Kaczka trojańska i jej wredne potomstwo


Andrzej Koraszewski 2018-07-18

Rysunek Ewy Maziarskiej do książki Wojciecha Maziarskiego.

Rysunek Ewy Maziarskiej do książki Wojciecha Maziarskiego.



 

Kradzione nie tuczy, ale lekarze to przed tobą ukrywają. Ja właściwie nie o tym, ale czytając o czymś innym, kątem oka dostrzegłem w poważnej gazecie, że lekarze znowu nie chcą, żebym się czegoś dowiedział, jak również, że przepłacam za elektryczność i że z tą elektrycznością to największy przekręt na świecie. Zmartwiony powróciłem do przerwanej lektury. Czytałem tekst o sprawach najwyższej wagi, a najwyższa waga pokazywana jest zazwyczaj w ręku jednej pani, z przepaską na oczach, która w drugiej ręce trzyma miecz. Krótko mówiąc, zważy, a jak się waga przechyli w złą stronę, to przyłoży. Starożytny symbol, dziś powinna mieć dokładniejszą, elektroniczną wagę i elektroniczną obrączkę, dla tych co potrzebują ciągłego nadzoru. A Temidę niewolono nie raz i nie dwa, zmuszając ją do nierządu. Więc te próby zmuszania Temidy do nierządu są sprawą najwyższej wagi w całym tego słowa znaczeniu.


Ale ja nie o tym, bo o tym to dziś wszyscy i słusznie. Nawiasem mówiąc, pamiętam jak w lutym minionego roku, dziesiątki tysięcy pobożnych muzułmanów protestowało w Dakce przeciw posągowi Temidy przed tamtejszym Sądem Najwyższym. Trudno się dziwić, u nich drugie przykazania Dekalogu traktowane jest śmiertelnie poważnie, a u nas w cywilizacji chrześcijańskiej, uznano, że coś się Panu Bogu pomyliło i dwójka spadła z wokandy. W muzułmańskim świecie nie było takiej cenzury, więc w Bangladeszu posąg greckiej boginii uznany został za obrazę boską, a jego usunięcie za sprawę najwyższej wagi. Co tu dużo mówić, sprawy najwyższej wagi przybierają różną postać, w zależności od potrzeb.


Ale ja nie o tym. Ukazała się książeczka Wojciecha Maziarskiego pod tytułem Czytanki o dobrej zmianie. Lektury z ćwiczeniami dla mord zdradzieckich i kanalii. Piotr Bratkowski twierdzi, że wzorowana na Opowiadaniach o Leninie Michaiła Zoszczenki i faktycznie na to wygląda, ale czy młodzi czytali Opowiadania o Leninie? Przecież taki pięćdziesięcioletni gówniarz nawet nie słyszał o Zoszczence. Tymczasem jak się polski przekład tych opowiadań ukazał w końcu lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia zabawa była przednia, bo niby dla dzieci i o Leninie, a ludzie kupowali jak ciepłe bułeczki. W końcu musiał się jakiś intelektualista na Mysiej zorientować, bo zaczęli je chyłkiem usuwać z księgarń, żeby się młodzież nie gorszyła, bo okazało się, że książeczka tak naprawdę to kpiny sobie robi z wodza narodów.


Ten Maziarski to też chyba jakiś mało poważny. Samej książeczki u nas w Dobrzyniu nad Wisłą nie sprzedają, ale podejrzałem trochę na stronie koduj24.



I co ja tam widzę, proszę Państwa? Zobaczcie sami, co pod datą 14 lipca znalazłem, pod znamiennym tytułem „Pan Prezes i akt zawierzenia”:

Przed punktami Caritasu natychmiast ustawiły się kolejki prezesów spółek skarbu państwa składających rezygnację oraz szeregowych towarzyszy zdających gotówkę, kosztowności i papiery wartościowe. Wszystkim było spieszno do wyzbycia się majątku, więc atmosfera była nerwowa i często wybuchały sprzeczki:

– „Pan tu nie stał, proszę iść na koniec kolejki!”

– „Ale ja mam więcej do oddania!”

– „A skąd pan wie, ile ja mam?! Może pozbywam się nieujawnionych korzyści majątkowych?”

Poważny dziennikarz, publikowany w poważnych mediach i takie rzeczy wypisuje. Doprawdy trudno się dziwić, że bez trudu znalazłem kilka recenzji informujących czytelników, że to straszne i niepoważne i w ogóle do niczego nie podobne. Chociaż jak pamiętamy, Piotr Bratkowski twierdzi, że podobne do opowiadań o Leninie. Ale ludzie różne rzeczy mówią, a szczególnie dziennikarze.


Czytanki o dobrej zmianie
ilustrowała rodzona matka Autora i muszę powiedzieć, że szczególnie zafascynowała mnie kaczka trojańska i wręcz zacząłem się zastanawiać, czy umiałbym sam zbudować taką, chociażby z patyczków po lodach (kłopot, bo nie jem lodów na patyku, ale mógłbym poprosić dzieci z pobliskich bloków, żeby dla mnie zbierały). Tak czy inaczej, wydrukowałem sobie kaczkę trojańską i powiesiłem na ściance półki z książkami, by wzrok miał na czym spoczywać, kiedy się nagle zamyślam.           

Wisi zatem rysynek pani Ewy Maziarskiej i co wzrok od ekranu oderwę, to na kaczkę trojańską wpadam, a to do różnych skojarzeń prowadzi, w zależności od tego, co wcześnej było na ekranie.   


Czytam ja sobie moją ukochaną „Gazetę Wyborczą”, której płacę, żeby mnie informowała o świecie, a tu pani Anne Applebaum informuje mnie, że:

Nie ma już miejsca na wątpliwości co do tego, że Władimir Putin pomógł mu wygrać wybory. A zatem z punktu widzenia Trumpa celem spotkania na szczycie było podziękowanie prezydentowi Rosji za jego pomoc.  

Spojrzałem na moją kaczkę trojańską i zadumałem się nad pytaniem, jak też się kaczka dziennikarska w fake news zamieniła? Przypomniałem sobie z nagła jak to w pamiętnym roku 1984 gazeta „New York Times” opublikowała  artykuł o młodym milionerze, który jest genialnym negocjatorem. Owszem egocentrycznym jak diabli, ale budzącym bezgraniczny podziw redaktorów, bo facet potrafi każdego przekonać, że w jego interesie jest robienie tego co Trump chce. A czego Donald Trump mógł chcieć od Putina? Z tego, co ja wiem (a przecież z pewnością wiem mniej niż Anne Applebaum), to chciał pogadać z Putinem o wojnie w Syrii, ten i ów domyślał się, że głównie o Iranie i że chciał Putina przekonać, że Iran jest równie groźny dla Rosji, jak dla Ameryki, więc warto to i owo uzgodnić i działać razem. Z pewnością nie było jego zamiarem dyskutowanie o hakerach. Żeby Trump rozmawiał z Putinem o hakerach, chciał zupełnie kto inny i ze strony pana Muellera była to próba podstawiania nogi własnemu prezydentowi, co dla postronnego obserwatora powinno być najzupełniej oczywiste. Fakt, Putin mieszał w Ameryce jak Obama w Izraelu (chociaż zabiegi Obamy były znacznie grubszymi nićmi szyte), ale wrzucenie pewnych informacji w tak dobranym momencie było bez wątpienia kaczką trojańską. Trump skwitował tę kaczkę trojańską wzruszeniem ramion, dając do zrozumienia, że pomoc Putina raczej nie była mu potrzebna i że wygrał wybory uczciwie i solidnie, a z Putinem się spotkał w sprawach poważniejszych.


Kaczki dziennikarskie są starsze od dziennikarstwa, jedne są trojańskie, czyli podstępne i zawierające wrogi ładunek, inne mogą należeć do repertuaru z gatunku opowieści barona Münhausena. Biednego Marco Polo, kiedy opowiadał o tym, co zobaczył w Chinach, podejrzewano, że snuje opowieści barona Münhausena, jednak opowieść o tym, że paskudni Polacy dokonali pod Grunwaldem pogromu pokojowo nastawionych chrześcijańskich duchownych, możemy jednak zaliczyć do kaczek trojańskich.


Oderwałem wzrok od rysunku, dochodząc do nieco tylko przesadzonego wniosku, że pokojowo nastawieni duchowni to odwieczny fake news, a na pytanie, co tam panie w polityce,  wypada odpowiedzieć,  że hakerzy trzymają się mocno, ale lubimy wierzyć, że jesteśmy dobrze poinformowani, w końcu wszyscy staramy się korzystać z dobrych źródeł.


A gdzie wredne potomstwo? Jak to gdzie? Niestety, wszędzie.