Pryncypialność i elastyczność w rozwiązywaniu problemów społecznych


Andrzej Koraszewski 2018-12-05


Brak zasad może prowadzić do łajdactwa, ale pryncypialność ma często równie paskudne efekty. Czy musimy ważyć różne wartości i szukać kompromisów? Poniekąd absurdalne pytanie, robimy to nieustanie w życiu codziennym, każdy sędzia boryka się z tym problemem orzekając wyroki, polityka jest sztuką osiągania tego, co  możliwe. Wacław Havel odwrócił tę starą maksymę, mówiąc, że „polityka nie jest sztuką osiągania tego, co możliwe, ale tego, co niemożliwe”. Jednak, aby osiągnąć to, co niemożliwe, musimy czasem zrezygnować z pryncypialności i zdobyć się na kompromis. Kiedy jednak kompromis okazuje się zgniłym kompromisem, a kiedy pryncypialność zmienia się w tępy fanatyzm? O ważeniu wartości i sztuce kompromisu mówimy rzadko i zazwyczaj bardzo  ogólnie, chociażby z tej przyczyny, że wszyscy lubimy być ludźmi z zasadami.

Amerykańska onkolog pediatra, Diane M. Komp uświadomiła mi, jak bardzo jest to problem każdego z nas. Od dziesiątków lat reaguję gwałtownie na przypadki rodziców, którzy pod wpływem religii gotowi są zrezygnować z leczenia swoich własnych dzieci cierpiących na nowotwory, skazując je na nieuchronną śmierć. Długo byłem zwolennikiem (i chyba w jakimś sensie nadal jestem zwolennikiem) drastycznych kroków, włącznie z pozbawianiem praw rodzicielskich. Diane M.Komp była sama osobą głęboko wierzącą, często powtarzała, że modli się tak, jakby wszystko zależało od Boga, ale pracuje tak, jakby wszystko zależało od niej. Wielokrotnie spotykała w swojej pracy rodziców przekonanych, że modlitwa jest ważniejsza niż leczenie, a nawet takich, którzy sądzili, że leczenie jest próbą sprzeciwiania się woli Boga. Większość jej kolegów, reaguje na takich rodziców gniewem, często krzykiem, w poczuciu bezradności domagają się szybkiej interwencji władz. Profesor Komp miała inną strategię, proponowała wspólną modlitwę, rozbrajała tę minę znając i rozumiejąc motywację ludzi, których bezgraniczna głupota budzi we mnie niepohamowany gniew. Jej opisy poszczególnych przypadków nie pozostawiały jednak wątpliwości, jej strategia nieodmiennie okazywała się skuteczniejsza aniżeli strategia jej pryncypialnych kolegów. Ratowała życie, ostrożnie i ze zrozumieniem, przełamując opory zagubionych rodziców.


Czytana przed laty książka* wyostrzyła moją uwagę na nieustannie powtarzający się konflikt między naszymi wartościami a pryncypialnością, która może realizację tych wartości osłabiać czy wręcz uniemożliwiać.


Niesłychanie ciekawy przykład tego konfliktu pojawił się obecnie w Izraelu, gdzie ultraortodoksyjni Żydzi, tzw. charedim, żyją w swoich średniowiecznych zabobonach, wykluczając się z nowoczesności. Licząca około miliona osób społeczność ultraortodoksyjnych Żydów to świat, w którym głównie kobiety utrzymują rodzinę, a bezrobocie mężczyzn jest astronomiczne, 60 procent tej społeczności żyje poniżej granicy biedy, a równocześnie 60 procent jest w grupie wiekowej poniżej 20 lat. Ze względu na bardzo niskie wykształcenie zawodowe ci, którzy pracują, mają najniższe możliwe dochody. Mamy zatem do czynienia z bardzo poważnym problemem społecznym, który może się okazać równie groźny jak palestyński terroryzm. Nic dziwnego, że rząd od lat różnymi sposobami próbuje zachęcić młodzież z tego środowiska do podjęcia nauki w szkołach wyższych. Jedną z technik łagodzenia oporów młodych ludzi i ich rodziców jest zgoda na tworzenie osobnych klas dla chłopców i dziewcząt oraz na nauczanie w klasach dla dziewcząt wyłącznie przez kobiety i w klasach dla chłopców wyłącznie przez mężczyzn. Dla wszystkich zwolenników świeckiego państwa jest to ustępstwo budzące grozę i jak można się było tego spodziewać sprawa została zaskarżona do izraelskiego Sądu Najwyższego, który może tej praktyki zakazać.  


David Weinberg opisując ten problem i stanowiska stron pisze, że pryncypialność w tej sprawie może okaząc się bardzo kosztowna. 

Na przestrzeni ostatnich siedmiu lat – stwierdza Weinberg - rząd izraelski mądrze zainwestował setki milionów dolarów by stworzyć szanse wyższych studiów dla ultraortodoksyjnych mężczyzn i kobiet – ta strategia działa! Liczba studentów z tego środowiska podskoczyła w tym okresie o 80 procent. Liczba ultraortodoksyjnych mężczyzn na rynku pracy wzrosła w ubiegłej dekadzie z 40 procent do 50 procent.


(Odsetek pracujących mężczyzn w mniej religijnej części społeczeństwa wynosi 81 procent. Celem rządowej kampanii jest włączenie 63 procent mężczyzn charedim do rynku pracy do roku 2020.)

W pozwie do Sądu Najwyższego grupa profesorów zażądała zatrzymania finansowania przez rząd oświaty na uczelniach dla ultraortodoksyjnych Żydów, gdzie jest podział nauczania ze względu na płeć. Zdaniem sygnatariuszy tego zaskarżenia, podział nauczania ze wględu na płeć dyskryminuje kobiety, ponieważ nie mogą one uczyć grup składających się z mężczyzn. Argumentują również, że zgoda na tego rodzaju segregację może być precedensem, który będzie się rozszerzał na armię i rynek pracy. Ich zdaniem jest to również obraza fundamentalnych wartości uniwersyteckich, takich jak otwartość i pluralizm.    


Nie są to racje pozbawione podstaw i bez trudu można zrozumieć te obawy. Czy zatem, podzielając wartości skarżących, można bronić programu zmierzającego do złagodzenia problemu wykluczenia, ubóstwa,  niskiego poziomu wykształcenia i wysokiego poziomu bezrobocia w ultraortodoksyjnej społeczności?  


Autor artykułu zwraca uwagę na fakt, że działania rządowe prawdopodobnie już wpłynęły na postawy rodziców w społeczności charedim, ponieważ wzrasta w tym środowisku poparcie dla posyłania dzieci na uczelnie i nadzieja na to, że dzieci będą miały dzięki temu dobrze płatną prace. Sondaże pokazują, że ponad 80 procent rodziców w społeczności charedim chce, aby uczelnie, na których uczą się ich dzieci, zapoznawały je z nauką obok przedmiotów religijnych. 


Czy podejrzenie, że młodzież z tego środowiska raczej zrezygnuje z nauki niż pogodzi się z systemem koedukacyjnym, jest uzasadnione? Zdaniem Davida Weinberga tak. Konserwatyzm tego środowiska jest tak głęboko zakorzeniony, że przeważa wszystkie inne względy i pryncypialne odrzucenie kompromisu oznacza podtrzymywanie i wzmcnienie wykluczenia tej młodzieży. Co więcej, jego zdaniem problem jest tak poważny, że zagraża bezpieczeństwu Izraela.   


Weinberg zwraca uwagę na fakt, że program jest pod kontrolą Ministerstwa Edukacji, że jest wyraźnie adresowany tylko do środowiska ultraortodoksyjnych Żydów, którzy mają oczywiście możliwość studiowania w innych miejscach i nie ma żadnych przesłanek, by obawiać się, iż ta segregacji płci zostanie rozszerzona na inne miejsca systemu edukacyjnego. W niektórych przedsiębiorstwach utworzono czysto kobiece oddziały (głównie dla kobiet z środowisk ultraortodoksyjnych), jednak – jak pisze ten autor – ogromna większość absolwentów uniwersytetów, którzy korzystali z tego programu, po ukończeniu studiów trafiła do koedukacyjnych miejsc pracy. Innymi słowy wykształcenie przełamuje religijne przesądy, ale próba przełamywania tych przesądów na siłę może blokować drogę do wykształcenia.       


Konflikt wartości jest tu ewidentny i w uczciwym oraz dobrze zorganizowanym parlamentarnym sporze można spierać się o to, co jest wyższym priorytetem, jak tworzyć zabezpieczenia przed ryzykiem prób zawłaszczenia państwa przez instytucje religijne, czy istnieje inna, równie skuteczna strategia osiągnięcia celu, który w gruncie rzeczy akceptowany jest tak przez rząd, jak i przez opozycję.


Problem polega jednak nie tylko na fanatycznej pryncypialności. Polityczna walka to zazwyczaj tokowisko hipokrytów dążących do władzy i starających się pozyskać zwolenników przez tańce świętych wojowników absolutnej moralności. Od samych wartości ważniejsza jest zazwyczaj walka o dominację. Dla postronnego obserwatora wyłania się tu zatem problem, gdzie jest spór o skuteczność strategii zmierzającej do osiągnięcia tego, co Wacław Havel nazywał niemożliwym, a gdzie ordynarna walka o wpływy na scenie  politycznej zaledwie osłonięta moralizatorską retoryką?


Ten przykład toczącego się w Izraelu sporu o taktykę włączania niemałej części społeczeństwa do normalnego życia w nowoczesnym świecie uświadamia nam, jak często jako obywatele narażeni jesteśmy na kuszenie pryncypialnością, które w gruncie rzeczy może być zaledwie pozorem merytorycznej dyskusji.

 

*Diane M. Komp: I dziecko będzie je prowadzić : dzieci z nowotworem uczą, jak mieć nadzieję, przekł. Małgorzata Koraszewska.- Warszawa : "Verbinum", 1997.