Irańska rewolucja i uprzedzenia establishmentu


Caroline Glick 2019-02-03


Hiszpański filozof George Santayana powiedział: “Ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej powtarzanie”.


Zachodni politycy powtarzają historię nie dlatego, że nie znają historii, ale dlatego, że poświęcanie jej uwagi utrudniałoby im przyjęcie polityki, która zgadza się z ich uprzedzeniami.  


To jest nieunikniony wniosek z lekcji nie wyciągniętej z islamskiej rewolucji w Iranie, która w zeszłym tygodniu obchodziła swoją 40. rocznicę.  


W latach prowadzących do rewolucji Chomeiniego i przez czterdzieści lat Republiki Islamskiej fikcje, które dezinformowały CIA, Departament Stanu i rządy sprzymierzonych narodów w 1979 roku, przetrwały mniej lub bardziej nienaruszone.


Od czasu do czasu administracje USA odsuwały je na bok na rzecz rzeczywistości. Zawsze jednak powracały na pierwszy plan. 


Prezydent Donald Trump jest pierwszym prezydentem, który wydaje się skłonny odrzucić całkowicie te skłonności do uprzedzeń elit zajmujących się polityką zagraniczną. Ale ta walka jest bardzo trudna.


Establishment polityki zagranicznej w Waszyngtonie zaciekle sprzeciwia się  podejściu Trumpa do Iranu i szerzej, do Bliskiego Wschodu.


Podzielają dwa szkodliwe uprzedzenia.


Pierwszym jest obyczajowy antyamerykanizm lewicy. Antyamerykanizm w tym kontekście nie jest pragnieniem zniszczenia Ameryki. W swej łagodnej postaci przejawia się w ogólnym poczuciu, że siły antyzachodnie mają uzasadnione powody swojej nienawiści do USA i popieranych przez USA krajów.  


Jak ujawniło archiwum dokumentów KGB Mitrochina i zeznania uciekinierów z bloku radzieckiego, wiele z tych antyzachodnich sił wspierał lub zgoła tworzył KGB.  


Równocześnie jednak lewicujący Amerykanie i Europejczycy, którzy są odpowiedzialni za politykę zagraniczną, byli i pozostają skłonni do dawania wiary w najgorsze rzeczy o własnych krajach, o swoich sojusznikach i klientach.  


Ta antyamerykańska skłonność na dwa sposoby zablokowała amerykańskim (i europejskim) twórcom i wykonawcom polityki zagranicznej możliwość zrozumienia rzeczywistości.


Po pierwsze, oślepiła ich na to co dobre u swoich sojuszników. Szach Iranu był najbardziej liberalnym przywódcą w świecie muzułmańskim. Za jego rządów Irańczycy żyli w wolności i zamożności nieporównywalnej do tego, co było u ich muzułmańskich sąsiadów w Zatoce Perskiej, Azji i Afryce.


Zamiast jednak wspierać go, kiedy dawał pełne prawa kobietom i wolność wyznania nie-muzułmańskim mniejszościom, amerykańscy politycy i urzędnicy państwowi, reporterzy i działacze praw człowieka mieli skłonność do dawania wiary w najbardziej przesadne oskarżenia o naruszaniu praw człowieka, jakie wysuwali wrogowie Szacha.  


Ponadto, antyamerykańska postawa dominująca wśród zachodnich decydentów w Waszyngtonie i w Europie oślepiła ich na chciwość i nieodłączną wrogość sił, które starały się obalić lub inaczej zaszkodzić ich sojusznikom. Jeśli Szach nie mógł – w ich oczach - zrobić niczego dobrego, to nawet kiedy jego przeciwnicy popełniali najgorsze zło, amerykańscy decydenci i analitycy mieli skłonność do lekceważenia ich zbrodni, a nawet usprawiedliwiania ich.


Drugim szkodliwym uprzedzeniem elit politycznych Ameryki i Europy, które praktycznie uniemożliwiło im zrozumienie tak przedrewolucyjnego, jak porewolucyjnego Iranu, był – i pozostaje  - antysemityzm, lub w politycznie poprawnej dwójmowie, antysyjonizm.


Chomeini był ludobójczym antysemitą, podczas gdy Szach był strategicznym sojusznikiem Izraela; Chomeini i jego rewolucyjni towarzysze wysłali swoich ludzi na szkolenia w  palestyńskich obozach w Libanie. Zarówno w 1979 r., jak i nadal dzisiaj, istnieje wyraźna tendencja do opinii, że przeciwstawianie się ajatollahom nie leży w interesie Ameryki, a tylko z interesie Żydów – lub „Izraelczyków”.

 

Jasno pokazują to dwie opublikowane w zeszłym tygodniu analizy irańskiej rewolucji. Pierwszą jest recenzja z książki opublikowana przez niezależnego analityka Bliskiego Wschodu, Kylego Ortona, na jego stronie internetowej. Orton recenzował książkę Andrew Scott Coopera o historii irańskiej rewolucji: The Fall of Heaven – The Pahlavis and the Final Days of Imperial Iran.

 

Drugą jest artykuł Tony’ego Badrana, specjalisty ds. Syrii z Foundation for Defense of Democracies, o roli Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) w utworzeniu reżimu Chomeiniego.  


Być może kluczowym spostrzeżeniem Ortona było pokazanie prawdziwej różnicy między Szachem Muhammedem Reza Pahlavim a ajatollahem Ruhollahem Chomeinim. Szach podjął się herkulesowego zadania zliberalizowania irańskiego społeczeństwa i zmodernizowania irańskiej gospodarki. W odróżnieniu od tego Chomeini poświęcił swoje wysiłki na propagandę i podżeganie przeciwko liberalizacji, prawom człowieka i modernizacji na rzecz islamskiego fanatyzmu, rewolucji i totalitaryzmu.


Ludzie Zachodu, troszczący się o prawa człowieka i o wolność, mieli wszystkie powody, by popierać Szacha i przeciwstawiać się Chomeiniemu. Woleli jednak zrobić odwrotnie.   Wierzyli w każde oskarżenie reżimu o tortury i prześladowania, także kiedy Szach podejmował bezprecedensowe kroki, by minimalizować przemoc i dawał prawa i swobody obywatelskie wszystkim Irańczykom.


Z drugiej strony, już w 1963 roku Chomeini wygłaszał mowy i kazania podżegające do rozruchów i wzywające do obalenia reżimu. W 1970 roku wygłosił serię kazań z wygnania w Iraku, w których przedstawił swoją wizję islamskiego reżimu w Iranie, który będzie totalitarny, fanatyczny i będzie czynnie dążył do obalenia porządku międzynarodowego i zastąpienia go islamskim porządkiem świata kierowanym przez rewolucyjne imperium irańskie.


Kazania Chomeiniego sprzedawano na kasetach na rogach ulic w całym Iranie. Zestawiono je w książkę pod tytułem Islamski rząd.


W tych przemówieniach znajdowały się wszystkie totalitarne aspekty islamistycznego reżimu w Iranie, który założył dziewięć lat później.  


A przecież, jak pisze Orton, funkcjonariusze i agencje wywiadowcze USA zrobiły coś więcej niż zignorowanie tych materiałów. CIA twierdziła, że sfabrykował je Mossad.


Prawdę o Chomeinim można było także znaleźć w sojuszu, jaki zawarł z szefem OWP, Jaserem Arafatem, w Libanie w latach 1970. To partnerstwo było przedmiotem artykułu Badrana. Jak pisze Badran, Arafat był pierwszym „zagranicznym przywódcą”, który odwiedził Chomeiniego w Iranie po rewolucji.


Wizyta Arafata była całkowicie zrozumiała. Jak napisali Orton i Badran, Arafat i jego OWP odegrali centralną -  właściwie decydującą – rolę w tworzeniu islamskiego reżimu, choć w jego zarodkowej postaci – ze swojego „państwa w państwie” w Libanie w latach 1970.  


Jak przypomina Badran, podobnie jak większość grup terrorystycznych z całego świata wszystkie irańskie siły opozycyjne wysyłały terrorystów do obozów szkoleniowych OWP w Libanie. Arafat i jego towarzysze z entuzjazmem szkolili ich wszystkich. Bliskie związki Szacha z Izraelem czyniły z niego wroga Arafata.


Reagując na niepokój przedstawicieli Chomeiniego, że każdy reżim, jaki stworzą, zostanie obalony przez przewrót wojskowy, współpracownik Arafata,  Anis Naccache, przedstawił plan stworzenia Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej jako „głównego filaru” przyszłego reżimu islamskiego.  


OWP szkoliła także szyickich terrorystów pod dowództwem Imada Mughnijeha, który podzielał ideologię Chomeiniego. Ci szkoleni przez OWP terroryści przyjęli nazwę Partia Boga – Hezbollah.  


Orton relacjonuje, że terroryści OWP przybyli do Teheranu tuż po odjeździe Szacha, by wesprzeć siły Chomeiniego i utorować im drogę do przechwycenia władzy.  


Rola OWP w ułatwieniu Chomeiniemu zdobycia władzy jest godna uwagi z dwóch powodów. Po pierwsze, wskazuje na instrumentalną rolę, jaką Chomeini przypisywał terroryzmowi, zarówno przy przechwytywaniu władzy, jak utrzymywaniu jej w Iranie. Jego stanowisko najwyższego przywódcy Hezbollahu i jego pogląd na tę grupę terrorystyczną jako na rodzaj terrorystycznej legii cudzoziemskiej jego rewolucji islamskiej wskazywał na jego zamiar eksportowania rewolucji poza granice Iranu i prowadzenia zamachów terrorystycznych na całym świecie.   


Drugim powodem, dla którego stosunki OWP z Chomeinim i jego zwolennikami były ważne, jest to, że wskazywały na radykalizm i złowrogie zamiary OWP nie tylko w stosunku do Izraela, ale także wobec USA i Zachodu jako całości.


Decyzja Arafata użycia jego ”państwa w państwie” do szkolenia antyzachodnich grup terrorystycznych z całego świata uczyniła z niego zarówno ojca chrzestnego, jak i architekta globalnego terroryzmu i niebezpiecznego wroga USA i wolnego świata. Jego gotowość do udzielenia pomocy Chomeiniemu pokazuje, że wygodne rozróżnianie między świecką OWP a islamistami było całkowicie chybione.


Sądząc jednak z ówczesnych, jak i późniejszych wydarzeń jest jasne, że decydenci w USA nie zaakceptowali żadnego z tych oczywistych wniosków. Wielu nie akceptuje ich nadal.


Badran przypomina, że administracja Cartera poprosiła Arafata o mediację w sprawie zakładników. Według strony izraelskiej, jak i egipskiej, Carter niemal storpedował rozmowy pokojowe między Izraelem a Egiptem w próbie zmuszenia obu stron do uwarunkowania pokoju od dania władzy OWP.


Od czasu administracji Clintona, każdy prezydent traktował tę palestyńską grupę terrorystyczną jako jedynego legalnego przedstawiciela ludu palestyńskiego i prawomocnego aktora politycznego.  


Jeśli chodzi o Chomeiniego i jego następców, jak wielokrotnie pisał znawca Iranu, Michael Ledeen, każda administracja USA starała się zawierać układy i osiągać porozumienia z ajatollahami. Wszystkie łudziły się, że reżim jest podzielony na rewolucjonistów i umiarkowanych. Tak więc administracja Clintona twierdziła uparcie, że prezydent Mohammed Chatami był umiarkowany, nawet kiedy brutalnie dławił studenckie protesty w 1999 roku.

 

W 2007 roku administracja Busha zaakceptowała National Intelligence Estimate, który fałszywie twierdził, że Iran porzucił swój program nuklearny w 2003 roku. A w 2014 roku administracja Obamy oparła dyplomację nuklearną z Iranem – która utorowała Iranowi drogę do nuklearnego arsenału – na fałszywym twierdzeniu, że prezydent Hassan Rouhani jest umiarkowany.

 

Tak samo jak administracja Cartera ignorowała pisma i przemówienia Chomeiniego i jego związki z OWP i uważała niepokój wobec obu za izraelską propagandę, tak w tym późniejszych kontaktach z reżimem irańskim przedstawiciele USA odrzucali lub twierdzili, że dowody, iż Iran dąży do zdobycia broni jądrowej  i podważa regionalne i globalne bezpieczeństwo, są izraelską propagandą. 

 

Wobec tej ściany cynicznego niedowierzania w zeszłym roku izraelski premier Benjamin Netanjahu czuł się zmuszony do ryzykowania życia kilkudziesięciu najlepszych agentów Mossadu i wysłał ich do Teheranu, by fizycznie przejęli archiwum nuklearne Iranu i potajemnie wywieźli je z kraju.

 

I nawet po tym, jak Izrael przedstawił irańskie dokumenty, które dowodzą, że Iran rozwijał broń nuklearną, europejscy przedstawiciele i pracownicy byłej administracji Obamy oskarżyli Izrael o kłamstwo.


Wiele jest lekcji jakie można wyciągnąć z irańskiej rewolucji, która przyniosła Iranowi i światu trwający już 40 lat koszmar islamskiego reżimu.


Jeśli jednak chodzi o Zachód, pierwszą lekcją musi być to, że nie da się zrozumieć Bliskiego Wschodu – ani zresztą niczego innego – jeśli osądza się wydarzenia i ludzi przez filtr irracjonalnych uprzedzeń i przesądów.  


The Iranian Revolution and Establishment Prejudice

Breibart, 23 września 2019

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Caroline Glick 

Znana dziennikarka izraelska, pracuje w „Jerusalem Post”. Urodzona w Stanach Zjednoczonych, gdzie ukończyła studia z nauk społecznych. Emigrowała do Izraela w 1991 roku, wstępując natychmiast do IDF, w 1996 roku zakończyła karierę w wojsku w stopniu kapitana. Występuje często w izraelskiej telewizji, jest również zapraszana przez różne stacje telewizyjne w USA.