“Nowy Bliski Wschód” – może za 500 lat?


Vic Rosenthal 2019-02-22


Z wiadomości:

Według doniesienia opublikowanego w niedzielę przez hebrajską gazetę „Haaretz” prezydent Egiptu Abdel-Fattah [Al-Sisi] powiedział wczoraj wieczorem na konferencji w sprawie bezpieczeństwa w Monachium, że „niepowodzenie w osiągnięciu sprawiedliwego rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego jest głównym źródłem niestabilności na Bliskim Wschodzie”.


Al-Sisi powiedział, że jego kraj popiera międzynarodowe starania o zakończenie izraelsko-palestyńskiego konfliktu w oparciu o rozwiązanie w postaci dwóch państw w granicach z 1967 r. i z palestyńską stolicą w Jerozolimie Wschodniej.


Jest to przynajmniej postęp w porównaniu do Nassera, który kiedyś powiedział: „Musimy wywalczyć zwycięstwo w morzu krwi i z horyzontem w ogniu”.

 

Czy to znaczy, że 71 lat po rezolucji ONZ o podziale Arabowie są gotowi zaakceptować rzeczywistość żydowskiego państwa? Nic podobnego. Dokładniej, pewni przywódcy arabscy, uznając Izrael za mniejsze zagrożenie (czytaj: zerowe) dla nich niż Iran, wyhamowali swoją antyizraelską retorykę. Troszeczkę.   


Al-Sisi umyślnie nie mówi o ”dwóch państwach dla dwóch narodów”, a tylko o dwóch państwach. Jak dobrze wiadomo, stanowiskiem Autonomii Palestyńskiej jest, że na wschodzie będzie jedno państwo palestyńskich Arabów, a na zachodzie drugie „świeckie, demokratyczne państwo”, do którego arabscy „uchodźcy” będą mieli prawo „powrotu”.  Jeśli to „rozwiązanie” zezwala na istnienie państwa żydowskiego, to tylko na bardzo krótki okres czasu. Wieloznaczność zwrotu „rozwiązanie w postaci dwóch państw” – z jednym znaczeniem obejmującym istnienie żydowskiego państwa i drugim bez żydowskiego państwa – jest jednym z powodów, że tak wiele inicjatyw spełzło na niczym. 


Wypowiedź, że ten sfabrykowany konflikt – sfabrykowany przez Arabów i ich antyżydowskich, europejskich zwolenników – między Izraelem a sfabrykowanym ”palestyńskim narodem” (sfabrykowanym przez sowieckie KGB) jest „głównym źródłem niestabilności” w regionie, jest niedorzeczna. Konflikt Izraela z Palestyńczykami jest skutkiem znacznie szerszej walki, nie zaś przyczyną.

 

Wśród największego wyrzucania w błoto publicznych pieniędzy, wysiłków i dobrej woli przez ostatnich 50 lat były starania – jedne szczere, inne cyniczne – ze strony Zachodu, a szczególnie USA, o „rozwiązanie” tego konfliktu w oparciu o błędną zasadę, że jest on leżącą u podstaw przyczyną szerszych problemów, nie zaś sztuczną konstrukcją stworzoną dla dostarczenia pretekstu i środków do zniszczenia państwa żydowskiego.  


Jeśli sądzicie, że nie mam racji, zadajcie sobie pytanie, dlaczego państwa arabskie, zamiast próbować rozwiązać problem arabskich uchodźców z 1948 roku, zmusiły ich do pozostania w obozach, dyskryminowały ich i walczyły przeciwko każdej opcji normalizacji ich życia poza „powrotem”? Dlaczego ONZ stworzyło unikatową definicję „uchodźcy”, która stosuje się tylko do palestyńskich Arabów i która zapewniła, że ich liczba będzie szybko mnożyć się z czasem zamiast zmniejszać?  


Dlaczego OWP odmawiała zaakceptowania rozmaitych ofert suwerennego państwa i dlaczego zawsze zaprzeczała, że w ogóle istnieje naród żydowski?  Dlaczego jej roszczenia i żądania tylko zwiększają się? Czy może być tak, że celem nie jest „sprawiedliwe rozwiązanie”, jak mówi Al-Sisi, ale utrwalenie konfliktu?  

Język Al-Sisiego jest czymś najlepszym, czego możemy oczekiwać od Arabów, tak jak arktyczny pokój, jaki mamy z Egiptem i Jordanią, pozostaje zamrożony od dziesięcioleci. To są państwa muzułmańskie, a islam jest w równej mierze ideologią, jak jest religią. Ta ideologia jest zgorszona samą myślą o suwerennym państwie żydowskim na Bliskim Wschodzie – w dar al Islam. Równie dobrze moglibyśmy ich zaprosić na pieczonego prosiaka i piwo. Co i raz dostrzegamy, jak silne mają w tej sprawie uczucia, jak kiedy Jordańczyk wybucha i morduje każdego izraelskiego Żyda, który przypadkiem znalazł się w jego zasięgu (patrz tutajtutaj), lub kiedy w Egipcie tłuszcza atakuje izraelską ambasadę w Kairze.

 

Palestyńczycy, zarówno odmiana OWP, jak Hamasu, są specjalnym przypadkiem. Sam naród palestyński został stworzony przeciwko Izraelowi, a jego ideologia – także wśród tych, którzy są świeccy – jest w swej istocie antyizraelska. W tym zakresie, w jakim uważają się za Palestyńczyków, będą sprzeciwiać się istnieniu państwa żydowskiego. To dlatego plany osłabienia konfliktu przez poprawę warunków ekonomicznych palestyńskich Arabów były i będą daremne.

 

Premier Netanjahu mówi często o swoich sukcesach w poprawieniu stosunków z krajami arabskimi, takimi jak Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman. Kooperacja w sprawie Iranu zdecydowanie istnieje i nie chcę umniejszać jej znaczenia. Każdy jednak, kto sądzi, że istnieje jakakolwiek fundamentalna zmiana ideologiczna, lub że atmosfera kooperacji przetrwa dłużej niż to niezbędne, oszukuje się. Gdyby zagrożenie irańskie zniknęło jutro, stosunki z nowymi „przyjaciółmi” natychmiast wróciłyby do stanu poprzedniego.  

 

Przez ostatnie około 500 lat znaczenie ideologii na Zachodzie malało i motywacją narodów są w coraz większym stopniu interesy ekonomiczne i geopolityczne, a w coraz mniejszym religia lub inne ideologie. Nawet marksistowski Związek Radziecki zachowywał się względnie racjonalnie. W świecie islamskim jednak rola ideologii nigdy nie osłabła. To pomaga wyjaśnić irracjonalną walkę przeciwko Izraelowi. Często zauważa się, że obie strony mogłyby zyskać na prawdziwej współpracy i ludzie zachodu dziwią się czasami, że to się nie zdarza. Odpowiedzią jest oczywiście islam. Pewne rzeczy są potężniejsze niż ekonomia.  


Al-Sisi, prawdopodobnie „najbardziej przyjazny” z przywódców arabskich, posunął się tak daleko, jak mógł. Jest zadowolony z pomocy i kooperacji Izraela w sprawach bezpieczeństwa, ale nie możemy oczekiwać, że on, lub też zresztą jakikolwiek inny przywódca arabski, będzie syjonistą lub choćby będzie tolerował państwo żydowskie. Wszystko, co możemy zrobić, to dbać, żeby cicha kooperacja była dla nich zyskowna.


Czy któregoś dnia będzie możliwa prawdziwa przyjaźń między Żydami i Arabami na Bliskim Wschodzie, a wręcz ”Nowy Bliski Wschód”, jak wyobrażał sobie  Szimon Peres? To będzie zależało o tego, czy islam stanie się bardziej tolerancyjny. Może za kolejne 500 lat.


A ”New Middle East” maybe in 500-years?

17 lutego 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Vic Rosenthal

Studiował informatykę i filozofię na  University of Pittsburgh. Zajmował się rozwijaniem programów komputerowych. Obecnie mieszka w Izraelu. Publikuje w izraelskiej prasie. Jego artykuły często zamieszcza Elder of Ziyon.