Eksperci od „prawdziwej” wolności i grzechu


Lucjan Ferus 2019-01-06


Jest to kolejna część cyklu pod ogólnym tytułem: „Refleksje sprzed lat”. Przypomnę tylko, iż są to zapiski moich przemyśleń z początku lat 90-tych ub. wieku. Wracam do nich od czasu do czasu, zazwyczaj podczas poszukiwania dodatkowych materiałów do bieżącego tekstu. Przypomnę dziś notatki, które akurat zwróciły moją uwagę. Daleko im do literackiego stylu, jednak postanowiłem niczego nie poprawiać, widać lepiej emocje powodujące mną podczas pisania. Do rzeczy zatem. Pierwszy zapis dotyczy wizyty papieża Jana Pawła II w Polsce, w czerwcu 1991 r. i stanowi urywek jego przemówienia do wiernych:

„Nie można tutaj mówić o wolności człowieka, bo to jest wolność, która zniewala. Tak, trzeba wychowania dla wolności, trzeba dojrzałej wolności. Tylko na takiej może się opierać społeczeństwo, naród, wszystkie jego dziedziny życia, ale nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala i znieprawia”.

Drugi zapis sporządzony około roku później, dotyczy artykułu z gazety, zatytułowanego: „Dramatyczny apel papieża” (niestety, nie zanotowałem tytułu gazety, ani nazwiska autora/ki owego artykułu). Oto jego fragmenty:

„Od tysiąclecia staramy się czynić dobrze, chociaż często nam to nie wychodzi. Na pewno są okresy nasilającego się grzechu, nasilających się zagrożeń i pokus. I dlatego od zeszłego roku /../ nawoływałem do wielkiej modlitwy i dziś czynię to samo. Te pokusy się nie cofają, one się nasilają i dlatego trzeba wielkiej modlitwy. Trzeba ażebyśmy teraz nie poddali się innym zagrożeniom naszych dusz, naszej prawdziwej wolności. Największe zagrożenie dla wolności człowieka jest wówczas, kiedy się go zniewala, mówiąc jednocześnie, że czyni się go wolnym. To jest największe niebezpieczeństwo i temu trzeba się przeciwstawić. To trzeba sobie uświadomić, nie można oddać się w ręce pokusy /../. Trzeba, żebyśmy wiedzieli, żebyśmy nie zniszczyli tego dziedzictwa, tego dobra /../. Byśmy nie pozwolili sobie tego zniszczyć”

Z innego artykułu, zatytułowanego: „Trudny dar wolności” (niestety, także nie zanotowałem tytułu gazety, ani nazwiska jego autora/ki), można dowiedzieć się, iż papież mówił:

„Wolność jest zadaniem, przed którym się nikt nie może cofnąć. I jest tutaj potrzebny bardzo aktywny udział Kościoła, bo /../ Kościół jest ekspertem od wolności, tak, jak jest ekspertem od grzechu. Bo te rzeczy idą razem z sobą: wolność i grzech. /../ źle zrozumiana wolność obraca się w niewolę. Jest to niewola pychy i niewola chciwości, niewola zmysłowości i niewola zazdrości, niewola lenistwa i niewola egoizmu i nienawiści. /../ Wolność jest trudna, trzeba się uczyć być prawdziwie wolnym – czyli stosować wobec siebie pewne ograniczenia, ażeby nasza wolność nie stawała się naszą własną niewolą /../ ani przyczyną zniewolenia innych”.

Dalej następuje mój ówczesny komentarz do owych cytatów:

 

„Tyle papież, najwyższy autorytet moralny dla wielkiej rzeszy wiernych. Trzeba przyznać, iż (zapewne nieświadomie) wyszedł mu ciekawy paradoks. Wygląda bowiem tak, jakby głowa potężnej organizacji, jaką jest zinstytucjonalizowany Kościół katolicki z bardzo rozbudowaną hierarchią kapłanów – krytykuje i uznaje za największe zło dla człowieka to, co sam stosował przez wiele wieków i stosuje nadal: zniewalanie ludzi i ograniczanie im wolności pod pozorem czynienia ich wolnymi i pod pozorem czynienia im dobra.

 

Ma papież rację, iż jest to największe niebezpieczeństwo dla człowieka, i że trzeba się temu przeciwstawić. „To trzeba sobie uświadomić” – święte słowa! Ale kto ma to zrobić? Przecież nie zrobi tego Kościół (nie będzie „zarzynał kury znoszącej złote jaja”). A więc kto? Kto odważy się wprowadzić do szkół również religioznawstwo (okrzyknięte przez biskupów jako „łamanie sumień młodzieży”)? Kto zapozna ich z historią Kościoła kat., ze szczególnym uwzględnieniem krwawej, pełnej politykierstwa, przemocy i obłudy, historii papieskich dworów?

 

Kto uświadomi ludziom, że to właśnie Kościół kat. ich zniewala, mówiąc jednocześnie, że czyni ich wolnymi? Kto ich oświeci, że wolność polega również na swobodnym wyborze światopoglądu? Czy gwarantuje to „wolność” pod egidą tegoż Kościoła? Kto im powie, że indoktrynowanie małych dzieci (od wieku przedszkolnego) na „jedyną, słuszną prawdę”,.. że podstępny sposób wprowadzenia religii do szkół, a potem wymóg stopni z religii na świadectwach szkolnych, to ewidentne przykłady nie liczenia się z WOLNOŚCIĄ jednostki?

 

Kto ludziom powie, że silny wpływ Kościoła na polityków (od siedmiu boleści), by stworzyli podstawy państwa wyznaniowego, to również zaprzeczenie wolności jednostki? Kto wreszcie ich uświadomi, że naciski kleru na ustanowienie ustawy o zakazie aborcji (wbrew woli przeważającej większości społeczeństwa!), to urąganie prawu do wolności kobiet, do wolnego wyboru w tak ważnej sprawie jak macierzyństwo? I to ma być ta „prawdziwa wolność” o której mówił papież?  „Kościół jest ekspertem od wolności” – jeśli tak, to już wiem jaką „wolność” miał na myśli papież Jan Paweł II.

 

Zapewne taką, jakiej doznali Giordano Bruno, Cesare Vanini, Savonarola, Jan Hus, Wiklif i inni (spaleni na stosie, a wcześniej torturowani), którzy doświadczyli tej specyficznie rozumianej „wolności” przez Kościół kat. Oj, miał ów Kościół wielu takich „ekspertów” od wolności: św. Augustyn, św. Tomasz z Akwinu, Tomas Torquemada i inni członkowie Kongregacji Świętej Inkwizycji (obecnie Doktryny i Wiary), nie mówiąc już o papieżach. Bo „Wolność jest zadaniem, przed którym nikt się nie może cofnąć” – jak powiedział papież (wyszedł mu znowu świetny paradoks, bo wychodzi na to, iż wolność to przymus).

 

Jednym słowem: chcesz człowieku czy nie, Kościół i tak będzie uczył cię być wolnym (choć nie od siebie i nie od religii) i innego zagrożenia do ciebie nie dopuści. A pewnie, po co jeszcze inne zagrożenia, skoro on sam wystarcza za wszystkie inne bez mała? Dalsze słowa papieża odnoszą się zapewne do jego własnych urzędników – kleru katolickiego, którzy muszą błędnie rozumieć wolność, dlatego jakże często popadają w niewolę pychy ( np. „szczekające kundelki podwórzowe”), chciwości i grzesznej zmysłowości, egoizmu, pazerności i nietolerancji. O wielu innych wadach naszych duszpasterzy nie wspominając.

 

I te znamienne, dające do myślenia słowa: „Wolność jest trudna, trzeba się uczyć być prawdziwie wolnym /../ ażeby nasza wolność nie stawała się naszą własną niewolą /../ ani przyczyną zniewolenia innych”. Widać, że dla hierarchii Kościoła kat., ta nauka prawdziwej wolności zawsze była zbyt trudna. Nigdy się jej nie nauczyli w pełni, gdyż nie tylko stawała się ich własną niewolą (np. narzucony im celibat wbrew świadectwom Biblii, czy nagminne nie przestrzeganie przykazania „Nie zabijaj”), ale przede wszystkim też, była przyczyną zniewalania innych. I to w najbardziej perfidny sposób, bo od małego nieświadomego dziecka zaczyna się ten proces religijnej indoktrynacji, a kończy wraz z życiem człowieka.

 

Zatem człowiek „prawdziwie wolny” w rozumieniu papieża (i jego Kościoła), to taki, który całkowicie podporządkuje się nakazom i zakazom kościelnym, który słucha i stosuje się do pouczeń autorytetów kościelnych (biskupów). Jednym słowem, zniewolenie jakiemu podlega ma się nazywać wolnością. Miał rację Orwell pisząc: „Wolność to niewola” oraz ten, kto powiedział, iż „Najlepiej służy ten, kto nie wie, że służy”. Ładna mi „wolność”! Co za przewrotny pomysł, by niewolę nazywać wolnością! No tak, ale wpierw trzeba zdawać sobie sprawę z tego zniewolenia pozorami „wolności” religijnej (a właściwie kościelnej).

 

„Wolność, która zniewala /../ nie można stwarzać fikcji wolności, która rzekomo człowieka wyzwala, a właściwie go zniewala”. Wypowiadający te słowa papież miał zapewne na myśli aktualną sytuację gospodarczo-polityczną Polski. Jednakże każdy, kto zna historię Kościoła katolickiego jak i papiestwa przyzna, iż pasują one „jak ulał” do tejże historii, a właściwie do jednego z jej aspektów: panowania nad umysłami wiernych w każdej możliwej dziedzinie życia i utrzymywania tej władzy jak najdłużej. Okazuje się bowiem, iż powszechna praktyka stosowanej przez Kościół „ewangelizacji” zaprzecza słowom papieża.

 

Otóż można z powodzeniem stworzyć fikcję „wolności”, która rzekomo „wyzwala” człowieka, choć właściwie go zniewala. Pod warunkiem, iż ma się takie możliwości jak Kościół kat., które pozwalają na religijne indoktrynowanie małych dzieci w przedszkolach. Wystarczy przypomnieć sobie tylko niektóre (ale bardzo znamienne) działania Kościoła w tej kwestii, by sobie uprzytomnić, iż podczas cytowanego wyżej przemówienia, papież zastosował oratorski chwyt, zwany popularnie: „przyganiał kocioł garnkowi”. Aby nie być gołosłownym, przytoczę parę „kwiatków” z tej bożo-kościelnej „łączki”.

„Pragniemy, aby wszystkie ludy, którymi kieruje rząd naszej łaskawości, wyznawały religię, którą jak wierzymy, przekazał Rzymianom św. Piotr Apostoł i która aż dotąd się utrzymała /../ Nakazujemy, aby ci, którzy wyznają tę wiarę, przyjęli nazwę chrześcijan katolickich, wszystkich zaś innych uznajemy za głupców i szaleńców, trzymających się haniebnych zasad heretyckich” (fragment edyktu cesarza Teodozjusza, ogłoszony w Tessalonice 27.02.380 r.). Następnie edykt mówił, że wszyscy ci głupcy i szaleńcy „poniosą najpierw karę boską, a potem karę z rozkazu naszej władzy, którą otrzymaliśmy z wyroku niebieskiego” (wg Jak człowiek stworzył bogów Jerzego Cepika)”.

Takie były oficjalne początki tej religii, początki trwającej wiele wieków pogardy dla rozumu, dla wolności sumienia i dla wolnej myśli. A potem było już tylko gorzej (lecz dla Kościoła lepiej). Np. papież Grzegorz XV mawiał: „Wolność wyznania, informacji, zgromadzeń i nauczania, to brudny ściek pełen heretyckich wymiocin”, a papież Grzegorz XVI w encyklice Mirari vos z 1832 r. pisał:

„Z tego to najbrudniejszego źródła indyferentyzmu wypłynęło owo błędne i niedorzeczne mniemanie, albo raczej szalone głupstwo, jakoby każdemu należało zapewnić i zaręczyć wolność sumienia. Szerzenie się tego zaraźliwego błędu, ułatwia owa nieograniczona wolność słowa, która szeroko zapanowała ze szkodą Kościołów i rządów, ponieważ niektórzy bezczelnie powtarzają, jakoby stąd płynął pewien pożytek dla religii”

Prawie ćwierć wieku później powtarza niemal to samo papież Pius IX w encyklice z 1854 r.:

„Niedorzeczne i błędne nauki lub inne brednie broniące wolności sumienia, są największym błędem, zarazą najbardziej dla państwa niebezpieczną” (miał na myśl państwo kościelne czy państwo Watykan?). Ten sam papież w encyklice Quanta cura z 1864 r. rzucił klątwę na  stających w obronie wolności sumienia i wiary, jak również na tych, którzy ośmielają się twierdzić, iż Kościół nie powinien używać przemocy: „Przekleństwo niech spadnie na tych, którzy uważają, że papież może i powinien pogodzić się z postępem, liberalizmem i cywilizacją współczesną”.

 

Zaś biskup O’Connor twierdził: „Wolność religijna jest tolerowana do momentu, w którym możliwe stanie się jej ograniczenie, bez narażania na szkodę katolicyzmu”. Natomiast papież Paweł III w jednej z bulli pisał: „W sprawach wiary nie wolno czekać ani chwili, ale przy najmniejszym podejrzeniu karać należy natychmiast z najwyższą surowością”. Kiedyś, każdy kardynał, arcybiskup i biskup w Kościele rzymskokatolickim składał papieżowi przysięgę: „Heretyków, schizmatyków i buntowników sprzeciwiających się naszemu panu (papieżowi) lub jego następcom, będę prześladował ze wszystkich sił”. Ciekawe czy nadal jest składana?

 

Reasumując: doktryny powstałe w średniowieczu, jak i te za istnienia państwa kościelnego nadal obowiązują, choć może nie są tak ostentacyjnie eksponowane. Dlatego gdy słyszę jak przywódca Kościoła kat. mówi o potrzebie „dojrzałej wolności”, która nie powinna człowieka zniewalać – odczuwam niepokój, bo dobrze jeszcze pamiętam perfidny sposób wprowadzenia religii do szkół. Gdy najwyższy kapłan zhierarchizowanej instytucji Kościoła, próbuje uczyć nas demokracji i egalitaryzmu, odczuwam daleko idący sceptycyzm i podejrzenia o obłudę. Gdy słyszę papieża mówiącego: „Zachłystujemy się różnymi wolnościami, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwa wolność istnieje tylko w połączeniu z prawdą”, przypomina mi się pytanie Piłata skierowane do Jezusa: „Cóż to jest prawda?” (J 18,38). I kto o niej decyduje?

 

Gdy przedstawiciel stanu kapłańskiego żyjącego w celibacie, próbuje pouczać nas o życiu w rodzinie i świadomym macierzyństwie, wydaje mi się to śmieszne i żałosne zarazem. Gdy ludzie grzeszący pychą i wyniosłością chcą uczyć nas pokory, a chciwi i pazerni nauczają ubóstwa – co mam wtedy odczuwać? Gorycz? Litość? Gdy najwyższy kapłan Kościoła, który przez wiele wieków w imię jakoby „wyższych racji” i rzekomej „prawdy objawionej” gwałcił i ograniczał wolność bardzo wielu społeczności, uzurpując sobie nad nimi władzę w imieniu Boga – domaga się od nas przestrzegania Dekalogu, jak mam to rozumieć? Jako daleko posuniętą hipokryzję czy żenującą nieznajomość historii swej organizacji?

 

Kościół kat., który przez kilkanaście wieków ograniczał wszelkimi możliwymi sposobami wolność człowieka i jego sumienia, który niszczył za pomocą Świętej Inkwizycji każdy przejaw wolnomyślicielstwa, który walczył zaciekle z reformacją i zawsze był obrońcą starego, feudalnego porządku, który najdłużej popierał niewolnictwo – i tenże Kościół chce teraz być obrońcą PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI? Jak to rozumieć? Przecież pojęcie prawdziwej wolności objętej przewodnictwem Kościoła kat., będzie takim samym sztucznym tworem, jak np. ekonomia polityczna, czy filozofia katolicka lub centralizm demokratyczny.

 

Już samo połączenie tych określeń znamionuje fałsz i zakłamanie. Czy koniecznie musimy przez to przechodzić? Chyba jednak będziemy musieli, gdyż jak mawiał (wyjątkowo szczery zapewnie) papież Grzegorz XVI: „Nie liczy się religia, tylko liczy się polityka, nieważna jest sprawiedliwość, tylko ziemski interes Kościoła”. Od razu trzeba było tak mówić, a nie mamić nas bajeczkami  o „dojrzałej” i „prawdziwej wolności” pod egidą Kościoła i religii, która człowieka „nie zniewala i nie znieprawia”, a na dodatek „wyzwala go”,.. od czego właściwie?

 

Lato 1992 r.

Styczeń 2019 r.                                  ----- KONIEC-----