Sto lat nowej Europy


Andrzej Koraszewski 2018-11-13


Kiedy my w Polsce nieco dziwacznie świętowaliśmy stulecie naszej niepodległości, świat celebrował w Paryżu zakończenie pierwszej wojny światowej. Koniec rzezi, w której zginęło 14 milionów ludzi i początek przygotowań do następnej, w której miało zginąć znacznie więcej.

Niektórzy twierdzą, że to była ta sama wojna o hegemonię w kolonialnym świecie, przerwana na dwadzieścia lat, żeby zwaśnione strony mogły nabrać sił do nowych morderczych zmagań. Jeszcze w czasie drugiej wojny światowej szwedzki historyk (i gorący zwolennik Adolfa Hitlera) przekonywał, że w obydwu przypadkach była to rękawica rzucona przez bardziej moralne i bardziej rozwinięte Niemcy aroganckim Brytyjczykom. Jakby na sprawę nie patrzeć, skończyły się te dwie wojny kresem epoki kolonializmu i potwornymi zniszczeniami w Europie, Azji i w Afryce.

Wyłonił się po tych wojnach nowy świat, z Ameryką jako supermocarstwem i Związkiem Radzieckim gotowym rzucić rękawicę o hegemonię w tym nowym świecie.


Doniesienia o paryskich uroczystościach setnej rocznicy zakończenia pierwszej wojny światowej zdominowała kontrowersja wokół słów francuskiego prezydenta, które nie spodobały się amerykańskiemu prezydentowi. Jeszcze w samolocie, lecąc na paryskie spotkanie przywódców świata Trump napisał: 

 „Prezydent Macron właśnie zasugerował, że Europa powinna stworzyć własną armię, aby chronić się przed Stanami Zjednoczonymi, Chinami i Rosją. Bardzo obraźliwe, ale może by najpierw Europa zaczęłaby wnosić sprawiedliwą część do NATO, którą USA w lwiej części finansuje”.

Prezydent Francji Emmanuel Macron chyba domyślił się, że popełnił jakąś gafę, bo w sobotę przed spotkaniem z prezydentem USA Donaldem Trumpem oświadczył, że Europa powinna wziąć większą odpowiedzialność za swoją obronę. Przyjaciółce przypomniało to historię sprzed kilkunastu lat, kiedy generał Colin Powell był amerykańskim sekretarzem stanu i francuski reporter zadał mu pytanie, czy „Ameryka zamierza zachować kontrolę nad którymkolwiek z ostatnio przejętych terytoriów?” Colin Powell popatrzył na niego i powiedział powoli i wyraźnie: „Na pewno zachowamy kontrolę nad jakimś terytorium, będzie to tak samo jak terytorium, które zachowaliśmy we Francji po drugiej wojnie światowej, jeśli sprawdzisz, to zobaczysz, że zachowaliśmy powierzchnię około dwóch metrów na metr na każdego Amerykanina, którego straciliśmy we Francji i który jest tam pochowany.”


Amerykański prezydent pojechał na paryskie spotkanie nie tylko jako głowa najpotężniejszego dziś państwa na świecie, być może przede wszystkim pojechał jako głowa państwa, które dwukrotnie wysyłało swoich żołnierzy do Europy, by zmusić ją do pokoju. Czort wie dlaczego, ta reakcja generała Powella na pytanie francuskiego żurnalisty przypomniała mi jeden z radiowych felietonów Alistaira Cooke’a. Jego „Listy z Ameryki” były  najdłużej trwającym programem radiowym BBC. Przez blisko 50 lat, tydzień w tydzień, mówił o Ameryce z wiedzą, kulturą i talentem jakie nieczęsto się spotyka. Sięgnąłem po wybor jego felietonów i otworzyłem tekst o innym amerykańskim sekretarzu stanu, który sprawował swoją funkcję bezpośrednio po drugiej wojnie światowej, o którym pan Macron, pani Merkel i inni prawdopodobnie wiedzą zbyt mało.


Dean Gooderham Acheson był sekretarzem stanu w administracji prezydenta Trumana. Alistair Cooke zaczyna od opisu jego śmierci 12  października 1971 roku, amerykański polityk był od dawna na politycznej emeryturze, a nowa generacja miała własną interpretację historii. W końcu lat 60. Cooke miał wykład na uniwersytecie w Minnesocie, w którym miał mówić o latach bezpośrednio po zakończeniu drugiej wojny światowej, o latach kiedy Europa była okaleczona, całkowicie zależna od Stanów Zjednoczonych, zagrożona przez Związek Radziecki i własne potężne komunistyczne partie polityczne.

Kiedy zaczął mówić, ze zdumieniem odkrył, że większość obecnych na sali studentów najwyraźniej nigdy nie słyszała o żadnym Planie Marshalla, a ci którzy coś słyszeli, najwyraźniej byli przekonani, że był to chytry, imperialistyczny plan uzależnienia Europy od Ameryki. Uświadomił sobie, że w czasach, o których miał mówić, jego słuchaczy nie było jeszcze na świecie lub byli małymi dziećmi, że zakończenie wojny, zajęcie przez ZSRR Azerbejdżanu, oblężenie Berlina, Plan Marshalla to wszystko znajdowało się w martwym polu poza własną pamięcią i przed uporządkowanym opisem w podręcznikach historii. Z ich pytań wyłaziło głębokie przekonanie jednych, że Truman i Acheson byli częścią antykomunistycznego obłędu McCarthy’ego, oraz innych, z bardziej prawicowych opcji, że administracja Trumana bezczelnie współpracowała z komunistami. Łatwiej wypowiadać zdecydowane sądy niż grzebać się w historycznych szczegółach. Ameryka nie tylko wysłała swoich żołnierzy do walki, ale również zbroiła i karmiła walczącą z nazizmem Europę, a potem pomogła jej przetrwać najgorszy powojenny czas.


Alistair Cooke przypomina nazwisko Willa Claytona. Plan Marshalla nie był właściwie planem generała Marshalla. Clayton był przedsiębiorcą, przekonanym, że politycy nie mają pojęcia o ekonomii, przypadkiem trafił do dyplomacji, a jego poglądy często irytowały zawodowych dyplomatów. Dla niego najważniejsze było pytanie, jak Europa może najszybciej stać się ponownie funkcjonującą częścią światowej gospodarki. Truman wysłał go do Europy na rekonesans i po powrocie Clayton przestawiał w swoich sprawozdaniach dramatyczny obraz zniszczonych miast, zburzonych fabryk, rozbitych trakcji kolejowych, głodnej i zdesperowanej ludności. Te raporty trafiały na biurko Achesona i współpracującego z nim sowietologa Georga Kennana. Kiedy wyłonił się zarys planu odbudowy Europy, Acheson przedstawił go podczas wykładu na małym uniwersytecie w Mississipi. Prasa nie zwróciła na to uwagi i pierwsza próba zakończyła się niewypałem. Zrozpaczony Acheson zwrócił się do swojego zastępcy, generała Marshalla, który miał zaplanowane wystąpienie na inny temat na uniwersytecie Harvarda, żeby zmienił swoje plany i ponownie przedstawił ten projekt podczas tego wykładu. I znów klapa, bo jak pisał Cooke:

„Styl wystąpień generała Marshalla był drętwy i monotonny, był po prostu zbyt porządnym facetem, żeby urządzać teatr. Więc znów nikt nie zwrócił uwagi. Największe gazety zamieściły zaledwie uprzejme wzmianki. Co więcej, ta obietnica radykalnego wsparcia europejskiego przemysłu była celowo złagodzona.”

Marshall obawiał się reakcji Kongresu, który był zdominowany przez republikanów i wśród których wielu było głęboko niechętnych takim pomysłom. Na szczęście zareagował Ernest Bevin, brytyjski minister spraw zagranicznych, który dostrzegł, że jest to plan uratowania Europy przed „głodem, biedą, desperacją i chaosem”.    


Tym razem reakcje były zupełnie inne i tak generał Marshall stał się ojcem wielkiego projektu, który nadal był pod wielkim znakiem zapytania. Plan obejmował całą Europę, włącznie ze Związkiem Radzieckim. Wstępne rozmowy zakończyły się trzaśnięciem drzwiami przez Mołotowa, który oświadczył, że cały ten plan jest próbą zalania Europy amerykańskimi towarami i amerykańską bronią. Kongres był nadal niechętny i wielu kongresmanów było przekonanych, że Europa i tak skręci na lewo i najlepiej byłoby pozostawić ten chory kontynent własnemu losowi. Tymczasem w Europie ten sam Ernest Bevin, który nadał impetu idei Planu Marshalla, głosił, że Wielka Brytania jest „ostatnim bastionem socjaldemokracji, który przeciwstawia się krwiożerczemu amerykańskiemu kapitalizmowi i komunistycznej dyktaturze sowieckiej Rosji”.


W Ameryce Kennan, Clayton i Acheson niestrudzenie pchali projekt „odepchnięcia” komunizmu w Europie przez jej szybką odbudowę. O podzielonej Europie Acheson pisał: „Ci ludzie są zdesperowani. Odbudowa europejskiego życia może to odwrócić.”


I rzeczywiście odwróciła, zatrzymując komunizm na żelaznej kurtynie. Pamięć o tej niebywałej operacji zmieniała się w zamgloną i wypaczoną legendę, a przecież wtedy właśnie wypracowano nową filozofię postkolonialnego świata, z zasadą bogacenia się razem, a nie jeden kosztem drugiego. Ciekawe czy prezydent Macron wie, skąd wyszła idea Wspólnoty Węgla i Stali i czy zna historię awantur jakie spotkały jego rodaka, Roberta Schumana, za bezczelność rozmawiania o tej wspólnocie z Adenauerem po niemiecku? Czy zna również reakcje Brytyjczyków na tę wspólnotę? Byli przekonani, że jest to wspierany przez Amerykanów spisek francusko-niemiecki przeciw brytyjskim interesom. Churchill zareagował na tę propozycję pogardliwym parsknięciem, że bardzo lubi Belgów i Francuzów, ale nie będzie się zniżał do ich poziomu. Ciekawe co miał na myśli dzisiejszy francuski prezydent, kiedy przemawiając podczas uroczystości w Paryżu zaapelował do światowych przywódców, aby odrzucili nacjonalizm, który określił jako zdradę patriotyzmu.

„Mówiąc, że nasze interesy są na pierwszym miejscu i że gwiżdżemy na innych, przekreślamy najcenniejszą rzecz w narodzie – jego moralne wartości”.  

Pewnie nie miał na myśli Planu Marshalla dla Afryki i Bliskiego Wschodu. Wygłosił piękne słowa, ale problem w tym, że wartości moralne wywrzaskiwane są również przez hordy nacjonalistów, a wściekły nacjonalizm skrywa się coraz częściej pod liturgicznymi szatami.


Już po anschussie Austrii, Beverley Baxterbrytyjski polityk konserwatywny pochodzenia kanadyjskiego pisał o niemieckim nacjonalizmie w australijskim dzienniku „Shepparton Advertiser”, 25 listopada 1938:

Jest jakiś niesamowity autentyczny idealizm w tym ruchu. Jest wypisany na twarzach młodych ludzi, którzy paradują w  jego mundurach. Nie można patrzeć na błyszczące oczy i jaśniejące twarze tych chłopców bez tego, by przyznać, że Hitler dokonał cudu. Sądząc po fizycznym zdrowiu i harcie ducha, zmienił pokonany i zdesperowany naród w nową, wspaniałą generację.


Niestety, inicjując ten ruch „narodowej odnowy” (i nie powtarzam tego zwrotu z ironią) uwolnił również siły narodowej degeneracji, które dziś wymknęły się spod kontroli. Zaś najbardziej plugawe z tych sił są prześladowania Żydów”.

Baxter pisał o „brunatnych koszulach”. Nie wiem czy znał ich historię, fakt, że dziesiątki tysięcy brunatnych koszul zalegały niemieckie magazyny wojskowe, gdyż były przygotowane dla niemieckich wojsk kolonialnych, ale marzenie o kolonialnych zdobyczach skończyło się wraz z przegraną wojną i teraz można je było kupić za bezcen, by umundurować armię walczącą o moralną odnowę narodu po klęsce.


Po drugiej wojnie światowej prezydent Truman, Acheson, Kennan, Marshall i inni zdołali przekonać Zachodnią Europę do nowej postkolonialnej filozofii. To był spektakularny sukces, który wyzwolił potężny ruch antyamerykanizmu. Ten antyamerykanizm był po części inspirowany z Moskwy, ale przyjął się wspaniale w Paryżu i w innych miejscach, a idea moralnej odnowy znów zaczęła wracać wraz z mundurami dziwnie podobnymi do brunatnych koszul. Tu u nas próba zakazania ich marszów wywołała gwałtowny protest ojca Tadeusza Rydzyka, w Paryżu Władimir Putin słuchał przemówienia Macrona z życzliwym uśmiechem, nie znalazłem zdjęć z Erdoganem, nie zauważyłem w doniesieniach, czy byli tam również obecni przedstawiciele Iranu.