Organizacja założona, by informować o więźniach sumienia, apeluje do  naszych sumień, by nie kupować u Żyda


Elder of Ziyon 2019-01-31


Dzisiaj (30 stycznia 2019) Amnesty International opublikowała kolejny pełen niewiarygodnych uprzedzeń raport o tym, że izraelska turystyka w Judei i Samarii jest w jakiś sposób zbrodnią wojenną. 

Nienawiść Amnesty do Żydów, którzy zdecydowali się na życie tam, gdzie żyli ich przodkowie, jak też odraza do żydowskiej historii, która niemal w całości tam miała miejsce, jest namacalna.

Ten raport Amnesty nie pokazuje niczego nowego. Amnesty próbuje tylko znaleźć nowe sposoby na demonizowanie Żydów z Judei i Samarii, a w tym sezonie wybrała turystykę.

W większości tego raportu nie ma nawet wzmianek o turystyce, a jest tylko przerobiona litania starych, absurdalnych oskarżeń, takich jak to, że Izrael łamie „prawo do odpowiednich warunków mieszkaniowych” – na terenie, gdzie każdy może zobaczyć przepyszne rezydencje należące do Arabów.

 

Przykłady nienawiści z tego raportu:

W Jerozolimie Wschodniej rząd rozwija ambitne plany na zbudowanie turystycznej infrastruktury w palestyńskich częściach miasta.  

Czyli w tych częściach miasta, które były jego żydowskimi częściami na 3000 lat zanim ktokolwiek usłyszał o palestyńskich Arabach. [I tylko przez 19 lat były nielegalnie okupowane przez Arabów. I to nawet nie „Palestyńczyków”, ale Jordańczyków. MK]

W 2017 r., liczba turystów wzrosła o 25% do rekordowego 3,6 miliona odwiedzających, przynosząc 5,8 miliarda dolarów. Ten wzrost przyniósł finansowe korzyści zarówno Izraelowi, jak przedsiębiorstwom działającym na okupowanych terytoriach. Jest tak, ponieważ większość zagranicznych gości wkracza także na Okupowane Palestyńskie Terytoria (OPT). Trzy miejsca, najczęściej odwiedzane przez zagranicznych turystów w 2017 r. wszystkie leżą na Starym Mieście Jerozolimy, które Izrael anektował w 1967 r. wraz z resztą Jerozolimy Wschodniej.

Przypis podaje, że tymi trzema miejscami są Ściana Zachodnia, Dzielnica Żydowska i Bazylika Grobu Pańskiego. Tak, dwa z nich są żydowskie i jedno chrześcijańskie. Najwyraźniej odwiedzanie tych miejsc jest straszliwą zbrodnią z powodu „okupacji” przez Izrael tych terenów – także w Jerozolimie.

Czy ktokolwiek odwiedzał Dzielnicę Żydowską lub Ścianę Zachodnią przed ”okupacją”? Nie – Jordania zburzyła starą Dzielnicę Żydowską i nie pozwalała żadnemu Żydowi na wizytę przy Ścianie Zachodniej.  

Po co jednak Amnesty miałaby o tym wspominać? Wolą obwiniać Izrael za pozwolenie Żydom na odwiedzanie własnych miejsc świętych! Amnesty mówi, że woli świat, w którym Palestyńczycy zabraniają Żydom odwiedzania ich miejsc najświętszych w Jerozolimie, Hebronie, Betlejem, Sziloh, Bet El  i innych, od świata, w którym Żydzi mają prawa rdzennej ludności w swoich historycznych ziemiach.

W dodatku, sklepy z pamiątkami i ośrodki dla turystów w OPT sprzedają produkty wyhodowane lub wyprodukowane przez izraelskich osadników, takie jak wino, oliwę, wyroby rękodzielnicze i kosmetyki. Turyści odwiedzający te atrakcje i wydający pieniądze w restauracjach i innych miejscach, bezpośrednio dokładają się do utrzymywania i rozwoju osiedli, ponieważ właścicielami lub kierownikami tych przedsiębiorstw są osadnicy.

O mój Boże. Jak ośmielają się Żydzi, którzy żyją w Judei, wytwarzać i sprzedawać produkty?

Turyści w żydowskich miejscach świętych muszą, według Amnesty, unikać kupowania Coke w sklepach, których właścicielami są Żydzi i zamiast tego powinni szukać sklepu, którego właścicielem jest Arab.  Jasne, turyści – szczególnie żydowscy – mogą zostać zasztyletowani za wejście do takiego sklepu, ale przynajmniej unikną picia Coca coli skażonej żydowską zarazą.

Grupy osadnicze, wspierane przez izraelski rząd, podkreślają historyczny związek narodu żydowskiego z tym regionem.

O bogowie! Osadnicy są tak nikczemni, że naprawdę mają chucpę mówienia gościom, że Biblia wspomina ich historię!  

Czy Amnesty mówi, że naród żydowski nie ma historycznych związków z tym regionem? Z pewnością robią wrażenie, jakby woleli pogrzebać tę informację, jeśli bowiem Żydzi rzeczywiście mają związek ze swoim dziedzictwem, to może zachęcać innych Żydów i chrześcijan do odwiedzania. A to pomaga osadnikom! To jest nieludzkie!


Nawiasem mówiąc, czy turyści na terenach kontrolowanych przez Arabów palestyńskich słyszą cokolwiek o żydowskiej historii tych ziem?  Czy Amnesty skarżyła się, kiedy nie słyszą?

Oczywiście, że nie. Bowiem podtekstem tego raportu jest to, że żydowski związek z tą ziemią jest prawdziwym problemem. Jest podejrzany. Jest jednostronny. Palestyńczycy są jedynymi legalnymi rezydentami i Żydzi w rzeczywistości tam nie przynależą. Amnesty jest bardzo blisko powiedzenia, że Żydzi są jakimiś Chazarami i szalbierzami.

Jest to ten sam komunikat, jaki głosi Hamas i wszyscy inni antysemici.

Izrael zbudował wiele osiedli w pobliżu miejsc archeologicznych, żeby wyraźnie pokazać związek między nowoczesnym państwem Izrael a jego żydowską historią.

Hmm, nie całkiem tak. Żydzi wprowadzili się na te tereny, żeby być blisko miejsc biblijnych wydarzeń.  Daje się odkryć tę tajną informację przez – głęboki oddech – zapytanie ich.

Amnesty mówi, że takie związki są nikczemne, podczas gdy są one naturalne – jeśli istotnie dajesz wiarę żydowskiej historii.


W dodatku, strony internetowe i mapy wydane przez Urząd Przyrody i Parków Izraela oraz Ministerstwo Turystyki Izraela nie pokazują granic Zachodniego Brzegu. Zamiast tego obszar ten jest oznaczony jako „Judea i Samaria”, określenie na Zachodni Brzeg używane przez rząd i osadników, ale nie przez Palestyńczyków. To sugeruje świadomą próbę ukrycia przed turystami, że te miejsca są w OPT.

 

Jakim prawem Izrael ośmiela się używać nazw, jakie ten teren miał od czasów biblijnych, zamiast nazwy wymyślonej przez Jordanię w 1949 roku? Najwyraźniej Żydów nie interesuje zachowanie żydowskiej historii, ale zniszczenie palestyńskiej historii!  

Amnesty wie, że turystami w Judei i Samarii są głównie chrześcijanie i Żydzi, którzy są przywiązani do Biblii. Nadal jednak z aprobatą cytuje słowa Palestyńczyka:

“Turyści, którzy tu przyjeżdżają, mają wyprane mózgi, kłamią im, nie wiedzą oni, że to nasza ziemia”.  

 

Czy Amnesty może podać nazwisko choć jednego przewodnika, który to mówi? Jeśli nie, to dlaczego cytuje kogoś, kto nazywa ich kłamcami?

Beduini w OPT samoidentyfikują się jako Rdzenny Lud. Jako tacy mają pewne specjalne prawa do ziemi, którą zajmują i zasobów naturalnych, jakich używają dla podtrzymania swojego tradycyjnego zarobkowania i stylu życia.  

Ooooh, samoidentyfikują się jako rdzenni?

Wyobraźcie sobie, propagandyści Amnesty – To samo robią żyjący tam Żydzi!

Amnesty wie, że jej publiczność będzie przerażona informacją, iż Airbnb, Booking.com i inni wymieniają możliwości wynajmu mieszkań na tym terenie:




TripAdvisor ma także szereg miejsc w Kfar Adumim i otaczających terenach. Wśród nich są dwa lokale, które można wynająć przez Internet. Pierwszym jest apartament, który przechwala się posiadaniem jacuzzi. Drugim jest jednorodzinny dom z dwiema sypialniami i widokiem na Jerozolimę i Dolinę Jordanu. W dodatku TripAdvisor dostarcza szczegóły i oceny hotelu, dwóch restauracji i pięciu ”rzeczy do zwiedzenia”, włącznie z parkiem Ein Prat.

 


Gdziekolwiek indziej na świecie trudno byłoby spodziewać się, że takie informacje znajdą się w raporcie o prawach człowieka. Właściwie, trudno zorientować się, w jaki sposób właściwie wynajmowanie mieszkania przez Żydów jest łamaniem praw człowieka. Ale Amnesty wie, że jest to łamanie praw człowieka i wymienia dziesiątki konkretnych miejsc, które są atrakcjami turystycznymi lub apartamentami do wynajęcia – jak gdyby ujawniała wielkie zbrodnie przeciwko ludzkości.   

Amnesty nienawidzi Izraela i Żydów tak bardzo, że jest nawet oburzona na ludzi, którzy dają pozytywne recenzje ze swoich wizyt w Judei i Samarii w TripAdvisor! Oto trzy cytaty z raportu Amnesty:

“Dla tych, których interesuje Izrael i judaizm, jest to naprawdę fenomenalna&bardzo rekomendowana dzienna wycieczka. Niezmiernie mi się podobało!” – recenzja wycieczki do Hebronu z TripAdvisor

“Trzeba to koniecznie zobaczyć, a przewodnik jest dobry i zna się na rzeczy. Próbujcie wybrać się, kiedy muezzin nie wzywa do modłów, bo nie będzie aż tak przyjemnie” – recenzja z wyprawy do Miasta Dawida z TripAdvisor

“Każdy odwiedzający ziemię Izraela zdecydowanie powinien przyjść zobaczyć to miejsce. Da ci lepszą perspektywę na Izrael. Świetne miejsce!” – recenzja z wycieczki do Susja  z TripAdvisor

To, panie i panowie, jest antysemityzm. Amnesty nienawidzi Żydów i żydowskiej historii tak bardzo, że nie może nawet znieść myśli, że turystom podoba się odwiedzanie żydowskich miejsc historycznych. Ujawnia to dużo więcej o Amnesty i jej zwolennikach, niż o tym, jak nikczemna jest otwartość tych żydowskich „osadników” dla odwiedzających, wśród innych strasznych rzeczy, jakie robią. 

Być może najbardziej absurdalną sekcją wszystkich tych niedorzeczności jest ta:

Park Narodowy Miasta Dawida już jest jedną z najczęściej odwiedzanych atrakcji w Izraelu. W 2017 r. odwiedziło go 17,5% wszystkich zagranicznych gości (około 630 tysięcy ludzi). Setki tysięcy Izraelczyków także odwiedza to miejsce co roku, włącznie z wieloma grupami dzieci szkolnych, studentów i żołnierzy, pomagając okopać obecność osadników na tym terenie.  Podobnie jak w innych miejscach zarządzanych przez osadników, Elad przedstawia wypaczoną narrację historyczną tego terenu, podkreślając korzenie narodu żydowskiego na tym obszarze, podczas gdy wyklucza korzenie palestyńskich mieszkańców.

Porozmawiajmy o ”palestyńskich mieszkańcach” Silwanu, których nie wspominają przewodnicy turystyczni.  Z Wikipedii:

W połowie lat 1850. Żydzi płacili mieszkańcom wsi Silwan 100 funtów rocznie, jako opłatę, by powstrzymać ich przed bezczeszczeniem grobów na Górze Oliwnej. Żydzi odwiedzający Ścianę Zachodnią musieli także płacić podatek mieszkańcom Silwan, który w 1863 r. wynosił 10 tysięcy piastrów. Dziewiętnastowieczni podróżnicy opisywali tę wieś jako gniazdo rabusiów. Charles Wilson napisał, że "domy i ulice Siloam, jeśli można je tak nazwać, są skrajnie brudne”. Charles Warren przedstawił wieś jako miejsce bezprawia, z populacją, która jest „najbardziej pozbawionymi skrupułów zbirami w Palestynie”.  

Czy Amnesty chce, by przewodnicy wycieczek opisywali szantażystów, rabusiów i brudnych zbirów, którzy byli historycznymi palestyńsko-arabskimi mieszkańcami tego terenu? W porządku, powiedzmy przewodnikom po Mieście Dawida, by kładli nacisk na tę historię.

Ten raport jest jedynym dowodem, jakiego potrzeba – jeśli potrzeba więcej dowodów – że Amnesty nie tyle jest zainteresowana prawami człowieka Arabów, ile chce odrzeć Żydów z ich praw człowieka, by chociaż mogli odwiedzić ziemię swoich przodków, nie mówiąc już o życiu na niej. 

 

Absurd @Amnesty doesn't just hate Israel, but Jewish history, tourists who care about the Bible and TripAdvisor reviewers who visit Jewish historic sites

30 stycznia 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

Od redakcji „Listów z naszego sadu”

 

Jak się wydaje, warto w tym miejscu przypomnieć historię zajęcia Jerozolimy przez armie arabskie w 1948 roku. Tę historię opisywał amerykański dziennikarz ormiańskiego pochodzenia, który (udając amerykańskiego nazistę) towarzyszył jako fotograf egipskim ochotnikom z Bractwa Muzułmańskiego. John Roy Carlson (właściwie Avedis Boghos Derounian) opisał walki o Jerozolimę w swojej książce Cairo to Damascus, która po raz pierwszy ukazała się w Stanach Zjednoczonych w 1951 roku.

 

Ostatni exodus

 

Zwycięzcy i sępy krążyły na peryferiach Starego Miasta Żydowskiego, bombardowanego bezlitośnie przez Legion Arabski. Abdullah El Tal obiecał miłosierdzie przy kapitulacji, ale w barbarzyński sposób starał się do niej doprowadzić. Nie było drogi do „pokoju" poza wojną, bo Żydzi odmawiali poddania się. Karabiny Legionu strzelały prosto do celów z odległości nie większej niż niespełna pięćdziesiąt do dwustu metrów. Doszedłem tak blisko, jak tylko śmiałem. W miarę jak obrońcy byli wypychani z kolejnych ostrzeliwanych budynków, przychodzili saperzy i wysadzali całość. Dom za domem Żydzi byli wpychani do środka swojego getta. Trwało to dzień i noc i teraz był już dziesiąty dzień.


Arabów było pod dostatkiem — setki żołnierzy Legionu Arabskiego kłębiło się w brytyjskich mundurach khaki i kefijach. Byli wszyscy młodzi i wyglądali na prawdziwą, walczącą armię. Byli ciężko uzbrojeni i bez przerwy donoszono amunicję w skrzyniach z angielskimi oznaczeniami. Nie brakowało ani ludzi, ani broni.


Dostałem pozwolenie od jednego z oficerów, żeby zobaczyć obronę Bramy Syjońskiej. Jedna część masywnego portalu wisiała w zwariowany sposób na jednym zestawie zawiasów, druga była wysadzona. Przejście o szerokości około sześciu metrów i wysokości około dziewięciu było ciasno upakowane drutem kolczastym, drągami i kamieniami. Tutaj także znalazłem grupę dezerterów brytyjskich, którzy walczyli po stronie arabskiej. Bezpośrednio przed Bramą trzy brytyjskie ciężkie samochody pancerne czekały w zasadzce na Palmach. Jeśli Żydzi będą próbowali kolejnego przedarcia się przez Bramę, czeka ich gorąca niespodzianka.

[...]

Za biurkiem siedział dowódca frontu Bramy Syjońskiej, kapitan Mahmoud Bey Mousa. [...] Przez tłumacza podałem moje nazwisko i zawód i poprosiłem o pozwolenie pozostania aż do kapitulacji.


— Sądzę, że negocjacje zaczną się jutro rano - powiedział Mahmoud Bey.


Siedział dosłownie na przysłowiowej beczce prochu, bo za nim i wokół niego, pod jego łóżkiem, które stało obok, i aż do najdalszego końca piwnicy używanej jako szpital polowy, stały skrzynia na skrzyni z amunicją ze znakami armii Jego Królewskiej Mości. Wcisnąłem moją torbę między skrzynie z amunicją pod jego łóżkiem i poszedłem na najwyższe piętro, żeby zrobić zdjęcia dzielnicy żydowskiej. Okazały się mieć wartość historyczną, bo w mniej niż czterdzieści osiem godzin później z getta pozostały ruiny i gruz.


Kapitulacja

 

Nie było spokoju tej nocy. Z górnych pięter miażdżący ogień sypał się na getto, podczas gdy z dołu szczekały większe działa. Budynek zawalał się za budynkiem z wyciem i klekotem kamieni. Budynek szkoły trząsł się od wściekłej kanonady. Płomienie dziko lizały wszystko w dzielnicy żydowskiej. Coraz większy obszar nieba czerwieniał od poświaty. Wydawało się, że cała dzielnica żydowska stoi w ogniu — jak rozżarzony piec, gigantyczna ofiara dla bogów wojny, okrucieństwa i barbarzyństwa. A gdy bogowie donośnie żądali więcej, przewracało się więcej budynków, zapalało się więcej ogni. Szerzej rozpościerała się poświata głowni i rozżarzonych kamieni, bardziej mdlący smród palących się mebli, ubrań i martwych ciał.


Stojąc na dachu za umocnieniami z worków z piaskiem, patrzyłem na piekło, na palenie żywcem miasta, na spopielanie jego świątyń, miejsc świętych, ksiąg świętych, świętych wspomnień. Patrzyłem na te jatki i miałem mdłości. Odwróciłem się, żeby zejść na dół, kiedy skądś z getta wystrzeliła kolejna czerwona raca — krzyk o pomoc.

[...]

Zbudziłem się o świcie 28 maja — w dniu, który miał okazać się niemal równie historyczny dla losu Żydów jak 15 maja. [...] Żydzi, za pośrednictwem Czerwonego Krzyża, prosili o przychylne warunki kapitulacji. Kurierzy biegali tam i z powrotem. Abdullah El Tel wyznaczył ostateczny termin na 13:30. Do tego czasu kapitulacja miała zostać zaakceptowana albo znowu rozpocznie się dewastacja.


Szerzyły się plotki, że emisariusze Żydów już idą. Inne plotki mówiły, że wszyscy Żydzi są już martwi.

[...]

Nad głowami tłumu zobaczyłem białą flagę przyczepioną do kija. To byli żydowscy emisariusze!


Flagę trzymała patriarchalna postać rabina w czarnym ubraniu, z powiewająca brodą, podpierającego się laską. Rabin Ben Zion Hazzan Irek, 72 lata, był wysoki jak na Żyda ze Starego Miasta, głowę trzymał wysoko, nie kuląc się ze strachu. Towarzyszył mu niski, przestraszony mężczyzna, osiemdziesięciosześcioletni Żyd, Israel Zief Mintzberg. [...] Zaprowadzono ich do tylnego wejścia. Siedzieli na ławce i czekali na kapitana Mahmouda Bey Moussę. [...] Przedstawiciele Ihwan El Muslimin (Bractwa Muzułmańskiego) — z Egiptu, Syrii i Palestyny — krążyli rozwścieczeni, warcząc na takie traktowanie emisariuszy.


— Żydzi zasłużyli tylko na to… — jeden z nich przeciągnął ręką po gardle.


Rozmowa była krótka. Kiedy kapitan Mahmoud przybył, powiedział im, krótko, ale uprzejmie, że kapitulacja ma być bezwarunkowa. Mogli ją przyjąć albo odrzucić.

[...]

Beznamiętnym tonem major Tel zaczął czytać warunki porozumienia: 1. Oddanie całej broni i przejęcie jej przez Legion Arabski; 2. Wszyscy zdrowi mężczyźni będą wzięci do niewoli jako jeńcy wojenni; 3. Starcy, kobiety, dzieci i poważnie ranni dostaną pozwolenie na wejście do Nowego Miasta przy nadzorze Czerwonego Krzyża; 4. Legion Arabski gwarantuje bezpieczeństwo wszystkich Żydów, którzy się poddadzą; 5. Legion Arabski będzie okupował dzielnicę żydowską.


— A co z kobietami, które walczyły jako żołnierze? - zapytałem majora.


— Będą traktowane jak cywile i pójdą z innymi.


— To niesprawiedliwe dla nas. Ich kobiety strzelają równie dobrze jak mężczyźni — był to głos brytyjskiego dezertera z karabinem przewieszonym przez ramię.


Wyjście

 

Była dokładnie 15:25. Uzgodniono, że nie będzie żadnej zwłoki w usunięciu Żydów, bo gdy raz rozejdzie się wiadomość, tysiące Arabów rzuci się na dzielnicę w orgii masakry i gwałtów, które będzie można powstrzymać tylko ogniem Legionu Arabskiego. Z dr Azcaraet (przedstawiciel Czerwonego Krzyża) i Weingartenem (burmistrz dzielnicy żydowskiej) na czele tłum żołnierzy, dziennikarzy i fotografów przeszedł drogą Bramy Syjońskiej do samego serca dzielnicy żydowskiej. Cóż za staranną pracę dewastacji wykonały broń i amunicja Jego Królewskiej Mości w tej części Świętego Miasta! Była to ziemia niczyja gruzów i kamienia — Saint-Lo, Berlin, Hiroszima w miniaturze — ze zwęglonymi resztkami ubrań i przedmiotów codziennego użytku rozrzuconymi wśród gruzów.


Żołnierze Legionu otwierali drzwi lub włamywali się do zamkniętych domów. Szedłem z nimi. Większość domów była pusta. W jednej kamiennej ruderze znaleźliśmy kobietę. Albo była obłożnie chora, nie chciała, albo bała się wyjść. Miała na sobie zieloną podomkę i długie włosy w nieładzie spadające na ramiona. Siedziała na łóżku, zawodząc wstrząsającym duszę lamentem, do jakiego zdolni są tylko ludzie Orientu.


Żołnierz Legionu kazał jej wyjść: "Imszi! Imszi!" Płakała jeszcze bardziej i trzymała się łóżka. Najwyraźniej chciała umrzeć w tym ciemnym grobie. Żołnierz zamierzył się kolbą, ale zobaczył mnie, zmienił zdanie i znowu zawołał: "Imszi! Imszi!" Kobieta wreszcie wstała z łóżka. Zobaczyłem, że ma spuchnięte nogi. [...]


Szedłem za żołnierzami. Nie miałem pojęcia, dokąd idziemy. [...] Jakiś Arab dał mi święty zwój w znakomitym stanie. Bałem się go wziąć, żeby w podnieceniu nie wzięto mnie za Żyda. [...] Ofiarodawca rzucił zwój i ktoś po nim przeszedł. Widziałem kolumnę młodych Żydów maszerujących pod ciężką strażą Legionów. Wąskie, kręte uliczki - datujące się z dni Chrystusa, a może nawet Dawida, o tysiąc lat wcześniej — były chaosem pchających się mężczyzn, gruzu i uchodźców.


Nagle wyszliśmy na dużą, otwartą przestrzeń, której podobieństwo odmalowano na słynnych obrazach przedstawiających piekło Dantego. Ciężki, niebieskawy dym wisiał nad masą skulonych ludzi; nie widziałem ani boków placu, ani jak daleko rozciągała się masa ludzka. Po prawej stronie był szpital; dym wydostawał się oknami w powolnych, leniwych spiralach, jak gdyby nie chciał wychodzić, nie chciał pożreć tego prastarego budynku. Wszystko tutaj było zakorzenione w przeszłości. Ten, kto tego nie widział, nie może zrozumieć nadzwyczajnego przywiązania ludzi do ducha i ziemi Jerozolimy.


Szedłem od grupy do grupy, fotografując exodus. Tutaj był niewidomy, stary Żyd, który wydawał się równie prastary jak Biblia, prowadziła go żona, niemal tak stara jak on, dołączyli do kolejki uchodźców, którzy właśnie mieli opuścić piekło. Tam była żydowska kobieta z gromadką dzieci, skulonych wokół niej. [...]


Gdzie była Hagana? Chciałem na własne oczy zobaczyć tych, którzy przez miesiące odpierali ataki tysięcy Arabów, żyjąc na głodowych racjach i walcząc przy brakach amunicji, stawiając wyzwanie potędze Legionu Arabskiego, aż ich ciała i dusze nie mogły już wytrwać dłużej.

[...]

Krzyki żołnierzy mieszały się z zawodzeniem kobiet, udręczonymi słowami mężczyzn i odwiecznym pochlipywaniem dzieci. Płacz dzieci i męczarnie starców najbardziej szarpały za serce, bo ci są najbardziej niewinni. Jakie grzechy popełniło to dziecko i ten stary Żyd, by zasłużyć na to wyszarpanie z domu, w którym się urodził, tak jak jego ojciec i dziad przed nim?

[...]

Teraz widzę więźniów wychodzących na plac z Drogi Bramy Syjońskiej. Wyglądają młodo. To Hagana!


Było ich około 250, młodzież zmieszana z mężczyznami do pięćdziesiątego roku życia. [...] Chodziłem między nimi, obserwowałem ich twarze, patrzyłem im w oczy. Wszyscy byli niscy, większość wątła, wychudzona i zmęczona, najbardziej niebohatersko wyglądająca grupa pierwszorzędnych bojowników, jaką kiedykolwiek widziałem. (Później dowiedziałem się, że tylko 40 z nich było żołnierzami z Hagany, pozostali to byli sklepikarze i studenci zamienieni na bojowników w chwili potrzeby.)


Tej nocy dzielnica żydowska została podpalona i płonęła od jednego końca do drugiego, olbrzymi pożar konsumujący wszystko, co pozostało po poprzednich pożarach. Fotografowałem to całopalenie z dachu szkoły. Niepochowane ciała pod gruzami i ciała pochowane od czasu zakończenia Mandatu były spopielane raz jeszcze. Domy, szpitale, synagogi i sklepy zostały spalone do fundamentów. Miasto, w który Żydzi mieszkali niemal bez przerwy przez trzy i pół tysiąca lat, zostało zniszczone jak nigdy przedtem — była to gruntowniejsza robota niż kiedy zrównał je z ziemią Tytus, bo starożytny generał rzymski nie miał dynamitu ani karabinów i pocisków ze znakami armii Jego Królewskiej Mości.


Exodus się skończył, cmentarzysko zostało zapieczętowane. Żydzi nie mieli teraz powodu, żeby wracać do miejsca świętego swoich przodków. Było tak jak życzył sobie tego Allah — i brytyjskie Foreign Office.


Tekst pierwotnie był opublikowany w dawnym „Racjonaliście”. 

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

 

* Książkę Carlsona można nabyć w języku angielskim za pośrednictwem księgarni Amazon.

 

John Roy Carlson

Avedis Boghos Derounian vel John Roy Carlson urodził się w 1909 roku w greckim mieście Alexandroupoli (zmarł w 1991 w Nowym Jorku). Amerykański dziennikarz ormiańskiego pochodzenia. Jego wydana w 1943 roku książka "Under cover" była bestsellerem. Ujawniał w niej działalność nazistowskich organizacji w Stanach Zjednoczonych. W 1948 roku pojechał do Egiptu, gdzie podał się za amerykańskiego nazistę i zdobył dostęp do kierownictwa Bractwa Muzułmańskiego. Jako fotograf towarzyszył ochotnikom Bractwa podczas wojny z Izraelem.