Kindertransport – okazjonalna wielkoduszność


Haviv Rettig Gur 2018-12-04


Najlepiej można zrozumieć Kindertransport nie jako przykład otwartości i humanitaryzmu Wielkiej Brytanii podczas II Wojny Światowej, jak o tym mówią dzisiejsi Brytyjczycy, ale jako chwilowy wyjątek, który dowodzi reguły uniwersalnej obojętności na los Żydów. Chwalenie się Wielkiej Brytanii za przyjęcie Kindertransport ukrywa fakt, że Brytyjczycy postanowili także nie wpuścić ich rodziców. Ten wyjątkowy, moment łaski jest równoznaczny ze zmuszeniem Żydów do osierocenia swoich dzieci, by je uratować. Tymczasem dorośli Żydzi, którym pozwolono na wjazd, zostali wpuszczenie tylko pod warunkiem, że brytyjska społeczność żydowska przyjmie za nich pełną odpowiedzialność finansową, ponieważ odmówiono im prawa pracy w Zjednoczonym Królestwie. A jeszcze jest sprawa Białej Księgi. Antyuchodźcza polityka, zatrzymująca Żydów, którzy uciekali z kontynentu przed wjazdem do Wielkiej Brytanii, działała już w pełni, kiedy w 1939 roku Wielka Brytania wydała Białą Księgę, która zapewniła, że Żydzi nie mogli również uciec z opanowanego przez nazistów kontynentu do opanowanej przez Brytyjczyków Palestyny. Nie trzeba dodawać, że USA i Kanada także zakazywały wówczas wjazdu, jak też większość krajów, gdzie Żydzi mogliby szukać schronienia.

Wielka Brytania, która przyjęła Kindertransport, nie jest więc tak humanitarnym narodem, jak w 80. rocznicę utrzymuje wielu Brytyjczyków, ale narodem odpowiedzialnym za osierocenie tych właśnie dzieci, które uratowała i za niemałą część pułapki, w jakiej umieszczeni zostali europejscy Żydzi, kiedy naziści zaciskali pętlę.


Możecie zastanawiać się, dlaczego to wszystko ma znaczenie, dlaczego odmawiam Brytyjczykom ich niewinnego świętowania dokonanego dawno temu gestu życzliwości wobec Żydów, niezależnie od tego, jak ta życzliwość była ograniczona. Przecież Brytyjczycy z pewnością byli najmniejszymi grzesznikami w owym okresie. Nie brali czynnego udziału w unicestwieniu Żydów, jak to robiło w owych dniach tak wielu Europejczyków, szczególnie w Europie Wschodniej. I odegrali instrumentalną rolę w pokonaniu nazistów.


Niemniej historia ma znaczenie, dzisiaj może nawet bardziej niż kiedykolwiek. Pokazuje bowiem, że kiedy nadchodzi niebezpieczeństwo, Żydzi mogą liczyć wyłącznie na siebie. Jest to nieunikniona zasada reguły o uniwersalnej obojętności, reguły, która jest prawdziwym dziedzictwem Wielkiej Brytanii tamtego okresu i jej znaczenia. Ta obojętność ujawniła się w tamtym okresie i stała się trwałą cechą w stosunkach międzyludzkich. Kiedy rezygnujemy z kontroli nad własnym losem, padamy. Może nie dzisiaj i nie jutro, ale prędzej czy później. Holocaust nie był przypadkową pomyłką. Był objawieniem. Wiemy teraz nie tylko, że się wydarzył, że „może” się wydarzyć, ale że kiedy przychodzi, nie ma gwarancji, że będziemy mieli dokąd pójść poza własnym domem. Świat został przekształcony w tej pożodze z takiego, w którym Holocaust był niewyobrażalny, na taki, w którym już został dokonany, a więc z definicji może zostać dokonany ponownie.


Żaden liberalny porządek świata, żaden przykład chwilowej życzliwości, jakby był centralny dla narracji innych narodów o sobie, nie uratuje nas przed płomieniami.


Izrael jest silny. Ale Izrael jest także mały. Któregoś dnia może nie być aż tak silny, by przetrwać. Ma zbyt dużo wrogów i zbyt wielu z nich to ideologiczni radykałowie i tyrańscy dyktatorzy, by znajdować pocieszenie w obecnej sile Izraela. Jeśli chcecie zrozumieć, dlaczego wydajemy się mieć niezrozumiałą obsesję na punkcie naszego zagrożenia, podczas gdy kontynuujemy rozwijanie potencjału i mamy osiągnięcia daleko przewyższające naszych wrogów, nie musicie szukać dalej niż ten właśnie akt życzliwości, tak celebrowany na Zachodzie jako przykład  świata, który pomaga słabym. Przyjrzyj się bliżej. Jest to w równej mierze przykład samozachwytu, paternalizmu i obojętności wystarczająco wielkiej, by wygodnie ignorować miliony zrozpaczonych uchodźców i skazanych dzieci, kiedy pewni siebie i dobrze odżywieni gratulują sobie dobrze wykonanej roboty. 


Stosunkowo nowy i równie paternalistyczny gmach prawa międzynarodowego, wybudowany na popiołach Holocaustu, jest podobną fikcją, podpieraną przez świętoszkowate, podbudowujące ego urojenia, jak narracja o Kindertransport. Jest to kodeks moralny wyznawany przez wąską, międzynarodową elitę, której poczucie własnej prawości wydaje się nienaruszone przez pół miliona martwych Syryjczyków, milion martwych Ruandyjczyków, Bośniaków, Jazydów i tak dalej, i tak dalej. Jest to prawo wygody, prawo, które ma służyć moralnemu poczuciu własnej wartości silnego, ale nawet nie udaje, że egzekwuje się jego ochronę w sytuacjach, w których ofiara jest zbyt słaba, by sama mogła je egzekwować. Syria była zbyt „skomplikowanym” konfliktem, by interweniować – to nam mówiono, kiedy setki tysięcy padały ofiarą masakr. Oszczędźcie nam w takim razie irytującego udawania, że społeczność międzynarodowa stoi na straży prawa międzynarodowego. 


Nie jest przypadkiem, że Izrael jest większym obiektem międzynarodowej uwagi prawnej niż wielkie mocarstwa świata, że sprawa palestyńska bardziej podnieca moralne oburzenie silnych niż całe zdeprawowanie i bezduszność Chin, Rosji, lub (także) Wielkiej Brytanii i Ameryki. To nie jest obrona Izraela przed międzynarodową krytyką prawną. Jak na ironię, obłuda tej paternalistycznej fikcji ujawnia się jeszcze wyraźniej, kiedy bierze się stronę palestyńską. Przy tak olbrzymiej uwadze, jaka jest poświęcana Palestyńczykom i ich cierpieniom, jest zadziwiające, jak mało postępów zdobyła ta uwaga dla sprawy palestyńskiej. Co mogą Palestyńczycy pokazać za wszystkie te dziesięciolecia, w których ich sprawa była na samym szczycie agendy międzynarodowego liberalnego porządku świata? Ironia jest jeszcze bardziej uderzająca, kiedy człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że słabość świata w udzieleniu pomocy Palestyńczykom jest tak przekonującym dowodem, jak to możliwe, na rzecz głębokiej nieufności Izraela do społeczności międzynarodowej jako obrońcy i protektora, a więc także jako moralnego arbitra w sprawie polityki bezpieczeństwa małego narodu.  


To nie jest prawo dla silnych i nie można go wyegzekwować od silnych. Izrael jest wygodnym celem do potępiania przez ten nieodpowiedzialny paternalizm właśnie dlatego, że można go przekonująco przedstawić jako silnego, podczas gdy pozostaje wystarczająco mały, by nie zaliczać się do klubu uprzywilejowanych i możnych, dla których prawo nie ma żadnego znaczenia. W nieodłącznej nierówności tego „prawa silnego” staje się zwyczajnie niemoralne proszenie małych narodów, które w oczywisty sposób czują swoje narażenie bardziej instynktownie niż ludzie z zewnątrz kiedykolwiek mogliby doświadczyć, by kiedykolwiek zawierzyły swoje bezpieczeństwo takiej hipokryzji.


Nie jest niesłuszne aspirowanie do międzynarodowego porządku opartego na moralności i prawie. Prawo jednak, którego nie daje się egzekwować, nie jest żadnym prawem. Prawo, które można wprowadzać w życie wyłącznie przeciwko słabemu, także nie jest żadnym prawem. Udawanie, że takie prawo ma sens istnienia, pozostanie irytujące i niemoralne, jak długo społeczność świata nie ma możliwości artykułowania i egzekwowania go nie tylko przeciwko słabym, ale również przeciwko silnym.


Wielka Brytania pamięta tylko gest życzliwości, jakiego dokonała w czasach szalejącego okrucieństwa i obojętności. Żydzi, niestety, są skazani na pamiętanie wszystkiego. Dzisiaj Wielka Brytania tęskni do świata zbudowanego na lekcjach z tej małej życzliwości, świata moralnego pozerstwa, które nie jest ani głębsze, ani trwalsze niż ten niewielki akt szczodrości. Żydzi w Izraelu jednak muszą budować swój mały kącik w społeczności międzynarodowej na lekcjach bezduszności i  braku litości, które pamięć zachodnia tak beztrosko odsunęła na bok.


To tak na marginesie tego świętowania.

 

What follows is a rant. Please ignore.

27 listopada 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Haviv Rettig Gur 

Izraelski dziennikarz, publicysta dziennika Times of Israel.