Inspirująca „Pieśń ciszy”


Lucjan Ferus 2019-02-03


Czy ludzie nie potrafią się porozumieć, czy tylko nie chcą?

 

Tytuł tekstu, zaczerpnięty jest z przejmującego utworu, który był odtwarzany podczas uroczystości pogrzebowych prezydenta Gdańska. Ta piękna i niepokojąca „Pieśń ciszy” tak bardzo zapadła mi w pamięć, iż cały czas ją „słyszę”. Jednakże kiedy zobaczyłem w Internecie teledysk do tego utworu, nagrany przez zespół „Disturbet” i poznałem polskie słowa tej wzruszającej ballady, traktującej o niemożności porozumienia między ludźmi, teraz w żaden sposób nie mogę się od niego oderwać.


To co się wydarzyło 13.01.2019 r. w Gdańsku podczas końcowego koncertu tegorocznej Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka, wstrząsnęło chyba większością Polaków (choć nie zaryzykowałbym twierdzenia, że wszystkimi) i zapewne wielu z nich skłoniło do pewnych przemyśleń natury moralnej. Mnie również skłoniło, chociaż nie znałem osobiście prezydenta Pawła Adamowicza, ani jego rodziny. To zresztą i tak nie ma w tej sytuacji żadnego znaczenia, to, co nastąpiło potem i zaskoczyło chyba wszystkich.

 

Na to wielkie zło i niezawinioną krzywdę, jaką wyrządził rodzinie prezydenta ów obłąkany zabójca (bo jak można inaczej nazwać osobnika, który chce zostać sławny zabijając drugiego człowieka? Przecież mieć taką „sławę”, to już lepiej w ogóle nie żyć. Tysiące mieszkańców Gdańska zjednoczyło się we wspólnej modlitwie i głębokim przeżywaniu straty, której doświadczyli przez tą nikczemną zbrodnię.

 

Później tysiące internautów dołożyło się do niedokończonej przez prezydenta zbiórki WOŚP, której efekty przeszły najśmielsze oczekiwania jej pomysłodawczymi (z brakującego tysiąca zrobiło się kilkanaście milionów). Jednakże jakiś czas potem nasunęła mi się gorzka refleksja. Dlaczego to DOBRO (ogólnie ujmując), które z Gdańska „rozlało się” na całą Polskę (i nie tylko), ta spontaniczna potrzeba zademonstrowania więzi między ludźmi, którzy połączyli się po stracie tego wyjątkowego i dobrego z natury człowieka, musiało poprzedzać ZŁO, które tak mocno wstrząsnęło ludzkimi sumieniami, iż nie sposób było pominąć go milczeniem i nie pokazać swojej postawy, jako formy sprzeciwu przeciwko niemu?

 

Czy zawsze musi zachodzić taki niedorzeczny i trudny do zaakceptowania paradoks, że im większe zło się staje, tym większe wyzwala ono dobro w ludziach? Aż strach wyciągać z tego wnioski, bo należałoby założyć, że dobro bez zła nie może istnieć, a przynajmniej nie ma tak dużej możliwości oddziaływania na ludzkie umysły (może to dlatego w raju było tylko jedno drzewo poznania dobra i zła, a nie dwa oddzielne: poznania dobra oraz poznania zła)? Nie będę się jednak wdawał w filozoficzno-teologiczne rozważania, bo nie tędy droga do prawdy. Bardziej zależy mi na tym, by dotrzeć do mechanizmów psychicznych, które powodują ludźmi w takich jak ta sytuacjach.

 

Ten bulwersujący i wyjątkowy problem składa się bowiem z dwóch zależnych od siebie części: przyczyny i skutku. Przyczyną jest owo wstrząsające zabójstwo, zaś skutkiem jest zaskakująca wszystkich reakcja ludzi na to zło, którzy w cudowny nieomal sposób zamienili je na dobro. Może dlatego tak się stało, iż miało to związek z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy (której wolontariuszem był również zamordowany prezydent), a owa „orkiestra” Jurka Owsiaka ma magiczną moc przyciągania do siebie dobrych ludzi? Ten skutek jest dla mnie o wiele bardziej interesujący, ale zacznę od tej tragicznej przyczyny.

 

Media przyczyny tego zabójstwa wytłumaczyły krótko: zawiniła „mowa nienawiści”. Czy  mamy tu wyłącznie do czynienia z konsekwencją tego społecznego zjawiska? Moim zdaniem (choć z góry zastrzegam, iż nie roszczę sobie prawa do nieomylnych ocen), to nie tylko mowa nienawiści tu zawiniła, choć zapewne i ona ma w tym wydarzeniu swój udział (fabrykowane kłamstwa np. o zamachu, to też rodzaj mowy nienawiści: nienawiści do prawdy i do ludzi chcących ją poznać). Jednak ona jest tylko „czubkiem góry lodowej” czegoś, co wg mnie można by nazwać kulturą przemocy, albo aprobatą kultury przemocy.

 

Pozwolę sobie wytłumaczyć jak ja widzę ten problem. A zwróciłem na niego uwagę już jakiś czas temu i chcąc nie chcąc byłem (i jestem) jego biernym obserwatorem, patrzącym z niepokojem jak się to zjawisko rozwija i bierze ludzi w swe posiadanie, a oni nie tylko nic nie robią, by się od niego wyzwolić, lecz zachowują się dokładnie tak, jak przewidział to już w XVIII w. Wolter, który w swym przejmującym Traktacie o tolerancji pisał m.in.:

 

            „ /../ W dniach troski i w dniach nędzy, które śmierć wnet zaćmi,

            Dzieci jednego Boga, bądźmyż sobie braćmi.

            Wspomagajmy się wzajem, wszak to samo brzemię

            Kark nam każe pochylać i wzrok wbijać w ziemię.

            Ileż wrogów na życie wciąż czyha za progiem,

            Życie tak przeklinane – a jednak tak drogie! /../

            Po cóż chwilom ostatnim przydawać goryczy!

            To tak, jakby więźniowie na śmiertelnej pryczy

            Miast się wspomóc wzajemnie – z rozumu wyzuci –

            Bili się kajdanami, którymi są skuci”.

 

Czy w podobny sposób nie zachowuje się nasz „rozumny” gatunek na planecie Ziemi? Gatunek, którego przedstawiciele mając tylko jedno życie trwonią je na wszelkie możliwe sposoby, jakby ich religijne zbawienie zależało od tego, ile za życia zdążą zrobić świństw i podłości swym bliźnim. Ile wyrządzą im niezawinionych krzywd i cierpienia, które nie obciążają ich „czystego” sumienia, poddawanego regularnemu „oczyszczaniu” prostym rytuałem w świątyniach. Dla korzyści własnej zrobią wszystko: każde oszustwo, każde przestępstwo, a nawet zbrodnię i nie ma znaczenia, jakie tragiczne konsekwencje to będzie miało dla innych. Całe szczęście, że nie wszyscy ludzie są tacy.

 

Wracając do tematu: już dawno zauważyłem to niepokojące zjawisko. Od czasu kiedy nasza Telewizja zaczęła czerpać zyski z reklam, ważniejsza dla jej władz stała się „oglądalność”, a nie jakość programów. Krótko mówiąc: jakość została zastąpiona oglądalnością (skrupulatnie kontrolowaną), zaczęło też pojawiać się coraz więcej reklam oraz programów podobających się tej mniej wybrednej części widowni, która „śliniła się” podczas oglądania Big Brothera, czy podobnych mu „rozrywkowych” programów i filmów.

 

Jaki to ma jednak związek ze sprawami o których pisałem wyżej? Otóż od tego czasu nasze telewizory zaczęła zalewać fala filmów kryminalnych, sensacyjnych i gangsterskich. Obecnie nazywanych thrillerami, gdzie trup pada gęsto, krew się leje potokami, a używanie przemocy gwarantuje każda chwila ich oglądania. Nie ma dnia, aby nie było w telewizyjnej ofercie programowej filmów propagujących przemoc i zbrodnię i co gorsze, iż te same filmy powtarzane są niemal każdego tygodnia regularnie, do znudzenia. Zmienił się też sposób  pokazywania przemocy: kiedyś pokazywano ją oględnie, bez drastycznych szczegółów. Teraz im więcej widać ran i krwi, tym lepiej (i ciekawiej?).

 

To jeszcze nie wszystko: owa przemoc pokazywana w filmach, także zagościła teraz na dobre w familijnych serialach i nie ma obecnie chyba żadnego, gdzie nie zostałby wprowadzony wątek kryminalny, który dotąd nigdy nie był widziany w telenowelach oglądanych przez całe rodziny, włącznie z dziećmi. Nawet dziecięce bajki są pełne przemocy, co powinno już przerażać (a przynajmniej zastanowić) każdego rodzica. O czym świadczy ten chory trend? Niestety, chyba o tym, że jednak ludzie uwielbiają oglądać zabójstwa, morderstwa, mordobicia i wszelakie odmiany gwałtu, zbrodni i podłości, jakie sobie wzajem wyrządzają.

 

Gdyby tego nikt nie chciał oglądać, producenci reklam przestaliby za nie płacić, prawda? A skoro tych filmów jest z roku na rok coraz więcej (i tworzy się nowe kryminalne seriale z jeszcze większą dawką przemocy), to znaczy, iż jest wielu chętnych do ich oglądania. I dzięki temu interes propagowania i pokazywania przemocy kręci się od lat doskonale i zapewne przynosi coraz większe zyski. Czy ta goszcząca w mediach wszechobecna przemoc i zbrodnia oprócz napędzania zysków Telewizji przenosi się w jakiś znaczący sposób na naszą rzeczywistość? A jakże! I wcale nie trudno to dostrzec. Oto niektóre przykłady.

 

W szkołach z roku na rok narasta agresja u uczniów (np. te młode dziewczęta, które okładały pięściami i kopały leżącą koleżankę, a inne to filmowały) i korzystanie z używek (głównie dopalaczy). Uczniowie nagrali nawet film, kiedy znęcali się nad wychowawcą. Zdarzają się również wypadki (np. w Stanach Zjednoczonych parę razy w roku), kiedy uczeń wnosi do klasy broń i strzela do uczniów i nauczycieli. Kierowcy samochodów również są coraz bardziej agresywni w stosunku do siebie i także pośród nich zdarzają się przypadki użycia broni palnej, bo o obrzucaniu obelgami i chamskimi wyzwiskami nie ma co wspominać.

 

A te wszystkie paradokumentalne seriale, gdzie uczestnicy „rozwiązują” swoje problemy życiowe krzykiem, siłą i wyzwiskami, na najwyższych rejestrach rozdygotanych emocji? Jeśli tak się zachowują ludzie w stosunku do siebie w konfliktowych sytuacjach, to można im tylko współczuć braku empatii i rozsądku, o braku rozumu nie wspominając. Czy ta wszechobecna przemoc atakująca nasze zmysły bez mała ze wszystkich stron, wylewająca się z mediów rwącą rzeką, naprawdę może być obojętna dla naszych umysłów, sumień i dla naszego systemu nerwowego? Jestem pewien, że nie! To widać zresztą na każdym nieomal kroku.

 

Ludzie nie potrafią już chyba rozwiązywać swoich problemów w normalny (czyli kulturalny) sposób, za pomocą przekonujących argumentów, wzajemnych ustępstw czy obopólnego porozumienia. Wszyscy dążą do zaspokojenia własnego ego, nie oglądając się na to, czy ktoś na tym ucierpi, czy nie. Nie wiem czy rzeczywiście te filmy pełne przemocy mają taki zły wpływ na wielu ludzi, ale jeśli niemal codziennie oglądają przez wiele lat, że w taki sposób można zawsze osiągnąć zamierzony cel i pokonać tych wszystkich, którzy się temu sprzeciwiają, to czemu by nie spróbować samemu? Młodzi ludzie są „nabuzowani” tą złą energią i nic dziwnego, że wykorzystują każdą okazję, by rozładować zgromadzone emocje.

 

Mam dziwne przeczucie, że ta ostatnia przemiana ustrojowa, być może uczyniła wiele dobra w sferze ekonomicznej, czyli przyczyniła się do podniesienia jakości życia materialnego: ludzie więcej zarabiają, stać ich na wiele rzeczy, o których kiedyś mogli tylko marzyć, a w sklepach na półkach jest dosłownie wszystko. Mogą też sobie pozwolić na wyszukane rozrywki i zagraniczne wojaże. Ogólnie mówiąc żyje się nam dostatniej w porównaniu z czasami PRL-u. Jednakże w tzw. sferze duchowej (nie w rozumieniu religijnym lecz etycznym i emocjonalnym) ten rodzimy „kapitalizm” wyrządza ludziom wiele krzywd natury psychicznej, mających poważne konsekwencje w ich życiu.

 

Pierwsze co się „rzuca w oczy”, to bezwzględność ludzi w dążeniu do wyznaczonych sobie celów: każdy sposób jest dobry, byle gwarantował szybkie wzbogacenie się. Czy wchodzi się przez to na drogę przestępstwa i naraża zdrowie i życie innych osób (np. wytwarzając i handlując narkotykami i niebezpiecznymi używkami, lub sprzedając w Internecie podróbki leków), to w ogóle chyba nie jest brane pod uwagę. Albo napady na banki z bronią w ręku, bo nie umie się zarobić pieniędzy w inny sposób, a potrzeby ma się duże. Współczesny świat ma do zaoferowania tak dużą ilość atrakcyjnych przedmiotów, że dla wielu ludzi musi być to sytuacja nie do zniesienia, iż nie mogą sobie tego wszystkiego kupić. A od kuszących nas reklam przy każdej okazji nie sposób się uwolnić.

 

Druga równie niebezpieczna cecha, jaką można zauważyć we współczesnym świecie, to domaganie się przez ludzi jak największej wolności dla siebie, przy jednoczesnym unikaniu jakiejkolwiek odpowiedzialności. Widać potem tych „królów życia” rozbijających się drogimi autami po publicznych drogach i zabijających przy tym niewinnych ludzi, którzy znaleźli się przypadkiem na ich drodze. Oni przecież tylko realizują swoje marzenia, a że robią to wg zasady: „Trzeba umieć żyć pełnią życia i nie pójść za to do więzienia”, to co w tym złego? Każdy by tak robił, gdyby miał tyle odwagi. A konsekwencje takiego stylu życia? Kto by o tym myślał? Reklamy wszak zachęcają do śmiałej realizacji swych marzeń.

 

Jeśli to wszystko (w istocie o wiele więcej) połączy się w całość, wyjdzie nam konglomerat ludzkich zachowań, których mechanizm przyczynowo-skutkowy jest tak bardzo poplątany, iż sami się już chyba pogubiliśmy, co w tym wszystkim jest dobre, a co złe. Z czego się cieszyć i być dumnymi, a czego powinniśmy się wstydzić i unikać za wszelką cenę, gdyż świadczy to bardzo źle o jakości naszego człowieczeństwa, o naszej wrażliwości. Ale przede wszystkim o  naszym rozumie, który przecież ma nas wyróżniać się od zwierząt, czyż nie? Gdy tymczasem w licznych przypadkach zachowujemy się gorzej od nich, mimo tego, że one kierują się tylko nieświadomym instynktem, a my ponoć jesteśmy myślącymi istotami.

 

Wydaje mi się, iż to tragiczne wydarzenie w Gdańsku, które zamieniło się potem w spontaniczny i piękny gest tysięcy ludzi dobrej woli, było czymś w rodzaju „zderzenia” dwóch światów. Tego świata, którego nie akceptuję, i który jest mi całkowicie obcy: świat przemocy, agresji i przestępstw na wielka skalę, mowy nienawiści i dążenia do uzyskania korzyści własnej za wszelką cenę. Świat, o którym poeta tak pisał: „Przecież ten świat nie był moim światem. Był to świat ludzi bezczelnych, cynicznych i zachłannych, ludzi którzy pokornie się kłaniają przed możnymi ziemi i niebios. Był to świat osobników stworzonych na podobieństwo wygłodzonych psów, które dla kawałka ścierwa łaszą się i żebraczo merdają ogonem przed jatką” (S.Hedajat Ślepa sowa).

 

Ja utożsamiam się i pragnę żyć w tym drugim świecie, którego wartości reprezentuje Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy Jurka Owsiaka i które to wartości popierają miliony ludzi nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. O czym wyraźnie dali znać podczas dokładania się do owej ostatniej i niedokończonej puszki WOŚP przez prezydenta Gdańska. Ten świat jest mi bliski, bo z natury jestem pacyfistą i wierzę, że – jak śpiewał Czesław Niemen – ludzi dobrej woli jest więcej, a to wydarzenie pozwala mieć nadzieję, że znacznie więcej.   

                                                           ------ // ------

PS. Nie wiem, czy udało mi się wyartykułować to, co miałem zamiar. Być może przerósł mnie ten temat, nie mogłem się jednak powstrzymać, by nie odnieść się do tego tragicznego wydarzenia, które popchnęło tak wielu ludzi do pięknych reakcji. A winien temu jest także ów przejmujący utwór pt. „Pieśń ciszy”, którego mądre przesłanie w połączeniu z szokującym, a nawet wstrząsającym teledyskiem, wywarło na mnie piorunujące wrażenie. Osoba, która zadecydowała, by włączyć ową pieśń do tej uroczystości, musi chyba mieć nie tylko bardzo wyczulony słuch, ale też olbrzymią wrażliwość i piękne wnętrze. Chylę czoła.

 

Luty 2019 r.                                       ----- KONIEC-----