Nie pluć na Ogórek, nie zanieczyszczać wagonu


Andrzej Koraszewski 2019-02-11


 Spór nie został rozstrzygnięty, strony przedstawiają sprzeczne wersje wydarzeń, a obywatel ma problem, bo nie wie, czy może dowierzać policji i sądom, wiedąc z pewnością, że nie powinien dowierzać państwowej telewizji. Ogólna zasada, by nie pluć na Ogórek, pozostaje w mocy i tego powinniśmy się trzymać.


Był taki czas, gdy na stanie instytucji użytku publicznego znajdowały się spluwaczki, ale te zostały po cichu usunięte kilka dziesiątków lat temu i teraz nikt już nie wie, gdzie pluć, a gdzie tego nie robić, ale istnieje dość powszechna zgoda, że na Ogórek to raczej nie. Czy jednak Ogórek mogła się poczuć opluta? Pytanie jest w samej rzeczy interesujące. Chwilami można odnieść wrażenie, że wszyscy czujemy się opluci. Stąd zasadę „nie pluć na Ogórek, nie zanieczyszczać wagonu” należy rozszerzyć na całą Rzeczpospolitą i wszystkich jej mieszkańców. Nie jest pewne, czy taka propozycja uzyskałaby wsparcie parlamentarnej większości, ani nawet czy przeszłaby w ogólnopolskim referendum. O ile zasada nie pluć na Ogórek mogłaby zostać zaakceptowana w Sejmie, to jej dalsze rozszerzenie mogłoby wywołać masowe protesty.


Zwraca uwagę fakt, że druga część tej normy unika uwadze, zaciera się, gubi się w natłoku emocji związanych z rzekomym pluciem na Ogórek. Tymczasem ogólna czystość wagonu nie jest tylko wymogiem estetyki. To jest sprawa kultury współżycia. Wagon zanieczyszczony poważnie obniża komfort jazdy. Nie pluć na Ogórek, to zaledwie preambuła, to sprawa, w której prawdopodobnie panuje konsensus, jeśli nie pełen, to częściowy, wszyscy jesteśmy w tej sprawie zjednoczeni, ale sprawa wagonu nie jest już taka oczywista. Są ludzie, którzy wcale nie uważają, że zanieczyszczanie wagonu jest czymś nagannym.     

Kiedy usunięto spluwaczki z instytucji publicznych, władze miały najwyraźniej poczucie, że to publiczne plucie się skończyło, istnieje jednak podejrzenie, że ono przybrało inne formy. Teraz, kiedy Ogórek poczuła się opluta, nagle uświadomiliśmy sobie, że brak nam procedur. Jak przeprowadzić granicę między subiektywnym odczuciem a faktycznym czynem? Czy w tym przypadku będzie to proces poszlakowy, czy zostaną przedstawione twarde dowody? Nie można wykluczyć, że zostali opluci ci, którzy wcale nie pluli. A to przenosi nas ponownie do kwestii zanieczyszczania wagonu, który okazuje się zapluty w inny sposób. Osoby zarzucające Ogórek oszczędne posługiwanie się prawdą, w pewnym sensie protestowały przeciw pluciu, przeciw opluwaniu przez mikrofon i przed kamerami. Więc jeśli okaże się ponad wszelką wątpliwość, że  Ogórek nie została opluta dosłownie, czy sąd uzna publiczne wypowiedzi  Ogórek jako okoliczność łagodzącą popełnienie czynu w postaci zakłócenia miru ulicznego osoby idącej pluć przed mikrofonem? Z prawniczego punktu widzenia ciekawa sprawa.                    


Pozostaje jednak wiele kwestii, których uzgodnienie wymagałoby jakiegoś okrągłego stołu. Niby się zgadzamy, a jednak okazuje się, że mówimy o różnych rzeczach. Niby człowiek chciałby, żeby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa, ale właściwie to nie daj Boże. Wygląda  na to, że coraz częściej jesteśmy świadkami tej językowej sprawności i jeszcze gorszych rzeczy.  Być może potrzebne są wyraźnie, jednoznaczne reguły, właśnie takie: „Nie pluć na Ogórek, nie zanieczyszczać wagonu”. Gdybyśmy tylko mogli, to na pewno byłoby łatwiej. Problem w tym, że nie możemy.  Niektórzy twierdzą, że to zjawisko psychosomatyczne. Nie mogę wykluczyć, ale żeby tak trzymało przez stulecia? Kiedy zabrali te spluwaczki, myślałem, że coś się skończyło. Okazało się, że byłem młody i naiwny. Nadal jednak chciałbym, żebyśmy trzymali się zasad, chociaż ustalenie i wybór zasad, to też nie jest prosta sprawa.


Helena Szmuness twierdzi, że nie wszystko co pomyśli głowa powinno być natychnmiast publikowane, a jeśli już, to czasem wymaga przeproszenia.  Może mieć rację, ale to jakby inna zasada, która też jest interesująca.