesa przez specjalistkę z dziedziny literatury klasycznej, Edith Hall, jest paradygmatem tego, jak uratować filozofa przed jego najgorszą stroną. Zamiast sądzić go według dzisiejszych standardów, argumentuje, lepiej jest zbadać, czy podstawy jego sposobu myślenia doprowadziłyby go dzisiaj do uprzedzeń. Przy otwartości Arystotelesa na dowody i doświadczenie nie ma wątpliwości, że dzisiaj nie trzeba byłoby przekonywać go, że mężczyźni i kobiety są równi. Również Hume zawsze zdawał się na doświadczenie, więc dzisiaj nie byłby skłonny doszukiwać się czegoś negatywnego w ciemnym kolorze skóry. Krótko mówiąc, nie musimy wychodzić poza podstawy ich filozofii, by zobaczyć, co było błędne w tym, jak je stosowali.    


Jednym powodem naszej niechęci do wybaczenia myślicielom z przeszłości może być obawa, że usprawiedliwianie martwych pociągnie za sobą usprawiedliwianie żywych.  Jeśli nie możemy winić Hume’a, Kanta lub Arystotelesa za ich uprzedzenia, to jak możemy winić ludzi wskazanych przez ruch #MeToo za czyny, jakie popełnili w środowiskach społecznych, w których były traktowane jako zupełnie normalne? W końcu, czy Harvey Weinstein nie był aż nadto typowy dla kultury „kanapy castingu”?


Istnieje jednak bardzo ważna różnica między żywymi a zmarłymi. Żywi mogą dojść do wniosku, że ich działania są złe, przyznać to i okazać skruchę. Kiedy ich czyny są przestępstwami, mogą także spotkać się ze sprawiedliwością. Po prostu nie stać nas na okazywanie równego zrozumienia dla obecnych uprzedzeń, jak dla minionych. Zmieniające się społeczeństwo wymaga pokazywania ludziom, że można przezwyciężyć uprzedzenia, w jakich zostali wychowani. Nie jesteśmy odpowiedzialni za tworzenie wypaczonych wartości, jakie ukształtowały nas i nasze społeczeństwo, ale możemy nauczyć się brania odpowiedzialności za to, jak radzimy sobie z nimi dzisiaj.  


Martwi nie mają takiej możliwości, a więc marnowanie gniewu na reprymendy dla nich jest bezsensowne.

W pewnym sensie argumenty na rzecz demonizowania ludzi takich jak Arystoteles lub Churchill przypomina ideologizowanie biologii przez ludzi takich jak Cordelia Dean. W ich wypadku muszą zaprzeczać, że nie ma wrodzonych przeciętnych różnic między zachowaniem i funkcjami mózgowymi mężczyzn i kobiet, bo przyznanie tego oznacza dla nich usprawiedliwienie seksizmu. Podobnie, przyznanie, że ludzie przyjmują postawy swoich czasów, postawy które czasami są ksenofobiczne i brzydzą nas, jest w jakiś sposób rozumiane jako usprawiedliwienie rasizmu i seksizmu. W jednym wypadku zaprzeczasz istnieniu wrodzonych i wyewoluowanych różnic między ludźmi, w drugim zaprzeczasz skutkom akulturacji. W obu wypadkach jest to nieuzasadnione  ani też nie uzasadnia ksenofobii dzisiaj.  

h/t: Kit


Julian Baggini: How we can still admire figures of the past who were bigots

Why Evolution Is True, 2 marca 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 



Jerry Coyne

Profesor (emeritus) na wydziale ekologii i ewolucji University of Chicago, jego książka "Why Evolution is True" (Polskie wydanie: "Ewolucja jest faktem", Prószyński i Ska, 2009r.) została przełożona na kilkanaście języków, a przez Richarda Dawkinsa jest oceniana jako najlepsza książka o ewolucji.  Jerry Coyne jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od specjacji, rozdzielania się gatunków.  Jest wielkim miłośnikiem kotów i osobistym przyjacielem redaktor naczelnej.