Mój problem z białością


Chloe Valdary 2018-08-08



Tożsamość może być czymś kapryśnym i fascynującym. Dotarło to do mnie przy dwóch różnych okazjach, kiedy gościłam u społeczności żydowskiej.     


Pierwszą jednak okazją był udział w debacie o BDS w dzielnicy Filadelfii, Germantown, miejscu, gdzie wielu nie-żydowskich kolorowych i ich samozwańczych sojuszników oraz wielu ludzi pochodzenia arabskiego postanowiło poświęcić dzień na to, co nazywali spotkaniem informacyjnym o Palestynie, a które zawierało wszystkie antyizraelskie błazeństwa, jakich można od nich oczekiwać.  


Nie było tam nic specjalnie fascynującego ani nowego. Ludzie, z którymi debatowałam, zaprzeczali żydowskiej rdzenności w Izraelu, trywializowali długi koszmar prześladowań Żydów w społeczeństwach europejskich i wyszydzali ich za białą skórę – jak gdyby bladość skóry czyniła człowieka niezdolnym do doświadczania wszystkich horrorów jakie ludzkość jest w stanie wyrządzać sobie wzajemnie.


Moje argumenty były proste: szaleństwo BDS wynika nie tylko z faktu, że wielu zwolenników tego ruchu jest antysemitami – chociaż są -  ale na ich odmowie zapoznania się z historią Izraelczyków: ich rdzennością i związkami z tą ziemią; ich bólem i traumą, rzeczywistymi konsekwencjami tego, że w ponurej historii żydowskiego narodu  wielu wzywało do zniszczenia go; i obawami Izraelczyków, że nie będą w stanie powstrzymać potencjalnych morderców przed wykonaniem ich groźby. Orędownikom BDS brakuje zdolności i odwagi, by zmierzyć się z tym wszystkim i uznać prawdę, tak aby możliwe było pojednanie między społecznościami palestyńską i izraelską.


Tym, co było jednak nowe, był fakt, że dla niektórych ludzi na sali tylko ja, osoba kolorowa, mogłam przedstawić argument, że Żydzi o jasnej skórze, których przodkowie byli masakrowani w Europie, nie powinni być traktowani jako nieważni, ani że ich kolektywna tęsknota do powrotu do Erec Izrael nie powinna być bagatelizowana. Gdybyś, broń Boże, był aszkanazyjskim Żydem z proizraelskim stanowiskiem  i chciał mówić we własnej obronie, zostałbyś odrzucony jako „ustawiający się w centrum” konwersacji lub zajmujący się „białością”, co jest niejasnym określeniem, które ma sugerować, że ludzie o białej skórze patologicznie i nieustannie popełniają grzech dominowania przestrzeni, uciskając równocześnie innych i emanują złowrogą i uciskającą niesprecyzowaną siłą na każdego i wszędzie. Jest w tym podwójna ironia: ta właśnie teza doprowadziła do śmierci milionów Żydów w Holocauście; wówczas oskarżeniem nie było to, że są biali, ale że są Żydami, a ludźmi przedstawiającymi ten argument nie byli ludzie kolorowi, ale Adolf Hitler i Trzecia Rzesza.


Drugą ironią w tym rozumowaniu jest to, że jeśli białość sugeruje dominację i zamykanie ust innym, to wielu spośród ludzi na tej sali, którzy byli kolorowi, okazywało białość. Nieustannie syczeli i uśmiechali się szyderczo, kiedy aszkenazyjczyk wyrażał inną opinię. Ale sama myśl jest bardzo głupia, bo każdy może zachowywać się w sposób dyskryminujący swoich bliźnich, niezależnie od koloru skóry. Robienie tego nie wynika z „białości” ale jest cechą ludzką.


Co doprowadza mnie do drugiej lekcji, jaką otrzymałam w kwestii tożsamości.


Niedawno w społeczności żydowskiej toczyła się dyskusja o złym traktowaniu Żydów kolorowych w kręgach żydowskich, gdzie większość jest aszkenazyjska. Jako część tej dyskusji na stronach „Forward” prowadzono wojnę na słowa między afrykańsko-amerykańskimi Żydami, którzy utrzymywali, że aszkenazyjscy Żydzi są biali, a aszkenazyjskimi Żydami, którzy twierdzili uparcie, że nie tylko nie są biali, ale że jest to obraza dla ich doświadczenia życiowego prześladowanej mniejszości w zdominowanej przez białych przestrzeni.  


Przez ”białego” uczestnicy debaty nie rozumieli ”człowieka o bladej skórze”, ale, raz jeszcze, praktykującego białość – tę dominującą patologię, która uciska, maltretuje, i kolonizuje wszystko na swojej drodze. Debata była chwilami bardzo ożywiona, chwilami pogardliwa, z obydwoma stronami wyrażającymi od czasu do czasu coś interesującego, obrzucając się równocześnie błotem. Obie strony debaty były żarliwe i miały dobre intencje i obie nie miały racji.


Wiara w istnienie ”białości” – choćby po to, by ją pokonać – oznacza zaakceptowanie przesłanki pseudonaukowców i argumentów nazistów XX wieku. Mieli oni na to wiele słów: aryjskość; naukowy rasizm itd. Nazywali to czymś wzniosłym, kosmicznym i wszechpotężnym i w imię tego przekonania prowadzili wojnę z wszystkimi, którzy nie byli biali. Kiedy kolorowi Żydzi twierdzą, że taka rzecz istnieje, akceptują przesłankę rasistowskiej koncepcji w celu walki ze skutkami rasistowskiej koncepcji. To jest sprzeczność, która nie skończy się dobrze. Podobnie, kiedy Żydzi aszkenazyjscy twierdzą, że nie są biali   - tj., że nie praktykują tak zwanej białości – oni także akceptują przesłankę rasistowskiej koncepcji, żeby twierdzić, że nie są żadną jej częścią. To uprawianie lingwistycznej gimnastyki jest szaleństwem.


Świat jest wielki i my, ludzie, jesteśmy różni. Żaden kolor ani kontynent nie ma monopolu na czyny rabunkowe. Arabowie brali niewolników, Afrykanie mieli dyktatorów, Azjaci uciskali, a Europejczycy plądrowali. Wszystkie kolory, klasy i wyznania uczestniczyły w dominowaniu innych podczas dzikiej i niezwykłej historii ludzkości. To nie jest białość ani patologia należąca wyłącznie do ludzi o pewnym kolorze skóry; to jest ludzkie zachowanie.


Nie było dla mnie nowością mówienie tego na forach, w mediach społecznościowych i w dyskusjach z kolorowymi Żydami lub z Aszkenazyjczykami. Nowością było jednak dla mnie to, że pewien kolorowy Żyd powiedział mi, że „służę białości” przez niezgadzanie się z pewnymi stanowiskami przedstawianymi przez jego społeczność. Nie tylko to, ale „szkodzę” kolorowym Żydom przez niezgadzanie się z nimi lub przez to, że mój głos powtarzają inni Żydzi, którzy nie są kolorowi. Zachowywałam się nieodpowiednio, jak twierdzili, nie dlatego, że moje argumenty są błędne, ale dlatego że nie jestem Żydówką.


Wyobraźcie sobie ironię, kiedy człowiek starający się o równą reprezentację, mówi równocześnie komuś, że nie jest mile widziany przy stole, ponieważ nie może odfajkować wszystkich rubryczek, do których powinien należeć. Wyobraźcie sobie skarżenie się na wykluczenie, wykluczając równocześnie innych. Wyobraźcie sobie skarżenie się na negatywne zachowania innych bez zdawania sobie sprawy z tego, że samemu zachowuje się w ten sam sposób.


Hipokryzja nie jest jednak jedynym powodem protestowania przeciwko rzucaniu takich oskarżeń; istnieje inny powód, by wyrzec się tego nowego trendu zarówno wewnątrz, jak poza społecznością żydowską, redukowania złego zachowania do koloru skóry, bowiem nie poprawia to złego zachowania; nie prowadzi do podparcia poczucia obywatelskiej odpowiedzialności, jakie powinniśmy mieć wzajem dla siebie i nie prowadzi do stworzenia prawego społeczeństwa. Zamiast tego jest to wybranie łatwego wyjścia, które daje niekończące się przekrzykiwanie się w mediach społecznościowych.


Kiedy biały policjant bezprawnie strzela do nieuzbrojonego czarnego człowieka i nadużywa swojej władzy, w mediach masowego przekazu nie mówimy o jego braku opanowania, powściągliwości lub braku lojalności wobec współobywatela. I na ogół to samo można powiedzieć, kiedy spotykamy uprzedzenia wobec czarnych w przeważająco białych, aszkenazyjskich miejscach, gdzie członkowie synagogi kwestionują czy czarny Żyd jest rzeczywiście prawdziwym Żydem. Mówimy tylko o białości, patologii, która służy własnemu poczuciu moralnej wyższości w ulotnych momentach gniewu i pasji. Nie mówimy o braku przyzwoitości tych, którzy źle się wobec nas zachowali – to wymagałoby okazania samemu tej przyzwoitości.


Nie robimy tego i dlatego są konflikty, uczucia wzajemnej agresji i żadnego rozwiązania problemów, przed którymi stoimy jako społeczeństwa. To jest szaleństwo i to będzie trwało, dopóki nie będziemy wystarczająco odważni i wystarczająco uczciwi, by żądać, by nasi przywódcy i nasze społeczności okazywały faktyczną przyzwoitość – a to jest możliwe tylko wtedy, kiedy sami okazujemy ją w naszym życiu. Nie wymaga to wściekania się na „białość”, ale na wady i występki zarówno w społeczności, jak i nasze w naszym osobistym życiu.


My Whiteness Problem

Tablet, 24 lipca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Chloé Valdary


Ukończyła studia na wydziale Stosunków Międzynarodowych University of New Orleans. w 2014 roku pisała o sobie:


„Mam na imię Chloe i jestem chrześcijanką. Miałam uczucie przerażenia w minionym roku, grozę, której większość świata nie zauważa. Rośnie czarna chmura niechęci do jednego z narodów. W pokoju międzynarodowych stosunków od dawna jest słoń, którego nikt nie widzi”.  

Od tego czasu zaangażowała się w walkę z antysemityzmem/antysyjonizmem.