„Ogniste sokoly” i dylemat - walczyć czy uciekać


Liat Collins 2018-07-21

INPA i Gilad Gabai, 17 lipca 2018.. (zdjęcie: INPA AND GILAD GABAI)
INPA i Gilad Gabai, 17 lipca 2018.. (zdjęcie: INPA AND GILAD GABAI)

To był nowy zwrot w obecnej wojnie środowiskowej prowadzonej z Gazy przeciwko Izraelowi. Po setkach latawców, balonów i wypełnionych helem prezerwatyw z doczepionymi urządzeniami zapalającymi, które spaliły ogromne połacie ziemi uprawnej, lasów i rezerwatów przyrody, w tym tygodniu Hamas wymyślił nową broń. Zapomnij o psach wojny i przywitaj to, co szybko zostało ochrzczone „ognistym sokołem”. 16 lipca pracownik Urzędu Przyrody i Parków Izraela (INPA) znalazł martwego sokoła pustułkę wiszącego na drzewie, za uprząż ze stalowymi drutami i materiałem zapalającym. Tego niosącego śmierć ptaka znaleziono po pożarze w parku narodowym Habesor.

Od wybuchu „wojny ogniem” około trzech miesięcy temu spalono niemal 700 hektarów ziemi w rezerwatach przyrody i parkach narodowych w pobliżu Strefy Gazy, jak mówi przedstawiciel INPA. Jest to ułamek ogólnych szkód wyrządzonych przez politykę spalonej ziemi Hamasu. 


Jak pisała 15 lipca Ilanit Chernick w „Jerusalem Post”, Izraelski Kongres Żydowski (IJC) wraz z zastępcą przewodniczącego Knesetu, Hilikiem Barem, rozpoczął globalną kampanię, by uświadomić zasięg zniszczeń, prezentując dane, z którymi ludzie łatwo mogli się identyfikować, szczególnie w ostatnich dniach mistrzostw świata w piłce nożnej. Z hasztagiem #IzraelPodOgniem pokazują, że ogólnie spalono  blisko 2000 hektarów ziemi, z grubsza odpowiednik 5000 boisk futbolowych.

Dyrektor wykonawczy IJC, Arsen Ostrovsky, powiedział Chernick, że skupili się głównie na Europie, skąd jedyną odpowiedzią na wojnę przez podpalenia była ogłuszająca cisza.   

Jest to cisza, która panuje także wśród zdewastowanej flory i fauny. Sam sokół prawdopodobnie zginął od ognia, tak jak zginęły gryzonie i inne małe zwierzęta, stanowiące jego pokarm, które zostały zmiecione z powierzchni ziemi przez szalejące pożary.

Kilkakrotnie pisałam o tym, bo prześladują mnie obrazy dzikiej zwierzyny, która nie mogła uciec przed płomieniami. Do tego tygodnia nie brałam pod uwagę możliwości, że terroryści Hamasu świadomie będą próbowali używać zwierząt, by spowodować jeszcze więcej zniszczeń.

“Jaki rodzaj człowieka wymyśla przyczepianie urządzeń zapalających do latawców i balonów, dziecięcych zabawek” – retorycznie pytał mnie w zeszłym tygodniu mój palestyński kolega, równie jak ja zaszokowany tą najnowsza bronią używaną przez Hamas i ich partnerów z Islamskiego Dżihadu. 


Być może „ogniste sokoły” nie powinny były nas zaskoczyć. Hamas konsekwentnie używa dzieci jako ludzkich tarcz, magazynuje broń w szkołach i odpala rakiety ze szkół. Również teraz, wykorzystuje dzieci do wysyłania zapalających latawców. Albo Izrael uderza w dzieci, wypracowując natychmiastowe zwycięstwo propagandowe dla Hamasu, albo pożary niszczą „syjonistyczną” ziemię, co podnosi morale terrorystycznej organizacji. I mów tu o dwóch pieczeniach przy jednym ogniu.  


Po znalezieniu sokoła INPA powiedział, że rozważa wniesienie skargi „zgodnie z właściwymi traktatami międzynarodowymi” w sprawie używania zwierząt do ataków terrorystycznych.

Musi być więcej nacisków na NGO i na rządy, by potępiły te ataki. Przyjaciele sugerowali zwrócenie się do PETA, by zajęła stanowisko. Pod koniec tygodnia ta organizacja praw zwierząt wydała bardzo ogólne potępienie na Twitterze, mówiąc ogólnie o używaniu zwierząt w wojnach. Nie umiem powstrzymać się przed myślą, że problem polega na tym, iż ofiary tej ekologicznej katastrofy są na terytorium Izraela.   

Świat zazwyczaj ziewa na cyniczne i systematyczne akcje Palestyńczyków, jak długo skierowane są one przeciwko Izraelowi. W końcu, od Izraela oczekuje się, że potulnie pogodzi się z setkami ataków rakietowych. Mój tydzień zaczął się, kiedy otworzyłam wiadomości w sobotni wieczór, żeby odkryć, że moi przyjaciele w Sderot nie mieli takiego samego spokojnego szabatu, jakim ja cieszyłam się w Jerozolimie. Około 200 rakiet i pocisków moździerzowych spadło na Południe Izraela między piątkiem wieczór a sobotą wieczór. Większość z nich przechwycił system obronny Żelazna Kopuła, ale niektóre spadły na dziedziniec synagogi i w innych miejscach. Czworo ludzi odniosło rany, a nie wolno nie doceniać realnych i długotrwałych ran emocjonalnych tych, którzy przeżyli szok. 

W duchu futbolowych analogii IJC należy zauważyć, że na wypadek ataku rakietowego mieszkańcy Sderot mają 15 sekund na złapanie swoich dzieci, starych rodziców i domowych zwierzaków i schowanie się w najbliższym schronie. Ilu piłkarzy biegających po boisku potrafiłoby to zrobić? Mieszkańcy tzw. „Koperty Gazy”, przylegającego do Gazy obszaru, mają tylko siedem sekund na dokonanie tego samego, ratującego życie wyczynu.

Poza płonącym sokołem w tym samym tygodniu wysłano więcej urządzeń zapalających i rakiet, wyrządzając szkody, między innymi, w przedszkolu i na dziedzińcu szkoły. Tylko ktoś o bardzo wypaczonej psychice może uważać to za „pokojowy” lub „uprawniony” protest Palestyńczyków.

Izrael musi teraz zdecydować, jak odpowiedzieć. Sednem sprawy jest pytanie: czy powściągliwość reakcji na zapalające latawce doprowadziła do eskalacji liczby i zasięgu tych ataków, czy też zapobiegła wojnie – wojnie, którą Izrael wygrałby militarnie, a Gazańczycy wygraliby na forum  światowej opinii publicznej? Obie strony odniosłyby wiele strat w ludziach.

Hamas trzyma Gazę żelazną ręką. Gdyby postanowił zakończyć wojnę pożarów, płomienie wygasłyby natychmiast.  Autonomia Palestyńska spogląda z Ramallah z zadowoleniem. Hamas jest jej przysięgłym wrogiem i niewielu by się przejęło w AP, gdyby Hamas wywołał atak odwetowy Izraela na dużą skalę. Sama AP zapewnia, że Gaza musi nadal cierpieć z powodu braku paliwa i elektryczności i nie wypłaca pensji, by zapewnić ekonomiczny kryzys.    

W tym tygodniu premier Benjamin Netanjahu dwukrotnie odwiedził Południe, częściowo w solidarności z jego mieszkańcami, częściowo, by uspokoić członków swojej bazy politycznej, którzy mówią, że nie robi on dosyć, częściowo, żeby przyglądać się manewrom wojskowym, a częściowo, żeby przekazać komunikat Hamasowi: „Nie sprawdzajcie nas”.  

Hasłem kampanii Hamasu wzdłuż granicy między Izraelem a Gazą, która trwa już czwarty miesiąc, jest „Wielki Marsz Powrotu”. Jest to próba odzyskania uwagi świata, która to uwaga osłabła, bo odciągnęły ją wojny domowe i masakry w krajach muzułmańskich w następstwie Wiosny Arabskiej. Ale nazwa tej kampanii wiele mówi: nie skupia się ona na pokojowym budowaniu państwa palestyńskiego w Gazie, ale raz jeszcze podkreśla pragnienie pozbycia się państwa żydowskiego. Raz jeszcze Palestyńczycy rozgrywają kartę ofiary, podczas gdy są agresorami.

Jak na ironię, podczas gdy członkowie Hamasu w Gazie maszerują na granicę, podpalają ziemię i zabijają zwierzęta, próbują przeniknąć do Izraela i grożą zabiciem i porwaniem izraelskich cywilów i żołnierzy, na północy Syryjczycy powiewający białą flagą zebrali się na granicy w pobliżu Kunajtry, prosząc o więcej pomocy i o schronienie. Izrael, choć odmówił im wejścia do kraju, dostarcza pomocy humanitarnej i medycznej.

Po całkowitym wycofaniu się Izraela z Gazy w 2005 r. Gaza mogła wybrać zostanie Singapurem nad Morzem Śródziemnym. Zamiast tego jej przywódcy wypełnili własne kufry i stała się jeszcze jednym upadłym państwem bliskowschodnim, jak Syria.

Palestyńscy przywódcy w Gazie wiedzą, że nie dostarcza się przesłania pokoju przez przyczepianie urządzeń zapalających do zabawek dziecinnych i do żywych stworzeń. Płonące  sokoły i gołębie pokoju różnią się upierzeniem i nie latają parami.


„Ognisty sokół” jest symbolem bardzo realnego dylematu Izraela, jak odpowiedzieć na potworności z Gazy: jest to dylemat walki lub ucieczki. Tymczasem Hamas, z jego wykorzystywaniem dzieci i zwierząt, kala własne gniazdo. Pora, by społeczność międzynarodowa przycięła skrzydła Hamasu i ostrzegła tę organizację terrorystyczną, że jeśli nie powstrzyma przemocy, nigdy nie będzie wolna jak ptak – będzie cierpieć katusze jak ten biedny schwytany sokół, którego umyślnie zadręczyli.


Fire falcons and the fight or flight dilemma

Jerusalem Post, 19 lipca 2018

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska



Liat Collins

Urodzona w Wielkiej Brytanii, osiadła w Izraelu w 1979 roku i hebrajskiego uczyła się już w mundurze IDF, studiowała sinologię i stosunki międzynarodowe. Pracuje w redakcji “Jerusalem Post” od 1988 roku. Obecnie kieruje The International Jerusalem Post.