Trochę inny rak wątroby
Nie są oczywiście zapalenia i alkohol jedynymi winowajcami, lista czynników ryzyka byłaby długa – od aflatoksyn (toksyn grzybiczych – mykotoksyn – wytwarzanych przez pewnych przedstawicieli rodzaju Aspergillus) przez rozliczne choroby metaboliczne, palenie papierosów (tak, to nie tylko choroby płuc i nie tylko rak pęcherza czy nerki) po pewne schorzenia autoimmunizacyjne (pierwotna marskość żółciowa wątroby nie jest częsta, nie należy jednak o niej zapominać). Zresztą na pewno jeszcze do raka wątrobowokomórkowego wrócimy – to zabójca znajdujący się na samych szczytach wyliczeń zgonów onkologicznych. Wraz z rakami płuc (bezdyskusyjny zwycięzca) i żołądka stoi na niechlubnym podium. Ale gdy słyszycie o pierwotnym raku wątroby, pamiętajcie, że choć klasyczny carcinoma hepatocellulare jest tu (u dorosłych przynajmniej) agresorem najczęstszym, nie jest bynajmniej jedyny. I nie mówię już nawet o nowotworach powstających z innych współbudujących wątrobę tkanek i komórek – o gruczolakoraku dróg żółciowych czy guzach wywodzących się z naczyń krwionośnych. Sam rak rozwijający się z komórek wątrobowych (hepatocytów) miewa też odmiany zachowujące się zupełnie inaczej.
Ale może zacznijmy od jakiegoś konkretnego przypadku.
Winowajcą okazał się rak wątrobowokomórkowy. Dziwne? Młoda osoba w końcu, bez obciążeń zdrowotnych. Ze zdrową poza tym wątrobą! Otóż i takim chorym może się rak wątroby przytrafić. Ale też niejednokrotnie nie będzie to wcale rak typowy. W 1956 roku Hugh Edmondson w swym tekście o nowotworach i zmianach nowotworopodobnych rozwijających się w wątrobach dziecięcych opisywał cechy mikroskopowe szczególne dla niektórych form raka wątroby powstającego w tej właśnie grupie wiekowej. Z obfitym włóknieniem i niewielkimi komórkami raka o zadziwiająco “spokojnym”, złudnie podobnym do zwykłych hepatocytów wyglądzie miały ponoć nierzadko takie guzy być mylone ze zmianami łagodnymi, gruczolakami zazwyczaj. Trochę jeszcze czasu musiało minąć, by obserwacje Edmondsona przełożyły się na wytyczne diagnostyczne i wkroczyły do podręczników, jeszcze więcej zaś nim ostatecznie umościły się w oficjalnych klasyfikacjach. Wreszcie w 2010 roku odmiana włóknistoblaszkowa raka wątrobowokomórkowego dorobiła się w klasyfikacji WHO własnej osobnej kategorii kodowej, co finalnie przyklepało jej status.
Gniazda, wyspy i sznury mocno różowych komórek i pasma kolagenu. Dodatkowo co bardziej szczegółowe źródła wspomną o rzucających się w oczy jąderkach (spójrzcie na zdjęcie – to te ciemniejsze kropki wyróżniające się w większych kleksach jąder komórkowych – kropki w kropkach). No i wspomną o dodatkowych badaniach i barwieniach – na przykład histochemicznych wybarwiających na niebiesko kolagen i podkreślających tym samym kluczowe dla rozpoznania włókniste pasma.
Rak włóknistoblaszkowy rzeczywiście jest nowotworem atakującym szczególnie chętnie osoby młode. Może niekoniecznie zaraz dzieci, jak można by wnioskować po tekście Edmondsona, choć nie stroni i od prawdziwych maluchów. 80% przypadków przypada pomiędzy dziesiątym a trzydziestym piątym rokiem życia – parę dekad wcześniej niż klasyczny rak wątrobowokomórkowy chętniej uderzający po pięćdziesiątce. Nie jest guzem częstym – to zaledwie jedna setna raków, którym początek dają hepatocyty. I – jak już wiecie – w przeciwieństwie do swego starszego i częstszego kuzyna preferuje wątroby zdrowe i bez śladu marskości, nieuszkodzone chorobami metabolicznymi i mykotoksynami.
Powiedziałam, że większość tego typu raków to grupa wiekowa 10-35, prawda? Ale wspomniałam też, że nie oszczędza wcale dzieci zupełnie małych. Choć rak wątrobowokomórkowy – niezależnie już od typu – w ogóle jest niezwykle rzadki przed piątym rokiem życia (onkologia pediatryczna w swej “najmłodszej” odsłonie częściej boryka się z innym niż raki nowotworem złośliwym tego narządu – wątrobiakiem płodowym, hepatoblastoma), zdarzają się i tu nietypowe przypadki. I tak na przykład Journal of Pediatric Hematology/Oncology opisywał historię poza tym zdrowego czteromiesięcznego niemowlęcia, które wylądowało w szpitalu z powodu trwających już trzecią dobę wymiotów. Uwagę lekarzy badających chłopca natychmiast zwróciła powiększona wątroba dziecka. USG i MRI potwierdziły ich podejrzenia, ukazując dobrze unaczyniony guz lewego płata narządu i powiększone węzły chłonne. Kolejną (mniejszą) zmianę znaleziono w płacie prawym, a podczas operacji okazało się dodatkowo, że guz zaczął już naciekać ścianę jelita grubego, a w przestrzeni zaotrzewnowej pojawiły się przerzuty. W przeciwieństwie do wcześniejszej historii na radykalne leczenie chirurgiczne nie było już szans. Pobrano wycinki, w których zakład patologii rozpoznał – a jakże – raka włóknistoblaszkowego. Podjęto próbę leczenia chemioterapią (choć ten akurat nowotwór nie uchodzi za zmianę szczególnie na tę formę terapii podatną), po przejściowej jednak poprawie choroba zaczęła dalej postępować. Cztery miesiące od postawienia rozpoznania dziecko umarło.
Raka włóknistoblaszkowego zwykło się uważać za nowotwór dużo lepiej rokujący niż jego klasyczny odpowiednik, to powiedzą wam niektóre podręczniki, to powie wam niejednokrotnie literatura fachowa. Coraz częściej jednak w nowszych podręcznikach i świeższej literaturze zaczyna się poddawać tę tezę w wątpliwość, podejrzewając raczej, że gorsze prognozy w typowym raku wątrobowokomórkowym to efekt towarzyszącego często temu rakowi uszkodzenia narządu w przebiegu wcześniejszej marskości. Jeśli zwykłemu rakowi wątrobowokomórkowemu nie towarzyszy marskość, nie wydaje się wcale rokować gorzej niż jego włóknistoblaszkowy kuzyn. Pięć lat od momentu rozpoznania przeżyje przeciętnie nieco mniej niż połowa chorych. Wydatnie pogarszają rokowanie przerzuty – no ale to generalnie standard w przypadku nowotworów złośliwych. Podobnie jak to, że lepsze perspektywy jawią się w przypadku osób, u których nowotwór da się jeszcze wyleczyć chirurgicznie, jak to było z dwudziestosiedmiolatkiem z pierwszej historii. W momencie publikacji, rok od diagnozy, miał się dobrze i nie zdradzał cech nawrotu ani śladu przerzutów.
A przerzuty niestety często obecne są już w momencie wykrycia. Pacjent czy pacjentka z rakiem włóknistoblaszkowym nierozsianym jeszcze ma ponad 80% szans na przeżycie kolejnych pięciu lat. Przerzuty zmniejszają je do mniej niż czterdziestu. A przecież nie są wyjątkowe sytuacje, gdy to przerzuty właśnie stanowią pierwszy objaw choroby. Pewna dwudziestotrzyletnia pacjentka na przykład wylądowała na stole operacyjnym z powodu szesnastocentymetrowego guza prawego jajnika z – jak sugerowały badania – licznymi przerzutami w przymaciczach, otrzewnej, drugim jajniku, wątrobie, a nawet wyrostku robaczkowym.
Wstępne rozpoznanie zaawansowanego raka jajnika po badaniach histopatologicznych wyciętych zmian szybko ustąpiło diagnozie zaawansowanego – owszem – rozsianego raka wątrobowokomórkowego w swej włóknistoblaszkowej odmianie. Ot, patologia bywa pełna niespodzianek. Nie mogę wam zaoferować niespodziankowego happy endu niestety, bo mimo dalszego leczenia nie udało się zatrzymać postępów choroby i pięć lat później kobieta zmarła. Z drugiej strony przy tak zaawansowanym schorzeniu być może powinno się mówić nie o zaledwie pięciu jednak, a o aż pięciu latach.
Napisałam, że patologia pełna jest niespodzianek. I rzeczywiście. Zresztą na pewno niejednej się jeszcze doczekamy. Rak włóknistoblaszkowy jako jednostka chorobowa stosunkowo nowa wciąż jest jeszcze chętnie badany i wciąż odsłania przed nami kolejne swe tajemnice. Wiemy już na przykład, że nie tylko niezwykła budowa mikroskopowa odróżnia go od konwencjonalnego raka wątrobowokomórkowego. To de facto zupełnie inny nowotwór obdarzony zupełnie innym zestawem mutacji i podążający odmiennymi ścieżkami metabolicznymi. Czego nie znamy, to przyczyn leżących u podłoża jego rozwoju. Wciąż szuka się jakichś unikalnych potencjalnie zwiększających jego ryzyko czynników, takich jak znane nam czynniki ryzyka rozwoju zwykłego raka wątrobowokomórkowego. Posunięto się nawet do przegrzebania starych przedwojennych jeszcze archiwów zakładów patologii, gdy zaistniało podejrzenie, że być może grać by mogły pewną rolę w jego genezie obciążenia środowiskowe z czasu drugiej wojny światowej czy związany z nią rozwój przemysłowy. Nic z tego – sugestię niektórych badaczy, jakoby ta odmiana raka nie istniała przed rokiem 1939 szybko zbiły wykryte pośród starych preparatów przypadki doskonale wpasowujące się w kryteria diagnostyczne podówczas jeszcze nieistniejące – jeden z roku 1924, drugi – z 1915. Nadal zatem nie wiemy co mogłoby rozwojowi naszego “trochę innego” raka wątroby sprzyjać i nadal mamy w związku z nim czego szukać.
(Przypominam też, że patologów możecie śledzić też na fejsbuku – warto tam zaglądać, bo strona jest codziennie aktualizowana)
Literatura:
Fibrolamellar Carcinoma: A Concise Review. CC Lin, HM Yang; Archives of Pathology and Laboratory Medicine 2018;142(9):1141-1145
Fibrolamellar Carcinoma: What Is New and Why It Matters. RP Graham; Surgical Pathology Clinics 2018;11(2):377-387
Differential diagnosis of tumors and tumor-like lesions of liver in infancy and childhood. HA Edmondson; A.M.A. Journal of Diseases of Children 1956;91(2):168-86
Fibrolamellar carcinoma of the liver: a tumor of adolescents and young adults with distinctive clinico-pathologic features. JR Craig, RL Peters, HA Edmondson, M Omata; Cancer1980;46(2):372-9
Fibrolamellar hepatocellular carcinoma with ovarian metastasis – an unusual presentation. SH Ciurea, E Matei, CS Stănescu, IG Lupescu, M Boroş, V Herlea, NI Luca, BM DorobanŢu; Romanian Journal of Morphology and Embryology 2017;58(1):187-192
An unusual case of jaundice: Biliary tumor thrombus in fibrolamellar hepatocellular carcinoma. JA Espinosa, A Merlo, M-O Arafeh, G Munene ; International Journal of Surgery Case Reports2017;36:50-54
Fibrolamellar hepatocellular carcinoma in an infant and literature review. O Cruz, A Laguna, M Vancells, L Krauel, M Medina, J Mora; Journal of Pediatric Hematology/Oncology 2008;30(12):968-71
Environmental exposures as a risk factor for fibrolamellar carcinoma. RP Graham, JR Craig, L Jin, AM Oliveira, JR Bergquist, MJ Truty, T Mounajjed, PT Greipp, MS Torbenson; Modern Pathology 2017;30(6):892-896
Lekarka ze specjalizacją z patomorfologii, pasjonatka popularyzacji nauki, współtwórczyni strony poświęconej nowinkom naukowym Nauka głupcze, ateistka, feministka. Prowadzi blog naukowy Patolodzy na klatce.