Zrozumienie nowoczesnych horrorów afrykańskich zakorzenionych w handlu niewolnikami przez Ocean Indyjski


Geoffrey Clarfield 2019-02-28

Dziewiętnastowieczna grafika z wydanej w 1866 roku książki opartej na szkicach i doniesieniach Davida Livingstone’a
Dziewiętnastowieczna grafika z wydanej w 1866 roku książki opartej na szkicach i doniesieniach Davida Livingstone’a

Piętnastego stycznia 2019 terroryści związani z somalijską grupą dżihadystyczną, Al Szabab wdarli się do ekskluzywnego hotelu i centrum biznesowego w Nairobi, zabijając 21 niewinnych cywilów. Kenijskie władze z pomocą swoich zachodnich sojuszników zabiły kilku terrorystów i schwytały pozostałych. Al Szabab uzasadniał atak uczestnictwem Kenii w siłach Unii Afrykańskiej w Somalii, gdzie od początku lat 1990. trwa wojna domowa.

Przejeżdżałem przez ten kompleks parę dni wcześniej a kiedyś mieszkałem w pobliżu niego, w czasach, kiedy Kenia była moim stałym domem. Podczas tej wizyty w tym kraju zobaczyłem – mimo straszliwej tragedii w styczniu – kwitnącą turystykę, dobre rolnictwo i kenijską elitę odnoszącą korzyści z olbrzymich inwestycji chińskich, które zmieniły krajobraz. Ogólny stopień poprawy sytuacji zależy od tego, któremu ekspertowi wierzysz. Ale mnóstwo drogich samochodów, które teraz tłoczą się na ulicach Nairobi, oraz boom budowlany widoczny w wielu miejscach miasta, wskazują na szybko rosnącą gospodarkę.  


Każdy, kto zna historię i dynamikę plemienną Afryki Wschodniej i Półwyspu Somalijskiego, rozumie, że nawet jeśli rząd kenijski wycofałby wszystkich żołnierzy z Somalii, Al Szabab nadal robiłby, co może, żeby zdestabilizować kraj. Powody zarysowałem dziesięciolecia temu, kiedy po raz pierwszy przedstawiałem sytuację w kraju przedstawicielom Kanady i  USA, którzy odwiedzili Nairobi. Wiele rzeczy, które powiedziałem im wtedy, pozostaje równie aktualne dzisiaj. Jest tak, ponieważ najważniejsze czynniki, które odgrywają tu rolę, są zakorzenione w historii, nie zaś w niedawnym geopolitycznym rozwoju sytuacji.


Konkretnie: wiele współczesnych problemów zakorzenionych jest w handlu niewolnikami przez Ocean Indyjski – w pladze, która była odrębna od lepiej znanego handlu niewolnikami, który żerował na Afryce Zachodniej. We wschodniej części kontynentu udział Europejczyków był niewielki lub żaden. Praktyka była rodzima i starożytna, i trwała przez ponad tysiąc lat.


Rozwój islamskich społeczeństw pchnął młodych Arabów i Persów na wybrzeże Oceanu Indyjskiego, od Somalii do Mozambiku. Żenili się tam z lokalnymi kobietami i założyli kwitnące nadbrzeżne miasta handlowe, w których była kamienna architektura, stosunkowo wysoki odsetek umiejących czytać i pisać, a czasami nawet instalacje kanalizacyjne w domach. Tam wprowadzili łaciński żagiel (historycy spierają się o jego pochodzenie), co pozwoliło im na wykorzystanie zmiennych wiatrów monsunowych i żeglowania  ich łodziami aż do Indii i z powrotem do Afryki Wschodniej co sześć miesięcy. Po tych morzach żeglował legendarny Sindbad Żeglarz. Elity wybrzeża Afryki Wschodniej przywoziły złoto, kość słoniową, przyprawy i niewolników z wnętrza Afryki i sprzedawały klientom na Bliskim Wschodzie i w Indiach.  


W XIX wieku osmańscy sułtanowie przenieśli sułtanat do Zanzibaru tam, gdzie obecnie jest nadbrzeżna Tanzania. Używali niewolników do pracy na swoich plantacjach goździków i zarządzali wielkim handlem ludźmi z wybrzeża do Kongo. Ponieważ plemiona w głębi lądu nie były muzułmańskie, Arabowie, Suahili i Somalijczycy uważali, że mogą swobodnie najeżdżać „niewierne” społeczności. Handel niewolnikami w Afryce Wschodniej/Afryce Centralnej był brutalną lądową wersją koszmaru znanego historykom w zachodniej wersji. Setki tysięcy zmarły zanim dotarły do wybrzeża.


Tę Afrykę odkryli i pierwsi opisali misyjni podróżnicy, tacy jak David Livingstone, który udokumentował horror wschodnioafrykańskiego handlu niewolnikami dla wiktoriańskiej Anglii. W owym czasie imperium brytyjskie właśnie zakazało niewolnictwa i rozwinął się silny ewangeliczny ruch abolicjonistyczny. Wynikiem była brytyjska okupacja wschodnioafrykańskiego wybrzeża, odbierająca władzę Zanzibarczykom i ustanawiająca własną władzę kolonialną aż do Ugandy. Z afrykańskiego punktu widzenia był to europejski kolonializm wypychający muzułmańskich handlarzy niewolnikami.


Razem z Francuzami i Włochami Brytyjczycy podzielili  Somaliland (po długiej kampanii przeciwko dżihadystycznemu przywódcy Mohamedowi Abdullah Hassanowi), którego somalijscy mieszkańcy byli chętnymi partnerami we wschodnioafrykańskim handlu niewolnikami). W ten sposób ustanowiono kolonialne granice tego, co później stało się niepodległymi krajami Somalii, Kenii, Ugandy i Tanzanii. Oczywiście jednak, nie powstrzymało to plemion przed przemieszczaniem się tam i z powrotem przez granice, które na mapie wyglądały na rzeczywiste, ale w terenie były wyimaginowane.  


Chociaż ludy mówiące językiem somalijskim z Półwyspu Somalijskiego na ogół wierzą, że pochodzą od jednego człowieka o imieniu Soomal i praktykują islam oraz islamskie czczenie świętych, nadal dzielą się na dwie konfederacje plemienne. Ludowi północy, zwanemu Isaak, wraz z innymi klanami, udało się niedawno założyć niemal funkcjonującą demokrację w północnym Somalilandzie (który był kiedyś protektoratem Korony Brytyjskiej). Południe jest ziemią klanów Darod, gdzie wojna domowa szaleje od lat 1990.


Te klany Darod, które nadal są w znacznej mierze nomadami, stopniowo zaczęły ekspansję na południe w poszukiwaniu nowych pastwisk dla swoich stad wielbłądów, bydła, owiec i kóz.   Do końca lat 1890. ledwo byli obecni na terenach, które obecnie są przy północnej granicy Kenii, na olbrzymiej, suchej sawannie, terenach zalesionych i pustyni, rozciągających się na zachód od Sudanu i na północ od Etiopii.  


Jednak w czasie, kiedy Brytyjczycy ustanowili swoją władzę nad całą Kenią, a szczególnie pod koniec II Wojny Światowej, wzrosła liczebność klanów Darod w północnowschodniej Kenii – tam, gdzie obecnie są dystrykty Wajir, Mandera i Garissa. Te tereny mają obecnie rosnącą, a czasami dominującą obecność somalijską. W 1964 roku Somalijczycy w północnej Kenii prowadzili przez 10 lat wojnę partyzancką przeciwko rządowi kenijskiemu w nadziei na połącznie ich terytorium z nowopowstałą, niepodległą Somalią. Ta strategia nie zadziałała.


Od końca XIX wieku Brytyjczycy pomijali lud Suahili, wysyłając misjonarzy z wybrzeża, by nawracali plemiona mówiące językami bantu i nilotyckimi w głębi Kenii, które były ofiarami nadbrzeżnego handlu niewolnikami. Modernizujące się elity tych grup walczyły następnie po stronie Brytyjczyków w I i w II Wojnie Światowej, a po wojnie zażądały niepodległości, którą otrzymały. Z etnograficznego punktu widzenia znaczy to, że potomkowie nie-muzułmańskich plemion, które uprzednio zaopatrywały nadbrzeżnych muzułmanów w niewolników, stały teraz na czele rządu i gospodarki Kenii, czyniąc z muzułmanów na północnym wschodzie i na wybrzeżu polityczną mniejszość w regionie.   


Po 9/11 południowowschodnia ekspansja somalijskiego plemienia Darod na terytorium Kenii przybrała nowy, religijny wymiar. Młodzi mężczyźni, z których składa się Al Szabab i nieco tylko starsi „imamowie”, którzy piszą ich fatwy, religijne orzeczenia zachęcające do podkładania bomb w „hotelach niewiernych” w Nairobi i innych miejscach, oderwali się od starszych od siebie. Ich pełen przemocy nihilizm nie różni się zbytnio charakterem od szalejących bojówkarzy kongijskich, poza tym, że dokonują przemocy pod przykrywką dżihadu. Jakikolwiek jednak będzie pretekst, kampanię można zaklasyfikować, jak to nazywał były gubernator Tanganiki i Zanzibaru, Sir Richard Turnbull, “inwazją Darod” na północnowschodnią Kenię.  


Ta prowadzona pod islamskimi sztandarami plemienna inwazja ma dwa cele. Pierwszym jest podważenie rządu kenijskiego, żeby mógł trwać ruch pasterskich plemion Darod w kierunku południowozachodnim ku górze Kenia. Drugim jest kontynuowanie krwawej waśni rodowej przeciwko potomkom plemion, które były zwierzyną łowną nadbrzeżnych handlarzy niewolnikami, odwracając w ten sposób równowagę sił w regionie i przywracając stary porządek, który istniał zanim brytyjskie okręty wojenne złamały sieci nadbrzeżnego handlu niewolnikami.  


To się nigdy nie stanie. Jednak Al Szabab wierzy, że stanie się i jest gotowy zabić tak wielu ludzi, jak to konieczne, by zwyciężyć w tej terrorystycznej walce. Nie jest prawdopodobne, by był to ruch, z którym da się rozmawiać. A więc rząd kenijski i jego sojusznicy muszą zrobić wszystko co możliwe, by go zniszczyć siłą, starając się równocześnie o pokojowe rozwiązanie trwającej wojny w południowej Somalii, domu niespokojnych Darodów. Może to obejmować formalne uznanie niepodległego Somalilandu na północy i z jego pomocą stworzenia militarnych kleszczy przeciwko Darodom na południu, której to strategii jeszcze nie próbowano.


Jakąkolwiek jednak drogę przyjmą Kenia, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Unia Afrykańska oraz inne sprzymierzone siły, ważne jest pamiętanie, że Al Szabab to coś więcej niż tylko grupa terrorystyczna. Jest to patologiczny wyraz prastarej nienawiści między plemionami i religiami, która przetrwała stulecia i wypływa ze źródeł handlu i zła znanego aż nazbyt dobrze wszystkim częściom afrykańskiego kontynentu.  


Understanding Modern African Horrors by Way of the Indian Ocean Slave Trade

Quillette, 6 lutego 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Geoffrey Clarfield

Kanadyjski antropolog. Przez dwadzieścia lat badał społeczeństwa Afryki i bliskiego Wschodu.